Tanioszka: Burnout Paradise

Tanioszka: Burnout Paradise

VergilDH | 26.05.2013, 09:00

W dzisiejszej Tanioszce kończymy z baśniowymi klimatami i zajmujemy się produkcją, która dostarcza graczowi wrażeń, jakich większość konkurencyjnych tytułów może jej tylko pozazdrościć. Mowa o Burnout Paradise – ostatniej, jak do tej pory, odsłony wspaniałej serii, za którą stoi ekipa Criterion Games.

Tytuł gry: Burnout Paradise

Dalsza część tekstu pod wideo

Data premiery: 25 stycznia 2008

Średnia ocen wg Metacritic: 87/100

Średnia ocen wg Gamerankings: 87.89%

 

Zalety:

 

Paradoksalnie, jedna z największych zalet Burnout Paradise jest jedną z niewielu wad tej produkcji. Mowa o nowych rozwiązaniach, które dały jej solidnego kopa i wprowadziły do cyklu powiew świeżości, ale jednocześnie nie przypadły do gustu wszystkim jego miłośnikom W zasadzie wszystko pozostało tu na miejscu, jednak... doczekało się mniejszych lub większych szlifów. W Burnout Paradise trafiamy do miasta Paradise City, w którym wyścigi uliczne (czy nielegalne – tego nie byłbym do końca pewien) są na porządku dziennym. Nie są to jednak tylko zwyczajne wyścigi, oj nie. Tutejsi kierowcy biorą bowiem udział w istnym maratonie zniszczenia, w trakcie którego złom sypie się wyjątkowo obficie, a o pięknych i lśniących samochodach nikt nawet nie myśli. Podobnie jak poprzednie części serii, Burnout Paradise to przede wszystkim efektowne kraksy, od których wręcz się tutaj roi. Już na pierwszy rzut oka wyraźnie jednak widać, że wszystko zostało tu postawione do góry nogami. Oto bowiem po raz kolejny otrzymaliśmy pakiet wyścigów do przejechania (na wygranie czeka grubo ponad sto zawodów), jednak nie zostały one upchnięte w żadnym menu, lecz... na mapie metropolii. Burnout Paradise jest grą z otwartym światem i wyraźnie czerpie inspiracje z takich gier, jak choćby seria Need for Speed – by wziąć udział w konkretnych mistrzostwach, musimy dojechać do określonego punktu na mapie i... zapalić gumę. Nie od razu jednak otrzymujemy dostęp do wszystkich wyścigów – w trakcie rozgrywki zdobywamy bowiem kolejne „prawa jazdy”, dzięki którym w nasze ręce wpadają coraz szybsze furki, a ilość zawodów widocznych na mapie sukcesywnie się powiększa. Oczywiście zestaw dostępnych w grze samochodów składa się wyłącznie z fikcyjnych furek, jednak pewne podobieństwa do istniejących aut są często widoczne. Do naszej dyspozycji oddano pokaźną gamę pojazdów, wśród których znalazło się miejsce na samochody sportowe, pojazdy, które doskonale radzą sobie z taranowaniem rywali oraz... motocykle. By jednak zasiąść za kierownicą jednego z tych ostatnich, musicie zaopatrzyć się w wersję Ultimate Box – co polecam z czystym sercem, gdyż wprowadza ona do rozgrywki całkiem sporo usprawnień, wliczając w to takie „oczywistości”, jak choćby zmienny cykl dnia i nocy.

 

 

Przejdźmy zatem do tego, co tygrysy lubią najbardziej, a więc do dyscyplin, w jakich możemy spróbować swoich sił. Tych jest całkiem sporo i zapewniam, że szybko Wam się nie znudzą. Możemy bowiem wziąć udział w klasycznym wyścigu, w którym liczy się pozycja na mecie, w zawodach, w których uciekamy przed oponentami, by nie pozwolić zniszczyć własnego pojazdu, w mistrzostwach, w trakcie których naszym zadaniem jest wykonanie jak największej ilości akrobacji w określonym czasie (mają one przełożenie na ilość zdobytych punktów), próbach czasowych, a także w trybie, w którym liczy się ilość naszych ulubionych „takedownów”, czyli eliminacji przeciwników. Niewiele gier wyścigowych potrafi przyciągnąć do ekranu, nieustannie strasząc nas widmem kraksy, po której nie pozostaje nam nic innego, jak uruchomić wyścig ponownie. W Burnout Paradise jest inaczej, gdyż to właśnie one sprawiają, że we krwi nieustannie znajduje się solidna dawka adrenaliny, a uczucie rywalizacji towarzyszy zabawie praktycznie bez przerwy. Niemała w tym zasługa efektów towarzyszących kolejnym kraksom – zapewniam, że system zniszczeń, jaki zaproponowała nam ekipa Criterion Games, nawet dzisiaj potrafi zrobić olbrzymie wrażenie. Blacha ochoczo się wygina, od samochodów odpadają kolejne elementy karoserii, a kiedy nie ma już co odpadać... cóż, pojazdy zaczynają przypominać bardziej kupę złomu, aniżeli zdatne do jazdy cztery kółka. Próba opisania tego słowami jest jak rozmowa ze ślepym o kolorach, wobec czego polecam obejrzenie jednego z dołączonych do tekstu materiałów (jeśli jakimś cudem do tej pory nie mieliście jeszcze styczności z serią). W grze obecny jest również tryb multiplayer, w którym wciąż można znaleźć chętnych do zabawy graczy – deweloperzy dorzucili tu także „imprezowy” wariant rozgrywki, pozwalający na wspólną zabawę przy jednej konsoli. Jest zatem w czym wybierać. Na koniec, nie wypada nie wspomnieć o soundtracku, który jest naprawdę znakomity – utwór „Paradise City” przygrywający nam w menu nastraja optymistycznie, a dalej wcale nie jest gorzej.

 

 

Wady:

 

Burnout Paradise nie jest niestety grą idealną. Wprowadzone przez twórców zmiany nie ograniczają się jedynie do konstrukcji gry – te nie ominęły bowiem również trybu wypadków, który w poprzednich odsłonach serii wręcz „zrywał czapki z głów”. Owszem, i tym razem jest przyjemnie, jednak odbijanie samochodu niczym piłeczki od innych pojazdów odrobinę ustępuje temu, co widzieliśmy poprzednio. Niby szczegół, jednak skutecznie potrafi zepsuć obraz całości dla wszystkich, którzy mają w pamięci jego odpowiednik w Burnout 3: Takedown. Warto również odnotować, że gra jest o wiele łatwiejsza od swoich poprzedniczek - w zasadzie żadnego problemu z zaliczeniem jej w stu procentach nie powinni mieć zarówno starzy wyjadacze, jak i nowi w temacie gracze, co oczywiście tym pierwszym niekoniecznie musi się podobać. Oprócz tego muszę jeszcze wspomnieć o tym, że w zasadzie nie warto interesować się podstawową wersją gry – pomimo że jest ona tańsza, brakuje w niej wielu elementów, bez których trudno sobie wyobrazić tę produkcję. Dlatego też, jeśli nie bawi Was pobieranie ton łatek i DLC, polecam właśnie edycję Ultimate Box – różnica w cenie wcale nie jest duża.

 

 

Werdykt:

 

Burnout Paradise to naprawdę świetna gra wyścigowa i, jak dotąd, ostatnia odsłona serii. Jeśli jeszcze jej nie sprawdziliście – koniecznie nadrabiajcie zaległości. Zwłaszcza że cena nie odstrasza, jak na produkt tej jakości – wystarczy przygotować około 50 PLN.

VergilDH Strona autora
cropper