The Rain – recenzja serialu. Duńska postapokalipsa

The Rain – recenzja serialu. Duńska postapokalipsa

Jędrzej Dudkiewicz | 05.05.2018, 16:30

Netflix zawitał tym razem do Skandynawii, a konkretnie do Danii. A jako że The Rain jest serialem postapokaliptycznym, który to gatunek bardzo lubię, od razu w dniu premiery zabrałem się do oglądania. I wciągnąłem się, co jednak nie znaczy, że wszystko w tej produkcji stoi na wysokim poziomie.

Zaraz zacznie padać deszcz. Byłaby to najnormalniejsza rzecz pod słońcem, gdyby nie fakt, że ktokolwiek da się zmoczyć, zostaje zarażony tajemniczym wirusem i umiera. W takich właśnie warunkach muszą funkcjonować rodzeństwo Simone i Rasmus, których w bezpiecznym bunkrze ukrył ojciec, pracujący dla potężnej korporacji, starającej się znaleźć lekarstwo na chorobę. W końcu jednak nadejdzie czas, by wyjść na zewnątrz i zobaczyć, jak zmienił się świat.

Dalsza część tekstu pod wideo

Jak łatwo się domyślić, nie wygląda on specjalnie przyjemnie. Tak to już jest po apokalipsie, że wszędzie szaro, buro i ponuro, a te osoby, które przetrwały kataklizm coraz bardziej przypominają bestie wyprane z jakiegokolwiek człowieczeństwa. Simone i Rasmus spotykają jednak grupkę podobnych im młodych ludzi i wyruszają wspólnie w dalszą drogę. The Rain, poza tym, że pokazuje do czego jesteśmy zdolni, by przetrwać, idzie nieco dalej i zastanawia się, czy po zagładzie jesteśmy w ogóle jeszcze w stanie odbudować pozytywne emocje i zachowania, nie mówiąc już o społeczeństwie jako takim.

Właśnie te momenty, w których bohaterowie mają chwilę, by zatrzymać się i zastanowić nad swoim postępowaniem, powiedzieć co czują podobały mi się najbardziej. Z drugiej strony warto zauważyć, że ewolucja postaci niekiedy jest mocno niekonsekwentna. Raz wydaje się, że dana osoba coś zrozumiała, z czymś się pogodziła, by za chwilę zmieniła swoje podejście do wszystkiego o 180 stopni. To jeden z licznych mankamentów scenariusza, który w celu stworzenia konfliktu (a nim żywią się wszak filmy i seriale) każe bohaterom zachowywać się w sposób iście idiotyczny.

Skoro już zacząłem narzekać na konstrukcję tej opowieści, to nie mogę też nie napisać, że The Rain jest pełne nielogiczności i ogranych do bólu schematów. W zasadzie nie doszukałem się tu choćby jednego oryginalnego pomysłu i cały czas miałem wrażenie, że oglądam skandynawską wersję Więźnia labiryntu. Bo są tu niemal wszystkie niezbędne elementy: potężna i złowroga korporacja, tajemnicza choroba, której rozwiązaniem może być grupka młodzieży, inny, lepszy świat za murem, etc. Pojawiają się też typowe dla produkcji dla młodzieży trójkąty, a nawet czworokąty miłosne, chociaż akurat te poprowadzone są akurat z wdziękiem i bez zbędnych dramatów, co stanowi duży plus. I dałoby się to pewnie wybaczyć, gdyby tylko wszystko to miało odrobinę więcej sensu. Chodzi mi o to, że dobrze by było, gdyby twórcy jasno i konsekwentnie sprecyzowali zasady rządzące tym światem. A tak nie do końca wiadomo chociażby, czemu – skoro wirus obecny jest w wodzie – ludzie w ogóle mogą przebywać na zewnątrz bez skafandrów. Podczas oglądania podobnych pytań jest znacznie więcej.

Na całe szczęście duński serial ma jeszcze kilka innych, poza już wspomnianymi, plusów. Należą do nich na pewno bohaterowie, a przynajmniej większość z nich. Na pierwszy plan bez wątpienia wysuwają się Simone i przywódca napotkanej grupy, Martin. Ją napędza miłość do młodszego brata, którym opiekuje się odkąd zmienił się świat. Sytuacja zmusiła ją, by zbyt szybko dorosła, z czym nie zawsze sobie idealnie radzi.

Jego z kolei dręczy to, co zrobił, a raczej czego nie był w stanie zrobić, w przeszłości. Przez to bywa zagubiony i odpycha od siebie ludzi. Jest między nimi dobra, niewymuszona chemia, co wychodzi The Rain na dobre. Zwłaszcza, że nie wszystkie postacie są podobnie dobrze skonstruowane. Jednym z powodów jest wspomniana już niekonsekwencja w prowadzeniu ich rozwoju, co widać przede wszystkim na przykładzie Beatrice i Patricka. Z kolei brat Simone, Rasmus, przez dużą część czasu – niezależenie od wieku – był według mnie nieznośnym gnojkiem.

Trudno więc zatem jednoznacznie ocenić The Rain. Z jednej strony jest to nieźle zrobiona i bardzo dobrze wizualnie wyglądająca postapokalipsa, z drugiej mnóstwo tu schematów, które sprawiają, że widz nie będzie niczym zaskoczony. Podobnych opozycji jest sporo. Koniec końców, chociaż serial nie realizuje potencjału, który w nim tkwił, to jednak mimo wszystko dostarczył mi całkiem sporo przyjemności. Jeśli powstanie drugi sezon, chętnie zobaczę dalsze losy Simone, Martina i reszty ferajny.

Atuty

  • Większość bohaterów
  • Porusza kilka ciekawych kwestii
  • Strona wizualna

Wady

  • Sporo nielogiczności, ogranych schematów i przewidywalności
  • Nie wszystkie postacie są dobrze skonstruowane

Duńskie The Rain do gatunku postapokalipsy nie wniesie nic nowego. Mimo to jest całkiem przyjemna produkcja, na którą spokojnie można poświęcić kilka godzin.

6,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper