Temat Tygodnia - Kingdom Come: Deliverance i tzw. rasizm

Temat Tygodnia - Kingdom Come: Deliverance i tzw. rasizm

Rozbo | 24.02.2018, 13:00

Kingodom Come: Deliverance ponownie odwiedza Temat Tygodnia, choć nie z powodów, o których mam chęć pisać. Nawet nie z powodów, o których powinienem w kontekście tej gry pisać. A jednak muszę.

W swoim długoletnim dorobku recenzenta na łamach PSX Extreme i PPE pisałem różnie. Robiłem dużo różnych błędów. Małych, dużych, merytorycznych, rzeczowych, stylistycznych i wielu innych, z których z perspektywy czasu nie jestem szczególnie dumny. Ale nigdy nie popełniłem takiego błędu, jaki względem Kingdom Come: Deliverance popełnił dziennikarz brytyjskiego Eurogamera.

Dalsza część tekstu pod wideo

Więcej przeczytasz na:

Kingdom Come: Deliverance jest oskarżone o rasizm, bo w 1403 roku w Czechach nie było czarnoskórych

Robert Purchase, ów recenzent, postanowił bowiem na potrzeby swojego tekstu zaprosić historyka. Ale nie po to, by ten sprawdził, jak bardzo gra Warhorse Studios wiernie oddaje realia Bohemii z roku 1403, tylko po to, by udowodnił, że na terenie Czech w owych czasach mogli i powinni się pojawić czarnoskórzy. Bardzo szybko okazało się, że nie tylko autor recenzji, ale i zaproszony historyk pomylili fakty, twierdząc m.in. że czeskie miasta Ołomuiec i Praga znajdowały się na słynnym Jedwabnym Szlaku...

Recenzent Eurogamera nie tylko popełnił błąd merytoryczny, dodatkowo kompromitując swojego rozmówcę, rzekomo specjalistę. Przede wszystkim zrobił coś, o co dotychczas  zwykło się oskarżać dziennikarzy zajmujących się tematyką polityczną (no i Polygon) - do z góry założonej tezy domontował argumenty. To karygodne, to coś, co powinno w moim odczuciu dyskwalifikować taką osobę jako dziennikarza. 

Wyobraźcie sobie teraz sytuację, w której zaczynamy tworzyć recenzje, gdzie najpierw wymyślamy sobie tezę, a potem jej bronimy, naginając treść tekstu do jej potrzeb. Uważamy np., że remake'i nie są potrzebne lub są szkodliwe dla branży, bo w naszym odczuciu próbuje się nam po raz drugi sprzedać ten sam produkt. Dlatego Shadow of the Colossus to gra, w której Sony wynajęło firmę "wyrobników" do nałożenia nowych assetów na gotowy projekt gry. Gry, która jest stara i odstaje od współczesnych standardów, bo otwarty świat jest pusty, nie ma zmiennego cyklu dnia i nocy, zaś kamera zachowuje się jak nienormalna, bo komuś w studio "wyrobników" nie chciało się nad nią popracować. W tekście recenzji celowo pomijamy fakt, że praca nad nową oprawą, a co więcej - nad tym, żeby możliwie najwierniej odwzorowywała oryginał - kosztowała ludzi z Bluepoint mnóstwo czasu i energii. Nie piszemy też o ponadczasowym przesłaniu Shadow of the Colossus oraz tym, że walki z kolosami nadal, po latach, wzbudzają niesamowite emocje. Czy taka recenzja byłaby cokolwiek dla Was warta? Pewnie nie.

Ale najgorsze jest to, że taka recenzja byłaby po prostu niebezpieczna, bo przez nie znającego szerszego kontekstu czytelnika (albo takiego, który nie porównuje tekstu recenzji z innymi źródłami) mogłaby być uznana za wiodące źródło informacji o grze.

W przypadku Kingdom Come jest to podwójnie niebezpieczne, bo dotyczy ważnych spraw społeczno-kulturowych. Recenza Eurogamera stawia grę i ich autorów w skrajnie niekorzystnym świetle, tymczasem wykonali oni kawał niesamowitej roboty, czyniąc wszystko co możliwe, by maksymalnie zbliżyć się do realiów Bohemii z początku XV wieku. Całe lata spędzili na researchu i zwiedzaniu miejsc, w których rozgrywa się akcja Kingdom Come. W sposób niesamowicie pieczołowity odwzorowali rzeczywiste średniowieczne budowle - klasztory, zamki i kościoły - które znalazły się w grze. To nie oni mają problem z rasizmem. Problem ma Robert Purchase, starając się desperacko znaleźć przejawy rasizmu tam, gdzie go nie ma. To żenujące i w naszej branży nie powinno mieć miejsca. 

cropper