Magazyn Filmowy. Oscary 2018, Superman i Shazam, nowe Cloverfield, Mission Impossible 6

Magazyn Filmowy. Oscary 2018, Superman i Shazam, nowe Cloverfield, Mission Impossible 6

3man | 27.01.2018, 15:00

Znamy już listę nominowanych do tegorocznych Oscarów. I znów obyło się bez niespodzianek, ciekawe jak wypadnie pod tym względem sama ceremonia wręczenia. Tymczasem przyjrzymy się pierwszym szczególikom dotyczącym solowego obrazu o Czarnej Wdowie, ponownym zawirowaniom wokół nowego Cloverfield (który to już raz?) oraz wieściom na temat m. in. Mission Impossible 6.

Znamy nominowanych do wzięcia udziału w tegorocznej gali wręczenia Oscarów

Dalsza część tekstu pod wideo

I znów obyło się bez zaskoczeń – to samo pisałem w przypadku Złotych Globów, ciekawe więc, czy chociaż sama ceremonia wręczenia Oscarów przyniesie jakaś niespodziankę, bo w temacie nominacji Akademia zagrała bezpieczną kartą. Jednak trzeba przyznać, że już trochę ciężej przewidzieć, kto będzie zwycięzcą – liczycie na powtórkę rezultatów Golden Globes? A może czeka nas znów festiwal nagradzania filmów politycznie zaangażowanych, oczywiście tych stojących po jedynie „słusznej” stronie? Ewentualnie pół na pół? Przekonamy się już 4 marca, a poniżej macie link do pełnej listy nominowanych.

pełna lista nominowanych


Superman może wystąpić w filmie o Shazamie

To co prawda plotka, ale jak dla mnie dość wiarygodna, bo jakoś dziwnie pasuje do sposobu myślenia decydentów DC i Warner Bros. Otóż w widowisku Shazam!, o którym pisałem tutaj tydzień temu, ma się podobno pojawić Superman. A właściwie, gwoli ścisłości, powinienem powiedzieć, że będzie to aktor Henry Cavill, gdyż nie wiadomo jeszcze, w kogo miałby się rzekomo wcielić – w Clarka Kenta czy może jednak Supka (albo jednego i drugiego?). Nie jest powiedziane też, czy miałaby być to jakaś większa rola, czy może zwykłe tzw. cameo. Spekuluje się jednak – jako że Supcio ma także podobno wystąpić w obrazie Black Adam, gdzie miałby walczyć z tytułową postacią – iż byłoby to coś mniejszego, przecież dziwne byłoby, gdyby nagle w co drugim filmie Superman zabierał znaczącą część czasu ekranowego. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, skąd w ogóle pomysł wrzucania bohatera, w którego dość nieźle wciela się Henry Cavill, do kolejnych filmów z „uniwersum” DC. Otóż mówi się, że Warner do spółki z właśnie DC boi się... że fani zapomną o Kryptończyku (prawdopodobnie chodzi o to, że mogą stracić nim zainteresowanie). Ciekawy punkt widzenia, jak najbardziej chyba potwierdzający brak wiary decydentów w swoje rozłożone na wiele filmów przedsięwzięcie. W sumie jak to jest: Superman to najbardziej nudny heros wszech czasów, czy jednak chcielibyście go widzieć jak najczęściej na kinowych ekranach?


Akcja „metoo” doprowadza do coraz większych absurdów

Zdobywca zeszłorocznego Oscara za najlepszą rolę męską, Casey Affleck, nie pojawi się na marcowej gali rozdania tych najbardziej prestiżowych nagród w branży filmowej. To dość osobliwa sytuacja, gdyż aktor jest właściwie zobowiązany do wręczenia nagrody zwyciężczyni w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa (to taka tradycja, rok temu Casey otrzymał Oscara z rąk Brie Larson, laureatki za rok 2016). Poinformował już jednak Akademię o swojej decyzji. Powodem tej niecodziennej sytuacji są podejrzenia o molestowanie seksualne pod adresem Afflecka. Sprawa była już głośna rok temu, jednak teraz wraca ze zdwojoną siłą za sprawą akcji „metoo”. Chodzi o zdarzenie z 2010 r. „Brat Batmana” pracował wtedy na planie filmu I’m Still Here i został oskarżony o niewłaściwe zachowanie względem dwóch współpracownic. Konflikt miał swój finał w sądzie. Co ciekawe, zakończył się on ugodą – nic dziwnego, skoro w obronie Afflecka stanęły m. in. inne kobiety pracujące przy tym obrazie. Jednak najwyraźniej dla dzisiejszych oszołomów ugoda oznacza tyle, co przyznanie się do winy. Z tego też względu to wydarzenie ciągnęło się za aktorem i robiło mu czarny PR, do tego stopnia, że wspomniana Brie Larson, wręczywszy mu statuetkę, nie przyłączyła się do gromkich owacji dla niego. Dziś, za sprawą inicjatywy „metoo”, Casey wciąż musi znosić wypominanie mu rzekomego molestowania w przeszłości, które, przypomnijmy, nie zostało mu udowodnione (w dzisiejszych czasach na ugodę idą nawet osoby niewinne, takie jest obecne prawo, co zrobić). Chyba nic dziwnego, że aktor nie ma ochoty znosić nabzdyczonych spojrzeń koleżanek po fachu zarażonych akcją „metoo” i słuchać uszczypliwych komentarzy.


Mission: Impossible 6 ma już podtytuł

Nasz ukochany scjentolog postanowił założyć profil na Instagramie. Oczywiście ma to związek z promocją nadchodzącej szóstej części przygód Ethana Hunta. Cruise uderzył z grubej rury – już w pierwszym poście ujawnił podtytuł MI 6. Otóż brzmi on bardzo dumnie i efektowanie, szczególnie z naszego punktu widzenia: Fallout. Nie wiadomo jednak, do czego odnosi się ta nazwa. Fallout oznacza bowiem opad nuklearny (pył radioaktywny), ale także niekorzystne konsekwencje podjętych decyzji. Niewiele wiadomo jak dotąd o fabule, ale zdradzono, że Hunt będzie musiał poradzić sobie z nieprzewidzianym i niepomyślnym rezultatem swoich działań, których intencje były dobre. Czyli pasowałoby tu jedno ze znaczeń. Podzielono się też jednak informacją, jakoby bohater grany przez Toma Cruise’a miał wraz ze swoją ekipą wziąć udział w desperackim wyścigu z czasem. Czyżby więc chodziło także i o drugie znaczenie słowa Fallout i protagonista będzie musiał zapobiec wybuchowi bomby atomowej? Ciekawe, czy chodziłoby tu o samą siłę rażenia takiej broni czy może właśnie o tytułowy opad. Być może dowiemy się z czegoś ze zwiastuna, który ma zostać puszczony podczas finału Super Bowl (4 lutego).


Nowe Cloverfield niestety może ominąć kina

Ciąg dalszy zamieszania wokół nowego obrazu z „uniwersum” Cloverfield, który zapowiada się na najlepszą część tej świetnej i specyficznej serii. Pisałem już w niniejszej rubryce o wielokrotnym przekładaniu premiery tego znakomicie prezentującego się (w teorii, ale jednak) filmu, a tu dochodzi kolejny problem. Okazuje się, że ciągłe zmiany daty wypuszczenia tej produkcji to w zasadzie mały pikuś w porównaniu z tym, że… w ogóle możemy nie zobaczyć jej w kinach. Ów projekt wytwórni Paramount, znany też pod tytułem God Particle, może podzielić los Anihilacji – wstępnie wyglądającego na hit filmu z Natalie Portman w roli głównej, którego dystrybucję poza Ameryką Północną i Chinami powierzono Netflixowi (nie mam pojęcia, czy to oznacza, że Anihilacja ukaże się także na polskiej wersji platformy). Ponoć dobrze poinformowane ptaszki ćwierkają, że taki sam los czeka właśnie następne Cloverfield, którego datę premiery po wielu perturbacjach ustalono na drugą połowę kwietnia. Możliwe, że wielokrotnie z jakiegoś powodu przesuwane na kolejne terminy God Particle w końcu sprawiło, że Paramount zwątpiło w sens tego przedsięwzięcia i chętnie zrzuciłoby odpowiedzialność za ten projekt na Netflixa, który póki co nie komentuje sprawy. Najważniejsze, żebyśmy w jakiś sposób mieli szansę po ludzku zapoznać się z tym obrazem, bo zapowiada się on bardzo intrygująco. Fabuła opowie o astronautach, którzy wskutek awarii akceleratora cząstek na stacji kosmicznej stają się świadkami zniknięcia Ziemi. Nawiążą jednak kontakt z inną stacją i podobno poznają przerażającą prawdę na temat otaczającej nas rzeczywistości.


Film o Czarnej Wdowie powoli nabiera kształtu

Włodarze Disneya i Marvela mają bardzo ambitne plany względem postaci Natashy Romanovej, czyli Czarnej Wdowy. Wcielająca się weń Scarlett Johansson zapewne będzie chciała wspiąć się na wyżyny swych aktorskich umiejętności, bo ma otrzymać za rolę aż 25 milionów dolarów, co już stanowi rekord jeśli chodzi o gażę dla kobiety w hollywoodzkim blockbusterze, a może dojść do tego jeszcze premia w wysokości 6 baniek, jeśli obraz zarobi ponad 900 milionów na całym świecie (co jest bardzo prawdopodobne). Decydenci korporacji Myszki Miki wierzą, że film wygra nie tylko finansową rywalizację z Wonder Woman, ale też artystyczną. Aby zapewnić sobie to drugie, jako scenarzystkę zatrudniono Jac Schaeffer, która napisała fabułę do ponoć hitowego, „kobiecego” obrazu Nasty Women (premiera: 10 sierpnia 2018). Mimo tych zdawałoby się pozytywnych informacji mam pewne wątpliwości, czy produkcja o Czarnej Wdowie da radę zawalczyć z Wonder Woman. Kaliber postaci, jej historia i pochodzenie oraz czas obecności w popkulturze są po stronie Diany Prince, talent i doświadczenie twórców też wydają się wyższe wśród twórców solowych przygód Księżniczki Amazonek, poza tym Natasha Romanova może mieć problem raczej ze strony widowiska o Captain Marvel, które będzie pierwszym „kobiecym” filmem w MCU (w roli głównej wystąpi Brie Larson), więc autorzy przygód Czarnej Wdowy mogą odczuwać presję za sprawą czy to sukcesu, czy porażki tego obrazu.


Źródło: własne
cropper