Razer DeathAdder Elite - recenzja sprzętu

Razer DeathAdder Elite - recenzja sprzętu

Wojciech Gruszczyk | 28.11.2016, 13:05

Każda firma systematycznie odświeża swoje produkty. Korporacje często dopieszczają nawet bardzo dobre oraz świetnie działające urządzenia i nie inaczej jest w przypadku Razer DeathAdder Elite. Najnowsze wcielenie znanej, kultowej myszki oferuje graczom sympatyczne odświeżenie, które jednak nie rewolucjonizuje sprzętu. 

W 2006 roku Razer wrzucił na rynek kilka nowych urządzeń, wśród których znalazł się niepozorny DeathAdder. Myszka była pierwszym ergonomicznym modelem przygotowanym specjalnie dla graczy, która pobiła zainteresowanie Copperheada oraz Diamondbacka. Inżynierowie z amerykańskiej korporacji w obliczu tak wyjątkowej sprzedaży mogli postąpić tylko w jeden sposób – ulepszać już ten naprawdę dobry sprzęt. W konsekwencji na przestrzeni dekady pojawiły się na rynku lepsze oraz gorsze „aktualizacje” kultowego gryzonia, które w gruncie rzeczy nie miały rewolucjonizować przyjętego wzorcu, a tylko w drobny sposób go ulepszać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie inaczej jest z najnowszym modelem. DeathAdder Elite to wcielenie swojego dziesięcioletniego brata, które najbardziej przypomina DeathAdder Chroma. Urządzenie jest w zasadzie skromną modernizacją tego sprzętu, ale przyjęte zmiany powinny zadowolić najbardziej wymagających graczy.

Chwytasz i chcesz grać

Moje pierwsze spotkanie z DeathAdder Elite to kilka miłych wspomnień. Jeszcze w czasach swojej „e-kariery” miałem okazję testować wszystkie modele myszek Razera i w swoim czasie to DeathAdder znajdował się na moim biurku najdłużej. Po chwyceniu w łapę „elitarnej wersji” poczułem wielką wygodę. Twórcy zaoferowali znane wymiary (127 mm x 70 mm x 44 mm), które w dodatku zostały idealnie wyprofilowane do prawej dłoni. Urządzenie świetnie leży w ręce, jest lekkie (zaledwie 105 gramów), a każdy z palców ma swoje miejsce na myszce. Miłymi akcentami są również gumowe wstawki które znalazły się na bokach produktu – to właśnie na nich spoczywają kciuk, serdeczny oraz mały palec. Nad gumą z prawej  strony zostały dodane dwa przyciski, ale nie jest to innowacja w prezentowanej linii, choć muszę przyznać, że ponownie klawisze spisują się naprawdę dobrze.

Cała myszka została stworzona z przyjemnego w dotyku materiału, który się nie ślizga, a jednocześnie pozwala dobrze trzymać sprzęt. Dobrą wiadomością dla e-sportowców na pewno będą dwa dodatkowe klawisze – w końcu autorzy zdecydowali się dodać nad rolką przyciski pozwalające (początkowo) zmienić DPI. A już wspominając o samym scrollu to otrzymał on tym razem chropowate wykończenie, które pozwala lepiej ustawić palec – ten sam patent znamy z między innymi Mamba Tournament Edition.

Jeszcze pod względem wyglądu na pewno muszę dodać, że Elite ponownie otrzymał podświetlenie Chroma, które możemy dowolnie dostosowywać. Dzięki aplikacji Razer Synapse otrzymujemy dostęp do zmieniania kolorów, intensywności, czy też włączania różnych wariantów wyświetlania barw. Nie jest to jakakolwiek innowacja, ale dobrze przyjęta koncepcja ponownie się sprawdza.

Diabeł tkwi w szczegółach

Może i pod względem wyglądu otrzymaliśmy wyłącznie kosmetykę, to jednak już trudno nie wspomnieć o zmianach kryjących się we wnętrzu gryzonia. Inżynierowie zastosowali w urządzeniu nowy sensor optyczny 5G, który pozwala osiągnąć myszce czułość na poziomie 16 000 DPI. Przy przyspieszeniu sięgającym do 450 cali na sekundę (50g) i bardzo wysokim odwzorowaniu rozdzielczości (RA na poziomie 99,4%) trudno tutaj mówić o lepszych parametrach. Pod tym względem otrzymujemy urządzenie najwyższej klasy, które może trafić w łapy wszystkich profesjonalnych graczy. Dodatkowo Razer odświeżył mechaniczne przełączniki, które są tworzone przez firmę Omron – nowe klawisze są zoptymalizowane do najszybszej reakcji na kliknięcie, a według dostępnych informacji każdy ma przeżyć do 50 milionów aktywacji.

Dla wielu mogą to być wyłącznie suche liczby, ale po kilku dniach testów nie doświadczyłem w propozycji Amerykanów najdrobniejszych problemów z odczytywaniem ruchów dłoni. Za każdym razem trafiłem w pożądane miejsce i mogłem bez problemu wykonać potrzebną akcję. Na potrzeby testów odświeżyłem swoją znajomość z Warcraft III: The Frozen Throne, StarCraft II, Diablo III i World of Warcraft, a szczególnie dobre wrażenia myszka zrobiła na mnie w przypadku dwóch pierwszych tytułów. Już wcześniejsze modele DeathAdder radziły sobie naprawdę dobrze w strategiach czasu rzeczywistego i w przypadku Elita nie ma mowy o jakichkolwiek niedogodnościach. Nie będę ukrywał, że specjalnie zainstalowałem legendarnego Warcrafta, by podwoić wspomniane wcześniej, miłe wspomnienia – kontrola herosa, poszczególnych jednostek, atak na creepy, czy dobry balans pomiędzy micro a macro… Tych rzeczy się nie zapomina, a DeathAdder Elite jest wprost stworzony do takiej rozgrywki. Dobrą wiadomością dla obeznanych w tym świecie graczy będą poprawione przełączniki – we wcześniejszych modelach (głównie pierwsze partie klasycznych DeathAdderów) pojawiał się dziwny odgłos podczas klikania lewego przycisku, ale tym razem nie ma mowy o takich niedoróbkach.

Jak już wspomniałem Razer ponownie zdecydował się wykorzystać oprogramowanie Synapse i po włączeniu programu automatycznie pobierają się najnowsze sterowniki. W przypadku Elite możemy oczywiście dostosować czułość, przyspieszenie, wspomniane oświetlenie, stworzyć macra, pobrać specjalne ustawienia pod dane produkcje oraz oczywiście dostosować sześć z siedmiu klawiszy – nie można tylko zmienić ustawienia lewego przycisku. Ta aplikacja nadal charakteryzuje się prostotą wykonania i ponownie nie zawodzi, bo nawet początkujący gracze odnajdą się w tych kilku zakładkach.

Do testów Razer DeathAdder Elite otrzymaliśmy również podkładkę Razer Gigantus, która spisuje się idealnie w tym zestawie. Na pierwszy rzut oka rzuca się rozmiar produktu (455 x 455 x 5) – nie każdy będzie mógł sobie pozwolić na takiego kolosa, ale mata nadaje się do rozgrywki w niskich ustawieniach DPI. Twórcy zdecydowali się zastosować grubą piankę, która nie męczy dłoni, a dodatkowo zastosowana tkanina pozwala na szybkie przemieszczanie się myszki. Sporym plusem propozycji jest dodatkowe obszycie – ten element docenią gracze, których podkładki rozpruły się podczas intensywnych sesji. Gigantus jest bez wątpienia dobrym uzupełnieniem DeathAdder Elite.

[ciekawostka]

Bez rewolucji. Po prostu myszka dla każdego

Największym atutem najnowszego urządzenia Razera jest bez wątpienia jego wszechstronność. To jedna z najwygodniejszych myszek, której wielkość została dobrze wypośrodkowana (pasuje do mniejszych i większych dłoni), a oferuje kilka dodatkowych przycisków. Z ponadprogramowych klawiszy nie musimy tak naprawdę korzystać i wtedy dostajemy bardzo dobrze skrojonego, ale standardowego gryzonia. Pod względem wyglądu trudno tutaj o efekt „wow”, bo twórcy zdecydowali się na bardzo bezpieczne rozwiązanie – znany wygląd, rolka, podświetlenie i dodatkowe przyciski. Siła sprzętu leży jednak w jej specyfikacji, ale to już docenią najbardziej doświadczeni gracze, którzy oczekują od urządzeń perfekcji. Tutaj na pewno nikt nie będzie narzekał.

DeathAdder Elite to sympatyczna ewolucja znanej myszki, ale nie można oczekiwać po niej wielkiej rewolucji. Kolejny raz twórcy udoskonalają już naprawdę dobry sprzęt i oferują porządny gadżet, który tym razem zadowoli bardzo szerokie grono odbiorców.

 

Podsumowanie

+ Idealny sprzęt dla profesjonalnych graczy (parametry!)
Wyjątkowa wygoda
Dodatkowe przyciski
Razer Chroma jak zawsze nie zawodzi
Razer Synapse pozwala dostosować sprzęt pod własne preferencje
- Brak rewolucji i efektu „wow”
Twórcy mogliby w końcu zaryzykować 

Źródło: własne
Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper