Recenzja komiksu Thunderbolts tom 2: Czerwony postrach. Ekipa remontowa uderza ponownie

Recenzja komiksu Thunderbolts tom 2: Czerwony postrach. Ekipa remontowa uderza ponownie

Wojciech Gruszczyk | 30.10.2016, 10:34

W komiksowych opowieściach nie brakuje grup superbohaterów, którzy jednoczą siły, by wspólnie zdetronizować wielkie zło. W przypadku Thunderbolts sprawa wygląda odrobinę inaczej, ale nie można odebrać tej grupie jednego – wyjątkowych indywidualności. Szkoda tylko, że ponownie scenariusz nie potrafi okiełznać tej zgrai. 

Tytułem wstępu pewnie warto wyjaśnić, że Punisher, Venom, Deadpool, Elektra oraz Mercy zostają zwerbowani przez Czerwonego Hulka. Znany generał Ross prosi te wyjątkowe postacie o pomoc, ale jednocześnie oferuje im możliwość wykonania własnych misji. Taka kusząca opcja skłania zgraję indywidualistów do współpracy, jednak jak można się łatwo domyśleć – tutaj nikt nie zamierza oddać przywództwa.

Dalsza część tekstu pod wideo

W pierwszej opowieści zgraja nazwijmy ich… Bohaterów wpada w niemałe kłopoty, przez które ląduje w łodzi podwodnej i wyrusza w pościg za transportowcem. To właśnie w tym małym miejscu odbywa się główna akcja historii, lecz po zapoznaniu się z lekturą wiem, że czegoś tutaj brakuje. Ponownie grupa postaci nie ufa sobie, każdy chodzi swoimi ścieżkami, nikt nie zamierza nikogo słuchać i w konsekwencji ponownie pojawia się tutaj sporo nudnych wątków. Powiedzmy sobie szczerze – dostaliśmy formację pierwszoplanowych zabójców, więc autor powinien skupić się na walce, a zamiast tego ponownie zarysowane są poboczne i moim zdaniem niepotrzebne tematy. Brak zaufania do „organizatora imprezy”, romans pomiędzy postaciami, utarczki herosów… Odniosłem wrażenie, że te „dodatkowe” tematy zajmują za dużo miejsca i przez to podstawowa opowieść nie mogła odpowiednio rozwinąć skrzydeł.

Chociaż sam wątek główny nie zawodzi. Pojawia się „wielki wróg”, który może być dla niektórych sporym zaskoczeniem i szkoda jedynie niewykorzystania jego potencjału. W konsekwencji rywalizacja nie przejmuje odpowiedniego formatu, choć po dłuższym zastanowieniu mam też wrażenie, że sam autor nie udźwignął problemu. Mając taką ekipę, musisz przygotować odpowiednie zagrożenie, a tego tutaj po prostu nie ma. W zasadzie sam „Czerwony” może poradzić sobie z przeciwnikami, więc Venom oraz Punisher są w zasadzie niepotrzebni. Ten problem pojawił się już w pierwszym tomie, ale tam scenarzysta wpadł na pomysł rozdzielenia ekipy i każdy otrzymał swoją robotę. Tutaj zabrakło takiego pomysłu, więc nie trudno narzekać.

Nie mogę przy tym powiedzieć złego słowa na walki, bo te nie zawodzą. Gdy już przechodzi do rywalizacji to zespół wykazuje się nie lada zdolnościami i w mgnieniu oka opanowuje sytuację. Jedynie czego może brakować to porządniejszych żartów Deadpoola, który mógłby ubarwić niejedną scenę. Heros ma zazwyczaj więcej do powiedzenia, ale jako Thunderbolts wyraźnie nie potrafi zaakcentować swojego miejsca w drużynie. Z tym problemem w pewien sposób borykają się wszystkie postacie, bo formacja jest złożona z naprawdę „kłopotliwych” indywidualności, które choć prezentują się świetnie w solówkach, to już mają spore problemy podczas zadań zespołowych.

Przy tym całym gderaniu nie mogę jednak nie zauważyć pracy Phila Noto. Rysownik wywiązuje się ze swojej pracy w 100%, bo każda namalowana scena wygląda dobrze, a konfrontacje mają odpowiedni, mocniejszy charakter. Mam wrażenie, że tylko właśnie pod względem oprawy komiks prezentuje oczekiwaną jakość, bo graficy – jest jeszcze Steve Dillon, który przygotował ostatni zeszyt – potrafią odpowiednio zaprezentować każdego bohatera. A właśnie wspominając o Dillonie to miał on okazję przedstawić najmocniejszą stronę scenariusza, bo historia na końcu nieźle się rozkręca. Szkoda jedynie, że musimy czekać tak długo na większy pozytyw, ale ta sytuacja dobrze rokuje w przypadku kontynuacji. Możemy mieć nadzieję, że w końcu historia udźwignie ciężar tych indywidualności.

Czerwony postrach prezentuje się minimalnie lepiej od Bez pardonu, ale nadal nie jest to poziom, który możemy wymagać od tak zacnej ekipy. Mamy tutaj wyjątkowe postacie, które po prostu nie mają okazji do zaprezentowania swojej siły. Jeśli kolejna przygoda zostanie nakierowana na samych herosów, a poboczne wątki będą tylko dodatkiem, to możemy otrzymać historię godną Thunderbolts.  

  • Tytuł: „Thunderbolts" tom 2: „Czerwony postrach"
  • Scenariusz: Daniel Way, Charles Soule
  • Rysunek: Phil Noto, Steve Dillon
  • Wydawnictwo: Egmont
  • Data publikacji: 17.08.2016 r.
  • Tłumaczenie: Paulina Braiter
  • Liczba stron: 132
  • Format: 165x255 mm
  • Oprawa: miękka ze skrzydełkami
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Wydanie: I
  • Cena: 39,99 zł
Źródło: własne

Atuty

  • Mocne walki
  • Historia nabiera rozpędu
  • Świetne rysunki

Wady

  • Niewykorzystany potencjał
  • Niektórzy bohaterowie się "nudzą"

Jest lepiej, ale... Nadal możemy oczekiwać więcej. Ta ekipa zasługuje na ciekawszą opowieść, ale ta może nadejść już w trzecim tomie.

7,0
Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper