Recenzja filmu „Alicja po drugiej stronie lustra” - Powrót obłędu

Recenzja filmu „Alicja po drugiej stronie lustra” - Powrót obłędu

Dawid Muszyński | 28.05.2016, 08:00

Wiadomość, że za kontynuację „Alicji w Krainie Czarów” zabiera się kto inny niż Tim Burton była dla mnie sporym zaskoczeniem. Dlatego dość nieufnie poszedłem na nią do kina.

Alicja dorosła i już nie przypomina tej zagubionej dziewczynki z opowiadania autorstwa Lewisa Carrolla. Jest żądną przygód kobietą, niezrozumiałą przez resztę swojego społeczeństwa. Powraca do Krainy Czarów, gdzie też nie dzieje się najlepiej. Kapelusznik popadł w ostrą depresję, która może zakończyć jego żywot. Alicja postanawia wyruszyć w podróż w czasie, by odkryć przyczyny owej depresji. Tu właśnie pojawia się nowa postać z którą przyjdzie jej się zmierzyć – Czas.

Dalsza część tekstu pod wideo

W „Alicji po drugiej stronie lustra” obserwujemy niezwykle szybkie tempo akcji jak na film dla dzieci. Nie ma tu wielu miejsc na złapanie oddechu. W pewnym momencie zaczyna to przeszkadzać, ponieważ wiele wątków i postaci za szybko ucieka nam z ekranu. W pewnym momencie zaczynamy czuć się jak ten spóźniony królik – wiecznie w biegu. 

W porównaniu z poprzednią częścią doszło do wielu zmian. Zacznijmy od tej najistotniejszej. Tim Burton postanowił usunąć się w cień i film oddać w ręce Jamesa Bobina, a samemu zadowolić się rolą producenta. Trzeba przyznać, że ta decyzja wszystkim wyszła na dobre. Kontynuacja filmu sprzed 6 lat wypada lepiej od oryginału. Reżyser nie był skrępowany opowieścią, którą wszyscy dobrze znają i mógł tworzyć własną rzeczywistość. Dzięki temu mógł się skupić na genezie powstania postaci z Krainy Czarów. Dowiedziałem się na przykład skąd wziął się Kapelusznik, co jest kością niezgody pomiędzy królowymi itp. Mnie takie podejście do historii odpowiada. Przy poprzedniej części wszyscy zarzucali Burtonowi, że przesadził z szaleństwem wykreowanych przez siebie postaci. Bobin wyciągnął wnioski z tamtej krytyki. Jego wersja jest bardziej stonowana, co nie znaczy wcale, że postaci straciły na swojej oryginalności. Weźmy na przykład grany przez Sashę Barona Cohena, Czas. Jest perfekcyjnym czarnym charakterem. Jego kreację można porównać z tą z „Hugo” Martina Scorsese. Jest on w mojej ocenie najlepszą z atrakcji, jakie ma do zaoferowania ten film i dla którego warto się na niego wybrać do kina, a nie obejrzeć w telewizji. Do tego dochodzi jeszcze Helena Bonham Carter jako Czerwona Królowa, która za każdym razem gdy pojawia się na ekranie kradnie całe show. Moją uwagę przykuła także Mia Wasikowska, która znakomicie czuje się w roli dorosłej Alicji. Do twarzy jej z rolą silnej, pewnej siebie kobiety. Najsłabiej z całej obsady wypada Johnny Depp, którego Kapelusznik znów jest przekombinowany, choć dużo mniej niż ostatnio. Można odnieść wrażenie, że zbyt często gra mocno wykręcone charaktery, a zbyt rzadko takie jak choćby postać Jamesa Bulgera z „Paktu z diabłem”, przez co nabrał pewnej złej maniery.

W jednym James Bobin postanowił jednak „przebić” Burtona – w kolorach. W jego filmie są one jeszcze bardziej żywe i rażące w oczy. Jego kraina przypomina obraz po eksplozji tęczy. Zewsząd jesteśmy atakowani pełną gamą barw. Widz potrzebuje sporo czasu, by się do tego przyzwyczaić. Zwłaszcza na seansie 3D. Reżyser zadbał także byśmy dokładnie wiedzieli, że znajdujemy się w baśniowej krainie. Wszystko tu jest nierealistyczne – albo za duże, albo za małe lub po prostu zbyt zwariowane by istnieć w realnym świecie.

Źle dobrano też muzykę. Wybrane utwory jakoś nie współgrają klimatem z tym co dzieje się na ekranie. Nie podbijają emocji w taki sposób jaki powinny. Jest to o tyle dziwne, że za ścieżkę dźwiękową odpowiada sam Danny Elfman. Najwidoczniej swoje najciekawsze baśniowe utwory wykorzystał już w filmie „Oz Wielki i Potężny”.

Warto podkreślić, że w oryginalnej wersji usłyszymy również Alana Rickmana, dla którego był to niestety ostatni występ. Choćby dla niego warto zrezygnować z dubbingu. Innym powodem może być fatalnie użyczający głosu Kapelusznikowi Cezary Pazura. 

Źródło: własne

Atuty

  • Helena Bohnam Carter jako Czerwona Królowa
  • Sacha Baron Cohen jako Czas

Wady

  • Nierówna fabuła
  • Słaba muzyka
  • Zbyt szybkie tempo opowieści

Miałem zerowe oczekiwania w stosunku do tego filmu, więc nie byłem wielce rozczarowany. Jednak z kina jakoś mocno oczarowany też nie wyszedłem. Takie kino familijne ze średniej półki.

6,0
Dawid Muszyński Strona autora
cropper