Commodore vs Atari - starcie dwóch potęg i wojenki polskich fanbojów

Commodore vs Atari - starcie dwóch potęg i wojenki polskich fanbojów

Mateusz Gołąb | 25.12.2015, 16:00

Szał na komputery do grania, z dużym opóźnieniem, dotarł również do Polski, by podzielić miłośników nowoczesnych technologii na dwa nienawidzące się wzajemnie obozy. Poznajmy krótką historię obu firm i przyjrzyjmy się klimatom panującym wśród społeczności graczy w polskiej rzeczywistości połowy lat 80.

Ralph Baer miał plan. Marzył o domowym systemie elektronicznej rozrywki, przy którym całe rodziny z dziećmi spędzałyby popołudnia na dobrej zabawie. Nie spodziewał się jednak, że wypuszczając na rynek, po długiej i konspiracyjnej pracy, pierwszą na świecie konsolę zwaną Odyssey położy fundamenty pod jedną z najbardziej prężnie rozwijających branż na świecie. W ten sposób powstały w 1972 w konsole do gier wideo, które bardzo szybko trafiły do serc konsumentów. Nic więc dziwnego, że, niemal natychmiast, znalazły się całe rzesze naśladowców.

Dalsza część tekstu pod wideo

Trzmiel z Polski

Firma Commodore założona przez Jacka Tramiela od lat szukała na siebie pomysłu. Jej założyciel trudnił się z początku naprawą maszyn do pisania. Nie było to jednak zbyt przyszłościowe zajęcie. Nie tylko technologia bardzo szybko parła do przodu, ale ta gałąź rynku została przechwycona przez Japończyków, co doprowadziło do bankructwa wszystkie małe firmy zajmujące się produkcją i konserwacją urządzeń do pisania. Jack, jako dosyć przedsiębiorcza osoba, odkrył przysłowiową żyłę złota zajmując się maszynami liczącymi. Największym przełomem była jednak jego wyprawa do Japonii. Tramiel miał powrócić z niej bogatszy o wiedzę z zakresu zdrowej konkurencji i zapewne tak się stało. Przy okazji w głowie zakiełkował mu również pomysł na zbudowanie elektronicznego kalkulatora.  Od tej pory nazwa Commodore stała się synonimem kieszonkowych liczydeł. Do czasu, gdy niezwykle uzdolniony inżynier – Chuck Peddle dołączył do firmy w ramach umowy o zakup MOS Technology, Inc. – jednego z dostawców chipów dla urządzeń. Chuck przekonał Tramiela, że kalkulatory nie są już przyszłościowe.

Tak powstał komputer Commodore PET, który zaprezentowany został szerszej publiczności w 1977 roku. Było to urządzenie o tyle ciekawe, że mieściło się w małym pudełku z monitorem, trochę jak konsole. Poważna elektronika, a zwłaszcza komputery, kojarzyły się jeszcze w tamtym okresie z ogromnymi konstrukcjami upstrzonych chaotycznie rozsianymi po nich kolorowymi diodami i tajemniczymi szpulami obracającymi się na froncie maszyny. Od tego momentu Commodore przekształciło się w firmę komputerową.

[ciekawostka]

Dwie paletki i piłka

W tym samym roku, w którym do sprzedaży trafiło Odyssey, Nolan Bushnell oraz Ted Dabney z Syzygy Entertainment założyli Atari. Firma, przez pierwsze lata swojego istnienia, koncentrowała się na tworzeniu gier automatowych, by z czasem, na wzór Ralpha Baera, skupić się na domowej rozrywce. Dzięki temu w 1974 roku, w mieszkaniach wielu amerykanów, pojawiła się mała maszynka z gałkami pozwalająca swoim nabywcom na rozegranie partyjki w Ponga na ekranie telewizora. Gra była bezpośrednim portem automatowego tytułu pod tym samym tytułem, będącego po prostu zwykłym plagiatem jednej z nienazwanych gier dołączonych do Magnavox Odyssey. Oczywiście takie działanie musiało zakończyć się pozwem, ale sprawa nigdy nie oparła się o salę sądową, gdyż Bushnell zdecydował się, mając na uwadze budżet firmy, na ugodowe zakończenie sporu.

Prawdziwa rewolucja nadeszła dopiero dwa lata później, gdy Atari postanowiło wprowadzić na rynek urządzenie umożliwiające dokupowanie gier na oddzielnych nośnikach. Elastyczność miała stanowić jej atut. Każdy mógł grać w to, na co miał akurat ochotę, nie będąc ograniczanym jedynie do wbudowanej w konsolę małej biblioteczki gier. Atari Video Computer System zostało z czasem przemianowane na Atari 2600. W międzyczasie doszło również do zmian kadrowych wewnątrz firmy, z której, w wyniku pewnej kłótni, odszedł Bushnell.

Atari 2600 odniosło ogromny sukces, gdyż pozwalało graczom przenieść doświadczenia znane z salonów gier do własnego mieszkania. Porty nie były nawet ładne wizualnie, ale w tamtych czasach wystarczała obietnica podobnej w swej formule rozrywki

Pracuj i się baw

Tramiel nie zatrzymał się na wprowadzeniu technologii do życiowej prozy przeciętnego zjadacza chleba. Przystępna cenowo maszyna do pracy to jedno, ale to właśnie rozrywka jest najbardziej dochodowa. Commodore postanowiło przeprojektować swój komputer tak, by nadawał się zarówno do pracy, jak i pozwalał na odrobinę relaksu przy mniej lub bardziej skomplikowanej zabawie. Mieli w rękach pewien argument w postaci maszyny wielozadaniowej, której obecność w każdym domu można usprawiedliwić chociażby tym, że przydatna jest podczas wykonywania codziennych obowiązków. W 1981 roku Commodore zaprezentowało VIC-20 reklamując go hasłem: „Po co masz kupować tylko grę wideo?”. O sukcesie takiego podejścia świadczyły liczby – do rąk użytkowników trafiło 2.5 miliona urządzeń.

Większy problem na tym polu miało Atari, które musiało udowodnić, że ich urządzenia są czymś więcej, niż tylko samą maszynką do grania. Inaczej odcinali się od sporej rzeszy potencjalnych klientów. Stąd też zapadła decyzja o zaprojektowaniu zupełnie oddzielnej linii sprzętowej, która podobnie jak mini komputery, zamknięta zostanie w obudowie z klawiaturą. Miało to rozszerzyć funkcjonalność urządzenia, a ci, którym zależało jedynie na grach mogli przecież zainwestować w następcę AVCS – Atari 5200. Zabawy nie brakowało, bo firma wypuszczała gry praktycznie hurtowo, co zresztą odbiło się czkawką nie tylko jej, ale również całej branży.

Do agresywnej kampanii marketingowej prowadzoną przez Commodore zatrudniono Williama Shatnera znanego z roli kapitana Kirka w serialu Star Trek

Bitwa w obliczu wielkiego krachu

Rok 1983 był ciężkim okresem dla Atari. Nie dość, że doprowadzili do spektakularnego załamania się rynku, to jeszcze weszli w otwartą bitwę z Commodore i kilkoma innymi producentami komputerów. Przede wszystkim ponosili ogromne straty ze względu na astronomiczną liczbę gier i urządzeń jakie zalegały na półkach sklepowych. Wypuszczając na rynek większą liczbę produktów, niż konsumenci byli w stanie sobie nabyć, utopiono monstrualne kwoty pieniężne. Straty Atari szacuje się na blisko 500 milionów dolarów. Niektóre amerykańskie sklepy próbowały nawet rozdawać gry za darmo, aby pozbyć się zalegających pudełek. Często bezskutecznie. Gry wideo powoli zaczynały stawać się reliktem przeszłości, co wynikało bezpośrednio z braku jakiejkolwiek kontroli jakości w tytułach wypuszczanych przez Atari. Gracze zaczęli tracić zainteresowanie. Także konsola z liczbą 5200 na końcu nazwy nie radziła sobie najlepiej, co dodatkowo pogłębiało tragedię.

Z drugiej strony – trzeba było sobie radzić z konkurencją. Wydane w tamtym czasie Atari 800  trzymała się nieco w tyle Commodore 64, które zachwycało świetną jakością dźwięku i grafiki. Wiele osób twierdzi, że to właśnie bardzo mocna specyfikacja C64 doprowadziła do powstania demosceny. W pewnym momencie Tramiel podjął trudną dla firmy decyzję, która ostatecznie okazała się trafiona i zmiotła całą konkurencję. Drastycznie obniżył cenę VIC-20 i C64. Umiejętna kontrola ponoszonych kosztów i mocne promocje bardzo szybko doprowadziła do stanu, w którym Commodore sprzedawało więcej komputerów, niż wszystkie inne firmy razem wzięte.

[ciekawostka]

Atari znalazło się na skraju upadku. Firma nie poradziła sobie w bitwie z konkurencją na polu domowych komputerów i jednocześnie nie miała już czego szukać w temacie konsol, gdyż o mało nie doprowadziła do końca całej branży gier telewizyjnych. Tym bardziej, że gaszeniem pożaru zajmowało się właśnie Nintendo, których urządzenie znacznie przewyższało dotychczasowe dokonania Atari w kwestii technologii. Wydawało się, że to już będzie koniec tej marki, ale firmę uratował... Jack Tramiel, który 1 lipca 1984 odkupił firmę od dotychczasowych właścicieli.

Spóźnieni kibice

Polska była ciekawym polem do wojenek użytkowników. Tak, jak dzisiejsi gracze bardzo często wykłócają się o wyższość pomiędzy PlayStation nad Xboksem lub odwrotnie, tak na naszym podwórku toczył się bój o komputery. Jest to o tyle interesujące, że zjawisko „wojenek fanbojów” na zachodzie skupione było raczej na środowisku czysto konsolowym (Sega does what Nintendon’t!) podgrzewamy zresztą często przez samych producentów. U nas miało to prawdopodobnie bardziej pierwotne korzenie. W epoce, gdy każda nowinka technologiczna docierająca do Polski była już przestarzała, każdy z nas chciał być najlepszy. W ten sposób dochodziło do bezpośredniego porównywania wzajemnych sprzętów, a różnorodne pisma polecały kompletnie inne maszynki  kierując się bardziej osobistymi preferencjami, niż jakimikolwiek obiektywnymi przesłankami.

Oczywiście na tym się nie skończyło. Użytkownicy poszczególnych platform zaczęli wymyślać różnorodne prymitywne wierszyki i powiedzonka, która miały pogrążać posiadaczy konkurencyjnego urządzenia. Wyśmiewano nie tylko jakieś konkretne elementy lub problemy danego sprzętu, ale rzucano także całkiem irracjonalne i gimnazjalne stwierdzenia. Często adekwatne zresztą do wieku piszącego. Warto wspomnieć także osławioną Anty-Atari Song, czy też przypomnieć sobie polską demoscenę, w obrębie której również kreatywnie wyrażano niechęć do „tych drugich”.

Kawał historii polskich gier wideo. Cokolwiek, by o tym nie mówić...

Do nakręcania Atarowców i posiadaczy Commodore dołączyły z czasem pierwsze gamingowe magazyny,które pojawiły się na rynku. Top Secret właściwie nie przebierał w słowach, wrzucając wszystko, co podesłali mu użytkownicy. Secret Service przynajmniej ograniczył się do publikowania śmiesznych rysunków, nie zagłębiając się w konkretną dyskusję nad temat wyższości jednego nad drugim. Powód był prosty – można było na tym skorzystać sprzedając kilka egzemplarzy magazynu więcej.

Największą ironią losu jest jednak to, że w połowie lat 80., gdy te urządzenia zaczęły przemykać się do naszych domów, a pierwsi „fanboje” opuszczali pieczary, by próbować przekrzyczeć opozycję, żadne z tych komputerów nie liczył się już na rynku. Żaden nie był dobry. Kwestia wyższości nie miała sensu, nawet gdybyśmy rozważali faktyczne różnice technologiczne obu sprzętów. Oto w małym europejskim kraju ludzie darli szaty nad 8-bitami, gdy reszta świata miała ich już 2 razy więcej, a Jack Tramiel i tak uratował Atari. Nie mówiąc już o tym, że niedługo później odszedł z Commodore.

Na koniec przypomnijmy jeszcze parę powiedzonek wymyślonych podczas wojenek z lat 80. Pisownia oryginalna.

Commodorowców powsadzamy do grobowców

Gdybys spotkal atarowca nie udawaj ze to owca, skop z gumowca, walnij w glupia twarzoszczenke a na glowie rozbij beczke

Chcesz być trup - Commodore kup

Atari wcześnie rozpoznane jest uleczalne

Co znaczy skrót Atari-PC - Atari Personal Calculator

W Commodore muzyka pogrzebowa, a grafika ołówkowa

 

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper