Graliśmy w Resident Evil: Umbrella Corps - jest całkiem nieźle

Graliśmy w Resident Evil: Umbrella Corps - jest całkiem nieźle

Mateusz Gołąb | 17.09.2015, 19:32

Sieciowa strzelanina będąca spin-offem legendarnej serii horrorów nie brzmi dobrze nawet na papierze. Zanim jednak przekreślicie ten tytuł „z zasady” spróbujcie dać u szansę. Wciąga jak banda wygłodniałych zgniłków.

Był niegdyś taki tytuł, jak Resident Evil: Operation Raccoon City. Nikt go nie lubił mimo tego, że była to gra całkiem zacna w kooperacji. Średnia technicznie – owszem, ale przynosząca grającym ogromną ilość zabawy. Co łączy tę produkcję z ledwie, co ogłoszonym Resident Evil: Umbrella Corps? Obie gry nie mają zbytnio związku z oryginalną serią i są jakby na siłę podpięte pod znaną markę. Wszystko po to, by produkt lepiej poradził sobie na rynku. W końcu nowe IP nie mają łatwo i prościej jest sprzedać coś, co jest już dobrze kojarzone przez odbiorców. Nie, żeby w ostatnich latach seria Resident Evil miała dobrą opinię, ale generalnie rozumiecie podstawowe założenia.

Dalsza część tekstu pod wideo

Umbrella Corps miałoby szanse spokojnie zaistnieć w growym świecie o własnych siłach. Prawa rynku są jednak okrutne i nie tak dobrze rokujące produkcje przemijały bardzo szybko zupełnie niezauważone. Najnowszy spin-off serii Resident Evil to sieciowa, kompetytywna strzelanina. Na tym polu konkurencja jest ogromna i niewykluczone, że gdyby nie popularna marka świecąca na zwiastunach, to ta zapowiedź utonęłaby w cieniu Battlefronta i Black Ops 3. A tak – wszyscy o niej mówimy, piszemy, a nawet gramy!

Odsuńmy od razu na bok wszelkie kwestie techniczne. Grałem oczywiście w dosyć wczesną wersję tego projektu, ale i tak nie sądzę, by trafił on na piedestał najładniejszych gier roku. Jest mocno średnio w kwestii wizualnej i to kolejny punkt łączący nowy tytuł z Operation Raccoon City. Najważniejsze jest jednak wnętrze, prawda?

Twórcy opisują grę, jako niezwykle dynamiczny i jest to prawda. Rozgrywka wydaje się szybka i intensywna. Walki mają miejsce na relatywnie małych arenach, po których lawirujemy pomiędzy zombiakami próbując zdjąć członków drużyny przeciwnej. Nie wiemy jeszcze, czy pojawią się bardziej solowe tryby. Na targach mogliśmy bawić się jedynie grupkami w dosyć specyficznej odmianie deathmatcha, w której nikt nie mógł się respawnować. Zgon oznaczał przejście do trybu widza, a śmierć całej ekipy równał się punktowi przyznanemu drużynie przeciwnej.

Co robią tam umarlaki? Pełnią formę przeszkadzajek. Każdy z graczy posiada na plecach pewien specjalny „nadajnik” sprawiający, że zombie wyczuwają nas, jako „swoich”. Gdy ten zostanie zniszczony, zaczynają dodatkowo nas atakować. Fajny i oryginalny patent, który wnosi do strzelankowej formuły tę odrobinę potrzebnej świeżości wyróżniającej Umbrella Corps spośród innych strzelanek. Możemy także dać się ugryźć zgniłkowi w rękę. Wojacy mają mocne pancerze, a zombie przyczepione do naszego ciała stanowi świetną żyw… martwą tarczę

Na początku meczu tradycyjnie wybieramy klasę z dopasowanym pod nią uzbrojeniem. Ja wcieliłem się w postać ofensywną, uzbrojoną w karabin oraz pistolet. Wyciągając alternatywną broń, żołnierz zakłada jednocześnie mini tarczę, którą trzyma przy samej twarzy efektywnie chroniąc się przed headshotami. Czad! Ponadto mamy do dyspozycji krótkodystansowy „brainer” będący swojego rodzaju demoniczną kosą.  Jest ona niezwykle efektywna w starciach z bliska. Dobrze wymierzony cios potrafi zdjąć przeciwnika jednym uderzeniem.

Bardzo dynamiczna akcja nie oznacza całkowitego porzucenia aspektów taktycznych. Ich pierwszym aspektem są wspomniane już klasy. Drugi, to system osłon. Manualny. Wreszcie jakaś gra, w której postacie nie przylepiają się, gdy tylko podejdę do ściany. W odpowiednich miejscach na ekranie pojawia się informacja, że tutaj właśnie możemy przykleić się do przeszkody. Wychylanie się zza niej odbywa się analogowo. Im mocniej wdusimy spust, tym mocniej bardziej nasz wojak wychyli swoje ciało.

Małą trudność sprawiło mi przyzwyczajenie się do kamery. Teoretycznie jest to trzecio osobowa strzelanina. W praktyce obraz zawieszony jest niekomfortowo blisko barku postaci, co wygląda po prostu dziwnie. Nie wpłynęło to nazbyt drastycznie na mój odbiór gry, ale wyjątkowo rozpraszało przez pierwsze minuty spędzony z tym tytułem.

Podsumowując – Resident Evil: Umbrella Corps dobrze rokuje i za sprawą ciekawej, nieco odmiennej mechaniki może stanowić dobrą odskocznię od wielkich i znanych marek. Fani strzelanek oraz gier o  zombie zdecydowanie powinni zaznaczyć tę grę na swojej liście zakupów.

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper