Konami – kolejny zwykły dzień w japońskiej firmie

Konami – kolejny zwykły dzień w japońskiej firmie

Mateusz Gołąb | 03.08.2015, 18:00

Opublikowane przez Nikkei informacje wywołały wielkie zdziwienie. Konami japońskim obozem pracy? Nie, to zwykła korporacja, która działa podobnie jak wiele innych w Kraju Kwitnącej Wiśni. Wyjaśnijmy pewne sprawy.

Pisaliśmy dzisiaj na temat artykułu, jaki pojawił się w poczytnej i szanowanej gazecie Nikkei, która w Japonii zajmuje się zagadnieniami związanymi z biznesem i finansami. „Niepotrzebni pracownicy” zajmujący się sprzątaniem sal fitness, składaniem maszyn do Pachinko albo ochroną pomieszczeń? Tragedia, prawda? Z naszego punktu widzenia – owszem. Tak to może wyglądać z perspektywy Europejczyka wychowanego na tutejszych wzorcach pracowniczych. Ze strony Japończyka, już niekoniecznie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Zwrócę tylko uwagę – nie bronię Konami. Absolutnie nie podoba mi się zachłyśnięcie się rynkiem mobilnym i ukierunkowanie firmy na małe gierki. Nie mam niestety na to większego wpływu i jedyne co mogę zrobić, to tupnąć nóżką. Najbardziej zaskakująca jest dla mnie sytuacja Hideo Kojimy. Zakładałem parę miesięcy temu, że mogło pójść o jego ambicje. Pomijałem jednak w tym wszystkim wątek finansowy, a jak się okazuje, cały ten dramat jest wypadkową obu czynników. Hideo za dużo wkładał w swój projekt kasy, a firma nie miała z tego przychodów i w końcu musieli się wkurzyć. Japońska, ale jednak korporacja. Zauważcie tylko, że we wszystkich newsach mówiono bardziej o wchłonięciu ekipy Kojima Productions i sygnowaniu gier nazwą Konami. 

Dlaczego o tym piszę? Bo zarówno sprawa „niepotrzebnych pracowników”, jak i Kojimy ma głębszy sens jeżeli spojrzymy na nią z perspektywy kulturowej.

Bo widzicie – w Japonii pracy się nie traci, o ile nie odejdzie się samemu. A odchodzenie zwykle jest na wskroś nieopłacalne. O ile nie rozkręcimy własnego biznesu, to w każdej firmie rozpoczynamy od zera, niezależnie od tego, jak wysokie stanowisko piastowaliśmy do tej pory. Tak po prostu jest.

Zajmijmy się najpierw ambitnym, niedoszłym reżyserem Kojimą. Z perspektywy firmy zmarnował absurdalną kwotę pieniędzy tylko po to, aby wydać grę, która być może i stanie się hitem na skalę światową, ale jednak jest produktem mało opłacalnym na tle wyprodukowanej za grosze mobilki Dragon Collections. Przygotowanie jej zajęło mało czasu, pochłonęło minimalne pieniądze i przyniosło horrendalne zyski. Korporacja próbuje złapać ten wiatr w żagle i kieruje się w stronę komórkowej wyspy skarbów ciągnąć za sobą olbrzymi wór z balastem zwany Metal Gear Solid. Wór, który od 2010 roku stale rośnie z każdą kolejną przesuniętą premierą. Urósł nawet na tyle, że na rynku musiało pojawić się Ground Zeroes. To, bądźmy szczerzy, płatne demo, przynajmniej do pewnego stopnia udowodniło, że ten projekt ma jeszcze rację bytu. Kto wie, czy inaczej Konami nie pogrzebałoby po prostu nowych przygód Snake’a?

Tak wygląda największy kasowy hit Konami ostatnich lat. Czy tego chcemy, czy nie

Najwyraźniej kolejna obsuwa była już dla szefostwa przesadą. Ostatnia szansa na terminowe wypuszczenie gry została pogrzebana, Kojima i reszta znikają jako marka i zostają rozrzuceni po firmie. Proste. Oczywistym jest jednak, że ambitny i światowy twórca nie zgodzi się na takie traktowanie i w ten sposób docieramy do nieprzedłużenia umowy z firmą.

Co natomiast z resztą? Naturalny stan rzeczy. Inne marki, nawet te znane, przestają być potrzebne, bo szefostwo uznaje je za zbyt mało dochodowe. Lepiej zrobić małą grę mobilną, która przyniesie miliony. A skoro w Japonii ludzi się raczej nie zwalnia tak po prostu, to zostają oni przeniesieni do mniejszych prac, takich jak "kołchozowe" czyszczenie sali fitness. Tę sytuację doskonale obrazuje pewne stwierdzenie, które niegdyś przedstawił mi mój nauczyciel od japońskiego:


W Japonii, nawet jeśli nie dajesz sobie rady z pracą, to znajdą ci miejsce w kącie, postawią biurko i zatrudnią do przyklejania znaczków na koperty.

Zauważmy, że w europejskiej firmie dostalibyśmy, często z dnia na dzień, wypowiedzenie i pusty karton do spakowania swoich rzeczy z biurka.

Nie jestem w stanie usprawiedliwić kwestii wywoływania ludzi publicznie, gdy ktoś siedzi zbyt długo na przerwie. Uznałem jednak, że warto wyjaśnić tę jedną kwestię, która wbrew pozorom nie jest aż taka nadzwyczajna biorąc pod uwagę japońską kulturę pracy i wszelkie związane z nią kwestie. Ot, dzień jak co dzień w dużej japońskiej firmie.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Metal Gear Solid V: The Phantom Pain.

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper