Wiedźmin 3: Dziki Gon - druga opinia oraz galeria screenów z PS4!

Wiedźmin 3: Dziki Gon - druga opinia oraz galeria screenów z PS4!

Roger Żochowski | 13.05.2015, 14:06

Nasza recenzja trzeciego Wiedźmina wywołała spore kontrowersje, a większość czytelników miała ochotę wypatroszyć szczerego do bólu Gołębia. Jako że sam mam za sobą blisko 40 godzin gry postanowiłem skonfrontować swoje wrażenia z opinią Mateusza

Najbardziej palącą kwestią było przyznanie za grafikę oceny 6. Od dawna jestem zdania, że noty za elementy cząstkowe nie są miarodajne i tylko wprowadzają niepotrzebne zamieszanie. W kwestii oceny oprawy nie do końca jednak zgadzam się z Mateuszem.

Grafika w Wiedźminie 3 jest nierówna - to fakt. Najbardziej bolą spadki animacji. Co ciekawe nie uświadczymy ich praktycznie w ogóle podczas pierwszych godzin gry. Gdy jednak odwiedzimy jakieś większe miasta czy staniemy do walki z chmarą wrogów tytuł lubi sobie solidnie chrupnąć. Niestety czasami dzieje się tak nawet podczas obracania kamerą w miejscach, w których mamy dużo szczegółów. Gra cierpi też na doczytywanie się tekstur i elementów otoczenia, oraz dość dziwną animację skoku Geralta. Wkurzają również słabsze tekstury, oraz loadingi. Na powrót do gry po śmierci oraz podczas przenoszenia się za pomocą szybkiej podróży czekamy czasami nawet 40 sekund! Nie do końca podoba mi się też wygląd wody, która na pierwszych trailerach prezentowała się obłędnie. Downgrade jest więc widoczny gołym okiem, ale nie oznacza to, że gra jest brzydka. Wręcz przeciwnie. 




Były momenty, w których szczękę podnosiłem z podłogi u sąsiada z dołu. Zachody słońca są piękne. Może i oślepiają gracza, ale wjeżdżając do Novigradu w blasku rzucających pomarańczową poświatę promieni namiętnie wciskałem przycisk share na padzie. Krajobrazy są niesamowite - zapomniane leśne wioski, stare zamczyska otoczone bagnami, jaskinie, przepiękne górskie pasma, wysepki, archipelagi, ciągnące się po horyzont pola z kwitnącymi kwiatami. A wszystkiemu temu towarzyszy bogata fauna i flora. Prawdziwa orgia zaczyna się podczas burzy - roślinność wygina się na wszystkie strony, deszcz zasuwa aż miło, a my pędzimy w towarzystwie walących piorunów i budującej niesamowity nastrój muzyki. Takie momenty naprawdę poruszają. Zgadzam się jednak z Mateuszem, że gdy przyjrzymy się niektórym teksturom z bliska wychodzą na wierzch niedociągnięcia. Czytając recenzję CD Action odniosłem wręcz wrażenie, że dla pecetowca wersja konsolowa to żart. "Mógłbym się nad nią pastwić, ale prawdę mówiąc nawet nie mam ochoty: po prostu odradzam wydawanie pieniędzy zarówno na nowe konsole, jak i na Wiedźmina w wersji PS4." - napisał w recenzji Berlin, redaktor wspomnianego magazynu, choć nie sposób odnieść wrażenia, że autor jest mocno uprzedzony do konsol. Biorąc pod uwagę to, że świat w trzecim Wiedźminie jest ogromny i świetne zaprojektowany, jestem usatysfakcjonowany z tego, jak gra wygląda. Zwłaszcza, że modele postaci znakomicie współgrają ze stroną artystyczną gry. Nie mamy wprawdzie do czynienia z nową jakością - co zapowiadały pierwsze pokazy - ale jest na czym zawiesić oko. 

Niestety wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie mamy tu do czynienia z jednym wielkim światem. Główna mapa jest ogromna i spędzimy na niej masę czasu, ale do części miejscówek dostaniemy się tylko i wyłącznie za pomocą fast travel. Są to choćby wyspy Skellige, znany z playtestów obszar Biały Sad, czy słynny zamek w Kaer Mohren. Trzeba przyznać, że design tych miejscówek jest jednak na tyle unikalny, że można przymknąć oko nawet na niewidzialne ściany, które w towarzystwie odpowiedniego komunikatu zawracają nas z powrotem do danej lokacji.




Tytuł czerpie garściami ze słowiańskiej mitologii. W bestiariuszy znajdziecie całą masę świetnie i niejednokrotnie żartobliwie opisanych bestii. Nie pamiętam już gry, w której tak wsiąknąłbym w klimat. Intrygi polityczne, tajemniczy Dziki Gon przynoszący ze sobą zimny podmuch śmierci, czy w końcu takie tematy jak prostytucja, rasizm (polowanie na czarownice, podejście do elfów), sekty religijne a nawet gwałty, które przecież podczas wojen są na porządku dziennym. Wiedźmin łączy realizm z magią, sielankę wiejskiego życia z mrocznymi wątkami. Ten świat żyje i jest niesamowicie wiarygodny. Również dzięki świetnym, polskim glosom - słychać, że dialogi powstały z myślą o naszych rodzimych graczach. Nie mamy wrażenia, że to tylko dubbing zrobiony na bazie angielskiej wersji, nawet jeśli czasami razi sztucznością. 

W grze nie brakuje nawiązań zarówno do naszej polskiej kultury jak i dzieł zagranicznych. jednak to Polacy wyłapią najwięcej smaczków i easter eggów. I nie chodzi tu nawet o to, że Wiedźmin wali w każdym barze kielicha "przepalarki". Dialogi to małe mistrzostwo świata - pełne sarkazmu, ironii i staropolskiej mowy. Kurwy lecą na lewo i prawo, ale nawet przeklinający jak szewc bandyta robi to z taką gracją, że nie pozostaje mi nic innego jak bić pokłony ekipie naszych rodaków. Złapałem się nawet na tym, że podsłuchiwałem rozmowy napotkanych NPCów. Z czasem ich kwestie się powtarzały, ale słysząc jak prostytutka rzuca tekstem - "podczas deszczu biorę podwójnie" - gęba sama się śmieje. Czasami zaskakują nawet imiona bohaterów, których spotykamy. Co powiecie na "Skurwiela Juniora?" W fabułę wchodzi się jak w masło, a mocne oparcie scenariusza na postaciach damskich (Triss, Yennefer, Ciri), bardzo mi się spodobało. Budowanie relacji z innymi postaciami angażuje nas bez reszty, czuć też na każdym kroku, że Geralt to łowca potworów z krwi i kości. Potężny Wiedźmin, który wzbudza odrazę, strach ale i szacunek. Dawno już nie czułem takiej więzi z bohaterem jak z Białym Wilkiem. W jego skórze czujemy się po prostu mocni i cholernie pewni siebie.  



Śmiałem się, wzruszałem, złościłem, irytowałem - praktycznie każda rozmowa, nawet z pierwszym lepszym bolkiem pilnującym wejścia do wsi wzbudza emocje. Olać złośliwe przytyki, czy przejechać mu zimną stalą po pysku i pozbawić ostatnich dwóch zębów? Czasami gdy wejdziemy w spór z jakimiś oprychami wystarczy tylko wyjąć miecz, by odważna w mordzie ekipa szczała po nogach i zrezygnowała z konfrontacji. Innym razem mimo iż dostałem ostre wciry nie zginąłem - obudziłem się na polanie okradziony z pieniędzy. To są smaczki, ale należą się za nie ogromne brawa.

Może dlatego też największą frajdę w grze sprawiała mi eksploracja. Misje są znakomicie wyreżyserowane. Nie mamy nawet wrażenia, że zadania główne są lepsze od tych pobocznych. Wręcz przeciwnie - bardzo często podążałem podocznymi ścieżkami, bo ich wielowątkowość nie pozwalała oderwać się od ekranu. Ponadto nieobowiązkowe questy wpływają na główną oś fabularną, więc każdy będzie przeżywał Wiedźmina na swój sposób. Wiedźminskie zmysły pozwalające wykorzystać dotyk, węch, słuch i wzrok Geralta powodują, że zadania, w których naszym jedynym celem jest dotarcie z punktu A do B, odeszły do lamusa. Były momenty, że miałem rozgrzebanych nawet 15 subquestów! Są nawet misje, które przypominają dreszczowce – co powiecie na badanie nawiedzonego domu, w którym grasuje jakiś bożek? Chwilę później ciężar gatunkowy zmienia się o 180 stopni, a my robimy spis cudzołożnic mogąc posłuchać, co niektóre kobitki potrafią robić z... męskim przyrodzeniem. Czasami gra atakuje nas bezpośrednimi wulgaryzmami, czasami ubiera je w dwuznaczne szaty, ale za każdym razem robi to w świetnym stylu nie traktując graczy jak debili. 




Niezmiernie cieszy też nieliniowość - gdy w jednej z karczm wyrżnąłem w pień oddział pewnego barona, odbiło się to zarówno na misjach pobocznych jak i fabularnych. Oto bowiem cała okolica wiedziała, że na ich rewirze pojawił się wrogo nastawiony Wiedźmin. Niektórzy ludzie chowali się nawet do domów na mój widok inni uwierzyli plotkom, że Biały Wilk porywa dzieci. Zmieniały się dialogi, nastawienie ludności, a do pewnych miejsc nie było już dostępu. Albo inaczej - był, ale trzeba było wszystko robić na około. Wybory moralne nie tylko wpływają na gameplay, ale powodują też dylematy u gracza. Wybór mniejszego zła jest tu na porządku dziennym. Wiele razy autentycznie nie wiedziałem co zrobić. Chciałem aby wilk był syty i owca cała, ale w brutalnych świecie Wiedźmina niczym w Westeros - obserwujemy masę dramatów, które mocno chwytają za serce i dają do myślenia.

Ponadto gra wypchana jest po brzegi całą masą umilaczy - bierzemy udział w wyścigach konnych, napadamy na osady bandytów, sprawdzamy tablice z ogłoszeniami, ratujemy miasta, które potem się zaludniają, polujemy na zwierzynę, przeszukujemy zapomniane przez czas wiochy, gramy w karty w barach  i zbieramy niezliczoną wręcz ilość przedmiotów, które bardzo szybko zapychają inwentarz. W sklepach również nie brakuje monstrualnej liczby składników potrzebnych choćby do craftingu, wyrabiania eliksirów czy tworzenia nowych zbroi.  Raz w poszukiwaniu komponentów popłynąłem statkiem do jakiejś osady widocznej z drugiego brzegu rzeki. Gdy dobijałem do portu nagle zauważyłem, że cała twierdza opanowana jest przez potwory. Na dodatek moja łódź zaczęła nabierać wody, więc mogłem zapomnieć o ucieczce. Trzeba było chwycić za miecz i spróbować wywalczyć sobie wolność. Atmosfera jak w Grze o Tron, ale...




W tym momencie muszę z przykrością napisać, że w systemie walki nie wszystko zagrało. Może dlatego, że w międzyczasie platynowałem Dark Souls 2 i miałem wrażenie, że temu z Wiedźmina brakuje jakiegoś elementu, który nadałby mu głębi. Początkowo pojedynki wypadają świetnie, bo zmiany jakie zaszły od poprzedniej odsłony trzeba uznać na plus, jednak wraz z rozwojem postaci i upływem kolejnych godzin doszedłem do wniosku, że nie jest on tak satysfakcjonujący jak się początkowo wydawało. Nie czuć tu zbyt dobrze siły zadawanych ciosów. Z drugiej strony jest dynamicznie niczym w slasherach, krew leje się gęsto, a kończyny latają na lewo i prawo. Gdy nauczymy się turlania i uników, walki z grupami atakujących wrogów potrafią angażować, a Geralt trzepie piruety aż miło. Nie zrozumcie mnie źle - siekanie potworów poniżej pewnego poziomu nie schodzi i po prostu bawi, ale zabrakło mi jakiegoś szlifu, który nadałby systemowi walki mocniejszy charakter. O ile patent z dwoma mieczami wykorzystywanymi w zależności od typu wroga wciąż sprawdza się znakomicie, tak kusza poza kilkoma walkami z fruwającymi stworami, nie jest jakoś specjalnie przydatna. Cieszy za to sam sposób rozwoju postaci - ulepszamy wiedźmińskie znaki, szermierkę, alchemię, możemy nawet stosować różne mutageny, które dodają bonusy do statystyk. Żeby było ciekawiej - mamy ograniczone miejsca na wyuczone zdolności, więc należy budować swoją postać z głową.

Niemniej jednak sam poziom trudności nie jest zbyt wygórowany. Przy misjach widoczny jest sugerowany poziom doświadczania, ale specjalnie się nim nie przejmowałem (grałem na Normalu). Bywało, że łapałem się za misje, które zalecały dwa razy wyższy level od tego, który miałem, a i tak kończyłem je w cuglach. Z drugiej strony - doświadczenie przeciwników nie skaluje się do naszego, więc czasami spotykałem potwory, które odsyłały mnie z kwitkiem do domu dając sygnał, że czas już podpakować trochę postać.




Wrażenia płynący z gry psują dość liczne bugi. Im bliżej końca gry tym ich ilość znacznie się zwiększa. Lewitujące postacie spotykamy wprawdzie rzadko, ale koń lubi się zawiesić w nieodpowiednim miejscu. Na przykład  podczas jednej cut-scenki w tle widziałem mojego rumaka próbującego wydostać się z barierki. Całą powagę sytuacji szlak trafił. Nie do końca pasuje mi też sterowanie, które ma pecetowy rodowód. Na otwartych terenach czy siedząc na koniu jest okej, ale w ciasnych pomieszczeniach bardzo ciężko jest nakierować postać na drabinę czy otworzyć znajdujący się w podłodze właz. Efekt jest taki, że klnąc pod nosem próbujemy ustawić postać tak, by dokonać interakcji. Jeszcze gorzej jest podczas nurkowania. Choć na dnie można często znaleźć zatopione statki i różne skarby, to przyznam się szczerze, że Geralta wrzucałem na głęboką wodę tylko w sytuacji, gdy wymagała tego misja.

Choć trochę sobie w mojej krótkiej mini-recenzji ponarzekałem, to Wiedźmin 3 spełnił moje oczekiwania. Na oko jest to gra na ponad 120 godzin, a masa różnych ścieżek fabularnych sprawia, że można do niej spokojnie podejść drugi raz. Tak powinna wyglądać growa adaptacja Gry o Tron. Pełna wielowymiarowych postaci, seksu, przemocy, romansów, intryg politycznych, magii, tajemnic i wypełniona po brzegi nawiązaniami do legend, baśni i mitów. Tych słowiańskich, co w grach nie zdarza się często. Choć oprawa ma słabsze momenty, sterowanie wymaga szlifów, systemowi walki zabrakło przysłowiowej "kropki nad i", a bugi potrafią zajść za skórę, to mam ogromną nadzieję, że większość z tych mankamentów zostanie wyeliminowana premierowym patchem. Na tę chwilę daje grze mocne 9, ale jeśli łatka naprawi wspomniane mankamenty nie wykluczam dorzucenia plusika. To jeden z najbardziej soczystych RPGów w jakie grałem - perełka polskiego gamedevu i wizytówka naszego kraju. Słać Obamie na premierę, może zniesie w końcu wizy dla Polaków! 

Dalsza część tekstu pod wideo

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Wiedźmin 3: Dziki Gon.

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper