Recenzja “Batman: Zabójczy żart”

Recenzja “Batman: Zabójczy żart”

Roger Żochowski | 28.07.2013, 10:00

Jaka jest linia dzieląca psychopatę od normalnego człowieka? Czy jeden zły dzień może zmienić nas w szaleńca? Pytania Jokera idealnie odzwierciedlają treść jednego z najważniejszych tytułów w historii amerykańskiego komiksu. Przedstawiam Wam moje spojrzenie na najlepszą powieść rysunkową jaką miałem okazję przeczytać w swoim życiu.

Dalsza część tekstu pod wideo

Pod koniec lat 80. artyści z Wielkiej Brytanii dumnie wkroczyli na amerykański rynek komiksowy. Fala zagranicznych scenarzystów, rysowników oraz kolorystów odcisnęła piętno na historiach obrazkowych i na zawsze zapisała się pod nazwą brytyjskiej inwazji. Jednym z popularniejszych w tamtym czasie ilustratorów okładek był niejaki Brian Bolland. Niesamowite rysunki artysty robiły na wydawcy DC ogromne wrażenie i za pracę przy serii „Camelot 3000” autor otrzymał pozwolenie na stworzenie jednej dowolnej historii wraz z wybranym przez siebie scenarzystą. Pomysł twórcy był prosty – głównym bohaterem uczynić Jokera. Bolland wiedział, że jego koncepcję zdoła zrealizować tylko i wyłącznie jeden człowiek, legendarny Alan Moore. Po kilku latach pracy dzieło Brytyjczyków ujrzało światło dzienne…


„Batman: Zabójczy żart” to jeden z najlepszych komiksów w dziejach Nietoperza. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że dzieło plasuje się w czołówce amerykańskich powieści XX wieku. Jeśli nie czytaliście tej historii, pewnie zapytacie o co tyle szumu…


W tej krótkiej opowiastce Joker stara się udowodnić, że jedno nieszczęśliwe zdarzenie potrafi przemienić zwykłego człowieka w okrutnego psychopatę. By dowieść swojej racji klaun wybiera na ofiarę najbardziej sprawiedliwego człowieka Gotham – Jima Gordona. Książę zbrodni porywa córkę policjanta i w okrutny sposób ją okalecza… Na domiar złego, umalowany wariat zaciąga ojca dziewczyny do opuszczonego parku rozrywki, gdzie funduje mu „pranie mózgu”. Ostatnią osobą, która może zakończyć to szaleństwo jest Batman.




Nie mamy tu do czynienia z typowym komiksem super-bohaterskim, który po raz kolejny kończy się happy-endem. „Zabójczy żart” to rozkład chorego umysłu na czynniki pierwsze. Alan Moore zaserwował nam podróż w głąb psychiki człowieka i przeanalizował pojęcie „normalności”. Do dzisiaj zastanawiam się w jaki sposób historia przeszła przez ręce edytorów bez żadnej cenzury oraz cięć, które nadal panują na rynku.


Za rysunki odpowiada tu Brian Bolland, który znany jest jako twórca okładek amerykańskich zeszytów. Każdy, nawet najmniejszy kadr to szczegółowo narysowane arcydzieło. Joker wykreowany przez Bollanda to ikona, która doczekała się przeróżnych wydań w postaci figurek oraz statuetek. Ilustracje, pomimo tego, że mają już swoje lata nadal robią piorunujące wrażenie.



Jedną z kwestii spornych dotyczących komiksu jest kolorystyka. Pierwsze wydanie z 1988 roku z powodu zbyt wolnej pracy Bollanda zawierało kolory Johna Higginsa. Rysunki powstawały około dwóch lat, a położenie barw zajęłoby Bollandowi dodatkowy czas. Higgins znany jako kolorysta bardzo dobrze przyjętych „Watchmenów” wydawał się dobrym kandydatem na dokończenie pracy. Artysta zapełnił cały komiks charakterystycznymi, intensywnymi odcieniami pomarańczu i fioletu. Efekt końcowy jest nierealistyczny, ale niesamowicie psychodeliczny i groteskowy. Zaledwie kilka lat po wydaniu powieści w Ameryce, TM-Semic opublikował tę historię jako drugi zeszyt miesięcznika „Batman” w 1991 roku.


Pomimo tego, że kolorystyka starego wydania „Zabójczego żartu” przypadła do gustu fanom, Brian Bolland był mocno niezadowolony z produktu finalnego. Artysta poprosił włodarzy DC o własnoręczne nałożenie barw w odnowionej edycji. Czy jest lepiej? To już kwestia sporna. Ilustracje prezentują się cudownie i wyglądają jak gdyby nie były rysowane w latach 80., a w dzisiejszych czasach, ale… Ja nadal kocham starą magię oryginału.




Świetny scenariusz, mroczny klimat oraz piękne rysunki czynią z „Zabójczego żartu” tytuł, który powinien się znaleźć na półce każdego czytelnika komiksów. Pozycja została zauważona przez komisję przyznającą prestiżowe Nagrody Eisnera. W 1989 roku dzieło zwyciężyło w kategorii najlepszego albumu, a Alan Moore i Brian Bolland odebrali nagrody przeznaczone dla najwybitniejszego scenarzysty oraz rysownika.


„Batman: Zabójczy żart” został wydany w Polsce dwukrotnie. Raz za sprawą TM-Semic (wersja z kolorami Johna Higginsa, 1991 rok) i przez Egmont (edycja Briana Bollanda, 2012 rok). W obydwu przypadkach nakład został wyczerpany, dlatego jedną z opcji zdobycia tytułu jest wybranie amerykańskiego, odnowionego wydania lub zaopatrzenie się w zbiór „DC Universe: The Stories of Alan Moore” zawierający oryginalną historię. Zachęcam do zapoznania się z odmiennym stylem barw obydwu komiksów.


Zamieszczone grafiki pochodzą z albumu „Batman: Zabójczy żart” wydanego nakładem Egmont Polska w kolekcji „Mistrzowie komiksu”.

                                                                                  Tomek "Tommy Gun” Grodecki

Źródło: własne
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper