Benedetta (2021) - recenzja filmu (Aurora Films). Religijne ekstazy i zakazane owoce

Benedetta (2021) - recenzja filmu (Aurora Films). Religijne ekstazy i zakazane owoce

Kuba Koisz | 06.01.2022, 17:43

Dwa zwierzęta żyją w Paulu Verhoevenie: europejskie i amerykańskie. Walczą one ze sobą od dawna, ale dopiero w ostatnich latach znalazły dla siebie spokojne legowisko. To drugie zwierzę widzi świat zachodu przefiltrowany przez europejską wrażliwość, chłodny dystans i delikatną satyrę. Natomiast europejski Verhoeven ma już pozornie mniejsze pole do popisu, bo o ile w Ameryce czasem można burzyć kościoły poprzez sztukę, to trudno być skandalistą na swoim podwórku. Na szczęście dla kinematografii i dla nas, widzów, holenderski reżyser wrócił do Europy i wciąż dowodzi, że potrafi zatrząść purytańską klatką.

I choć konserwatywny katolicyzm z seksualnością jest zderzany przez reżysera praktycznie od początku jego kariery, więc można było się spodziewać, że będzie grubo,  „Benedette” zbudziła kontrowersja już na poziomie promocyjnym. Wyprzedzając pytanie: owszem, fabuła jest tak intrygująca oraz ociekająca erotyzmem, jak oryginalny plakat, przedstawiający zakonnicę z wystającym zza szat nabrzmiałym sutkiem. W Polsce niestety zdecydowanie się na jego ugrzecznioną wersję, ale również można odnaleźć w nim zapowiedź temperatury... Lesbijska relacja siostry Benedetty Carlini z inną zakonnicą, Bartolomeą, to historia znana we Włoszech nie tylko za sprawą sztuki teatralnej, która powstała w oparciu o te wydarzenia rozgrywające się w czasach reformacji, ale również mistycznych relacje tytułowej bohaterki. Verhoeven bierze więc tym razem pod lupę historię prawdziwą, idealnie pod niego uszytą przez trudną historię Kościoła Katolickiego, ale oczywiście nie interesuje go jedynie wymiar fizyczny związku (który rzecz jasna jest w filmie wyeksponowany, bo mamy do czynienia z soczystym romansem), ale również metafizyczny. Bo w takiej relacji jest zawsze jeszcze jeden do trójkąta: Kościół. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Benedetta (2021) - recenzja filmu (Aurora Films). Religijne ekstazy i zakazane owoce

To zderzenie ludzkiej cielesności, stłumionych popędów, a także wiwisekcyjnej wręcz fascynacji ludzką moralnością tworzy obraz o wiele bardziej niepokojący niż chociażby jego stalkerski thriller o niewdzianym człowieku. 83-letni reżyser nie ma wprawdzie już w sobie tej butnej, wizualnej ekspresji co na początku kariery, ale przedstawia świat, w którym ścierają się wartości tak skrajne, że wręcz demaskują one naszą zwierzęcą naturę obudowaną wieloletnią tradycją europejskiego chrześcijaństwa. Niewiele trzeba, aby mury tego świata zaczynały pękać, a erozja (jak wiele innych w historii) rozpoczyna się od tłumienia popędów. Jak na reżysera w tym wieku Verhoeven doskonale rozumie, czym kierują się ludzkie ciała. A może doskonalerozumie to dlatego, że przeżył swoje, a dystans historyczny wobec przedstawionych wydarzeń pozwala mu przedstawić uniwersalną prawdę, że wszystko się zmienia, ale też i niewiele jednocześnie, niezależnie od czasów. 

Benedetta (2021) - recenzja filmu (Aurora Films). Religijne ekstazy i zakazane owoce

Figura Matki Boskiej skonfrontowana jest w tym filmie z patriarchalnym światem procesujących siostrę Benedettę – oczywiście są to mężczyźni. Rzeczy  magiczne, jak uwodzenie lub ryzykowanie swoją głową w imieniu spełnienia cielesnego, nie rozgrywa się jednak w świecie, w którym obecni są mężczyźni. Mimo ikonoklazmu oraz onirycznych wizji jest to romans w pełnym tego słowa znaczeniu, a to środowisko zakonne czynni z niego niewygodnym dla widza, bo w czasach, w których rozgrywa się akcja, nie znano pojęcia „domniemania niewinności”. Starszy reżyser nabrał fascynacji kobiecością późno, a w czasach chociażby takiego „Robocopa” interesowały go zgoła inne żywioły, a tutaj zajmuje go miłość kobiety do kobiety i to w czasach, gdy do religii podchodzono o wiele poważniej niż teraz. Verhoeven może nie sięga po wysublimowane środki językowe, a jego film jest daleki od pamiętnych kreacji oraz stylistyki, która próbują się ścigać z kinem artystowskim, ale potrafi być zapamiętywalny. Holendrowi, jak zawsze zresztą, wystarczy tylko dosadny język filmowy oraz kamera, żeby widz po wyjściu z kina musiał jeszcze raz zweryfikować moralność nie tylko swoją, ale również tę znaną z kart historii naszej cywilizacji.

Atuty

  • Tematyka, historia, teza
  • Niebezpieczny, erotyczny klimat
  • Wizje zakonnicy oraz ich plastyczność

Wady

  • Brak zapadającej w pamięć roli

Dzieło odważne, niebezpieczne dla konserwatystów, intrygujące, zaskakująco świeże jak na wiek twórcy, a przy tym zostawiające z szeregiem niepokojów oraz wątpliwości aksjologicznych. Kino europejskie dowodzi, że jest gotowe na soczysty komentarz odnośnie przeszłości. Warto.

8,0
Kuba Koisz Strona autora
Dziennikarz filmowy i recenzent związany z polską branżą filmową od wielu lat. Autor tekstów, esejów i współpracownik magazynów i stacji telewizyjnych w tematach filmowych. Prywatnie fan boksu, ciężarów, SF i komiksów.
cropper