Nie ma jak w rodzinie - recenzja serialu [Netflix]. Niezbyt różowe lata siedemdziesiąte

Nie ma jak w rodzinie - recenzja serialu [Netflix]. Niezbyt różowe lata siedemdziesiąte

Piotrek Kamiński | 30.11.2021, 21:00

Przygody rodziny Murphych dobiegły końca. Nie wszystkie problemy udało się rozwiązać, nie każdy doczekał się swojego happy endu, ale ostatecznie, po pięciu sezonach, Frank Murphy znajduje się w miejscu, z którego zza chmur widać trochę słońca. Oceniamy cały serial.

Kiedy dzisiejszy serial wskoczył sześć lat temu na Netflixa sprawdziłem go głównie po to żeby zobaczyć co to za bezczelna podróbka "Głowy rodziny". Główny bohater w białej (przynajmniej zanim zżółkła od petów) koszuli, z okularami i brzuszkiem, trójka dzieci, w tym jedna dziewczyna, pies w typie labradora - na plakacie wyglądało to jak chamski plagiat. Ależ się zdziwiłem, kiedy okazało się, że postacie napisane przez Billa Burra i Michaela Price'a są jak najbardziej oryginalne, pełne charakteru i... wulgarne jak jasna cholera. Takie były lata siedemdziesiąte, jeśli nie patrzeć na nie przez hipisowskie, różowe okulary. Paliło się w domach, Czarni mieli bardzo mało do powiedzenia, dzieci regularnie dostawały po głowach od rodziców, klęło się na potęgę, moda była albo niesamowicie nudna, albo niesamowicie pstrokata, zmęczeni życiem mężczyźni pili smutno po barach, a ci których było na to stać wybielali nosy proszkiem od Escobara. Przynajmniej zakładam, że tak to wyglądało, bo mnie to wtedy na świecie nie było, a akurat pod tym względem serial zdaje się być całkiem wiarygodny.

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie ma jak w rodzinie - recenzja serialu [Netflix]. Dwa słowa o mieszkańcach Rustvale

Nie ma jak w rodzinie - recenzja serialu [Netflix]. Niezbyt różowe lata siedemdziesiąte

Frank Murphy (Bill Burr) pracuje dla linii lotniczych Mohican Airways jako szef działu bagażowego. Lubi kiedy wszystko działa tak jak powinno, stara się utrzymywać porządek w miejscu pracy, ale kiedy tylko cokolwiek idzie nie po jego myśli - co bardzo chętnie i głośno wytykają mu przełożeni, z dawnym przyjacielem, Bobem Pogo (David  Koechner) na czele - Frank wybucha. Jego obecny stan psychiczny jest efektem wielu traum, których doznał w dzieciństwie, głównie za sprawą wiecznie niezadowolonego ojca (Jonathan Banks), chociaż i mama nie była najbardziej wspierającą osobą pod słońcem. Z biegiem lat sam zaczął coraz bardziej upodabniać się do znienawidzonego ojca i uprzykrzać życie swojej własnej rodzinie.

W domu czekają na niego: żona Sue (Laura Dern), która w pierwszej kolejności zajmuje się dbaniem o dzieci i dom, ale kiedy w drugim sezonie pojawiają się kłopoty finansowe, nie boi się sama ruszyć do pracy; starszy syn Kevin (Justin Long), czyli typowy, nierozumiany przez dorosłych, lekko przygłupi nastolatek, fan rocka, kobiecych piersi i przesiadywania z kumplami z dala od domu; młodszy syn Billy (Haley Reinhart), chłopak o mocno niewyparzonej gębie, który często ładuje się w tarapaty, a później musi kombinować jak tu ujść z nich z życiem; córka Maureen (Debi Derryberry), oczko w głowie taty i dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Cały serial opiera się przede wszystkim na ich codziennych perypetiach, z bardzo istotnym wątkiem linii lotniczych i ich problemów, napędzającym główną fabułę.

Prócz głównego wątku, scenarzyści przygotowali oczywiście całą masę historii pobocznych dla każdego członka rodziny. Frank nieustannie próbuje zaimponować szefowi i  pogodzić wszystkich zwaśnionych pracowników linii lotniczych, zwłaszcza kiedy jego kumpel, czarnoskóry Rosie (Kevin Michael Richardson) nie dostaje awansu, który mu się należał, ponieważ szef postanawia nagrodzić nim Franka. Sue próbuje swoich sił w świecie sprzedaży urządzeń kuchennych, ale szybko przekonuje się, że albo jest się bezwzględnym karierowiczem, albo jest się nikim. Kevin zakłada kapelę z kumplami, dzięki czemu zostaje dostrzeżony przez sąsiada, radiowca imieniem Vic (Sam Rockwell), który najbardziej na świecie kocha luz, kobiety i kokainę. Ich wspólna przygoda zaprowadzi obu w kilka interesujących miejsc. Młodsze rodzeństwo zajmuje się przede wszystkim przetrwaniem w szkole. Billy ma problem z łobuzem Jimmym Fitzsimonsem (Mo Collins) i do kompletu jego siostra, Bridget (Debi Derryberry w drugiej roli) sprawia, że jego majtki robią się zbyt ciasne (w tym raz publicznie). Do kompletu tata uważa go za cieniasa. Maureen natomiast nie odnajduje się w świecie aktywności stereotypowo kobiecych. Interesują ją rakiety i nauka, a nie sprzedawanie ciasteczek dla młodych skautek.

Przygody Murphych są chamskie, wulgarne, pełne przemocy, dragów i golizny. Na szczęście jest w nich również masa serca. Frank kocha swoją rodzinę, ale nie potrafi tego okazywać i nie radzi sobie ze swoimi negatywnymi emocjami, raz za razem popełniając te same błędy, za które znienawidził kiedyś własnego ojca. Vic jest irytującym playboyem, ale zupełnie szczerze lubi Franka i podziwia go za to, że daje radę być głową dużej rodziny i prawdziwie mu zazdrości. Nie zdaje sobie nawet sprawy jak bardzo jest irytujący! Kevin nazywa swojego małego brata dildem, ale zawsze pędzi mu z pomocą, kiedy zachodzi taka potrzeba. Pomiędzy żartami zawsze czai się poważniejszy temat - uzależnienie, przemoc domowa, pierwsza miłość, wykluczenie, rasizm - ale zawsze podane z klasą, nie traktując widza jak kretyna.

Nie ma jak w rodzinie - recenzja serialu [Netflix]. Co słychać w piątym sezonie?

Nie ma jak w rodzinie - recenzja serialu [Netflix]. Niezbyt różowe lata siedemdziesiąte

Kiedy ostatni raz widzieliśmy Murphych, właśnie rodziła im się córeczka, Megan, a ojciec Franka odszedł z tego świata. Krąg życia. Zniszczony emocjonalnie przez potwornego rodzica Frank próbuje znaleźć sens w jego ostatnich słowach. Potrzebne jest mu jakieś zakończenie, jakiekolwiek. Do tej pory nie interesowało go, czy stary Bill żyje, czy nie, ale skoro już zaczął się do niego odzywać, to oczekuje czegoś na koniec. Jego obsesja odbija się negatywnie na rodzinie, ponieważ Sue sama musi zajmować się noworodkiem i resztą domu. Pogrzeb starego Murphy'ego uświadomił jej, że ich życia również mają datę ważności, więc stara się wyciągnąć rękę do swojej własnej, skłóconej przed laty rodziny. Kevin nie radzi sobie najlepiej w swoim pierwszym, poważnym związku, Billy wraz z kolegami wciąż zachwycają się karierą w policji, a Maureen nie podoba się, że nie jest już jedyną córeczką tatusia. Aż nadto materiału na ledwie osiem, krótkich odcinków.

Finałowy sezon trzyma poziom poprzedników jeśli chodzi o jakość humoru - przekleństwa sypią się jak z rękawa, ale żarty opowiedziane za ich pomocą są zazwyczaj logicznie i zabawnie skonstruowane. Jasne, serial jest wulgarny, ale to nie to jest w nim zabawne i scenarzyści doskonale zdają sobie z tego sprawę. Fabularnie natomiast odnoszę wrażenie, że całość skończyła się trochę za szybko. Nie wiem, czy to twórcy stwierdzili, że już wystarczy, czy Netflix pomógł im podjąć tę decyzję, ale tak jak większość postaci otrzymała swoje lepsze, czy gorsze zakończenia, tak odnoszę wrażenie, że młodziutka Maureen została trochę na lodzie. Jasne, to jeszcze dziecko i ma przed sobą całe życie, ale nawet Bill dostał jakieś zakończenie swojego wątku - i to całkiem mocne, chociaż część ludzi powie pewnie, że BLM i żenada. Tymczasem Maureen nadal nie jest już córeczką tatusia, nie poznała nikogo nowego, kto mógłby być nowym rozdziałem w jej życiu, nie kontynuuje swoich pasji. Jakby scenarzyści o niej zapomnieli. Niemniej, finał serialu, nawet jeśli trochę szybki, zostawia widza w miejscu tak pozytywnym, jak chyba jeszcze nigdy w swojej sześcioletniej historii. Nie jest idealnie, bo i rodzina Murphych nie jest idealna. Ale to porządny, satysfakcjonujący finał.

Obsada serialu od samego początku jest doskonała w tym co robi. Część postaci ma być ludzka i normalna, tak więc ich aktorzy są jak najbardziej poważni - potrafią żartować, potrafią się wkurzyć, czy rozpłakać. Z drugiej strony mamy pobocznych bohaterów, którzy są w serialu głównie po to żeby było zabawnie, więc w ich przypadku obsada nie musiała się hamować. Sztandarowymi przykładami tego typu postaci są wspomniany już Bob Pogo i dostawca wyposażenia do automatów z jedzeniem i innymi rzeczami, Smokey (Michael Kenneth Williams). Scenarzyści całkiem rozsądnie trzymają ich zwykle raczej z dala od poważniejszych postaci. W piątym sezonie witamy homoseksualnego brata Sue, Louisa (Neil Patrick Harris), który został wykluczony z rodziny po tym, jak Sue wyautowała go przed rodzicami, bo była zła, że jej ojciec czepia się Franka i tego, że Sue jest w ciąży. Nie jest to może rola jego życia, ale wujek Louis jest porządnym dodatkiem do obsady.

Zawsze podobało mi się jak "Nie ma jak w rodzinie" podchodzi do przedstawiania lat siedemdziesiątych. W domu Franka przeważają obrzydliwe żółcie, zielenie i  brąz, tak charakterystyczne dla nudnych ludzi tamtej dekady. Ale już u Vica wystrój jest znacznie bardziej funkowy, odpowiedni do jego zwariowanego charakteru. Stroje, fryzury, miejsca, które odwiedzamy w fikcyjnym Rustvale - to wszystko aż krzyczy z której dekady pochodzi. Do tego hipisowscy pracownicy Franka, którzy najbardziej na świecie lubią łykać znalezione w bagażu leki i pornografię. Wyglądają komiksowo i przerysowanie, jak z resztą i reszta postaci, ale z pierwiastkiem realizmu, zaszytym gdzieś w sobie. Rysownikom udało się znaleźć dobry balans między komiksowym realizmem, a karykaturą. Musieli, jeśli chcieli pokazać ludzi wciągających koks, nastolatków uprawiających seks z dorosłymi kobietami, czy wielkiego, nieobrzezanego penisa, wyświetlonego z projektora centralnie na twarz dwunastoletniego chłopca. Twórcy serialu nie biorą jeńców. Nie wszystko w nim ma może sens, a humor potrafi być czasami wręcz zbyt przaśny, ale ostatecznie jest to intrygujące spojrzenie na dysfunkcyjną rodzinę żyjącą w tamtych latach, pełne serca i śmiechu. I czasami smutku. Żegnaj, Franku Murphy. Było fajnie.

Atuty

  • Wielowymiarowe, ciekawe postacie;
  • Chamski, ale zazwyczaj inteligentny humor;
  • Doskonale pokazane lata osiemdziesiąte;
  • Sporo serca.

Wady

  • Miejscami aż nadto wulgarny i nieśmieszny;
  • Czasami rzeczy dzieją się, bo wymaga tego fabuła, a nie bo mają sens;
  • Zakończenie mogłoby być lepsze.

"Nie ma jak w rodzinie" to kolejny dobry serial o perypetiach amerykańskiej rodziny. Wyróżnia się bardzo dobrą obsadą, gigantyczną ilością przekleństw w każdym odcinku i pełnymi serca scenariuszami. Piąty sezon kończy opowieść o rodzinie Murphych w solidnym, choć nieidealnym stylu.

7,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper