Graliśmy w Tales of Arise. Poznaliśmy początek pięknej przygody

Graliśmy w Tales of Arise. Poznaliśmy początek pięknej przygody

Igor Chrzanowski | 10.08.2021, 16:02

Tales of Arise zapowiada się na najlepszą odsłonę marki Tales of od bardzo wielu lat, dzięki czemu Bandai Namco ponownie wskoczy do pierwszej ligi autorów jRPG-ów i na równi powalczy ze Square Enix i ich hiciorami. Ponownie mieliśmy okazję zagrać w nowe dzieło Japończyków i chcemy jeszcze więcej!

Od ostatniego pokazu Tales of Arise w jakim mieliśmy okazję uczestniczyć minęło trochę czasu, dlatego siadając do tym razem aż trzygodzinnego demka produkcji, byłem pełen ekscytacji i wielkich oczekiwać. Od razu na wstępie mogę jasno rzec, że się nie zawiodłem i naprawdę we wrześniu seria może doczekać się przełomowej odsłony. Co jednak można było obadać w najnowszej edycji prasowej? O tym przeczytacie w dzisiejszym artykule.

Dalsza część tekstu pod wideo

Świat pod zaborami

W odróżnieniu od ostatniego pokazu, tym razem miałem okazję spędzić grą znacznie więcej czasu i tak jak się spodziewałem, deweloperzy oddali w moje ręce pierwsze 3 godziny swojego nadchodzącego dzieła. Niestety nie mogę wam zbyt wiele zdradzić odnośnie samej historii w jaką miałem okazję się już wkręcić, ale jakieś tam jej podstawowe detale możecie poznać. Okazuje się bowiem, że całą zabawę zaczynamy w pewnej kopalni, gdzie nasz główny bohater znany wśród lokalnej ludności jako Iron Mask, jest świadkiem nieludzkiego wręcz traktowania swoich pobratymców i współwięźniów ze świata Dahna, przez rozwiniętych technologicznie złoczyńców z Reny.

Niestety nasz główny bohater nie wie kim jest, skąd pochodzi, ile ma lat, ani nawet jak ma na imię, dlatego tak jak inni, sam nazywa siebie po prostu Żelazną Maską. Rok temu znalazł go pewien lokalny starzec i przyjął pod swoje skrzydła, dzięki czemu bezradny mężczyzna mógł odnaleźć się w swoim życiu nieco lepiej niż jest mu to dane. Dość prędko jednak jego spokój zamienia się w wielką okazję do przygody i rozpoczęcia rebelii przeciwko oprawcom z Reny.

W jego okolicy znajduje się bowiem tajemnicza Shionne, która to ucieka przed zgrają ganiających ją żołnierzy próbujących odebrać jej jakiś drogocenny skarb. Nasz heros nie może oczywiście pozostać bezczynny i staje w jej obronie, co ukazane jest niezwykle efektowną cut-scenką z choreografią bitewną godną najlepszych scen z Final Fantasy. Dalej już trafiamy na prawdziwych rebeliantów, którzy to wbrew temu co wmawiano Iron Maskowi (Alphenowi) jednak istnieją i od wielu lat starają się znaleźć sposób na odzyskanie wolności dla swojego ludu. Jak jednak będą mogli tego dokonać? W tym pomoże nam Shionne, która sama jest Renką i jej głównym zamiarem jest przejęcie władzy nad Reną i położyć kres wykorzystywaniu innych istot jako taniej siły roboczej.

Jaki jest jednak jej plan dowiecie się już sami, gdy wskoczycie do gry 9 września na konsolach i PC. Wspomnę tylko, że ponownie zapowiada się długa podróż, mnóstwo walki z silnymi złoczyńcami i ogromna dawka magicznej frajdy.

Władca płomieni

Jedną z najdziwniejszych rzeczy jakie spotkały naszego zamaskowanego bohatera jest jednak to, że ten w ogóle nie odczuwa bólu, dzięki czemu w jakiś niewyjaśnialny sposób może dzierżyć w dłoniach ognisty magiczny miecz należący do Shionne. Jest to o tyle dziwne, że nawet ona sama nie jest w stanie ujarzmić jego mocy tak jak potrafi to Iron Mask.

Wychodzi więc na to, że ludzie z Dahny i Reny będą musieli współpracować mimo szczerej nienawiści jaką do siebie oczywiście pałają. Wyruszamy więc na tę przygodę wraz ze wsparciem wspomnianego ruchu oporu, dzięki któremu mamy możliwość najedzenia się ile chcemy, skrycia w tajnych bazach oraz uzupełnienia ekwipunku o coraz lepszy oręż czy zbroje. Dzięki koncentrowaniu się na takich ukrytych miejscówkach wypadowych, cała konstrukcja gry pozwala nam na wykonywanie szeregu zadań zarówno głównych jak i pobocznych, dzięki którym lokalna społeczność może wyświadczyć nam niemałe przysługi. Niestety nie wiem, czy w dalszej części rozgrywki będzie podobnie, ale zakładam, że skoro wokół takiego schematu kręci się pierwszy rozdział opowieści, zostanie on zastosowany do wszystkich kolejnych epizodów.

Czy jest w tym jednak coś przełomowego? Na moje oko raczej nie. Mamy tu bowiem do czynienia ze standardowymi, choć nieco żywszymi niż zazwyczaj, lokacjami stanowiącymi centrum działań danego fragmentu rozgrywki - nie ma tu bogatego cyklu życia za dnia i w nocy, jakichś bardziej zaawansowanych oskryptowanych wydarzeń, czy losowych zdarzeń jak na przykład jakaś kłótnia mieszkańców. W porównaniu z poprzednimi odsłonami marki mamy zatem duży postęp, ale do największych branżowych tuz jeszcze daleka droga.

Sama konstrukcja zarówno dungeonów i reszty środowiska jest jednak znacznie ciekawsza niż w klasycznych Tales of, dzięki czemu lokacje wydają się być bardziej żywe, pełne różnych atrakcji czy też poukrywanych znajdziek, do których będzie nam się dostać ciężej niż to było kiedyś - coś więcej niż to, że skarb jest ukryty za wielkim kamieniem.

Nowoczesna narracja

Jeśli zaś chodzi o narrację prowadzoną w grze, ta również jest znacznie ciekawsza i bardziej rozwinięta niż w poprzednich odsłonach cyklu. Co jak co ale narzędzia zaimplementowane w Unreal Engine 4 pozwalają deweloperom na wyczynianie prawdziwych cudów bez dużego dodatkowego wysiłku. Dzięki temu dużo scen walki i poważnych akcji zrobionych zostało na silniku gry, a nie za pomocą animowanych przerywników - te są fajne, ale w 2021 roku wymagamy od gier już czegoś więcej niż gadające kołki bez grama życia. Popis umiejętności scenarzystów zobaczycie już na początku przy sekwencji pościgowej oraz dalej podczas pierwszego pojedynku z finałowym bossem początkowego rozdziału opowieści. Co prawda nadal usta bohaterów poruszają się nieco biednie, ale nie można od razu mieć wszystkiego, nieprawdaż? 

Na koniec wspomnę jeszcze tylko o systemie walki, którego startowe możliwości oraz tempo w jakim autorzy odkrywają przed nami nowe karty i mechaniki, jest naprawdę bardzo przyzwoite. Nie jesteśmy od razu zalani tysiącami możliwości, dzięki czemu co rusz dostajemy w swoje ręce coś nowego co warto przetestować, a co za tym idzie krzywa uczenia się jest dość gładka i nie rzuca nam kłód pod nogi. Nieco ciężej może być tylko podczas walk z mini-bossami i z wielkimi rywalami kończącymi kolejne rozdziały. Tutaj w swoim kontakcie z wersją demonstracyjną musiałem zacząć mocno kombinować i po początkowym wrażeniu "eh, ale łatwizna", musiałem zrewidować swój pogląd. Naprawdę zacząłem się starać i opracowywać taktykę działań.

Nie wiem jak Wy, ale ja naprawdę nie mogę się już doczekać wrześniowej premiery - to będzie istna gratka dla fanów jRPG i solidny kandydat do RPG-a roku!

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper