Dziedzictwo Jowisza (2021) – recenzja serialu (Netflix). Kodeks ponad wszystko

Dziedzictwo Jowisza (2021) – recenzja serialu (Netflix). Kodeks ponad wszystko

Jędrzej Dudkiewicz | 07.05.2021, 21:01

Starcie seriali superbohaterskich trwa. Do zakończonych niedawno WandaVision oraz Falcon i Zimowy żołnierz Disneya, jak również Niezwyciężonego od Amazon Prime Video, dołącza właśnie kolejna tego typu produkcja, tym razem przygotowana przez serwis Netflix. Oto recenzja serialu Dziedzictwo Jowisza (2021).

Niełatwy jest los superbohatera, Sheldona Sampsona. Nie dość, że ciągle musi zwalczać przestępczość oraz ratować świat przed zagładą, to jeszcze nie bardzo umie nawiązać kontakt ze swoimi dziećmi. Córka Chloe nie chce mieć z nim nic wspólnego i czas spędza głównie na imprezach, syn Brandon nie spełnia pokładanych w nim nadziei. A czasy są niespokojne…

Dalsza część tekstu pod wideo

Dziedzictwo Jowisza (2021) – recenzja serialu (Netflix). Kodeks ponad wszystko

Dziedzictwo Jowisza to serial oparty na twórczości Marka Millara, którego większość fanów komiksów z pewnością kojarzy. To on odpowiada za takie dzieła, jak Kick-Ass, Kingsman, współpracował też z Marvelem przy Wojnie bohaterów, a dodać do tego można i słynnego Staruszka Logana. Z kolei za produkcję Netflixa wziął się Steven S. DeKnight, również mający na koncie komiksowe doświadczenia – głównie serię Spartakus, ale też zrealizowanego dla tej samej platformy Daredevila. Wydawałoby się więc, że z takiej kombinacji powinno wyjść coś znakomitego, prawda?

Dziedzictwo Jowisza (2021) – recenzja serialu (Netflix). Ciekawe tematy…

No niestety, nie do końca. Zacznijmy od pozytywów – twórcy poruszają tu całkiem ciekawe tematy, wpisując się w popularną ostatnio dekonstrukcję superbohaterskich motywów. Przede wszystkim mamy tu do czynienia z konfliktem zasad. Sheldon (pseudonim Utopian) ma prosty kodeks – nie zabijamy i nie przejmujemy władzy. Przestrzegać go musi cała Unia Sprawiedliwości, która jednak ma z tym coraz większy problem. Niektórzy zauważają, że złoczyńcy też mają nadprzyrodzone zdolności, z których korzystają bez wahania, tymczasem obrońcy ludzkości muszą się hamować, co prowadzi do kontuzji i śmierci. Przywołuje się w tym kontekście nawet to, że przecież policjanci mają prawo zastrzelić kogoś w obronie własnej lub życia atakowanej osoby. Inni zwracają uwagę na to, że mimo wszystko nie udaje się zainspirować społeczeństwa do czynienia dobra, kraj (oczywiście USA) jest w tragicznym stanie, a ludzkość robi kolejne straszne rzeczy. Walter, brat Sheldona, wspomina na przykład, że cały czas żałuje, że nie zrobił więcej podczas II wojny światowej, którą superherosi mogli zakończyć o wiele wcześniej.

Dziedzictwo Jowisza ma oczywiście więcej obserwacji. A to na temat tego, kto jest dobrym liderem i co go cechuje. Czy osoba, która jest porządna moralnie, ale chce dużo rzeczy kontrolować i nie jest w stanie dyskutować lub iść na kompromis na pewno nadaje się do tego, by przewodzić innym? Jak połączyć ratowanie świata z życiem rodzinnym, czy doskoczenie do niesamowicie wysoko zawieszonej poprzeczki (w tym przypadku przez ojca) jest możliwe. I czy nie gubi się w tym wszystkim wymiar ludzki – Utopian często zapomina, że poza walką ze złem i kodeksem superbohaterowie mogą też mieć emocje.

Dziedzictwo Jowisza (2021) – recenzja serialu (Netflix). …Ale to bardziej pilot

Wszystko to jest całkiem ciekawe i wciągające. Problem polega jednak na tym, że – z jakiegoś dziwnego powodu – źle poprowadzone. Dziedzictwo Jowisza ma osiem odcinków, które dodatkowo wypełnione są retrospekcjami z przełomu lat 20. i 30. XX wieku, kiedy Sheldon i jego towarzysze wybrali się na wyprawę, która zmieniła ich życie, bo w jej trakcie zdobyli swoje moce. I na dobrą sprawę tylko ten wątek jest należycie rozwinięty i poświęca mu się tyle czasu, że można mieć wrażenie, iż zostało powiedziane tyle, ile trzeba. Chociaż w kolejnym sezonie pewnie będzie ciąg dalszy wspomnień, by bardziej wytłumaczyć, czemu doszło do rozpadu oryginalnej Unii Sprawiedliwości. Póki co jednak geneza superbohaterów została zrobiona porządnie.

Cała reszta jednak sprawia wrażenie wstępu do wielkiej historii. Zwłaszcza napięcia rodzinne między braćmi Sheldonem i Walterem nie zostają wystarczająco dobrze zbudowane i eksploruje się je za rzadko. Podobnie jest z przygotowywaniem się Brandona do roli przyszłego lidera Unii – trochę za często znika on z ekranu, by można było poczuć, że to jest ważna kwestia. Dostajemy za to zdecydowanie za dużo Chloe, której historia polega głównie na tym, że nie lubi swojej rodziny, a czas spędza na zabawie, seksie i narkotykach. Po pewnym czasie staje się to nudne i zupełnie nie wnosi nic nowego do fabuły. Ta kończy się w tym sezonie w sposób dość zaskakujący, przez co tym bardziej irytujące jest, że te osiem odcinków to bardziej pilot.

Dziedzictwo Jowisza (2021) – recenzja serialu (Netflix). Niezłe postacie i marna realizacja

Atutem serialu Dziedzictwo Jowisza z pewnością są postacie – rozbudowane, zniuansowane, intrygujące. No, w większości. Bardzo dobry jest Josh Duhamel jako Utopian, człowiek niesamowicie pewny swego, ale przez to też arogancki. Z jednej strony charyzmatyczny, umiejący pociągnąć za sobą innych, z drugiej momentami wpadający wręcz w obsesję, czy to kontroli, czy obowiązku, czy przestrzegania kodeksu. Porządnie zagrany jest też – przez Bena Danielsa – jego brat, Walter. Opanowany, spokojny, a jednak w głębi skrywający najróżniejsze emocje, które co jakiś czas wychodzą na światło dzienne. Fajnym bohaterem jest też George Hutchence alias Skyfox, w którego wcielił się Matt Lanter. To wielki przyjaciel Utopiana, pojawiający się jednak w retrospekcjach, bo obecnie nikt go nie widział od dawna i nie jest już członkiem Unii. Trochę gorzej wypadają Brandon i Chloe, ale to nie do końca wina Andrew Hortona i Eleny Kampouris, po prostu scenariusz nie daje im za bardzo możliwości pokazania czegoś więcej. Podobnie jest zresztą w przypadku Leslie Bibb, która gra żonę Utopiana, Grace. Aczkolwiek w jej przypadku widać trochę, że chociaż wspiera Sheldona, to jednak coraz częściej ma wątpliwości, czy ten ma rację i czy jednak nie należałoby czegoś zmienić.

O ile do aktorstwa w serialu Dziedzictwo Jowisza nie da się raczej przyczepić, o tyle o wiele gorzej jest z realizacją. Produkcja ta ma bowiem zaskakująco słabe efekty specjalne, często wyglądające mocno sztucznie i ustępujące tym, które można oglądać w wielu innych dziełach na podstawie komiksów, nie tylko kinowych. Nie lepiej jest z walkami (nie ma zresztą ich zbyt wiele), które nakręcone zostały w sposób sztampowy, nudny i pozbawiony wigoru. Dziedzictwo Jowisza z jednej strony ma więc potencjał, z drugiej ma też sporo problemów. Oby to były pierwsze koty za płoty i kolejny sezon przyniósł poprawę wszystkich mankamentów, bo póki co jest zaledwie nieźle.

Atuty

  • Jest trochę ciekawych tematów…;
  • Ogląda się całkiem nieźle, nie nudzi za bardzo (poza historią Chloe);
  • Porządnie napisane i zagrane postacie

Wady

  • …Ale większość za słabo rozwinięta;
  • To bardziej wstęp, pilot większej historii;
  • Marna realizacja – słabe walki i efekty specjalne

Dziedzictwo Jowisza (2021) ma w sobie potencjał na naprawdę świetną produkcję. Póki co to bardziej wstęp do większej historii.

6,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper