Nie tylko Eddie Murphy. Zapomniane gwiazdy kina z lat 80. i 90.

Nie tylko Eddie Murphy. Zapomniane gwiazdy kina z lat 80. i 90.

Dawid Ilnicki | 13.03.2021, 19:00

Niedawna premiera sequela do słynnego “Księcia w Nowym Jorku” jest nie tylko okazją do odświeżenia tego wielkiego klasyka lat 80-tych, ale także do przypomnienia sobie o tym jak wielką gwiazdą był jeszcze kilkanaście lat temu Eddie Murphy, dziś aktor nieco już zapomniany. Jego przypadek przywodzi na myśl wielu odtwórców lat 80-tych i 90-tych, o których w ostatnim czasie zdecydowanie ciszej.

Choć ten wielki komik przełomu lat 80-tych i 90-tych przypomniał o sobie dość udaną kreacją w filmie “Nazywam się Dolemite”, w którym mógł wrócić do dobrze znanego ze wspomnianych dekad emploi, nie ma co ukrywać, że ostatnie lata nie były dla niego tak udane jak wcześniejsze. Trudno się zresztą temu dziwić. Nowe czasy kreują bowiem nowych bohaterów we wszystkich filmowych niszach, także w komedii, a czas najgorzej obchodzi się z tymi, których przypisano do jednej, mocno specyficznej postaci. Wystarczy tu wspomnieć choćby o Mickey Rourke’u czy Jean Claude’ie van Dammie, dwóch jakże odmiennych od siebie odtwórcach, którzy w ostatnich latach również - z różnych względów - przeżywali trudne chwile. Aktorzy ci przez moment wrócili jednak na szczyt dzięki rolom, które wyraźnie uderzały w ich stereotypowy wizerunek. Dla Rourke’a był to świetny film Darrena Aronofsky'ego “Zapaśnik”, a dla słynnego Belga otwarcie autoironiczne “JCVD” Mabrouka el Mechri, a także serial “Jean Claude Van Johnson”. O tego typu przemianę trudno jednak w przypadku aktora komediowego, pewnie dlatego, że ironia nie jest narzędziem jakie moglibyśmy zastosować wobec ironisty.

Dalsza część tekstu pod wideo

Murphy nie jest jedynym aktorem, który spotkał się z podobnym problemem. O wielu gwiazdach ekranu, które miały przez lata zapewniać filmom z ich udziałem krociowe zyski, zapominano po ledwie kilku sezonach. Większość największą sławę osiągnęła w czasach VHS, w których królowały bardzo specyficzne podgatunki filmowe, jak choćby kino kopane. Część z nich znamy dzięki głośnym serialom z tych lat, po których nie udało im się jednak z podobnym powodzeniem podbić wielkiego ekranu. 

Richard Dean Anderson

Sztandarowy przykład aktora znanego szerokiej opinii publicznej z jednej roli. Urodzony w Minnesocie Amerykanin zagrał słynnego Angusa MacGyvera, bohatera niezwykle popularnego serialu w latach 80-tych. Mimo tego jednak, że pojawiał się w wielu pogłoskach na temat ról w wielkich filmowych hitach, ostatecznie w nich nie zagrał, a telewizyjnemu widzowi znany jest również z długiej - i jak podkreślają fani niezwykle owocnej - pracy w serialach i filmach rozgrywających się w uniwersum Stargate. O dziwo nie pojawił się on jeszcze w żadnej produkcji tej dekady otwarcie czerpiącej z dorobku lat 80-tych. Zapewne jednak wszystko przed nami!

Lorenzo Lamas

Jeśli mowa o gwiazdach seriali trudno zapomnieć o pewnym znanym w latach 90-tych aktorze amerykańskim, argentyńskiego pochodzenia. W jego przypadku jednak na samym “Renegacie” świat się nie kończy. W pewnym momencie wydawało się bowiem, że będzie on wielką gwiazdą kina kopanego, stąd występy w wielu tego typu produkcjach. Z kolei za rolę w operze mydlanej “Falcon Crest” Lamas otrzymał nawet nominację do Złotego Globa, będąc przy okazji jedynym aktorem, który zagrał w 227 odcinkach tej produkcji. Z drugiej jednak strony nie ma się co dziwić, że wielkiej kariery nie zrobił i dziś wspominany jest przede wszystkim dzięki owocnej współpracy z pewnym Indianinem. 

Richard Pryor

Zmarły w 2005 roku, w wieku ledwie 65 lat, aktor był swego czasu prawdziwą gwiazdą komedii. Kojarzony głównie za sprawą takich filmów jak “Nic nie widziałem, nic nie słyszałem” czy “Miliony Brewstera”, którego do roli w “Supermanie III” zatrudnił Richard Lester, gdy potrzebował aktora, który sprawi, że ta część przygód herosa nabierze zdecydowanie pastiszowego charakteru. Zainspirował wielu aktorów, takich jak choćby Dave Chappelle, Chris Rock, a nawet George Carlin i sam Eddie Murphy, był uważany za jednego z pierwszych aktorów, który potrafił przenieść energię stand-upowych występów do postaci, które odtwarzał.

Kim Basinger

Biorąc pod uwagę status tej aktorki w latach 80-tych i 90-tych, dzięki występom w takich filmach jak m.in. “Batman”, “Dziewięć i pół tygodnia” czy “Moja macocha jest kosmitką” trudno nie ulec wrażeniu, że kompletnie nie miała ona szczęścia do ról w XXI wieku. Ostatnią pamiętaną można nazwać z pewnością tę z “8. Mili”, później grała już w coraz gorszych produkcjach, kończąc zaś ostatnio w kolejnych częściach przygód Christiana Greya. Ewidentnie brakowało jej szczęścia do właściwych scenariuszy, bo ledwie o pięć lat młodsza Sharon Stone, mimo występu w wielu gniotach, mimo wszystko ma w ostatnich latach zdecydowanie lepszą passę.

Wesley Snipes

Snipes to ciekawy przypadek odtwórcy, który niewątpliwie był jedną z największych gwiazd lat 80-tych i 90-tych, a dziś w zasadzie powinien mieć status podobny do osiem lat starszego Denzela Washingtona, który nadal jest uważany za czołowego aktora, nie tylko ostatniej dekady. Snipes zaczynał od ciekawych filmów, takich jak “New Jack City” i “Król Nowego Jorku”, by w kolejnej dekadzie stać się jednym z gwiazdorów kina akcji, głównie dzięki niezwykle udanej roli w trylogii “Blade”. Jednocześnie trudno jednak nie ulec wrażeniu, że już w tych latach powoli rozmieniał się na drobne, grając w wielu mało interesujących produkcjach. O sporej dziurze w jego filmografii zadecydowały już problemy prawne, szczególnie wyrok za oszustwa podatkowe, za sprawą którego przesiedział w więzieniu niemal trzy lata. Co ciekawe zagrał wraz z Eddie’m Murphym zarówno w “My Name is Dolemite”, jak i sequelu “Księcia w Nowym Jorku”.

Geena Davis

Z przyjemnością odnotowałem udział Geeny Davis w wyprodukowanym w ostatnich latach serialu “The Exorcist”, dostępnym w Polsce na Amazon Prime. Aktorka była na przełomie lat 80-tych i 90-tych prawdziwą gwiazdą, występując w takich filmach jak “Mucha” Cronenberga, “Sok z żuka” Burtona, klasycznym “Thelma i Louise” Ridleya Scotta. W “Długim pocałunku na dobranoc” wraz z Samuelem L. Jacksonem stworzyła prawdziwie wybuchowy duet. Jeszcze w 2005 roku zagrała prezydentkę USA Mackenzie Allen w mało znanym w Polsce serialu “Commander in Chief”. Od tego czasu jednak również nie ma szczęścia do ról w wielkich filmach.

Michael Dudikoff

Złośliwi nazywali go biedną wersją van Damme’a czy Seagala, ale Dudikoff w swoim czasie rzeczywiście zapowiadał się na sporą gwiazdę kina kopanego. Wszystko za sprawą występu w niezwykle popularnej w tamtych czasach serii “Amerykański Ninja”, która była prawdziwym hitem ery VHS. Polski widz może go kojarzyć również z niezwykle mocno reklamowanego w latach 90-tych serialu “Cobra”, który zapadał w pamięć głównie dzięki charakterystycznej czołówce. Druga połowa lat 90-tych nie była już dla niego tak łaskawa, grał wtedy głównie w bezbarwnych produkcyjniakach, a ostatnio jego role w znanych obrazach, jak choćby “Olimp w ogniu”, bardzo łatwo przeoczyć.

Mark Dacascos

Ok, zejdźmy głębiej. Za sprawą całkiem udanej roli w “Johnie Wicku 3” świat przypomniał sobie o tym, swego czasu niezwykle popularnym aktorze kina walki, który zagrał w wielu pamiętnych filmach lat 90-tych, a później zaliczył również kilka udanych epizodów m.in. “Braterstwie wilków”. Tak jak jednak w przypadku wielu podobnych odtwórców, tak i przedstawiciel Hawajów zagrał w tak wielu filmach zwyczajnie złych, a co gorsza także nudnych, że po prostu nie może dziwić jego zniknięcie z radarów. Występ u boku Keanu Reevesa może jednak przypomnieć światu o tej całkiem charakterystycznej postaci. 

David Bradley

“Jeszcze głębiej…” Większość aktorów, o których tu mówimy to odtwórcy, którzy byli kiedyś wielkimi gwiazdami - jak Murphy, którego kazus jest przyczynkiem do rozważania podobnych przypadków - a w ostatnim czasie występują w dużo mniej znanych filmach, widocznie nie mając szczęścia do właściwych scenariuszy. O Bradleyu w tym kontekście warto wspomnieć dlatego, że w latach 90-tych zapowiadał się jako kolejna gwiazda kina kopanego, zagrał w kilku podobnych produkcjach (kolejne części “American Ninja”, “Amerykański samuraj”, “Policyjny cyborg”), lecz po 1997 roku nie wystąpił już w żadnym obrazie, skupiając się na zawodowym uczeniu sztuk walki. 

Billy Drago

Czym byłby dobry film kopany ery VHS bez charyzmatycznego i odpowiednio paskudnego czarnego charakteru? Przez wiele lat prawdziwym wzorem tego typu postaci był Bolo Yeung, a lata 80-te i 90-te wykreowały takich aktorów jak Al Yeong, Vernon Wells, Brion James czy Andrew Divoff. Mało jednak z nich miało tak wyrazistą twarz, często nadającą postaciom, które grał, mocno wampirycznej aury, jak właśnie William Eugene Burroughs jr., znany światu jako Billy Drago. Zmarły w 2019 roku aktor zagrał w wielu uznanych produkcjach m.in. w “Nietykalnych” Briana de Palmy, ale weterani VHS kojarzą go przede wszystkim z niezliczonych ról czarnych charakterów, którym nadawał charakterystyczny, psychotyczny rys. W późniejszych latach zagrał znakomitą rolę drugoplanową w przejmującym obrazie Gregga Arakiego “Mysterious Skin”.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do The Last of Us Part II.

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper