Capitani (2019) – recenzja serialu [Netflix]. Każdy ma mroczną tajemnicę

Capitani (2019) – recenzja serialu [Netflix]. Każdy ma mroczną tajemnicę

Iza Łęcka | 18.02.2021, 21:00

Kiedy Netflix ogłosił, że w lutym serwery zasili serial stworzony w Luksemburgu, byłam zaintrygowana. Produkcja kryminalna nakręcona w jednym z najmniejszych krajów Europy z daleka „śmierdziała” mi klimatem obrazów skandynawskich, gdzie ciężka atmosfera miesza się z budzącą ciekawość intrygą. „Capitani” okazał się jednak niemałą niespodzianką. Zapraszam do recenzji serialu.

Luc Capitani (Luc Schiltz) jest inspektorem policji sądowej, który w dniu rozpoczęcia zasłużonego urlopu zostaje powiadomiony o tragedii, do jakiej doszło w małej wiosce Manscheid. Okazuje się, że w okolicznym lesie znaleziono ciało nastolatki – Jenny Engel – przy której znajdowały się narkotyki. Co gorsza, po kilku godzinach dla rodziców ofiary i policjantów staje się jasne, że jej siostra bliźniaczka jest zaginiona. W sprawie, która na pierwszy rzut oka wydaje się dla doświadczonego policjanta oczywista i prosta, pomagają mu okoliczni stróże prawa: sprytna i inteligentna Elsa oraz mniej rozgarnięty Joe. Po pewnym czasie okazuje się jednak, że morderstwo piętnastolatki ma „drugie dno”, przez co pojawia się znacznie więcej pytań niż odpowiedzi...

Dalsza część tekstu pod wideo

Capitani (2019) – recenzja serialu [Netflix]. Śledztwo w małej wiosce

Capitani (2019) – recenzja serialu [Netflix]. Każdy ma mroczną tajemnicę

Wydarzenia w recenzowanym serialu rozgrywają się w ciągu 8 dni – Capitani zatrzymuje się w okolicznym hotelu i rozpoczyna przesłuchania kolejnych świadków, jacy mogli cokolwiek dodać do sprawy morderstwa dziewczyny. Dzięki rozmowom na jaw wychodzi coraz więcej niewygodnych faktów, a inspektor przekonuje się, że niemal każdy w Manscheid ma coś za uszami, natomiast jak to bywa w małych mieścinach – mieszkańcy wiedzą niemal wszystko o sąsiadach, jednak w swoich czterech ścianach skrywają znacznie poważniejsze sekrety. Jako przyjezdny, „pan z miasta”, Luc jest traktowany jak intruz, przez co nikt nie chce z nim współpracować: ludzie bawią się w niedopowiedzenia, przekazują sobie niepotwierdzone wiadomości, bądź zatajają część informacji. W sprawie pojawia się coraz więcej tajemnic i kłamstw, jednak tutaj z pomocą przychodzi mu okoliczna policjantka Elsa Ley, która znając sekrety i perypetie mieszkańców ma wielokrotnie sporą przewagę nad policjantem sądowym, choć brakuje jej obycia w sprawach o tak dużej randze. W tej roli wystąpiła bardzo dobra Sophie Mousel, która, co ciekawe, miała już okazję spotkać się z Luciem Schiltzem na planie innego filmu, „Skin Walker”.

Fabuła „Capitani” jest nieco stereotypowa i oklepana: policjant, ten miastowy, przedstawiany jest jako zarozumiały bufon, natomiast okoliczni stróże prawa wydają się być mało rozgarnięci, opieszali i nie zwracają uwagi na część szalenie istotnych elementów dochodzenia. Do tego dodajmy plotkującą społeczność, wtrącającego się we wszystko klechę, łasego na władzę zastępcę burmistrza, a otrzymujemy cały katalog wiejskich osobowości. Mieszkańcy luksemburskiej mieściny wydają się niezwykle nieprzystępni i zamknięci, wręcz wrogo nastawieni, co stoi nieco w opozycji do okoliczności, bo gmina jest niezwykle malowniczym miejscem, z czego skorzystano podczas licznych, klimatycznych zdjęć przyrody.

Serial ogląda się całkiem szybko i przyjemnie – 12 odcinków, po mniej więcej 30 minut, upływa niepostrzeżenie, do tego uknuta intryga i wychodzące na jaw fakty, również dotyczące przeszłości głównego bohatera, są stworzone całkiem przystępnie i ciekawie. Widzowie podążają za Luciem oraz Elsą i naprawdę im kibicują, bo mimo iż serial dostępny na Netflixie nie wyróżnia się zbyt wieloma aspektami na tle konkurencji, jest całkiem wciągający. Jednocześnie scenarzyści stopniują informacje i zazwyczaj pod koniec epizodu podrzucają kolejny istotny szczególik – ot, żeby „dać widzom prztyczka w nos” i zaintrygować przed zbliżającym się odcinkiem. Mogłabym jedynie doczepić się do nierównego tempa produkcji, gdyż czasami recenzowany „Capitoni” zbytnio skupia się na wątkach pobocznych, wiele scen jest przegadanych, a im więcej za nami, tym nawarstwiają się wątpliwości. Muszę przyznać, że pod koniec pierwszego sezonu byłam już trochę zniecierpliwiona i chciałam poznać zakończenie. Nie pogniewałabym się, gdyby historia była jednak bardziej skondensowana i krótsza przynajmniej o jeden odcinek.

Capitani (2019) – recenzja serialu [Netflix]. Charyzmatyczny główny bohater? Nie tutaj

Capitani (2019) – recenzja serialu [Netflix]. Każdy ma mroczną tajemnicę

Jedną z charakterystycznych cech kryminałów, oprócz gęstej atmosfery, jest między innymi znacząca kreacja głównej postaci. Jak to bywa w obrazach tego typu, protagonista ma na swoim koncie wiele grzeszków, a podczas śledztwa przekonujemy się o jego nieciekawej przeszłości – w przypadku recenzowanej produkcji śledczy nie przez przypadek znalazł się tak blisko miejsca zbrodni. Jedną z bolączek serialu jest jednak kreacja Luca Capitoniego, bowiem tak jak wspominałam, nie ukrywa on swojej niechęci wobec społeczności Manscheid, przez co wydaje się bardziej gburowaty, arogancki i płytki, niż tajemniczy i profesjonalny. Czasami odnosi się wrażenie, że więcej do sprawy wnoszą informacje, które uzyskała Elsa niż sam prowadzący dochodzenie, a jest on w gruncie rzeczy przecież wprawionym śledczym. Na sam koniec scenarzyści pokusili się o kolejne niedopowiedzenie – czy Capitoni jest tak naprawdę przyzwoitym człowiekiem, czy jednak przez lata uciekał przed swoją przeszłością? Jego historia nie robi zbyt wielkiego wrażenia i jest trochę jak kwiatek dodany do kożucha. Do tego postać Carli Pereiry, która ni stąd, ni zowąd znika, po raz kolejny wprawiła mnie w konsternację.

Netflix zyskał kolejny solidny serial, który jest niezbyt porywający, jednak przyzwoicie przedstawia założenia gatunkowe. Recenzowany „Capitani” nie jest produkcją tak znakomitą, jak chociażby „W pułapce” czy „Karppi”, które również możecie zobaczyć na platformie, choć powinien zostać dobrze odebrany. To kolejny średniaczek, przy którym upływające godziny miną niepostrzeżenie. Niemal do ostatnich minut nie poznajemy prawdy i rozwiązania sprawy, co wśród niektórych odbiorców może wywołać frustrację, zważywszy na fakt, że zakończenie nie zaskakuje. Fabuła w drugiej połowie sezonu traci nieco na tempo, a wystarczyło zmniejszyć liczbę odcinków o 1, może 2... Nie zmienia to jednak faktu, że seans należał do przyjemnych, a w przypadku produkcji oryginalnych Netflixa, nie zawsze jest to pewnikiem. Zresztą zobaczcie i przekonajcie się sami.

Atuty

  • Intrygująca historia
  • Wiele wątków połączonych w spójną całość
  • Różnorodne postacie
  • Fabuła przyjemna w odbiorze

Wady

  • „Ale to już było...”
  • Mało charyzmatyczny główny bohater
  • Stereotypowe przedstawienie okolicznych policjantów
  • Nierówne tempo fabuły
  • Wystarczyłoby 10 odcinków
  • Sztampowe zakończenie

Jeżeli lubicie seriale kryminalne „Capitani” powinien Was usatysfakcjonować. Nie jest to produkcja najwyższych lotów, ale scenarzyści umiejętnie dawkują elementy intrygi.

6,5
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper