Szczerze i bez słodzenia o Bloodborne - nowicjusze wchodzą w świat Soulsów.

Redakcja
4684V
Szczerze i bez słodzenia o Bloodborne - nowicjusze wchodzą w świat Soulsów.
Roger Żochowski | 12.04.2015, 11:22

Kocham gry From Software i obecnie staram się o platynę w Bloodborne. Są jednak osoby takie jak Butcher czy Perez, które swoją przygodę z grami From Software zaczęli właśnie od Bloodborne. Jaką opinię o grze mają nowicjusze? Grają, zrezygnowali, czekają na lepsze czasy? Szczerze i bez słodzenia. 

Poniżej zebrałem wypowiedzi trzech osób z mojego grona znajomych, którzy właśnie od Bloodborne zaczęli swoją przygodę w bezwzględnym i pełnym irytacji świecie gier From Software. Żaden z  moich rozmówców nie stara się kozaczyć, robić z siebie na siłę hardkorowego gracza, lecz szczerze opowiada jak wypada w jego oczach najlepszy ex na konsolę Sony. Zapraszam.


 

Dalsza część tekstu pod wideo

Nie ogarniam

Butcher: Nigdy nie grałem w Soulsy. Ba, nie grywam nawet w RPG-i. A jednak Bloodborne ma jakiś dziwny magnes. Może to setting, klimat, może wiadra krwi. Nie wiem. Wiem za to jedno - nie zostanę maniakiem tego gatunku, jak Mielu, Rozbo czy Koso. Roger uparł się, żebym jako n00b w temacie opisał swoje wrażenia. Ale co ja mogę napisać po kilku godzinach nerwicy? Że nie doszedłem nawet do pierwszego bossa? Że zginąłem ze 100 razy? Że pewnie ostatnie 30 zgonów "zawdzięczam" temu, że walczyłem uszkodzoną bronią? Taki ze mnie spec... W ferworze walk zignorowałem komunikat na ekranie, dopiero potem zajrzałem w statsy, a tam damage -25. Za to właśnie nienawidzę RPG-ów i wiem, że to się nie zmieni. Tabelki, cyferki, wskaźniki, many, potiony, levele - wbijam w to, po prostu mnie nie kręci. Ale mimo wszystko Bloodborne tanio skóry nie sprzedam. Co nie zmienia faktu, że nie zrozumiem fenomenu gry, w której wyznacznikiem sukcesu (i podstawowym ruchem, jeśli wierzyć specom z YouTube'a) jest ustawiczne turlanie się we wszystkich kierunkach, a checkpointy są... w sumie nie wiadomo po co. Jak dla mnie mogłoby ich nie być, żadna różnica. Do drugiego i tak nie dotarłem.



 

Irytacja i radość

Perez: Te dwie skrajne emocje towarzyszą mi już od kilkunastu godzin w Bloodborne. Nie będę owijał w bawełnę – nie jestem typem gracza, który lubuje się w produkcjach, gdzie najdrobniejszy błąd karany jest śmiercią i to chyba w najsurowszym wydaniu – z pozbawieniem „punktów” i odrodzeniem rywali na czele. Przepadające tętnienia krwi i powracający jak bumerang przeciwnicy wielokrotnie dawali mi w kość, jednak z uporem maniaka rozpracowywałem każdego kolejnego rywala, z czasem doprowadzając do perfekcji przedzieranie się przez początkowe fragmenty gry. I tak etap po etapie zatapiam się w mroczny świat produkcji From Software, dziwiąc się samemu sobie, co jest w niej takiego, że wciąż mam ochotę na tę dziwną mieszankę emocji, rzucającą mną między skrajnościami – ciągłym wnerwieniem na chory poziom trudności a niezdrową ekscytacją, gdy po raz pierwszy uda się pokonać przeciwnika, który wcześniej posłał mnie niezliczoną ilość razy do piachu. No i ten wewnętrzny wjazd na ambicję „że się teraz uda”, „że nie odpuszczę” niczym przy syndromie „jeszcze jednego meczu”. Magiczny to zaprawdę tytuł, że wciąż mam ochotę przedzierać się przez Yharnam, mimo przeklinania go w myślach po każdej śmierci. Chociaż czym tak naprawdę jest śmierć w Bloodborne, jeśli nie kolejną okazją do nauki. A tej, gwarantuję, nigdy za mało. Spokój, opanowanie, samodyscyplina - krok po kroku, bestia po bestii, aż do finału… I choć może zabrzmi do dziwnie, to cieszę się, że jeszcze sporo przede mną, bo wybitnie podpasował mi ten mix irytacji i radości skąpany w klimatycznej oprawie. Czas wracać do polowania!


Odpadam

Rafał (przyjaciel Rogera) -  Trailery i zapowiedzi Bloodborne mocno rozpaliły moją ciekawość. W Soulsy do tej pory nie miałem okazji zagrać. To znaczy próbowałem w Demon's Souls, ale odpadłem po godzinie gry. Czytając jednak na sieci, że próg wejścia w Bloodborne jest mniejszy i to idealny moment, aby złapać bakcyla na gry From Software, zaryzykowałem i kupiłem tytuł na premierę, co łatwe nie było, bo obiegłem 5 sklepów. Pierwsze chwile były niesamowite. Zachwycił mnie klimat, oprawa, stwory. Gdy jednak po raz 30 zginąłem na tej samej uliczce walcząc z jakimiś gościami z grabiami zaczęła się irytacja. Po 2 dniach metodą prób i błędów dotarłem w końcu do pierwszego bossa. Męczyłem się niemiłosiernie, ale za którymś razem udało mi się go ubić. Miało być już z górki ale nie było. Niedługo potem stanąłem oko w oko z drugim bossem niejakim Gascoignem. Ta walka mnie przerosła - na jakieś 20 podejść ani razu nie zbliżyłem się do tego, by zabrać mu choćby połowę mocy. Bloodborne to tym samym naprawdę bardzo dziwna gra. Przyciąga mnie strasznie całym settingiem, ale zniechęca wysokim stopniem trudności. Brakuje mi tu jakiegoś bloku, który mógłby zatrzymać ciosy przeciwnika. Na tę chwilę więc odpadam. Jeśli przy drugim bossie tracę kilka godzin bezskutecznie, to nie widzę sensu tracenia go dalej. Mimo wspaniałego klimatu - nie moja bajka. 


A jak u Was wygląda sytuacja? Mamy tu nowicjuszy? 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Bloodborne.

Źródło: własne

Komentarze (73)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper