Konsolowa wersja Infinite jest brzydka

I gubi klatki animacji, o czym poinformował serwis IGN po obadaniu gry w swoim dziale "Review in Progress". Według testującego najnowszą produkcję Irrational Ryana McCaffreya, konsolowa wersja BioShock Infinite nie dostarcza efektu "wow", z którym mieliśmy do czynienia w przypadku pierwszej wycieczki do Rapture. Co więcej, zmaga się z kilkoma większymi problemami.
I gubi klatki animacji, o czym poinformował serwis IGN po obadaniu gry w swoim dziale "Review in Progress". Według testującego najnowszą produkcję Irrational Ryana McCaffreya, konsolowa wersja BioShock Infinite nie dostarcza efektu "wow", z którym mieliśmy do czynienia w przypadku pierwszej wycieczki do Rapture. Co więcej, zmaga się z kilkoma większymi problemami.





Oto fragment tekstu traktujący o technicznym aspekcie konsolowego Infinite:
"Pozwólcie, że wpierw ostrzegę konsolowych graczy - w przeciwnieństwie do powodującego opad szczęki poprzednika z 2007 roku (nie liczę BioShock 2, gdyż nie był on naszą pierwszą wycieczką do Rapture), BioShock Infinite nie może pochwalić się czynnikiem "wow". Tak, Columbia jest zachwycająca jeśli chodzi o skalę, oferowane możliwości i walory artystyczne, ale w kwestii czysto graficznej rozczarowuje w przypadku wersji na Xboksa 360, od której zacząłem. Tekstury są rozmazane i w niskiej rozdzielczości, a animacja regularnie zalicza nieznacze, ale zauważalne spadki. W pewnym sensie przypomina mi to konsolową wersję Dishonored."
Na otarcie łez mógłbym napisać, że przecież konsolowe Dishonored to ładna gra. Tyle że kłamstwo ma krótkie nogi. Nie ma jednak co drzeć szat - poczekajmy na więcej opinii, a najlepiej nich każdy oceni wizualia Infinite po jego ograniu. Szkoda byłoby ominąć jedną z najciekawszych premier tego roku z powodu kilku technicznych ułomności względem wydania na mogące pochwalić się o wiele większą mocą blaszaki.