W Ameryce zapłoną stosy... z grami
Od polowania na czarownice w Salem minęło już ponad 300 lat, ale pewnych ludzkich nawyków nie da się tak łatwo wyplenić. Posądzanie i karanie śmiercią kobiet za czary i spółkowanie z Lucyferem wyszło z mody i zostało zabronione przez prawo, więc żądna duchowego oczyszczenia gawiedź zwróciła się w stronę popkultury stosując metody rodem z Hiszpańskiej Inkwizycji. Hajcowały się już okultystyczne dzieła J.K. Rowling, przyszła pora na ociekające krwią gry wideo.
Od polowania na czarownice w Salem minęło już ponad 300 lat, ale pewnych ludzkich nawyków nie da się tak łatwo wyplenić. Posądzanie i karanie śmiercią kobiet za czary i spółkowanie z Lucyferem wyszło z mody i zostało zabronione przez prawo, więc żądna duchowego oczyszczenia gawiedź zwróciła się w stronę popkultury stosując metody rodem z Hiszpańskiej Inkwizycji. Hajcowały się już okultystyczne dzieła J.K. Rowling, przyszła pora na ociekające krwią gry wideo.
Brutalne gry wraz ze szkodliwymi dla umysłów młodzieży płytami muzycznymi i filmami zamierzają zetrzeć z powierzchni ziemi władze miasta Southington w stanie Connecticut. W tym celu uruchomiono akcję The Viloent Video Games Return Program, w ramach której mieszkańcy nagradzani są za oddawanie brutalnych treści multimedialnych do specjalnych punktów kuponami rabatowymi o wartości 25 dolców, które mogą wykorzystać we wsperających program sklepach i przedsiębiorstwach. Szczególny nacisk położono na gry, które wielu obwinia za tragedię w szkole podstawowej Sandy Hook, do której przed świętami doszło w sąsiednim Newton. Oczywiście zrzucanie winy na interaktywną rozrywkę jest kompletną bzdurą, ale medialna nagonka zrobiła swoje.
Co stanie się z zebranymi materiałami prosto z otchłani piekielnej? Mają zostać zniszczone, co pewnie przełoży się na ich spalenie, bowiem akcję wspiera lokalna jednostka straży pożarnej. Cóż, gdy rozum śpi, budzą się demony.