Journey - recenzja

BLOG RECENZJA GRY
1388V
Journey - recenzja
Tom19 | 10.05.2017, 16:27
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Podróż - zmiana miejsca pobytu na odległe. Podróże odbywano od dawna, początkowo dla praktycznego celu: nauki, handlu, polityki. Podróżowano również do miejsc kultu religijnego, z chęci odpokutowania za grzechy, zjednania łask lub podzięce za nie. Podróż dla odwiedzenia miejsc kultu religijnego nazywa się pielgrzymką [ Wikipedia ]

 

Ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy Journey jest właśnie taką pielgrzymką. Ogranicza ekspozycję do minimum, stawiając gracza przed własną interpretacją dzieła przygotowanego przez thatgamecompany. Dzieła, którego przekaz emocjonalny na płaszczyźnie wizualno-muzycznym sięga szczytu tak samo, jak tajemnicza postać, którą przemierzamy pustynne tereny.
Gra zaczyna się tak samo jak kończy - ogólny zarys przedstawionej w formie hieroglifów fabuły, odkrywanej stopniowo przez grającego, nakreśla w minimalistyczny sposób wydarzenia, które nie do końca są jasne. 
Podróż w nieznane odcięta jest od jakiejkolwiek narracji tekstowej, stawiając w wizualnym przekazie różnorakich postaci i elementów, więcej pytań niż odpowiedzi. To od nas zależy zadanie zrekonstruowania historii świata i zinterpretowania znaczenia samej podróży. Pomaga w tym przedstawiony świat a także krótkie cut scenki ukazujące się pod koniec każdego z kilku ,,rozdziałów''. Przy tym warto wspomnieć, że gra przez swoją narrację i wizualne artystyczne piękno - mimo prostej mechaniki - wciąga niesamowicie. Journey jest jak album ze zdjęciami, gdzie pozytywna i nostalgiczna energia przeplata się z niekoniecznie dobrymi wspomnieniami. To również podróż statkiem w nieznane łączący słoneczny ekskluzywny wypoczynek z szalejącym sztormem i strachem przed katastrofą. Podróż to spektrum emocji ludzkich zachowań - strach, przyjaźń, bezsilność, radość i wiele, wiele innych. 

 

Opisywanie tego magicznego tytułu mógłbym zakończyć tutaj z wielu powodów. Po pierwsze to gra, która powinna być uruchomiona bez wcześniejszej wiedzy zdobytej, czy to w formie tekstowej, czy trailerów. Również nie wiadomo jak dobrze napisana recenzja nie przeleje wizualnego kunsztu w słowa. To po prostu trzeba przeżyć! Postaram się jednak oddać cząstkę tego co pokazuje Journey.
Przygodę zaczynamy jako tajemnicza zakapturzona postać z małym szaliczkiem rozpościerającym się za plecami. Po chwili kamera pokazuje na horyzoncie ogromną górę, na której szczycie znajduje się świecąca szczelina. Jak się łatwo domyślić, to szczyt, do którego musimy się dostać. I od tego momentu zaczyna się nasza podróż...    
Jako gra przygodowo-platformowa z dużym naciskiem na liniową eksplorację przemierzamy kilka malowniczych terenów w celu dojścia do wyznaczonego punktu.  
W miarę kolejno odkrywanych sekcji odnajdujemy wszelakie ruiny cywilizacji, zatopione fragmenty i tajemnice skrywane w ciemnych czeluściach jaskiń. 
Gra oprócz początkowego wyjaśnienia obłożenia przycisków, nie prowadzi gracza za rączkę. Co w sumie jest zbędne, bowiem poszczególne krainy są wielkości Watykanu i trudno się tutaj zgubić. A jeśli komuś udała się ta sztuka...gratuluję ,,świetnej'' orientacji w terenie ;)
Umiejętności bohatera nie są zawiłe i ograniczają się do skakania, wydawania specyficznych ( krótkich i długich ) dźwięków z nadawanym symbolem graficznym i latania zależnego od ilości zbieranych szat, które powodują chwilowe unoszenie naszego dzielnego podróżnika.
I tak, to wszystko! Całość sprowadza się do odnajdywania specjalnych miejsc - może to być komora lub długa płachta - i użyciu obszarowego dźwięku, którego pole ,,otacza'' dany przedmiot, powodując aktywowanie mechanizmu. Samo przybliżenie się do pewnych rzeczy powoduje aktywacje, więc o skomplikowaniu nie ma mowy. 

 

 

Bo Journey to przede wszystkim kilkugodzinne przeżycie, piękna, wzruszająca opowieść, która porusza wizualnym przekazem. Majestatyczne ruchy podróżującego ,,płynącego'' po złocistej tafli piaszczystych wydm, porywający lodowaty powiew wiatru, rzucający wściekle długim szalem, czy pierwsze kroki w ciemną otchłań rozświetloną snopami światła wpadającego przez ruiny. Każdy element jest tutaj artystycznie wyrzeźbiony z zegarmistrzowską precyzją. Żółto-czerwone barwy większości lokacji rozświetlone są słonecznymi promieniami, które powodują, że piasek staje się diamentową oazą eksploracyjnej sielanki. 
Jeśli obraz namalowany na płótnie to sztuka, Journey wychodzi daleko poza ramy - bo robi to w ruchu, dodając życie do namalowanego arcydzieła. Urzekający, plastyczny świat, powiew wielkiej przygody namalowany plejadą różnorakich farb, które zmieniają się niczym w kalejdoskopie. Dawno nie widziałem w grach tak płynnie zmieniającej się palety barw, która otacza tą tajemniczą krainę. Od z pozoru jedynej - żółtej przedstawiającej piaszczyste wydmy, po niebieską - symbolizującą zarówno wodę, jak i ciemność, aż do białej, odkrywającą śnieżną zawieruchę w końcowej fazie przygody.
Architektura zaprezentowana przez studio przywodzi na myśl dzieła Team Ico, jednak posiada własną tożsamość. Wysokie betonowe słupy połączone magicznymi dywanami, częściowo zakryte ruiny schowane w wydmach, wieże z elementami platformowymi i piaszczysty akwedukt, który zachwyci ukazanym widokiem podczas pewnego zjazdu. 
Połączenie swobodnego lotu z artystycznie powiewającymi szaliczkami na tle przepięknie namalowanego obrazu tworzy całość, która zostaje nie tyle głęboko w oczach, ile w umyśle.
W umyśle zostaje przebyty trud krucjaty i zawiłości z nim związane, tworząc finalnie smutny obraz, którego emocjonalne ujście występuje w formie wylanych łez. Podróż nie wzruszyła mnie na tyle, abym uwolnił z siebie choćby łzę, ale jestem pewien, że gra będzie miała wpływ na bardziej wrażliwe osoby.  


  
Dopełnieniem ogólnych wrażeń płynących z gry jest zmyślny multiplayer i przepiękna ścieżka dźwiękowa. Kilkunastoosobowa ekipa postanowiła wykorzystać rozgrywkę sieciową, tak aby gracze współpracowali ze sobą bez przymusu i potrzeby wzajemnej rywalizacji. Podczas ogrywania przygody, każdy z graczy podłączony do sieci mógł spotkać innego podróżnika. Jednak nie jest jasno powiedziane, że musimy sobie pomagać w trudniejszych sytuacjach. Magia tego pomysłu polega właśnie na świadomym i naturalnym wyborze. Za pomocą specyficznych sygnałów możemy powiadomić kogoś o ukrytym przejściu. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby przy bliższym kontakcie wzmocnić własny szal do swobodnego lotu. Wydawałoby się, że interakcja jest znikoma? Owszem. Jednak możecie mi wierzyć albo nie. Podczas samotnej podróży, gdy ciszę otaczającej pustyni zagłusza dźwięk pojawiającego się towarzysza, od razu pojawia się radość. Tak mimowolnie!
Jedni kombinują jak wskoczyć na niedostępny teren, drudzy podążają za nami dając różnorodne sygnały dźwiękowe. Sam złapałem się na tym, jak chciałem zanucić Pszczółkę Maję...jednak z marnym skutkiem ( hiehie ).
W ogólnym zarysie planem twórców było stworzenie produkcji, w której gracze czują ze sobą minimalną więź, co pozwala na wyzwolenie w nich pozytywnych stron człowieczeństwa. I muszę powiedzieć, że po części się ta sztuka udała.
Muzykę skomponował Austin Wintory za pomocą wiolonczeli. Jest ona integralnym fragmentem tej przepięknej układanki, dopasowując każdy muzyczny puzzel w zależności od sytuacji, w której gracz się znajduje. Kompozytor zrezygnował ze sztywnych ram muzycznych, w wyniku tego muzyka dostosowuje się do pewnych działań i dźwięków wydawanych przez pobliskie obiekty w grze. Soundtrack to istna wisienka na torcie, którą warto przesłuchać w domowym zaciszu.  

 

 

 

 

Journey to krótka, acz treściwa przygoda. Uzupełniana wartościami cennymi, przemyślanymi i rzadko spotykanymi w innych produkcjach. To wzruszająca podróż w nieznane, z ogromną paletą barw i emocji. Zmuszająca grającego do przemyśleń, do samowolnej współpracy, odkrywania niezbadanych terenów i wyzwalająca silny ładunek emocjonalny w kilku fragmentach. Ja nie płakałem, ale ty możesz...

                                                                                                                              Tomek Woźniak

 

P.S Wersja na konsolę PS4 została przystosowana do rozdzielczości 1080p.

P.S.2 Użyte screeny są mojego autorstwa.
 

Oceń bloga:
0

Atuty

  • przepiękna, wzruszająca przygoda
  • plastyczna urzekająca oprawa graficzna
  • paleta barw otaczająca świat
  • kilka wzruszających scen
  • kooperacyjni towarzysze w sieci
  • świetne pomysły w kreacji artystycznej
  • muzyka

Wady

  • szkoda, że podróż szybko się kończy ;(
Avatar Tom19

Tomasz Woźniak

Mała duża gra. Nie dla każdego i dla każdego. Możesz uronić łzę, ale nie musisz. Musisz zagrać jeśli posiadasz PS3/4. Jeśli nie posiadasz. Kup sprzęt i zagraj :)

8,5

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper