Vanquish - recenzja

BLOG RECENZJA GRY
1265V
Vanquish - recenzja
Tom19 | 15.06.2014, 15:58
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Uwielbiam takie niespodzianki, gdy podchodząc do gry z nastawieniem obojętności,ta strzela mi soczystego plaskacza uświadamiając, że pora się obudzić z gameplayowego letargu.

 
 
 
 
Taką grą jest bez wątpienia Vanquish. Stworzona przez ojca serii Resident Evil oraz Dino Crisis, Shinji'ego Mikami w japońskim studio Platinum Games. I jak można się spodziewać nie obejdzie się bez ckliwych historyjek pisanych na kolanie, mega efektownych wstawek filmowych i obowiązkowych przerywników między mini misjami w postaci pierdyliona punktacji i statystyk ;) 
Co by nie mówić gra zaczyna się w poważnym tonie ukazując konflikt Stanów Zjednoczonych z Rosjanami w niedalekiej przyszłości. Amerykanie budując specjalną stację kosmiczną do kumulowania energii słonecznej sami wpadają w sidła po przejęciu obiektu przez Rosjan. Ci skumulowaną wiązką śmiercionośnego promienia zmieniają w pył San Francisco, stawiając ultimatum kapitulacji wroga albo doszczędnego zniszczenia miast.
 
 
W odpowiedzi Stany Zjednoczone wysyłają wojska z misją odbicia stacji, zanim ta doleci do Nowego Jorku. Na czele armii stoi dowódca Robert Burns a towarzyszy mu zespół Bravo, w którym to jest nasz główny bohater widowiska, Sam Gideon.
Sam nie jest bynajmniej zwykłym wojakiem. Posiada ultranowoczesny kombinezon bojowy (Augmented Reaction Suit) charakteryzujący się niesamowitą wytrzymałością i elastycznością przy zastosowaniu odpowiednio lekkich materiałów. Wyposażony jest w silniki odrzutowe sprawiające odpowiedni ślizg bohatera po powierzchni.  
Tyle w teorii, bo tak naprawdę Vanquish nie sili się na mocno rozbudowaną grę strategiczną, czy niesamowite rozwiązania połączone z epicką historią. Gra stawia na nieskończenie miodną i efektowną walkę i jako strzelanina TPP wywiązuje się z tego więcej niż wzorowo. 
 
 
 
 
Głównym wrogiem Sama i spółki będzie armia robotów dowodzona przez przywódcę Rosjan, Zajcewa. Czerwone blaszaki to typowe mięso armatnie, uzupełnione o większe jednostki bojowe trudniejsze do zniszczenia. I na tych przeciwnikach są oparte batalie co zahaczę w dalszej części tekstu. A jaki zestaw broni mamy do eliminowania wrogów? Bardzo mały, niemal minimalistyczny zbiór pukawek podstawowych typu karabin maszynowy, granaty wybuchowe i ogłuszające oraz  snajperka. Do tego dochodzi kilka ciekawych zestawów,a moim ulubionym jest karabin z wystrzeliwanymi pociskami auto-naprowadzającymi do wyznaczonych przez nas celów. Wydawałoby się, że przez tak mały zasób elementów gra może być monotonna...nic z tych rzeczy. 
 
 
Elastyczność manewrowania i mnogość prostych aczkolwiek ciekawych rozwiązań każe nam chłonąć rozgrywkę ciałem i umysłem mimo prowizorycznej otwartości potyczek.Gra nie jest prosta na normalnym poziomie trudności i dość często wymaga małpiej zręczności od gracza. Wykonywanie długich efektownych ślizgów, odpalanie zwolnienia czasu podczas strzału to tylko najprostszy element tej całej destrukcyjnej układanki.
Dochodzi do tego chowanie się za osłonami, umiejętne używanie energii dopalacza, który dość długo się ładuje a służy właśnie do efektownych akcji w slow-motion. Bo gdy mamy przed sobą ciężkiego bydlaka i jego towarzyszy najgorszym jest dźwięk kombinezonu informujący a wyczerpaniu energii.
 
 
Gra stawia na nieskończenie miodną i efektowną walkę i jako strzelanina TPP wywiązuje się z tego więcej niż wzorowo 
 
Każdy z przeciwników ma słaby punkt w postaci czerwonej kuli wmontowanej z przodu lub z tyłu kombinezonu. Sposób zestrzelenia wrażliwego punktu odbywa się w standardowy sposób wyplucia odpowiednio dużej ilości pocisków w danym kierunku, jednak nic nie stoi na przeszkodzie aby zrobić odpowiednio długi ślizg do wroga i potężną kombinacją ciosów wręcz powalić go. Efektowne lecz ryzykowne.
Na polu walki oprócz amunicji można znaleźć odpowiednie wzmocnienia broni, działka stacjonarne, pojazdy kroczące do których można zasiąść wystrzeliwując wiązkę rakiet i...ukryte złote statuetki wydające śmieszne odgłosy po zestrzeleniu ;) Aż tyle i tylko tyle, jednak więcej w tej grze nie potrzeba.
 
 
Wracając do przeciwników, są oni bardzo solidnie zaprojektowani, a kilka z nich można uznać za majstersztyk designerski. Co powiecie na mechanicznego stwora skomponowanego z różnych złomiarskich elementów i tworzący tak przedziwne formy ,,ciała'', które mogą zestrzelić twoją postać schowaną za wielkim kontenerem ! Ciężko określić też wagę pozycji w szeregu jednostki wroga, bo zdarza się, że z pozoru 2 średnio-mocnych przeciwników urastają do rangi tak samo trudnej do pokonania co bossowie.
Wymienionych bossów jest mała ilość, jest to zazwyczaj ogromny pająko-robot, który po eliminacji zamienia się w drugie stadium...człeko-robota ;) 
Łącząc w miarę rozległe obszary walki z kombinacją mniejszych/ większych robotów i niesamowitymi zdolnościami manewrowymi kombinezonu, możesz być pewny wizualnej orgii z szybkością akcji zapierającej dech w piersiach. Lepiej tego nie mogę opisać, bo to trzeba zobaczyć, przeżyć ;)
  
 
 
 
Drugim pozytywnym aktorem tego przedstawienia są świetnie zaprojektowane miejscówki i różnorodność misji, a dokładnie to co się w nich dzieje, bo przy niektórych momentach opad szczęki jest gwarantowany.
Projekty zarówno postaci, a głównie miejsc potyczek są zrobione z rozmachem równie godnym i wspaniałym co w serii Deus Ex. Projekt torów kolejowych a'la rollercoaster dla szybkich wagonów towarowych, gdzie toczymy walkę z przeciwnikiem raz odstrzeliwując ich z boku,a później odwróconych nad nami to tylko rozgrzewka.
Misja snajperska, gdzie aby uniknąć wykrycia należy zestrzelić reflektory oświetlające snopami światła otoczenie lub wspinaczka pod pochyłą konstrukcją, omijając elementy, które spadają po wybuchu w międzyczasie tocząc zaciętą walkę z przeciwnikiem to ciekawe zestawienie. Mało atrakcji? oto kolejne przykłady. Obrona pojazdu w zaciemnionym tunelu przed wielkimi purchawko-pająkami, które powoli zmierzają do celu aby go zniszczyć, piękna miejscówka badawcza zarośnięta wysoką trawą i drzewami, gdzie w pewnym momencie trzeba uciekać przed zmasowanym atakiem wyskakujących zewsząd z trawy robotów niczym Velociraptory z Jurassic Park. 
 
 
Cele misji to w skrócie głównie eliminacja wroga, zestrzelenie wieżyczek, podłożenie ładunków wybuchowych lub rozwalenie ważnego elementu konstrukcyjnego wrogiej jednostki. Różnorodność miejscówek i koncepcja misji wyszła autorom spójnie, z pomysłem i bez zbędnych udziwnień. Wszystko jest zaprojektowane z największą dbałością o szczegóły tego fantastycznego uniwersum. 
Warto dodać, że grafika utrzymuje wysoki poziom przez cały czas, oświetlenie wbija się ponad przeciętność i wysysa wszystkie soki z konsoli. Wspomnisz te słowa, gdy trafisz do  ogromnego pomieszczenia z wytwarzanymi w tunelach promieniami energii, gdzie pojawienie się ów wiązki światła powoduje świetne poruszanie się cieni konstrukcji w całym otoczeniu. Godne zanotowania jest to, że wszystkie miejscówki mimo, że są w podobnych szaro-brązowych barwach to nie sprawiają wrażenia monotonności lokacji jak to bywało w serii Metal Gear Solid ;) Akcja gry prowadzona jest bez przeskoków czasowych i podróżniczych, więc nie ma również mowy o lokacjach z d*#y. Cała podróż bohaterów po lokacjach odbywa się w płynny sposób, w tym samym regionie bez wycieczek za jeden uśmiech do zaśnieżonych krain tysiąca wysp ;) 
Dlatego to co cenię w tej grze to spójność świata, który nie odbiega od najlepszych przedstawicieli tego gatunku. 
 
 
 
 
Warto też wspomnieć o tym, że podczas naszej przygody prawie zawsze towarzyszy nam porucznik (pudzian-hydraulik) Burns i kilku żołnierzy, których można leczyć podczas krytycznego stanu,dostając nagrodę w postaci magazynku do broni.
Gra korzysta z samoregenerującego się paska zdrowia co nie oznacza, że jest to ułatwienie ;) Dobrze również, że twórcy zastosowali patent krytycznego zwolnienia czasu przed śmiercią. Jeśli dostajemy masę pocisków (a o to nie trudno) na plecy, to załącza się odpowiednie spowolnienie, które daje nam kilkanaście sekund na ucieczkę lub zestrzelenie w ostatniej chwili robocianego cwaniaka. 
Inteligencja wrogów jest na przyzwoitym poziomie, nie ma mowy o częstym parciu pod lufę. Raczej jest zamiana miejsca za osłonami i ciekawe uniki, które psują krew w równie dobry sposób co ilość wystrzelonych pocisków w naszą stronę, gdy jesteśmy w otwartej przestrzeni poza osłonami. Z ciekawostek dropsa, przy wciśnięciu odpowiedniego przycisku, Sam może spalić szluga będąc przy kuckach za schronieniem. Małe a cieszy ;)
 
 
Odnośnie głównego bohatera, kurcze polubiłem gościa. Ma swoje zasady, które pod koniec w pewnym sensie łamie, jest zdecydowany, jak to na herosa dąży do celu za wszelką cenę. Jego relacje między porucznikiem to wisienka na torcie, bo jak tu się nie uśmiechnąć jak dochodzi do walki między nimi z powodu tego, że...Sam palił szluga w miejscu gdzie jest tabliczka o nie paleniu ;) Puszczenie oczka w stronę gracza występuje przynajmniej kilka razy. A to zachowanie żołnierzy jest nad wyraz przerysowane, informatorka misji pokazuje zbyt często pupę a i zdarzy się zobaczyć jakie to rozrywki mają wrogie jednostki w czasie pracy ;)   
 
 
Przy wciśnięciu odpowiedniego przycisku, Sam może spalić szluga będąc przy kuckach za schronieniem. Małe a cieszy ;)
 
Z obowiązku recenzenckiego muszę wspomnieć o ścieżce dźwiękowej, bo muzyka to miód dla uszu. Spodziewałem się dużo gitarowych riffów, mocnej elektroniki, a dostałem zupełnie coś innego. Magiczne nuty w większości pompatyczne, często zmieniają się w pełen melodyjności mix elektronicznego chilloutu z domieszką przeróżnych instrumentów. OST jest idealnie dopasowany do akcji i przez to jak świetnie jest zrobione, wycina się w pień wrogów w doskonałym dla oczu i ucha stylu.
Gra podzielona jest na 5 aktów, w każdym znajduje się kilkanaście misji, które trwają od 7 do 30 minut. Grę przechodzi się w 6 godz, więc czas jest największym minusem omawianej produkcji zwłaszcza, że do dyspozycji nie mamy trybu multi jeno kilkanaście nudnych dodatkowych wyzwań. Znaczących błędów nie uświadczyłem, lekko przeszkadzał mi fakt niemożliwości zeskoczenia z wyżej położonego podestu na niższy, do tego służyły drabinki w wyznaczonych miejscach. Do wad miałem dodać powtarzalność przeciwników, ale w ogólnym rozrachunku od 3 aktu dochodzi sporo świeżynek, więc minus anulowany ;)
Ostatnią kwestią jest ukazywanie statystyk i punktacji po kilkunastu minutach grania, które skutecznie psują płynność z rozgrywki, no ale cóż...taki urok japońskich gier, heh. 
 
 
 
 
 
 
 
Podsumowując gra wywarła na mnie ogromne wrażenie, dlatego żałuję, że marketing tytułu nie był zbyt wielki sprzedając się w małej ilości. Jest to tutuł o wielkim potencjale i zdecydowanie niedoceniony. Mimo zebrania bardzo pozytywnych ocen, na horyzoncie nie widać Vanquisha z cyferką 2. 
Dla tych co zatęsknili się za pełną adrenaliny akcją w strzelaninie TPP to tytuł znajdujący się w czołówce gatunkowej. Tak blisko Gearsów, czy Transformersów nie była żadna gra, po prostu jedyna w swoim rodzaju. Jeśli nie grałeś, to koniecznie sprawdź ten tytuł. Niech cię ogarnie gameplayowe szaleństwo !
 
 
Tomek Woźniak
Oceń bloga:
0

Atuty

  • gameplayowa orgia, cały czas akcja
  • umiejętność ślizgu i spowolnienia czasu
  • design lokacji i postaci
  • przekonujące uniwersum
  • muzyka
  • dobrze wyważony poziom trudności

Wady

  • zbyt krótka - 6h
  • niepotrzebne przerywniki w postaci statystyk
Avatar Tom19

Tomasz Woźniak

Gears of War na dopałce. Miodność wylewająca się z ekranu pochłonie cię na dobre.

8,5

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper