
W erze, gdy przemiany uniwersów komiksowych następują szybciej niż aktualizacje w mediach społecznościowych, a każdy reboot zdaje się gonić kolejny, DC All-In Special #1 wyrasta ponad przeciętność, oferując coś znacznie więcej niż tylko przystanek między kolejnymi wydarzeniami crossoverowymi. Ten 64-stronicowy one-shot to nie tylko kolejna odsłona w rozległym uniwersum DC Comics, ale prawdziwy duchowy następca kultowego już „DC Universe Rebirth”, a jednocześnie pomost do zupełnie nowego rozdziału w historii wydawnictwa – narodzin Absolute Universe i ponownego zjednoczenia bohaterów pod szyldem Justice League Unlimited (JLU).
Już sama struktura komiksu zasługuje na szczególną uwagę, czyniąc z niego obiekt wart osobnego miejsca w kolekcji każdego miłośnika gatunku. DC All-In Special #1 to tak zwany flipbook – dwustronny komiks, który można czytać zarówno „od przodu”, jak i „od tyłu”, przy czym obie narracje spotykają się dokładnie w środkowej części publikacji. Po jednej stronie znajduje się perspektywa bohaterów, reprezentowana przez historię oznaczoną jako Alpha, prowadzoną głównie przez Supermana i Booster Golda. Po drugiej zaś stronie rozgrywa się Omega – opowieść ukazana z punktu widzenia Darkseida, który wyrusza w podróż przez piekło i niebo, poszukując odpowiedzi na fundamentalne pytania... oraz samego siebie. To formalne rozdzielenie dwóch narracji, które jednak spotykają się w jednym, kluczowym momencie, stanowi prawdziwy majstersztyk koncepcyjny, nadający komiksowi wyjątkową głębię.
"To wszystko zaczęło się od idei…"
Tymi słowami rozpoczyna się All-In Special, co stanowi nie tylko narracyjne wprowadzenie, ale także swego rodzaju filozoficzną deklarację. Po wydarzeniach przedstawionych w Absolute Power (które jeszcze nie raz będą wspominane w przyszłości), świat bohaterów staje na rozdrożu. Dotychczasowe metody walki ze złem okazują się niewystarczające, by ochronić to, co najcenniejsze. Potrzebna jest jedność na niespotykaną dotąd skalę – nie chodzi tu jednak wyłącznie o standardowe zjednoczenie się superbohaterów, ale o znacznie głębsze przesłanie, że tylko wspólnota i współpraca mogą stanowić skuteczną przeciwwagę dla absolutnej destrukcji.
Właśnie dlatego część Alpha prezentuje nową wersję Watchtower oraz odnowioną Ligę Sprawiedliwości – Justice League Unlimited. Duet Daniel Sampere (rysunki) i Alejandro Sanchez (kolory) tworzy w tej części komiksu nie tylko dynamiczne, pełne blasku plansze, ale także atmosferę nadziei, jakby każde pociągnięcie ołówka było symbolicznym aktem budowania czegoś trwalszego. Ta część komiksu daje czytelnikowi wrażenie, że świat może podnieść się po każdej katastrofie, o ile tylko jego obrońcy – czy to superbohaterowie, czy zwykli ludzie – potrafią się zjednoczyć.
Szczególną uwagę warto zwrócić na postać Booster Golda, który po latach bycia raczej żartobliwym dodatkiem niż pełnoprawnym bohaterem, w tej historii zostaje przedstawiony jako dojrzały i kompetentny członek drużyny. Fakt, że DC poświęca mu tak znaczącą rolę w tak przełomowym numerze, sugeruje, że postać ta może odegrać kluczową rolę w przyszłości Absolute Universe. I trzeba przyznać – po tym, jak został tu zaprezentowany, zdecydowanie na to zasłużył.
Darkseid Is… Darkseid Was…
Druga strona medalu – a właściwie druga strona komiksu – to część Omega, czyli opowieść o Darkseidzie. Tutaj wkraczamy w zupełnie inny klimat: mroczny, niepokojący, wręcz apokaliptyczny. Wes Craig (rysunki) i Mike Spicer (kolory) stworzyli wizualną stronę tej historii w stylu przypominającym raczej postpunkowe wizje z „Deadly Class” niż klasyczne uniwersum DC. I trzeba przyznać – to działa fenomenalnie.
Craig nie przejmuje się symetrią ani konwencjonalnym pięknem. Jego kadry są poszarpane, brutalne, pełne wykrzywionych proporcji i surowego gniewu. To nie tylko kwestia stylu – to estetyka, która idealnie pasuje do postaci Darkseida, przeżywającego coś na kształt kosmicznego kryzysu tożsamości. Podczas swojej wędrówki przez piekło, niebo i granice egzystencji, spotyka on Spectre’a, który wyjaśnia mu nową rzeczywistość: wszystkie wersje Darkseida zostały zunifikowane w jedną, prawdziwą formę. Koniec z multiversami, klonami i alternatywami. Teraz jest tylko jeden Darkseid. Jeden. Prawdziwy. Absolutny.
Ta zmiana ma ogromne konsekwencje dla całego DCU. To nie tylko aktualizacja lore’u – to niemal teologiczna przemiana złoczyńcy, który od teraz nie jest jednym z wielu, ale centrum absolutnego zła. Co ciekawe, choć z początku jego działania wydają się absurdalne (czemu atakuje bohaterów, z którymi nie ma bezpośredniego konfliktu?), to po przeczytaniu części Omega wszystko nabiera sensu. Jego monologi i czyny zyskują kontekst, a czytelnik stopniowo odkrywa, że Darkseid wcale nie mówił do wrogów, ale do samego siebie... lub czegoś jeszcze potężniejszego.
Spotkanie Światła i Cienia
Kulminacyjnym momentem komiksu jest dwustronicowa rozkładówka autorstwa Dana Mory i Tamry Bonvillain, umieszczona dokładnie w środku zeszytu. To właśnie w tym miejscu spotykają się historie Alpha i Omega, tworząc jedno narracyjne crescendo. Bez zdradzania zbyt wielu szczegółów: to coś więcej niż tylko „scena łącząca”. To symboliczne zderzenie porządku i chaosu, nadziei i rozpaczy, Supermana i Darkseida – dwóch fundamentalnych biegunów tego uniwersum.
I właśnie dlatego ten komiks działa. Bo nie chodzi w nim tylko o nową Ligę, nowy status quo czy kolejne uniwersum. Chodzi o narracyjną równowagę. Jasność i ciemność mają tu swoje miejsce, a ich konfrontacja nie prowadzi do wzajemnego zniszczenia, lecz do nowego początku.