Hobby numer 2

BLOG
1228V
Hobby numer
Adick | 21.01.2022, 13:08
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

PPE to miejsce, w którym połączyła nas wspólna pasja - gry video.
Jednak nie samymi grami człowiek żyje.
Podzielmy się w tym wpisie naszymi zainteresowaniami.

Jeden zbiera znaczki. Drugi - szybkie samochody. Zapraszam do poczytania o naszych zainteresowaniach. Gry video pomińmy - z racji miejsca gdzie przebywamy było by to mało oryginalne :)
Zebrałem kilku gości; onez, Karate_koks, ghost, RasMass oraz CoinJSR
Opowiedzą oni o swoim hobby, a Was zapraszam do dyskusji i pochwalenia się w komentarzu czym się interesujecie.



Moja pasja do starych komiksów zaczęła się od młodych lat, z tym że wtedy jeszcze one nie były stare :)
Z racji że nie posiadam już żadnych oryginalnych wydań z tamtego okresu, a jest możliwość nabyć w tym, to od kilku lat kompletuję sobie kolekcje różnych wznowionych wydań polskich komiksów i nie tylko z lat 70-80'.

Dzisiejsze czasy są dobre dla miłośników komiksów z tamtych lat, gdyż dużo serii można nabyć w nowych wydaniach zbiorczych (klik) gdy nie ma się dostępu do oryginału. Ja mimo swojej wiekowości posiadam ogromny sentyment to tego rodzaju sztuki rysowanej i lubię wracać do tych ponadczasowych arcydzieł :)



Szczególnym uznaniem traktuję twórczość rysowników: Bogusława Polcha, Grzegorza Rosińskiego, Janusza Christy i Tadeusza Raczkiewicza.
Z ulubionych serii zbieranych wymienię Thorgal, Yans, Bogowie z kosmosu, Kajko i kokosz, Funky Koval, Kapitan Żbik, Tajfun.

Z zagranicznych artystów lubię twórczość Belgijskiego rysownika Eddy Paape który w 1967 roku rozpoczął serie komiksów "Luc Orient", którą zamierzam także skompletować :)



Witam wszystkich serdecznie i dziękuję koledze Adick za zaproszenie do gościnnego występu w jego blogu podejmującym temat naszych innych pasji/hobby poza graniem. Jak nietrudno się pewnie domyślić (choćby po nicku) moją pasją jest Karate.

Zajawka na sztuki walki pojawiła się u mnie już w latach dziewięćdziesiątych. Były to sławetne czasy VHS w Polsce, kiedy wielu z nas chłonęło akcyjniaki oraz kino kopane z USA dosłownie w ilościach hurtowych. Takie klasyki jak Kickboxer, Krwawy Sport, Mortal Kombat czy The Quest zna zapewne każdy z nas. Nie muszę już chyba dodawać, iż Jean-Claude Van Damme to mój ulubiony aktor z tamtego okresu.
Początkowo trochę wiedzy próbowałem liznąć z książek Miłkowskiego „Karate” czy „Sztuki i sporty walki Dalekiego Wschodu”. Później będąc w V klasie szkoły podstawowej poszedłem do sekcji Karate w moim rodzinnym mieście zobaczyć jak to wszystko wygląda na żywo. Nie ukrywam, iż wtedy jako młodziutki chłopak lekko się przestraszyłem widząc przeważającą ilość kilka lat starszych kolegów z drugiej szkoły, gdzie odbywały się zajęcia oraz ilości potu lejące się po ćwiczących - odpuściłem.



Minęło kilka lat i wtedy już po ukończeniu szkoły podstawowej w 2000 roku postanowiłem zrobić drugie podejście, tym razem wspólnie z moim dobrym kumplem z blokowiska. Trafiłem do tej samej sekcji, ale treningi odbywały się w mojej byłej szkole. Lata mijały, a moja pasja i umiejętności rosły razem ze mną stając się drogą życia. W 2007 zdobyłem swój pierwszy poziom mistrzowski (czarny pas). Setki, tysiące, a może i już dziesiątki tysięcy godzin treningów i pracy nad sobą. Niezliczona ilość obozów, zgrupowań czy seminariów w Polsce i za granicą, sporo sukcesów zawodniczych. W 2009 zrobiłem uprawnienia instruktorskie (legitymacja wydana przez Ministerstwo Sportu) i rozpocząłem poza pracą zawodową rozwijać własny klub w aktualnym miejscu zamieszkania jednocześnie dalej trenując ze swoim sensei`em w jego klubie. W 2013 zdobyłem swój drugi stopień mistrzowski (2dan). Własny UKS prowadziłem do 2016, później z uwagi na słabnącą popularność Karate w Polsce trochę planów się posypało i musiałem go zamknąć. Jeśli chodzi o aspekt finansowy, to nigdy nie było z tego kasy. Działałem z pasji i tylko to się liczyło. Trenowałem dalej i tak aż do dzisiaj. We wrześniu strzelą 22 lata, czyli grubo ponad połowa mojego życia i z tej drogi już nie zejdę.



Poza grami, moim drugim, ważnym hobby jest kolekcjonowanie i układanie zestawów LEGO. Jak większość ludzi, pierwszą styczność z duńskimi klockami miałem w dzieciństwie, ale przed końcem podstawówki temat mi się znudził… do czasu. Trochę dłużej zajmowałem się klejeniem i malowaniem plastikowych modeli, ale to też mi przeszło. Wiele lat później, w 2015, LEGO wypuściło zestaw 42043 – dużą ciężarówkę Mercedes-Benz Arocs, która od razu wpadła mi w oko. Stwierdziłem, że ją zakupię z zamiarem odsprzedania po ułożeniu, ale szybko się okazało, że wciąż uwielbiałem niezwykle relaksujące dłubanie przy różnych drobnych mechanizmach i modelach. Tak zabrałem się za gromadzenie swojej kolekcji, która dziś liczy niemal 200 zestawów. Pierwotny zamysł był taki, żeby zbierać tylko duże zestawy Technic (powyżej 2000 elementów), ale kategoria ta nie obejmowała zbyt wielu zestawów, które bardzo mi się podobały. Tym sposobem rozszerzyłem swoje klockowe zainteresowania na serie Creator Expert, Ideas, Architecture i Speed Champions.



Nie kupuję wszystkiego, co wychodzi, lecz tylko te zestawy, które mi się podobają (wyjątkiem jest tu seria Speed Champions, którą mam skompletowaną). Traktuję zakup LEGO jako jedną z form inwestowania (dlatego zachowuję przynajmniej część pudełek i wszystkie oryginalne instrukcje, a modele staram się trzymać w gablotkach, żeby zbytnio się nie kurzyły). Ze względu na brak miejsca, dotychczas ułożyłem około połowy z niecałych 200 zestawów w mojej kolekcji, a moim ulubionym, ułożonym modelem jest pewnie ten pierwszy Mercedes 42043, Bugatti Chiron 42083 albo WALL-E 21303, ale mam w kolekcji przynajmniej kilkanaście jeszcze zapakowanych zestawów, które pewnie je wyprzedzą w moim osobistym rankingu (chociażby prom Discovery 10283, ECTO-1 10274 czy Ford Mustang 10265).

Najrzadszym i pewnie najcenniejszym zestawem w mojej kolekcji jest limitowany 4x4 Crawler 41999



Jest to jeden z zaledwie 20 tysięcy wyprodukowanych, ponumerowanych zestawów (jak na LEGO 20 tysięcy to BARDZO MAŁO), który wciąż jest nienaruszony w oryginalnym, doskonale zachowanym i zaplombowanym pudełku.

Dla zainteresowanych: Zestawienie mojej kolekcji LEGO



A więc hobby? Z nurkowaniem głębinowym jest tak… nie, nuda. Ekstremalna wspinaczka wysokogórska… bez sensu, zima. Skoki spadochronowe… eee, za bardzo odleciałem… zejdźmy na ziemię.

Słucham sobie właśnie nowego (premiera 14.01) albumu jednego z moich ulubionych artystów, Simon’a Green’a, bardziej znanego jako Bonobo (album nazywa się Fragments, serdecznie polecam!). No i tak sobie pomyślałem, że byłoby wspaniale gdyby ten genialny multiinstrumentalista dołączył do ogłoszonego już wcześniej tria Moderat (tych chłopków też kocham, a ich dwa pierwsze albumy uważam za jedne z najlepszych elektronicznych wydawnictw XXI wieku) na zbliżającej się wielkimi krokami 17 edycji Festiwalu Tauron Nowa Muzyka (niesamowite, że to już tyle lat, a ja wciąż świetnie pamiętam pierwszą edycję, na której miałem szczęście być), który odbywa się obecnie w Katowickiej Strefie Kultury.

O czym więc napiszę te kilka zdań? O festiwalach muzycznych. Czy można to nazwać hobby? No cóż, zawsze uważałem, że jeśli coś sprawia nam przyjemność, relaksuje, odpręża i daje – choć na chwilę – zapomnieć o otaczającym nas świecie i problemach, to właśnie taką aktywność nazywamy hobby.

W muzyce zakochany byłem od dziecka, więc naturalnym następstwem słuchania dźwięków wypływających z głośników były koncerty i chwile później festiwale. Od początku, od kiedy miałem kilka lat, czułem, że usłyszeć Queen, Pink Floyd czy Led Zeppelin na żywo to byłoby coś. Wymienionych tu jednak nigdy na scenie nie widziałem, na szczęście kilkuset innych geniuszy zaliczyłem z przyjemnością w ciągu ponad 20 lat festiwalowych wycieczek.

Pierwszy raz na większą imprezę wybrałem się w 1999 i był to Przystanek Woodstock w Żarach. Zaczynałem więc swoje festiwalowe wojaże od polskiego klasyka. Klimat imprezy mnie oczarował, od razu poczułem że tego właśnie trzeba mi w życiu było. W ciągu tych kilku dni usłyszałem wiele świetnych zespołów, a niektóre z koncertów pamiętam do dziś, mimo że upłynęło tak dużo czasu. Akurat, Dżem, Voo Voo, Raz, Dwa, Trzy, Acid Drinkers to tylko kilka kapel które wtedy zagrały.

I tak właśnie rozpoczęła się moja festiwalowa podróż po Polsce. W kolejnych latach było tego wszystkiego coraz więcej. Zaliczałem masę rewelacyjnych imprez, a z wieloma byłem od samego początku, od pierwszej edycji. Jednym z takich festiwali było Audioriver, które odbywa się od zawsze, czyli od 2006 roku, na Płockiej plaży. Już od początku ten basowy festiwal mógł pochwalić się wielkimi gwiazdami. Na pierwszej edycji zagrali m.in. Goldie czy Dj Fresh. Później było tylko lepiej, Roni Size, Modeselektor, London Elektricity, Telefon Tel Aviv, LTJ Bukem to tylko kilku wspaniałych wykonawców których miałem okazję zobaczyć na tej imprezie.

Regałowisko w Bielawie, Ostróda Reggae Festival, Off Festival One Love Sound Fest, Selector Festival, Jazz Jamboree, Rawa Blues, mógłbym długo wymieniać, bo było tego sporo.

Najlepiej zorganizowanym i przyciągającym największe gwiazdy był zawsze w naszym kraju Open'er Festival, który także miałem okazję odwiedzić kilka razy. Gdyński festiwal to najwyższy europejski poziom i zawsze wymienia się go obok takich tuzów jak Sziget, Glastonbury czy Tomorrowland. To właśnie tam słyszałem wielu ważnych dla mnie artystów i wspomnę chociażby o Massive Attack, Sex Pistols, The Chemical Brothers, Bjork, Muse, The Hives, Matisyahu czy Skunk Anansie. Klimatu tego małego miasteczka nie sposób opisać, to trzeba po prostu przeżyć.

Kiedyś zaliczałem po kilka wielkich festiwali rocznie i od 1999 nie było roku przerwy od przynajmniej jednej wielkiej imprezy. Od prawie początku kolekcjonowałem też sobie bilety i dobre kilkadziesiąt się ich nazbierało. Fajna pamiątka i czasami lubię je sobie wyciągnąć z pudełka i po prostu powspominać. Niestety felerny rok 2020 spowodował, że nie odwiedziłem żadnego festu i było mi z tego powodu strasznie smutno. W 2021 sytuacja troszeczkę się poprawiła, ale to dopiero ten rok będzie prawdziwym powrotem porządnych imprez i liczę na to, że uda mi się wybrać przynajmniej na 3 warte uwagi festiwale. Oczywiście obecnie nie mogę sobie robić wakacyjnych rajdów po Polsce, bo obowiązki pochłaniają mi więcej czasu niż bym chciał, ale na hobby musi się zawsze tego czasu trochę znaleźć i oby tylko sił starczyło jak najdłużej.



Poza grami mam kilka hobby.

Najbardziej interesuję się tenisem ziemnym.
Ten sport po prostu uwielbiam, nie wyobrażam sobie nie pobiegać za piłka po korcie.
Tenisem zacząłem się interesować już w podstawówce, niestety nasz dyrektor i jednocześnie nauczyciel wychowania fizycznego szkolił wszystkich z tenisa stołowego.
Nie bardzo mi to odpowiadało ale jak mus to mus. Wziąłem się za treningi, sparingi i nawet ping ponga polubiłem :)
Kiedy byłem w stanie wygrywać ze swoimi rówieśnikami było już za późno by tak jak oni jeździć na turnieje i zdobywać jakieś osiągnięcia, więc trzeba było próbować czegoś innego.

Nie pamiętam w której klasie - może w 6 albo 7 wpadliśmy z kolegą na pomysł, że zrobimy sobie kort tenisowy.
Nie mieliśmy pojęcia jakie on ma wymiary, więc sugerowaliśmy się wielkością betonowych płyt, którymi był wyłożony teren fermy, przy której mieszkał wraz z rodzicami..

Nasz kort składał się z 8 betonowych płyt, siatkę, która służyła też do grania w siatkówkę mieliśmy od sąsiada.
Rakiety tenisowe to były rakietki do badmintona, a piłka była z gąbki do której wsadziliśmy mały kamyk bądź metalową kulkę.
Strasznie chaotycznie się ona odbijała, ale zabawa była przednia :D


"Karierę" typowo tenisową zacząłem kilka lat później, dopiero w liceum. To były lata 2002/2003.
Jeździłem do szkoły pociągiem z kolegą (fanem automatów), który był równie zafascynowany tenisem co ja.
Praktycznie co weekend graliśmy do upadłego, od rana do późnego wieczora.
Kończyliśmy najczęściej kiedy piłki nie było już widać :)
Warto też dodać, że od niego kupiłem Dreamcasta i dostałem też niemałą kolekcję gazet o tematyce gamingiwej.
W czasie naszej kariery poznaliśmy też innych tenisistów z naszej okolicy, którzy także rozpoczynali swoją przygodę z tym pięknym sportem.
Z większością z nich mam kontakt po dziś dzień i spotykamy się też na różnych turniejach.

Poza samą grą lubię go także oglądać. Zawsze kibicowałem i podziwiałem graczy, którzy grają stylem "serve & volley".
Moimi ulubionymi zawodnikami byli Pete Sampras, Tim Henman, Patrick Rafter, wyjątkowo Carlos Moya, a obecnie jest nim Roger Federer.
Oczywiście lubię też oglądać tenis w wykonaniu płci pięknej i zawsze kibicuję naszej Idze.

Poza tenisem interesuję się też piłką nożną. Od wielu lat kibicuję reprezentacji Hiszpanii oraz Valencii.
Od czasu do czasu obejrzę mecz LA Galaxy.
W NBA kibicuję Los Angeles Lakers, w NHL Los Angeles Kings, a w baseballu LA Dodgers.
Jak widać upodobałem sobie Miasto Aniołów :)

Oglądam też seriale, filmy (głównie horrory), jestem fanem DC.
Interesuję się także nowymi technologiami, rynkiem mobilnym, wschodnimi sztukami walki oraz Krajem Kwitnącej Wiśni, który mam zamiar odwiedzić jeszcze przed czterdziestką :)



Trudno mi określić od kiedy interesowałem się fotografią. Chyba od zawsze. Odkąd pamiętam, zawsze z wszelkich wyjazdów przywoziłem dziesiątki zdjęć. Na Zieloną Szkołę w wieku 10 lat zabrałem swój pierwszy aparat - jakiś Kodak i trzy klisze. Nie wszyscy pewnie pamiętają ten cud techniki i te emocje przy odbieraniu wywołanych zdjęć od fotografa :) Ze 100 sztuk do wklejenia do albumu nadawało się około 20.
Nigdy tej pasji nie traktowałem poważnie. Po prostu hobby, rzecz która mnie interesuje.
W późniejszych latach sprawiłem sobie pierwszą lustrzankę - Canon 500D, do podstawowego zestawu dokupiłem szeroki obiektyw i praktycznie ten sprzęcik służy mi do dziś.
Samo robienie fotek to dopiero furtka do całej zabawy, jaką niewątpliwie jest obróbka w programach graficznych. Zainteresowanie grafiką poszerzyło się po narodzinach dzieci. Po jakimś czasie zauważyłem, że zdecydowanie lepiej ogląda się klipy video, niż zdjęcia - wiem, każdy ma odmienne zdanie na ten temat.
Dzieciakom na każdym kroku starałem się nagrać, choćby kilkusekundowy klip, żeby była pamiątka z czasów, gdy byli mali.
I tutaj dochodzimy do sedna - tworzenie video i edycja.
Każdy wyjazd wakacyjny to kilkadziesiąt (set) minut nagranego materiału. Canon do nagrywania się nie nadawał (oferuje 30 klatek w FullHD). Zaopatrzyłem się w GoPro. Pierwszą była Hero3 i tak po kolei aż do 8 wersji tej kamerki. Kolejne odsłony kamerki nie oferowały wielkiego skoku jakościowego. Stabilizacja w każdej kolejnej stoi na wyższym poziomie, jednak ja korzystam z gimbala. Nową zakupię, gdy zaoferuje lepszą matrycę.
Zestaw foto/video uzupełnił dron DJI Mavic Air 2.


Zdarza się że z wakacji wracam z 200GB materiału, z którego tworzę video-pamiątkę z wyjazdu (przykład - ">klik). Obsługa programów montażowych i graficznych pobudza szare komórki. Czasem jestem w stanie poświęcić godzinę na naukę jakiegoś 3-sekundowego efektu.
Ze wspomnianych kilkusekundowych klipów dzieci zrobiłem im 3-godzinny film - od urodzenia do 10 roku życia. Świetnie się to ogląda.
Przy montowaniu wakacyjnych klipów największym problemem jest wybranie muzyki na podkład. Bywa tak, że w ciągu tygodnia nie jestem w stanie ruszyć z montażem dopóki nie znajdę odpowiedniego utworu muzycznego. Drugim problemem jest ilość materiału. Czasami ciężko poskładać 10 minutowy klip z 8 godzin materiału video :)
Lubię czasem strzelić jakiegoś ">timelapsa. Wstać na urlopie o 5:00 aby nagrać wschód słońca poklatkowo? Żaden problem.

Zajawka na drona to właściwie temat na osobny wpis. Bardzo sobie cenię możliwości tych urządzeń.
Niedawna premiera nowego Mavic 3 troszkę mnie jednak rozczarowała. Liczyłem na wymienną optykę, ale na taką dogodność w tej klasie sprzętu (półka cenowa) będzie trzeba jeszcze poczekać.
Ostatnio coraz częściej chodzi mi po głowie kupno nowej lustrzanki.... Może Sony Alpha?...


 

A jakie Wy macie zainteresowania?
Podzielcie się nimi w komentarzu :)

Oceń bloga:
32

Komentarze (77)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper