Summer Wars - (nie) wszystko zostaje w rodzinie

BLOG RECENZJA
627V
Summer Wars - (nie) wszystko zostaje w rodzinie
Kerrou | 10.08.2020, 18:25
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Często pisząc na swoim blogu o anime w jakiś sposób porównuję je do produkcji Mamoru Hosody. Do tej pory jednak opisałem tylko jedną, nominowane do Oscara Mirai. Była (i dalej jest) to świetna produkcja i w pewien sposób mi bliska, ale nie ulubiona. Teraz właśnie przyszła jednak i na taką pora.

WAŻNE! Wpis pochodzi z mojego bloga na platformie blogspot: jeżeli natrafilibyście na niego jakimś cudem i będę tam podpisany imieniem i nazwiskiem: to ja. Nie wystawiam też ocen liczbowych stąd "0" w metryczce KONIEC WAŻNEGO!

Nie ukrywałem nigdy, że Hosoda jest chyba moim ulubionym współczesnym twórcą anime i bez względu na to z jakim studiem akurat współpracuje te filmy zawsze są "jego" i nie da się ich pomylić z niczym innym. Mogą się różnić stylistycznie (i tutaj chyba Summer Wars ma do powiedzenia najwięcej) czy tym jak mocno "poważne" są, ale wszystkie ostatnie łączy jedna rzecz, którą uogólnię do słowa "rodzina". Każda produkcja współczesnego Miyazakiego (a idźcie mi wy z tym Shinkaiem!) w jakiś sposób mówi o więzach jakie łączą poszczególnych jej członków i jak Mirai mówiła o rodzeństwie, Wilcze dzieci (niezwykle popularne też w Polsce, miały nawet premierę kinową. Sam także je uwielbiam, ale na nie przyjdzie czas kiedy indziej) o matczynej miłości, a Dziecię bestii o napięciach na linii ojciec-syn tak Summer Wars idzie na całość i mówi o rodzinie jako takiej. I robi to cholernie dobrze. 

 

Summer Wars computer screenshot | Chic Pixel
Źródło: https://cutt.ly/MdNyeG5

 

OZ - niezwykle popularna wirtualna rzeczywistość z której korzysta praktycznie każdy. Załatwia się tam sprawy codzienne, gra, a nawet przeprowadza istotne dla wagi świata spotkania. Ot, taki nieco bardziej dopakowany Facebook gdzie to każdy może być kim chce w jeszcze większym stopniu niż na tym prawdziwym. Naszym bohaterem jest tutaj matematyczny geniusz Kenji, uczeń liceum pracujący dorywczo jako moderator systemu OZ. W trakcie letnich wakacji zostaje poproszony przez najładniejszą dziewczynę w szkole - Natsuki Shinoharę - o wybranie się razem z nią do mieszkania jej babci w celu celebrowania 90 urodzin seniorki. Dziewczyna prosi, chłopak słucha. Nie spodziewa się jednak co Natsuki tak naprawdę ma w planach.

Na miejscu poznaje ogromną rodzinę swojej koleżanki w tym wspomnianą już wcześniej babcię. W trakcie rozmowy zostaje on jej jednak przedstawiony jako...narzeczony Natsuki. Ba, seniorka rodu poznaje cały jego życiorys o którym on do tej pory pojęcia nawet nie miał. Po namowach godzi się jednak brnąć w to dalej i tak poznaje, a my razem z nim, kolejnych członków rodu Jinnouchi. Jest sielsko i kolorowo, ale w pewnym momencie następują dwa wydarzenia jakie nieco burzą pogodny nastrój: przybycie przyrodniego wnuka Sakae (to babcia), Wabisuke, oraz rzekome włamanie się do OZ przez Kenjiego. Jak się całkiem szybko dowiadujemy za rzekomy włam i chaos do jakiego on doprowadził odpowiada sztuczna inteligencja, która skradła konto naszego bohatera: Love Machine.
 

Summer Wars – Review | Insights & Art
Źródło: https://cutt.ly/zdNxre3

 

Tutaj poprzestańmy na opisie samej fabuły: tyle wiedzieć ile wiecie powinno wam wystarczyć, do kilku rzeczy może jeszcze nawiążę pod koniec. Summer Wars można interpretować jako manifest mówiący "a bo to wszystko teraz w Internecie jest, zepsuje się i nie ma nic". Nikomu tego nie zabronię tak samo jak nikt nie zabroni mi uważać taką interpretacją za zwyczajnie głupią. To w końcu film Hosody, a (jak już zaznaczyłem na wstępie) w jego produkcjach jak by nie wyglądały i o czym pozornie nie opowiadały to rodzina jest zawsze w centrum. Nie zawsze ludzie związani ze sobą krwią, nie zawsze aż tak dalecy jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Zawsze rodzina.

Summer Wars mamy jednak do czynienia z taką, powiedzmy "tradycyjną", z krwi i kości. Wujkowie, ciotki, tona kuzynów czy rodzeństwo. Wszyscy bez wyjątku. Jak w każdej takiej trafi się "ten dziwny wujek", ten będący "typowym Januszem", denerwujące często dzieciaki czy krzątające się wszędzie i krzyczące po facetach ciotki. A w sercu tego wszystkiego zawsze kochani przez wszystkich bez wyjątku i tak samo kochający innych seniorzy rodu, babcia z dziadkiem. Film Mamoru Hosody dobitnie pokazuje nam, że bez względu na narodowość zawsze i wszędzie w rodzinie znajdzie się chociaż jeden taki osobnik. No bo niby akcja osadzona w Japonii, a co chwila sobie myślałem "Ej, no jakbym spotkania rodzinne u siebie widział!". Oglądałem też opisywany tutaj film po raz drugi, kiedy bardzo niedawno spotkało mnie dokładnie to co ma miejsce tutaj, a ten kto obejrzy od razu się domyśli o czym mówię, bo na pewno nie o widowiskowych starciach w cyberprzestrzeni. Przy poprzednim seansie towarzyszyły mi nieco inne odczucia niż teraz: obecnie wszystko uderzyło mnie o wiele mocniej tym jak prawdziwe momentami potrafi być. A przynajmniej jakim chciałoby się żeby było.
 

Summer Wars | Unthinkable in Progress
Źródło: https://cutt.ly/AdNUfis

 

Widzicie, często w rodzinach jest tak, że pomimo tego, że każdy się kocha i (zazwyczaj) szanuje zazwyczaj jest ta jedna osoba wokół której kręci się wszystko. Spotkania, imprezy, rozmowy. Ta sama osoba też zazwyczaj o każdym pamięta, dba i po równo obdarza miłością. Inni mogą się pomiędzy sobą spierać i kłócić, czasami nawet nienawidzić, ale nie ta jedna. Zawsze przygarnie i pomoże, chociażby inni nie chcieli. Babcia. Często kiedy jej zabraknie wszystko powoli zaczyna się rozsypywać, kontakty umierają, każdy coraz rzadziej ze sobą rozmawia, bo zazwyczaj nawet jeżeli ktoś tylko zakładał maskę to robił to właśnie dla niej, dopóki była. Summer Wars pokazuje, że tak być nie powinno, a to co nasi dziadkowie stworzyli powinno pozostać i kiedy ich już nie będzie. Bo tak naprawdę nigdy ich nie zabraknie i zależnie od tego w co wierzymy będą patrzeć na nas z góry lub trwać w pamięci.
 

Summer Wars Screenshot 33 | Anime Reviewers Weekly
Źródło: https://cutt.ly/4dMOccj

 

To wszystko nie jest zresztą jedynym istotnym tutaj wątkiem, no widzimy też to jak wbrew pozorom wszyscy w rodzinie się uzupełniamy i nie każdy musi być taki sam. Tutaj ważny jest i ten typowy "Janusz" i wiecznie krzątająca się w kuchni ciocia i ten dziwak, co to stara się nie wychodzić z pokoju. Każdemu z nich zależy na wszystkich innych, ale każdy okazuje to na swój własny sposób. Jest i ten przez wszystkich obgadywany, któremu nikt nic w twarz nie powie, ale za plecami skomentuje: takiego też trzeba przyjąć, zrozumieć, porozmawiać z nim. Od tego jest rodzina i po coś ten ktoś jest jej częścią żeby w razie potrzeby mógł się do niej zwrócić z prośbą o pomoc i kiedy będzie potrzeba pomóc samemu. Czy mówię teraz o filmie czy o tym jakie jest moje idylliczne wyobrażenie wszystkiego dopowiedzcie sobie sami.

Poza wszystkim tym co napisałem w kilku poprzednich akapitach mamy też prosty, ale niesamowicie sympatyczny wątek miłosny, tak jeszcze wracając na chwilkę do fabuły. Nie powiem o nim wiele, ale nawet pomimo tego, że przewidywalny jest niesamowicie sympatyczny od początku aż do samego końca. O całej tonie chwytających za serce i poruszających momentów chyba mówić nie muszę: w filmach Hosody to po prostu oczywistość. Jest tutaj jedna taka o której z powodu spoilerów wam nie powiem, ale patrząc na to co wcześniej napisałem na pewno się domyślacie o co chodzi. Wszyscy się krzątają, starają się pomóc jak tylko mogą, a dzieci stoją i patrzą, nie wiedząc co się dzieje. Wszystko zaczyna i kończy się nagle, było i nie ma. A co później? Tak szczerze...życie. Takie jakiego moglibyśmy się spodziewać. Ale co w tym wszystkim jest piękne: tylko przez chwilę. Kilka takich prostych i często krótkich scen z drugiej połowy dobitnie pokazuje, że każdy tutaj na swój sposób chce dobrze i robi co umie aby pomóc. Czasami to wypali, czasami nie, ale nikt nie siedzi bezczynnie. A nawet jak siedzi...to tylko pozornie ;) 
 

Summer Wars | Adventure magazine, Anime, War
Źródło: https://cutt.ly/UdMOQmf

 

Nie jednak samą fabułą i przekazem Summer Wars stoi, bo i wizualnie spośród wszystkich "autorskich" produkcji Hosody ten właśnie jest chyba najbardziej, powiedzmy...oryginalny. Akcja co chwila tutaj przeskakuje w jakiś sposób pomiędzy "prawdziwym" i "wirtualnym" światem, a różnica zawierać się będzie nie tylko w nazwie. Spędzając czas z rodem Jinnouchich mamy bowiem do czynienia ze standardową, przyjemną dla oka kreską: ot, coś typowego dla filmów mistrza, bo rozpoznacie je bez względu na to jakie studio akurat odpowiada za technikalia. Przeskakując jednak do OZ zmienia się i stylistyka całości, a całość wygląda trochę jak taki VR Chat na sterydach. Tutaj też odzywa się doświadczenie reżysera przy pracy nad kinową wersją Digimonów, bo odnoszę wrażenie, że niektóre designy stąd idealnie nadałyby się do serii o wirtualnych stworkach.
 

my gif gif anime summer wars swgif Mamoru Hosoda Love Machine King ...
Źródło: https://cutt.ly/8dMPEie

 

Ci którzy spodziewaliby się tego, że najwięcej akcji czeka nas właśnie "w komputerze" mogą srogo się zadziwić, bo pod tym względem jest to rozłożone zaskakująco równo, prawdą jest jednak, że ewentualne sceny walk będą miały miejsce właśnie tam. Spotkałem się z opiniami przyrównującymi je do tych fajniejszych starć z Naruto, nigdy jednak go nie oglądałem, a więc nie powiem ile w tym prawdy. Jest jednak czym nacieszyć oko, nawet jeżeli postacie po prostu...grają w karty. Z tych bardziej tradycyjnych jednak polecam wam sprawdzić na YouTube drugą walkę Króla Kazmy z Love Machine. Spoilerów raczej tam nie uświadczycie, a zobaczycie czego można po "akcyjnej" części filmu się spodziewać.

Wszystko podkreśla całkiem niezła muzyka, ale tym razem bez szału: w tym aspekcie jest po prostu solidnie. Całość ścieżki dźwiękowej z jakiegoś powodu mocno przypominała mi growe Ni no Kuni, ale wy tych skojarzeń możecie nie mieć, dla mnie jednak to zdecydowany plus. Kilka kawałków, szczególnie motyw główny, zostaną wam jednak w głowie na długo, a końcowa piosenka w wykonaniu Tatsuro Yamashity idealnie podsumuje wam całość. (jeżeli jakimś cudem graliście w japońskie wydanie Yakuzy 6 to mogliście usłyszeć tam kilka jego piosenek).
 

Summer Wars (2009)
Źródło: https://cutt.ly/fdMA3wu

 

Do teraz ciężko mi jednak, nawet po powtórnym seansie, stwierdzić, że Summer Wars jest moim ulubionym filmem Hosody, chociaż tak buńczucznie stwierdziłem we wstępie. Wilcze Dzieci bowiem dalej stoją u mnie bardzo wysoko jakie pierwsza produkcja mistrza z jaką miałem styczność, a z kolei Mirai wybitnie trafia do mnie tematyką i tym jak mocno widzę jej echa w swoim życiu. Ciężko tutaj wybrać to jedno, najlepsze dzieło, bo wszystkie są na swój sposób "ulubione". Dzisiaj jednak polecam wam Summer Wars, bo to konkretne pokazuje nam jak można dalej wspólnie żyć nawet jeżeli zabraknie tej jednej wyjątkowej osoby, pamiętając za to o tym co przez lata zbudowała. Czy w życiu wszystko wygląda tak jak w tym filmie? Niestety nie. Czy powinno? Jasne, że tak. Spróbujmy więc z tego dzieła wynieść coś dobrego i może, tylko może, przenieść na nasze własne podwórko. Kto wie, może nam się uda?

 

Tytuł polski/angielski: Summer Wars
Tytuł oryginalny: Summer Wars (Samā Wōzu)
Rok produkcji: 2009
Typ: film kinowy
Czas trwania: 114 minut
Studio odpowiedzialne za produkcję: Madhouse

Oceń bloga:
10

Atuty

  • Mądry, wartościowy przekaz (a nawet kilka)
  • Klimat niczym w trakcie letnich wakacji u dziadków
  • Sympatyczny wątek miłosny
  • Dobry zarówno dla młodszych jak i tych "nieco starszych" widzów
  • Kiedy już mamy już jakąś scenę akcji to czapki z głów

Wady

  • Niektórym pierwsza połowa może się nieco dłużyć...
  • ...ale pomimo tego chciałoby się nieco dłuższego czasu ekranowego dla kilku postaci
Avatar Kerrou

Bartosz N.

Jeden z najlepszych filmów Mamoru Hosody. Coś wyniesie z niego każdy, zarówno dzieci, rodzicie jak i dziadkowie.

0,0

Komentarze (15)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper