Wierzyciel marzeń - ekspres z giereczkowa do literatury

BLOG
271V
user-82859 main blog image
Modne_Granie | 04.12.2023, 18:32
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Ostatnio postanowiłem zrobić sobie przerwę od grania i zrobić coś własnego, coś poważnego - taką tam książkę. Rzuciłem się na to jak tygrys na teściową, ale w takim wieku już jestem, że gładko zniosę krytykę. Więc, jak bedzie Wam się chciało na chwilę oderwać od Cyberpunka 2077 bądź czegokolwiek innego, i zerknąć na grafomanię straszliwą, to byłoby bardziej niż spoko. To raptem wstęp, choć już po nim będzie wiadomo, czy to towar do wciągania czy wyśmiewania.

***

Tłumy ludzi uderzały o chodnik, nadając ciężkimi obcasami rytm, który ożywiał ulice. Z wolna zapalane światła w biurowcach przesuwały ciemność, dogorywającą między budynkami, aż do pełnego brzasku słońca. Dorobek ludzkości jaśniał w oczach, niczym pochodnia, na ogromnych billboardach, szklących się w ciepłych promieniach światła. Mimowolnie każdy z przechodniów, czy to w biegu bądź niepewnym równowagi kroku, natrafiał wzrokiem na powszechne uciechy zamknięte w kolorowych reklamach. Najróżniejsze obrazy produktów pozbawionych wad podsuwały głębsze pragnienia i proste potrzeby, na już i na teraz. Jednak człowiek szybko wracał do rzeczywistości, mając dookoła siebie hałas trąbiących samochodów i zgiełk rozmów. To była muzyka miasta. Nie można było przed nią uciec. Ona biła w sercach najgłośniej, przecinała każdego na wskroś, omijając ich myśli. Najmocniej można było ją odczuć tuż przed świtem, gdy masy ciał budziły się do życia.

Nieopodal wejścia po schodach, prowadzącego do warszawskiego metra, z głośnym piskiem opon zatrzymał się luksusowy samochód, jakby jego kierowca w ostatniej chwili chciał uniknąć czołowego zderzenia z nierozważnym przechodniem. Dźwięk hamowania tak mocno wgryzł się w szum ulicy, że piesi z czystej ciekawości zerkali na samochód, aby dostrzec, który z lokalnych celebrytów robi sceny w centrum miasta.

Błagam, oddam wszystko, co mam. Pieniądze, co do grosza, samochody. Ubrania, rozbiorę się nawet do gołej dupy – odezwał się mężczyzna usadowiony w limuzynie, w strefie dla pasażerów. Cały w nerwach zaczął rozpinać guziki, aby pokazać swojemu rozmówcy, że jest gotowy zrezygnować z każdej materialnej rzeczy.

Naprzeciwko niego, tuż przy bocznej szybie, w kompletnej ciemności jarzyło się dwoje oczu, nieruchome ogniki delikatnie odbijały światło z halogenowej lampki podwieszonej po przeciwległej stronie wnętrza limuzyny. Gdy rozbłysła iskra z zapalniczki, przez ułamek sekundy można było dostrzec obcą twarz, która od niechcenia wsłuchiwała się w ofertę od desperata. Płomień z eleganckiego zippo zatańczył przed cygarem, wdzierał się w głąb zwiniętych liści tytoniu. Mężczyzna zaciągał się raz za razem, gdy dym z cygara stawał się coraz gęstszy i podejmował walkę z atomami tlenu o nową przestrzeń.

 – Nie chcę Twoich pieniędzy. Tak właściwie wszystko, czym dysponujesz, otrzymałeś ode mnie, więc byłoby nietaktownie, abym to odebrał. Na Twoim miejscu, cieszyłbym się z tego, co masz – wtłoczył w płuca swoją ulubioną kochankę, jej żar przeciął zawiesinę dymu i mrok. – Nie chcę Cię poganiać, ale czas na ciebie – z ciemności wysunęła się dłoń, tajemniczy mężczyzna chwycił za klamkę i odrobinę uchylił drzwi. Raptem cofnął się, by w kącie sofy skryć się przed wdzierającym się do środka światłem.

– Proszę, tyle razy dobiliśmy targu. Na pewno się dogadamy. Musi być coś, co mogę zrobić. Dam sobie uciąć… rękę, cokolwiek. – Schował twarz między palce, próbując opanować nadchodzący płacz. – Cokolwiek, płuco, nerkę… - desperackie zawodzenie przerwał dudniący dźwięk trzykrotnie uderzonych pięścią drzwi. – Ja tak nie mogę żyć...

Wtem całym samochodem zakołysało energicznie na prawą stronę, jakby ogromny balast zrzucany był z łajby zacumowanej w marinie. Drzwi samochodu otworzyły się na całą szerokość. Dwie potężne dłonie szarpnęły za zalanego łzami mężczyznę. Na nic przyszło mu uczepienie się palcami obicia fotela. Ochroniarz z nadludzką siłą wyrwał go z trzewi pojazdu i wyrzucił na chodnik. W tle mruczało 600 koni mechanicznych, nie znających reguł i limitów dla miejskich prędkości. Tuż po wylądowaniu na ziemi załamany mężczyzna zobaczył do połowy opuszczoną przyciemnioną szybę, zza której, po raz ostatni, usłyszał nieustępliwy głos.

– To nie mój problem. Chyba sam wiesz, że na każdy kłopot można znaleźć rozwiązanie. Z tym jednym powinieneś sobie poradzić. – Gęsty dym wylał się z samochodu na wspartego na rękach nieszczęśnika.

Kilka sekund później limuzyna odjechała przed siebie, a on był pozostawiony na łaskę losu. Wstał na nogi i dołączył do armii osób, zmierzającej schodami w dół, do podziemi metra. Znów był tylko kolejną mrówką w roju, nic nie znaczącą zębatką w maszynie zwanej społeczeństwem. W tym miejscu przekrojowość wyglądów i charakterów nie miała końca. Stawiając krok za krokiem wzdłuż tunelu nieświadomie wkraczał na granicę dwóch światów – wysublimowanego i pierwotnego. Każdy z nich miał swoich przedstawicieli, wzory z różnych rubryk gazet. Dzieliły ich pieniądze i status, ale jedna rzecz łączyła ich w stado. Czas działał na nich tak samo i popędzał niewidzialnym biczem, nie osądzał za miejsce i datę urodzenia. Przeciskając się między gąszczem ramion i głów, setkami par oczu wpatrzonych we własne myśli bądź cudze opinie, przypomniał sobie moment, w którym jego życie zmieniło kurs. W jednej chwili, zaledwie podczas jednej rozmowy, stał się kimś, komu wcześniej zazdrościł. Teraz przeklinał ten dzień, tę godzinę i tamtą decyzję. Nie wyróżniał się pod tym względem od przeciętnych kloszardów, którzy przez wieczność próbowali znaleźć swój wehikuł czasu, na dnie butelki taniego wina, nigdy się nie poddając. Acz nawet pod wpływem procentów pamiętali o swojej przeszłości. W codziennej potyczce z upływającymi godzinami chcieli podróżować, niczym do kosmosu, w poszukiwaniu ludzkich luster. Tak jak inni, w oczach bliźnich, uśmiechu, szukali znajomych twarzy, miłości, pretekstu do zaczepki, mając nadzieję, że nie są niewidzialni. Jego przypadek zaprzeczał tej idei. Czekający na stacji ludzie, odwracali od niego wzrok, chcąc uniknąć z nim dyskusji i kłopotów. Pozostawili mu metry swobody, dbając o własną strefę komfortu.

Z oddali było już słychać nadjeżdżające metro ze Wschodniej. Światło kroczyło przed pędzącym pociągiem, rozszczepiając nicość. Z sekundy na sekundę coraz bardziej dostrzegalny był jego kształt. Kilkaset osób leniwie zbliżyło się do linii bezpieczeństwa, byli gotowi, by rozpocząć kolejną wędrówkę po najstarszych dzielnicach stolicy. Do uszu wślizgiwał się tępy dźwięk hamowania, a ciekawskich oślepiała powiększająca się plama jasności. Jedna dusza wyszła przed szereg, w mgnieniu oka wykonała rozpaczliwy skok na tory. Maszynista zobaczył to jako pierwszy, ale nie mógł zapobiec zderzeniu. To była zgroza, na jaką nikt nie był przygotowany.

Przyglądający się temu na stacji mężczyźni, instynktownie wykonali krok wstecz, jednocześnie przybrali dziwny wyraz twarzy, będący mieszanką odrazy i zdumienia. Większość kobiet zaczęła krzyczeć ze strachu, zasłaniały usta dłońmi w szczerym przerażeniu. Najbardziej skonfundowani byli jednak pasażerowie pociągu, którzy najpierw usłyszeli rozdzierające głosy matek, kurczowo przytulające swoje dzieci do piersi, a dopiero po chwili zaatakowały ich groteskowe obrazy. Jak za sprawą czaru, na ziemię osuwały się kobiety w różnym wieku, padały niczym pionki na szachownicy, a  w tle emanowało mnóstwo pojedynczych świateł z telefonów. Wreszcie maszyna z wielką pompą zatrzymała się w połowie długości stacji. Część pasażerów wylądowała na brudnej podłodze, z niewielkimi ranami, które będą im przypominać przez tydzień, by trzymać się w trakcie jazdy poręczy zamiast smartfona. Panika nieśmiało wkradała się w ich serca, drążyła jak świder nastawiony na wolne obroty i ten przyspieszał wraz z nieustającym lamentem z zewnątrz pociągu. Nadal, między ścianami tunelu, odbijały się nierównomierne krzyki, bez jednego tempa i o różnej barwie głosu. Ludzie niecierpliwie uderzali w przycisk otwierający drzwi, w obawie przed nieznanym chcieli się wydostać, ale te stały jak wryte.

                — Uwaga do wszystkich pasażerów - męski głos wybrzmiał w głośnikach, wzdłuż wszystkich wagonów metra -, prosimy o zachowanie spokoju. W wyniku niespodziewanego zdarzenia pociąg został zatrzymany awaryjnie. Chcemy zapewnić Państwu bezpieczeństwo i dlatego prosimy, aby pozostać na swoich miejscach i postępować wedle instrukcji wdrażanej przez kontrolerów. Przepraszamy za wszelkie niedogodności…

W międzyczasie kierujący pociągiem zaczął zgłaszać do dyspozytorni wypadek na trasie, z jak największą dokładnością podając okoliczności tragedii.

                — … i nagle wyskoczył mi przed oczami. No chyba wariat. Pamiętasz, na M2 przy Narodowym, tydzień temu, dokładnie taka sama sytuacja.

                — Dobra, zamykamy odcinek. Na razie siedź, niedługo podjadą i powiesz im jak było. A on, na pewno już nie żyje?

                — Może jeszcze chcesz, żebym wypisał akt zgonu? – odpowiedział zirytowany – Kurwa, człowieku, przecież on tam leży jak Jezusek, tylko w kilku kawałkach. Jak tam pójdę, to firma zbankrutuje przez moje wizyty u psychologa. Masz wątpliwości, to sam se idź sprawdzić.

                — Okej, okej. Karetka będzie za 10 minut. Postaw tylko tam słupki ostrzegawcze, póki nie zamkniemy bramek. Po wszystkim idziesz na wolne, ale spisz raport na jutro. Trzeba przekazać do komisji. I błagam, bez kurw i innych szlaczków, bo to poważna sprawa, Stefan.

                — Niczego nie mogę ci obiecać, trochę mną trzęsie. – w rozmowę wdzierała się syrena alarmowa - Słyszysz, policja już na miejscu, muszę kończyć.

Obsługa taboru w kotłowaninie pytających spojrzeń przechodziła przez połączone wagony. Mimo nagłego hamowania tylko kilka osób odniosło obrażenia, na tyle niegroźne, że nie skończy się na zbiorowym pozwie. Ludzie domagali się jednak otworzenia drzwi, grożąc pracownikom, że zaczną wybijać okna. Jeden z bardziej śmiałych wyciągnął już młotek, wykonał zamach, ale tuż przed uderzeniem umundurowany kontroler metra chwycił go za ramię i ostro zrugał jego zachowanie.

                — Proszę państwa, ostrzegam przed bohaterskimi czynami, za które grożą kary finansowe. Kierownik taboru właśnie otwiera drzwi w pierwszym wagonie i proszę bez przepychanek udać się na przód metra.

Gdy pierwsze osoby opuszczały podziemny ekspres, maszynista czekał już przy odblaskowych pachołkach na służby mundurowe. Dziwił się gapiom z naprzeciwka, którzy próbowali znaleźć dobry kadr do nagrania zwłok samobójcy, jakby to było coś przyjemnego do oglądania. Dwóch policjantów szybko rozgoniło wścibskie towarzystwo, a miejsce wypadku natychmiast odgrodzili taśmą. Pozwoliło to pasażerom połączyć kontekst zdarzenia z paniką. Nie chcieli na to patrzeć i zarazem głód wiedzy kazał im obrócić głowę, znaleźć zmasakrowane ciało pod masywną maszyną. Obok niej przystanęła niewielka grupka mężczyzn, która opuściła pociąg.

                — Jak trzeba być tępym, by zrobić coś takiego? Przez tego przegrywa spóźnię się do pracy.

                — Słuchaj, jak bym robił tam, gdzie Ty to też bym skoczył. – niemal wszyscy buchnęli śmiechem, oprócz jednej osoby. 33-letni facet, ubrany w znoszony płaszcz, tylko się uśmiechnął. Obrócił się na pięcie i szedł w kierunku schodów. Zdążył jednak jeszcze usłyszeć komentarz z innych ust, przechodząc obok człowieka bez twarzy, skrytego pod Fedorą i w wysokim kołnierzu. 

— Tak bywa, jak nie ma się już nic do stracenia. – wypuścił dymek z papierosa, poprawił kapelusz i zniknął w gąszczu osób ustawionych w kolejce do wyjścia...

Oceń bloga:
11

Dobre to czy nie dobre?

Panie, daj Pan spokój
11%
Wchodzi gładko, jak moher do konfesjonału
11%
Pokaż wyniki Głosów: 11

Komentarze (10)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper