Gra MMO jako drugie życie. Czyli żegnaj World of Warcraft, musimy się rozstać...

BLOG
555V
Gra MMO jako drugie życie. Czyli żegnaj World of Warcraft, musimy się rozstać...
Oxygar8 | 21.02.2021, 11:15
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Tym razem o moich odczuciach względem gier MMO, za co je szanuję, dlaczego uważam, że potrafią jednocześnie być błogosławieństwem i przekleństwem, a także o mojej decyzji by z nich zrezygnować. To nie jest opowieść o uzależnieniu, ale o smutnym rozstaniu z tym gatunkiem, ponieważ jest zbyt świetny.

1. Uwielbiam gry MMO

Oczywiście. Żeby nie było wątpliwości, jest to jeden z moich ulubionych gatunków. Jeśli o owy rodzaj gier chodzi: grałem w swoim życiu w Guild Wars 2 i World of Warcraft. Nie wiem czy jest sens przytaczać tutaj gry, które teoretycznie MMO są, ale tak naprawdę to jednocześnie możemy spotkać 20-30 graczy(w zależności od tytułu i trybu gry). Dla mnie, do tego gatunku zaliczają się tylko te produkcje, w których po wejściu do miasta okazuje się, że mój komputer jest z drewna.

Guild Wars 2 szybko sobie odpuściłem tak naprawdę. Choć grę śledziłem od jej zapowiedzi, która – a także każde następne informacje, materiały – zaciekawiły mnie przeogromnie. Wiecie, to jedna z tych sytuacji, w których czekając na jakąś grę, rok przed jej premierą, już wiecie jaką klasą będziecie grać, jakim wierzchowcem będziecie się lansować przy kolegach, a także macie na karteczce zapisane imię swej postaci. Ale do tego jeszcze wrócę.

World of Warcraft to ten tytuł, w którym spędziłem bardzo dużo czasu. Nie żałuję go, a wręcz przeciwnie. Poznałem tam mnóstwo świetnych ludzi(niestety nie przenosiłem tej znajomości do prawdziwego świata, z różnych powodów)i czułem się kimś, w pewnym momencie. A mimo to postanowiłem, że nie mogę w to dłużej grać.

Powyższe piszę po to, żeby było jasne na czym opieram swoje doświadczenie, jak i również, iż nie jestem jakimś wyjadaczem, który grywa w ten typ gier już od Lineage lub co tam było wcześniej, z całym szacunkiem dla tych starych gier, a także ludzi, który świetnie się wtedy bawili.

2. Chciałbym, ale nie mogę… W grze, jak i w życiu!

Jak myślałem nad tytułem dla tego felietonu, do głowy przyszło mi „kontentofobia”, póki nie upewniłem się, że po polsku, „kontent” oznacza coś zgoła innego niż angielskie „content’. A zamennik „zawartościofobia” mi niezbyt pasował. A i nie jestem fanem by przemycać angielskie sformułowania gdzie się da, więc… Tak. A zatem, let’s go!

Mówię o zawartości, bo to jeden z elementów, który w grach MMO mnie przytłoczył. Nie sam z siebie. Przecież nie tęsknił bym tak jak teraz tęsknię, za czymś, co jest marnej jakości. W World of Warcraft często czas upływał mi na łowieniu ryb, gotowaniu, pląsaniu wokół stawu w Thunder Bluff z innymi graczami, pogoni za osiągnięciami, które akurat postanowiłem mieć, by móc się nimi chwalić. Nawet na odgrywaniu sesji RP, choć uważam, że pod tym względem WoW ma pewne poważne braki. Esencja gry polegała zaś na mierzeniu w coraz to trudniejsze rajdy, wypatrywaniu coraz to lepszych przedmiotów, sposobów na zarobek, a także podnoszeniu swoich umiejętności w danej roli postaci. Tak się złożyło, że w pewnym momencie swojego graczowego życia, postawiłem sobie za cel, by gdy tylko się da, wybierać buildy postaci, które są w mniejszośći ze względu na trudności wynikające z mechaniki lub… cóż, po prostu jedne rzeczy są łatwiejsze, a inne trudniejsze. Chciałem przewyższać innych łowców moim drzewkiem survi, choć na dodatku Wrath of The Lich King, moje drzewko nie było preferowane do gry PVE. Nie był to jakiś masochizm albo czyn godny medalu, ale… tak, czułem się lepszy! Bo grałem w niepopularnym drzewku talentów, często przebijając innych, którzy grali w tym optymalnym. Dawało mi to satysfakcję. Doszło nawet kiedyś do sytuacji, w której obcy mi gracze, polecali mnie jako „specjalistę”. Moim ego uderzyłem o sufit. Pamiętacie tego różowego ludzika-rozgwiazdę ze SpongeBob’a? Taki miałem wtedy łeb.

Normalną sytuacją jest mimo wszystko, że gra MMO co jakiś czas nam się znudzi, więc ją odkładamy, wracając znowu po iluś miesiącach lub roku. W moim przypadku, po każdym powrocie znajdywałem inną gildię, innych ludzi(z niektórymi kontakt się odnawiał gdy wpadliśmy na siebie pod domem aukcyjnym lub nadal mieliśmy siebie w znajomych). I tak też, pewnego razu, właśnie wystawiałem w sklepie jakiś surowiec. Możliwe, że miedź. Podszedł do mnie jakiś jegomość i zapytał: „To naprawdę Ty!?”. To był… wyobraźcie sobie… mój pierwszy kumpel, którego poznałem w tej grze. Pamiętał mój nick i dzięki temu znów się skumaliśmy. I on był też moim autorytetem jeśli chodzi o deklasowanie innych łowców trudniejszym drzewkiem talentów. Robił to przede mną i na większą skalę. Ja mogłem być tylko dumny, gdy ktoś wspominał na czacie jego nick.

Niewątpliwie jednym z najbardziej uzależniających elementów w grach MMO są ludzie. Inni ludzie. Pamiętam, że w mojej najmilej wspominanej gildi panowała rodzinna atmosfera. A więc:

– Krzyki na mnie, że stoję w lawie podczas walki z bossem. A także późniejsza kłótnia naszego guild mastera z jego dziewczyną, która zrugała go stając w mojej obronie.

– Poczucie humoru charakterystyczne dla najbliższych przyjaciół, a co za tym idzie, często brak poczucia wstydu(ono przychodziło później, gdy się powiedziało takiemu delikwentowi, że przesadził z tym żartem).

– Godzina czekania z rozpoczęciem rajdu na naszego głównego tanka. Połowa ludzi narzekała, druga połowa robiła głupoty w stylu używania swoich dziwnych przedmiotów jak leżak z parasolem i skakania po skrzynkach. Okazało się, że nasz tauren z tarczą po prostu… zasnął. Nikt nie był zły w gruncie rzeczy. A przynajmniej nie było tego widać.

To tylko kilka przykładów. Jestem pewien że wy macie swoje własne historie i sytuacje, które trzymacie w głowie do dzisiaj, może nawet potraficie się nadal uśmiechnąć lub zezłościć na ich myśl.

Jednym z celów gatunku, o którym wspominam, posiłkując się grą, w której spędziłem najwięcej czasu, jest oczywiście integracja społeczności. Zauważam, że coraz bardziej dzisiaj się od tego odchodzi, z każdym nowym dodatkiem do World of Warcraft. Nie wiem jak z innymi przedstawicielami gatunku. Tworzymy wspomnienia z prawdziwymi ludźmi, jednocześnie spełniając się w pewnym stopniu w odgrywaniu naszego wewnętrzego „ja”, którym chcielibyśmy być w fantastycznym świecie, na tyle, na ile dana gra nam na to pozwala. Spójrzcie sami!

a. Mnogość zajęć w grze, która często pozwala nam robić to co robimy w prawdziwym życiu, ale bardziej… no… Dziwnie.

– Łowienie ryb

– Gotowanie

– Handel

– Picie w karczmie(??)

Wszystko jest nagradzane(może z wyjątkiem tej ostatniej rzeczy, chociaż mogę być w błędzie) i utrzymane w progresywnym systemie, który wymusza na nas poniekąd… lub „oczekuje”, grindu. A więc czasu.

b. Perspektywa zdobywania osiągnięć(tytuły, wierzchowce), za które inni gracze okazują nam nierzadko szacunek lub podziw, a nawet zazdrość, możliwość uczenia innych lub mentorowania im. Przecież to rzecz normalna pomagać komuś stawiać pierwsze kroki w grze, zadbać o jego początki dając mu złoto, chronić go przed zabijaczami zabawy(tj. graczami z wyższym poziomem, których fetyszem jest zabijanie nowo przybyłych do krainy).

c. Ekonomia, która często w tej głupiej grze potrafi nas zasmucić lub wręcz przeciwnie, w stopniu niezdrowym. Bo stać nas lub nie, na motocykl, mamuta, dinozaura. Za ekonomią idzie potrzeba sprawnego monitorowania rynku, wyczucia potrzeby na dany surowiec, sprawnego pozyskania przedmiotów wymaganych do stworzenia pancerza, który dobrze sprzedamy. Prawie jak w rzeczywistości, prawda?

Do tego dochodzą też te czynności i zajęcia, o których na ogół możemy tylko pomarzyć. Czyli latanie na smoku, epickie walki, muzyka uzależniona od sytuacji i tego co nas otacza…

I to wszystko, jak już wspomniałem, w ramach społeczności. Bo prócz nas są setki lub tysiące innych graczy.

Oczywiście wiele jeszcze jest rzeczy, które można by zaimplementować/usunąć/poprawić, aby te doświadczenia były lepsze lub pełniejsze, ale to dotyczy każdej gry.

Ha! Nawet taka rzecz, jak harmonogram. W kalendarzu musiałem zapisywać, który dzień tygodnia i godzinę zarezerwować dla moich towarzyszy.

Te gry potrafią więc symulować inne życie bardziej, niż gry dla pojedynczego gracza(o ile nie mówimy o ultra realistycznym symulatorze życia, marki: The Sims), co jest wciągające, często uzależniające i szkodliwe.

World of Warcraft jest jedną z moich ulubionych gier.

3. Pora na wybór

W końcu zdałem sobie sprawę, że nie mogę w ten tytuł dłużej grać. Dlaczego? Bo nie chcę grać na pół łebka. Próbowałem. Zalogować się raz na jakiś czas, gdy mam ochotę, zrobić kilka instancji/dungeonów z obcymi ludźmi, pochodzić po tym świecie… Problem w tym, że nie sprawia mi radości, gdy nie mogę robić tego, na co ta gra kładzie nacisk. A więc regularne rajdowanie, podporządkowywanie czasu względem gildii, dbanie o to, by nie zostawać w tyle z ekwipunkiem, bo w końcu by mnie to wykluczyło. W grach przecież lubimy czuć spełnienie. Dlatego twórcy żerują na nas, dbając o to, byśmy mieli co robić. Bo gdy coś opuścimy, nie odhaczymy w dzienniku zadania, dziennej aktywności… to czujemy się nieusatysfakcjonowani. To tak jakby nalać soku lub wina, po brzegi do szklanki, a później wypić z tego tylko łyczek i odstawić.

Stałem więc pomiędzy wyborem: World of Warcraft vs. mnóstwo innych gier.

Wiecie, czas jest najcenniejszą walutą na tym świecie, a ja mój, pragnę zainwestować między z innymi w poznawanie wspaniałych historii. Jak najwięcej historii. Zamknąłem więc rozdział tego jakże wspaniałego MMO, pozostawiając w pamięci to, co do dzisiaj daje mi radość dzięki tej grze.

Na początku wymieniłem również Guild Wars 2. Uh… pograłem troszkę moim wspaniałym mesmerem. Natomiast po dotarciu do pierwszego dużego miasta(domyślam się, że to była stolica) uznałem, że kolejna ogromna oraz wspaniała gra, próbująca być substytutem życia, to dla mnie za dużo. Wróciłem więc do World of Warcraft na pewien czas, a później podjąłem decyzję, o której mowa akapit wyżej.

Czy przyszło mi to łatwo? I tak i nie. Nie byłem uzależniony(chyba, że hobby nazywamy uzależnieniem?), więc podejmując decyzję, po prostu już nie wróciłem do gry. Nie tylko moje spostrzeżenie, ale też codzienne obowiązki, pomogły łatwo odejść od tytułu. Zaś to, co nie jest dla mnie łatwe, to świadomość… i fakt, iż jest na tym świecie tyle wspaniałych aktywności i zainteresowań, tekstów kultury, z których musimy rezygnować, bo po prostu nie mamy na to czasu. Dlatego też często żałuję, że nie jestem wampirem. Wy na pewno też. Nie tylko dlatego, że moglibyście zatapiać zęby w innych ludziach, ale przede wszystkim z tego powodu, iż bycie wampirem, a więc długowieczność(to synonim nieśmiertelności? W każdym razie…) pozwoliła by nam zostać wręcz ekspertem, we wszystkim co tylko chcielibyśmy robić. Bo mielibyśmy niewiarygodnie ogromną ilość czasu do wydania.

Dziękuję za wasz czas poświęcony na przeczytanie tego felietonu. Wybaczcie, jeżeli nie wspomniałem o waszych grach MMO, których prócz tych, które wymieniłem, jest jeszcze sporo, również są wspaniałe, natomiast nie było mi dane w nie zagrać. 

Zachęcam do komentowania jak i podzielenia się własną historią. Czy musieliście zrezygnować z jednej gry, na rzecz drugiej? A może raczej: poświęcić jedno hobby, dla innego?

Autor: Łukasz Pawleta vel Oxygar

Oceń bloga:
9

Jak dużą ilość twojego czasu pochłania gra, w którą grasz najwięcej?

A. Bardzo dużą. Wręcz niezdrową ilość czasu.
33%
B. Sporą, ale nie widzę w tym przesady.
33%
C. Dzielę czas po równo na poszczególne tytuły.
33%
D. Przez jedną grę, nie mam czasu na inne. Rzecz w tym... że nie widzę w tym problemu! Kocham tę jedną grę!
33%
Pokaż wyniki Głosów: 33

Komentarze (34)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper