Muzykowo i krzykowo #3

BLOG
881V
Muzykowo i krzykowo #3
Evo24 | 27.09.2020, 17:46
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Oto kolejna porcja różnorakiej muzyki, z naciskiem na rokowe brzmienie i darcie mordy... ale możliwe, że tego drugiego będzie niewiele. Mam nadzieję, że spodoba wam się moja ostatnio słuchana muzyka oraz spodoba mi się wasza. 

In This Moment - Whore

">

Długi czas mnie ciekawiło In This Moment. Nie chciałem jednak zaczynać od żadnego albumu. Zawsze mam tak, że najpierw odsłuchuję kilka kawałków, by potem ocenić, czy warto sprawdzać albumy. I co mogę powiedzieć o tej piosence? Nie lubię początku, gdyż wydaje mi się jakiś dziwny. Nie wiem, czy to wina wokalu, czy instrumentów. Ale kiedy przejdzie do refrenu... o panie, to brzmi super. Muzycznie potrafi wciągnąć, a wokalnie jest moc. Polecam przeboleć początek, by potem świetnie się bawić. Sam zespół chętnie sprawdzę, gdy tylko posłucham więcej ich piosenek.

Rob Zombie - Living Dead Girl

Roba można kojarzyć jako reżysera takich filmów jak Dom 1000 Trupów, Bękarty Diabła, 13 czy remake'u Halloween. Znany jest również jako muzyk ze swoimi dziwnymi/interesującymi teledyskami. Na ten kawałek pierwotnie trafiłem oglądając Narzeczoną Laleczki Chuky. Szczerze powiedziawszy, zakochałem się w brzmieniu. Wokalnie nigdy nie sądziłem, że Zombie jest taki dobry. Jest agresywny, momentami niewyraźny, ale to jest zdecydowanie plus. Jeśli chodzi o instrumenty, to również jest całkiem nieźle. A jak wypada cały teledysk? Estetyką walki starymi latami tworzenia filmów, gdzie nie było głosów. Podoba mi się również końcówka jak z filmu o Frankensteinie, gdzie wściekły tłum goni... tym razem nie potwora, a gościa, co przywołał do życia tytułową panią. Dla teledysku i samej muzyki zachęcam sprawdzić.

Nekrogoblikom - Chop Suey!

Nigdy nie miałem do czynienia z zespołami w stylu ,,grających goblinów". Na Nekrogoblikon trafiłem przypadkiem, szukając sobie nowych zespołów do słuchania. Wtedy nagle trafili mi się właśnie oni ze świeżo wydanym coverem największego hitu System of a Down. Różnica jest spora. Samo brzmienie jest dość podobne, lecz w większości przeważa dawka elektroniko-dupstepu (czy coś innego). Wokalnie jest dziko, niewyraźnie... dosłownie, jakby miał to śpiewać typowy, demoniczny goblin. Pojawiają się za to wyjątkowe momenty, gdzie zamiast człowieka po prostu słyszymy człowieka. Warto sprawdzić, a może nawet spodoba się osobom, które nie lubią oryginału.

Illusion - Nóż

">

O ludzie, to było bardzo dobre. Ten polski zespół poznałem dzięki Rasmassowi, który mi co nieco o nim napisał (z góry dzięki). Część z was podzieliła się innymi znanymi wykonawcami, ale o nich napiszę następnym razem m.in. Judas Priest. Wracając do polskiego zespołu, to najwięcej słuchałem już kultowego Noża. Nie mogę jakoś zabrać się za same albumy, ale na pewno je sprawdzę. Samo narzędzie kuchenne jest super. Gatunkowo to grunge, który uwielbiam. Gitary brzmią super, perkusja również, wokalnie... szczerze mówiąc, głos Lipnickiego skojarzył mi się z innym polskim piosenkarzem, ale nie mam pojęcia, którym. Wiem po prostu, że gdzieś podobny słyszałem. W każdym razie wokalnie daje radę. Tekstowo Nóż jest chwytliwy do tego stopnia, że czasami go sobie nucę. Polecam.

 

Slipknot - We Are Not Your Kind

">

Skończyłem słuchać nowy album Slipknota i czuję się spełniony. Miałem już za sobą strasznie długi pierwszy album (ten z 25 utworami) i troszkę czułem się zmęczony dokańczaniem We Are Not Your Kind. Ale to zmęczenie szybko odeszło, gdyż stanęło na Orphanie, jednym z lepszych kawałków tej płyty. Co do samej reszty to brzmi, naprawdę dobrze. Czy jest to ponownie wściekły i agresywny zespół jak na pierwszej płycie? Momentami, ale to bardziej coś w stylu późniejszych utworów w dużo lepszym wykonaniu. Gitary brzmią fantastycznie, perkusja jest... nie tak dobra, jak na pierwszym albumie, ale jest bliska jej poziomu. Tak samo jest z wokalem. Corey brzmi dalej agresywnie i głośnie, ale nie rezygnuje z pseudo rapowania, szeptania oraz melodyjności, co pojawiło się na pierwszym albumie. Czy jest coś, co mi się w nowej płycie nie podoba? Szczerze mówiąc, nie. Może są tytuły są spokojniejsze, ale dalej są dobre. Jeśli Slipknot będzie grać tak dobrze, to niech to robi jak najdłużej. Moim zdaniem kolejna pozycja obowiązkowa.

">

Ulubione kawałki: Nero Forte, Orphan, Critical Darling 

Suicide Silence - You Can't Stop Me

">

Do tego potworka długo bałem się podejść. Nie chodzi o przesłuchanie do bloga, a te pierwsze. Ciężko od, tak zastąpić Mitcha, z którym SS jest kojarzone, ale zespół wolał kontynuować swoją karierę. Mam też wrażenie, że koncert pt. Ending is Beginning miał tak naprawdę wyłonić nowego wokalistę. Moim zdaniem najlepiej wypadli Phil Bozeman oraz Dany Worsnop, z czego ten drugi pewnie przez krótki okres byłby na nowym wokalu (chłop miał poważną operację gardła), a pierwszy raczej nie porzuciłby Whitechappel, co Hermida All Shall Perish. No nic, Eddie został nowym wokalistą, a SS już nigdy nie było takie same. Ale jakie jest You Can't Stop Me? Jest o dziwo całkiem niezłe. Jest zupełnie inne od poprzednich dokonań amerykanów i porównanie ich z YCSM jest trochę bezcelowe. Muzycznie jest całkiem w porządku, lecz trochę przegięto z breakdownami, których jest mnóstwo. Wokalnie jest... ok. Po prostu jest ok. Eddie w przeciwieństwie do swoich dokonań w poprzednim zespole drze się na potęgę i growluje. Szczerze mówiąc nie lubię growli w jego wykonaniu. Wydają mi się jakieś dziwne. Krzyki za to potrafią rozwalić uszy, tak są głośne. Czy to dobrze? Nie jestem pewny, ale to nadaje nowemu zespołowi charakteru. Tekstowo wypada spoko, jednak dwa z całego albumu są wyróżniające się. Konkretnie Ending is Beginning i You Can't Stop Me, które napisał sam Mitch. Są to prawdopodobnie najlepsze utwory na tym albumie. Ogólnie Eddy'emu lepiej wychodzi wydzieranie starszych piosenek niż nowych. Reszta utworów jest spoko... i to chyba tyle, co tu mogę powiedzieć. Ten krążek jest w porządku. Można mu dać szansę, ale nie gwarantuję dobrej zabawy. Ale hej, wciąż lepsze niż to coś wydane w 2017 roku.

">


Ulubione kawałki: You Can't Stop Me, Warrior, Ending is Beginning

Andy Black - The Shadow Side

">

Żeby nie było, że ciągle jest metal. Szczerze mówiąc przed odsłuchaniem nie spodziewałem się takiego kierunku muzycznego Biersacka jako solowego wykonawcy. Trochę mi to przypomina sytuację z HYDE, gdzie gra samemu hard rock, a przecież jest znany z zespołu grającego J-Pop. Tutaj mamy coś podobnego, ale na odwrót. I szczerze powiedziawszy, ten pop wyszedł całkiem nieźle. The Shadow Side ma mnóstwo chwytliwych kawałków, których po prostu dobrze się słucha. Mam jednak wrażenie, że część piosenek jest czymś w stylu zapychacza. Głównie to widać w miejscach, gdzie brzmią do siebie bardzo podobnie. Ale na szczęście nie jest tego tak dużo. Te lepsze utwory, jak Ripcage czy The Void są chwytliwe i potrafią zasiedzieć w naszych głowach na długo. Z drugiej strony mamy takie Stay Alive, które jest nużące. W ogólnym rozrachunku (jak wspomniałem) jest nieźle, ale radziłbym nie nastawiać się na coś wspaniałego. To po prostu solidny krążek z niedoróbkami.

">


Ulubione kawałki: Ribcage, The Void, Drown Me Down

HYDE - Faith 

">

O wczesnej działalności japońskiego wampira chciałem napisać, od kiedy dostałem zaproszenie do innego bloga muzycznego, ale miałem wrażenie, że mogłoby być za dużo. Dopiero teraz mogę spokojnie o tym napisać tutaj. Definitywnie wolę utwory HYDE'a bardziej w stylu tych z Anti, ale nie pogardzę i starymi piosenkami. Zaznaczę, że po moim powrocie do muzyki (po śmierci Benningtona ciężko mi było słuchać czegokolwiek, co nie byłoby soundtrackiem z gier) to właśnie Faith i 666 były najdłużej katowanymi albumami... bo zwyczajnie były bardzo dobre. Faith tematycznie jest religijne, o czynach człowieka i życiu w idealnym świecie, co obrazuje sama okładka przedstawiająca prawdopodobnie Chrystusa, niż samego muzyka. Teksty w tej otoczce są napisane naprawdę dobrze (ogólnie HYDE tworzy interesujące teksty). W przypadku gier gitar jest świetnie, wokal Japończyka brzmi lepiej, niż dobrze i tylko mniej skupiałem się na perksuji, która jest na przyzwoitym poziomie. Różnoraka jest za to forma piosenek. Każda z nich stara się być oryginalna. Dolly to po prostu Hard Rock w najlepszej formie, Seasson's Call to ballada... która jakoś mi nie podeszła, Countdown to czysty rock, It's Sad może momentami zachaczać o metal itd. Każdy znajdzie tu coś dla siebie, z czego mnie najbardziej zachwyciło właśnie Dolly, Perfect Moment o odchodzeniu z tego świata oraz tytułowe Faith będące tekstowo czymś, co mówiłby sam Syn Boży. Gorąco polecam.

">

Ulubione kawałki: Faith, Dolly, Perfect Moment

HYDE - 666

">

Pierwszy rockowy album Japończyka nieźle się zestarzał, ale z klasą. Jest całkiem solidny na rozpoczęcie przygody z nim i śledzenie jego działalności. Nie jest to w pełni album rockowy, gdyż jest trochę utworów ala balladowych, które nie do końca mu wyszły, jak takie Horizon. Poza nimi jest bardzo dobrze, jednak kilka piosenek jest strasznie podobnych do siebie, jak Sweet Vanilla i Masquarade. Jesli już o tych piosenkach mowa, to gitarowo są naprawdę super. Perkusja ma swoje wzloty w takim Midnight Celebration (1>2), a wokalnie widać, że autor dopiero się rozkręca. Album jest szorstki, jest wkręcający i... często odnosi się do religii. To ciekawe, skoro nosi nazwę 666. Jest też depresyjnie, jak w wolnym Prayer, gdzie podmiot liryczny chce się zabić i jedyne co robi, to się modli (te teksty). Nie będę ukrywać, ten album trzeba sprawdzić. Nie jest tak dobry, jak późniejsze, ale dalej jest solidny.

">

Ulubione kawałki: Prayer, Midnight Celebration, Hello

Behemoth - I Loved You At Your Darkest

">

Nigdy nie byłem fanem black metalu. Próbowałem dać temu gatunkowi szansę, ale ciężko mi było przyzwyczaić się do tego skrzekliwego wokalu. Nie teksty i estetyka satanistyczna mnie odpychały, a właśnie sposób śpiewania. Wyjątkiem była piosenka Venoma o nazwie black metal, która tego skrzeku nie miała. Do Behemotha usiadłem tylko z jednego powodu: jest polski. To mnie troszkę zaskoczyło, bo o ile słyszałem kiedyś o tym zespole, tak nie miałem pojęcia, że to nasi rodacy. I jak się okazuje, nie było w sumie tak źle. Zacząłem w sumie od tego albumu i pod kątem instrumentalnym jest... po prostu black metalowo. Perkusyjnie jest miazga. Gitarowo jest bardzo, ale to bardzo dziwnie. Są one momentami spokojnie, by potem zgrywały się szybko z perkusją... i to dzieje się przez prawie cały album. Ale nie samo brzmienie instrumentów było dla mnie ważne, bo w tym gatunku bardzo je lubię, a sam wokal. Nergal pozytywnie mnie zaskoczył. Jego głos brzmi... nie wiem, czy to faktyczny skrzek, ale na moje to brzmi bardziej na coś między skrzekiem a growlem. I to coś naprawdę mi się spodobało. Plus, jeśli połączyć jego głos z chórami (co pojawia się w Bartzabel), to... o ludzie, dawać mi tego więcej. Nie mam za bardzo pojęcia o dyskografii Behemotha, ale teraz chętnie ją poznam. Ten album jest dobry i jeśli jest więcej zespołów black metalowych w tym stylu, to dajcie mi tego więcej. 

">

Notatka po publikacji bloga: Okazuje się, że ten zespół gra też Death Metal i Pagan Metal od 1994 roku, zatem to pisanie o Black Metalu okazało się nietrafne. Najmocniej przepraszam.

Ulubione kawałki: Bartzabel, God=Dog, We Are The Next Thousand Years

Metallica - Kill 'Em All

">

Ahh droga Metallico. Żebyś wiedziała, co ja z kumplem o tobie mówiłem. Któregoś dnia dowiedziałem się o moim znajomym, że bardzo lubi Metallicę... ale tylko pierwsze dwa albumy. Przez godzinę rozmawialiśmy o tym, czemu nie podchodzą mu piosenki po ich drugim albumie. Jeszcze jako tako lubił Master of Puppets, ale nie całe. Ja sam ją znałem z kilku utworów należących do Czarnego Albumu. Swoją drogą wiąże się z tym niezła historia. Była ta jedna piosenka z radia, która leciała w kółko do tego stopnia, że mi zbrzydła. Któregoś dnia postanowiłem sprawdzić już słynną Metallicę i ich największy hit, Nothing Else Matters... okazał się tą piosenką. Szczerze myślałem, że pomyliłem zespoły, bo nie tak ją sobie wyobrażałem. Teraz za namowom kumpla sprawdziłem ich pierwszą płytę i... jasna cholera, ale ten album jest dobry. Jest szybki, agresywny, szorstki i czuć w nim tony energii. Gra gitar jest chyba jedną z moich ulubionych, a i perkusja spisuje się całkiem nieźle. Wokalnie nie mam nic do zarzucenia. James Hetfield brzmi bardzo dobrze i wpasowuje się w ten instrumentalny chaos. Szczerze nie mogę nawet zarzucić temu albumowi podobieństwa utworów do siebie, gdyż... rany, to szybkie tempo jest niesamowite. Nie będę owijał w bawełnę. Kill 'Em All TRZEBA sprawdzić. Pozycja obowiązkowa dla słuchaczy metalu.

">

Ulubione kawałki: Whiplash, No Remorse, The Four Horsemen

Black Sabbath - 13

">

Ostatni album Black Sabbath jest dla mnie interesującą bestią. Fani musieli na niego czekać ok. 18 lat przez liczne problemy w produkcji, brak czasu, kłótnie itp. Ja go sprawdzam w momencie zakończenia kariery zespołu. Co mnie niezmierni smuci... bo prawdopodobnie nie dostanę kolejnych albumów w stylu 13. Tak, podobało mi się za bardzo. Czytałem, że ten album miał być bardzo zbliżony do pierwszych krążków i definitywnie to słychać. I w wokalu Ozzy'ego, i w grze gitar i samej perkusji. Czuć ten cmentarny niepokój i mrok... jest nawet moment w End of Beginning, a konkretnie początek bardzo w stylu doom metalu (ogólnie kawałek brzmi jak remake Black Sabbath z nowym tekstem). Ba, ostatni utwór kończy się burzą i dzwonami, czyli tym samym, czym Black Sabbath zaczynało. Zarzuce tu tylko jedno: piosenki są potwornie długie - aż do 10 minut. Nie jest to de facto ogromny problem, bo sam delektowałem się utworami, ale jawnie ostrzegam, że kawałki potrafią się dłużyć. Może być też taka wada wśród słuchaczy, że 13 to po prostu kopia starszych albumów, ale dla mnie to nie ma większego znacznego. Dostałem naprawdę genialną płytę i jedyne co mi się po prostu nie podoba, to sam fakt, że więcej takich perełek nie usłyszę. Odkryłem ten zespół w najgorszy sposób.

">


Ulubione kawałki: Dear Father, Iron Man, End of Beginning

 

Dzisiejszą moją niespodzianką jest metalowa/rockowa gwiazda, która w latach 90-tych miała na głowie mnóstwo kontrowersji. Podpalenie perkusisty, zdzieranie biblii na koncercie, podcieranie się amerykańską flagą (po szajsie co ostatnio wyprawia to mógłby zrobić to samo :P) czy wiele innych dziwactw to była dla niego pestka. Dzisiaj może już tego nie robi, ale dalej potrafi tworzyć solidną muzę. Przed wami Marilyn Manson.

Marilyn Manson - Holy Wood

">

Mój pierwszy kontakt z Mansonem był w sumie randomowy. Ot, jedna z jego piosenek leciała na MTV Rock, ale tak utkwiła mi w głowie, że miałem ochotę słuchać jej więcej. Tym kawałkiem było Fight Song i przez długi czas nie przyszło mi do głowy sprawdzić albumu, z którego ono pochodziło. Ten moment w końcu nadszedł i nie żałuję. Z tego, co naczytałem się w recenzjach to Holy Wood jest autoparodią czy ,,wyciętymi utworami" z poprzednich albumów i musiałem się z tym trochę namyślić. Jest podobnie do Antichrista, ale tutaj jest w miarę łagodnie i ostrzej niż Mechanical Animals. Gitarowo i perkusyjnie brzmiało super, wokalnie... Manson spisuje się bardzo dobrze. Wydaje mi się trochę inny od Antichrista, ale nie wiem do końca dlaczego. Może nie wydziera w stylu drugiej płyty, kto wie? Mimo to głos jest całkiem przyjemny. I w swojej spokojnej formie, i tej agresywnej. Cały album jest szorstki, brudny, momentami spokojny oraz dobrze napisany tekstowo. Tu tematyką... w sumie do dziś ludzie się zastanawiają, czego ten album dotyczy, ale dla mnie jest o przemocy i broni palnej. W ogólnym rozrachunku powiedziałbym, że to ugrzeczniona i mniej dziwna wersja Antichrist Superstar, ale tego nie zrobię. To po prostu dobry kawał mięcha, który powinien zainteresować każdego. Czy pozycja obowiązkowa? Dałbym na tak. Nie mam tu nic do zarzucenia. Radzę tylko przyzwyczaić się do jednej rzeczy: stare albumy mają bardzo dużo piosenek na liście.

">

Ulubione kawałki: Fight Song Death Song, A Place in Dirt

Marilyn Manson - We Are Chaos

">

Najnowszy album MM całkiem mi się spodobał. Nie tylko za wokal, bo ten jest naprawdę świetny, ale i przez to dziwne brzmienie. Nie jest to kierunek metalowy, tylko coś w stylu glam rocka z różnorakimi balladami. Mimo to dalej czuć w tym wszystkim Mansona i jego dziwaczność. Co nie zawsze wychodzi np. tytułowe We Are Chaos jest jakieś.... średnie. Tekstowo jest naprawdę dobrze, ale brzmieniowo jest meh. Ogólnie teksty w tym albumie są napisane świetnie. Są również wyjątki jak początkowy utwór będący niemalże wyrwany z Antichrista. Inatrumentalnie jest sporo pianina... co bardzo lubię. Ogólnie lubię mieszanie pianina z rockiem czy metalem. Co warto zanaczyć, utworów jest mało - konkretnie 10. Przez to album wydaje się być spełniony i niewypełniony zapychaczami, co zdarzało się na poprzednich płytach. Na sam koniec jedna kwestia. Słyszałem, że miał tu być jeszcze utwór The End, ale z jakiegoś powodu wycofano go z YT, Spotify oraz nie ma na liście. Jestem bardzo ciekaw, dlaczego tak się stało. Polecam dać temu albumowi szansę.

">

Ulubione kawałki: Half-Way and One Step Forward, Red, Black and Blue, Broken Needle

Marilyn Manson - Antichrist Superstar

">

Uwielbiam ten album. Nawet nie potrafię wam streścić jak bardzo. Jest to mój ulubiony oraz najlepszy krążek w całej dyskografii Marilyn Mansona. Uwielbiam wokalne krzyki i szepty psychola. Gitary nie zawodzą, a perkusja jest glośna i doniosła. Brzmieniowo jest ciężko, głośno, ale i melodyjnie. Lżejsze utwory, jak tourniquet wypadają calkiem spoko i dale są w charakterze płyty. W przypadku tekstów jest naprawdę dziwnie. Ten album jest różnorakiej treści jak śmierć, faszyzm, antyreligijność, uległość, robacto etc. Teledyski są dziwaczne, niepokojące, brudne i ma to swój urok. Nawet mi nie przeszkadzają takie dziwactwa jak darcie biblii w materiale tytułowej piosenki. I samo Antichrist Superstar (utwór)... chyba wypadł na moje tak sobie. Nie jest zły, ale coś mi tam brakuje. Cała reszta jest fantastyczna. Kawałków jest mnóstwo i nawet te ,,zapychacze" brzmią super. Dla mnie to pozycja obowiązkowa i radziłbym każdemu sprawdzić Antychrysta... no dobra, jest track 99, który wzbudza we mnie niepokój. Nie słucha się tego dobrze i całe szczęście łatwo go pominąć (przynajmniej na YT, bo nie jest wyświetlany na oficjalnej playliście).

">

Ulubione kawałki: The Beatifull People, Angel with the Scabbed Wings, Wormboy

Marilyn Manson - Mechanical Animals

">

Ahh mechaniczne zwierzęta. Płyta, która podzieliła słuchaczy. Inni dostali strzał w pysk za to, że to nie jest Antychryst, a innym spodobał się lżejszy i glam rockowy kierunek. Ja powiem o niej tak. Jest to na razie najsłabszy album, jaki słuchałem z tej czwórki, ale mój drugi ulubiony. Przede wszystkim wokal. Moim zdaniem jest dobry, póki nie słyszę ala jęków. Nie wiem czemu, ale tu jakoś mi nie podeszły. To jedyne, z czym mam problem w kwestii samego Mansona. Gitary i perkusje są całkiem spoko. To był w sumie mój pierwszy kontakt z grą w stylu glam rock (glam metalu nie liczę). Podoba mi się estetyka teledysków z kolorowymi ubraniami i włosami. Za co najbardziej lubię ten album to teksty, które są o narkotykach. Tego typu szajs mnie ciekawi. Czy mogę komukolwiek polecić ten album? Podobał mi się styl i to, jak piosenki zostały napisane, ale radziłbym nie nastawiać się na metal. Jeśli chcecie po prostu dobrej muzyki, to bierzcie i słuchajcie.

">

Ulubione kawałki: Disassociative, Coma White, User Friendly

A wam co ostatnio wpadło w ucho? Jakie albumy ostatnio sprawdzaliście? Chętnie sprawdzę i do zobaczenia w kolejnej części Muzykowo i Krzykowo.

Oceń bloga:
18

Komentarze (58)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper