O Rocket League słów kilka

BLOG O GRZE
1147V
O Rocket League słów kilka
HerrJacuch | 30.09.2018, 18:32
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Jako o grze, która zdecydowanie lepiej niż Fifa rozumie istotę piłki nożnej w wirtualnym świecie.

Skandal, panie autor, przecież Fifa to Lewandowski, Real Madryt i Old Trafford. Fifa to miliony graczy prowadzących swoje drużyny przez ligi, mistrzostwa i turnieje, toczący zaciekłe boje z obcymi przez internet oraz ze znajomymi przy piwie. Fifa to piłka nożna przecie.

Ano piłka nożna, bardzo atrakcyjnie przetłumaczona na język gier komputerowych. Atrakcyjnie, bo któż przecież nie chciałby poczuć się jak Ronaldo. A w sumie gra ta pozwala się tak poczuć. Ale to wciąż udawanie ludzkiej gry na komputerze. Sportowy RTS z rozszerzonymi opcjami sterowania. I ponownie - w bardzo atrakcyjnej oprawie pełnej znanych twarzy i znajomych głosów.

A co robi Rocket League? Sadza nas za sterami śmiesznie kolorowego auta z dopalaczem rakietowym na przeciwko niemal dwukrotnie większej piłki i pozwala latać po arenie gry, jeździć po ścianach i... również strzelać gole.

Gra w rakietowe samochody pozwala nam strzelać gole. Nam, nie piłkarzowi ze znacznikiem nad głową. Nie umiesz grać - nie trafisz nawet w piłkę, a nawet jak umiesz, też czasem nie trafisz. Nie ma uniwersalnego przycisku, który przy sprzyjających warunkach zawsze gwarantuje zdobycie punktu. Mimo całej niedorzeczności samochodów grających w piłkę nożną (powiedzmy, że ten skrót myślowy będzie się tutaj pojawiał, mimo, że samochody nie mają nóg, ani nie kopią), pomysł ten był prawdziwym złotym strzałem w projektowaniu doświadczenia jak najbliższemu brania udziału w prawdziwych rozgrywkach sportowych.

Sposób działania samochodu i system sterowania nim dużo prościej przetłumaczyć na język gry komputerowej i później na zakres możliwości kontrolera. Prościej znaczy tu z mniejszą ilością uproszczeń i pominięć. W grze, prócz standardowych dla wszystkich samochodów akcji, takich jak jazda do przodu i tyłu oraz skręcania, występuje jeszcze skok (i podwójny, z obrotem) oraz możliwość używania tytułowego rakietowego dopalacza, który w sumie pozwala nam latać. Ciało również pozwala człowiekowi na chodzenie do przodu, tyłu i na boki, ale stosunek skomplikowania tego procesu i skala uproszczeń, które są potrzebne do przeniesienia tego na rzeczywistość wirtualną jest nieporównywalnie większa, niż w przypadku aut. Bo o ile skomplikowanie budowy i sposobu działania prawdziwego samochodu również byłoby niemałym wyzwaniem, o tyle z zewnątrz auta po prostu poruszają kołami w różnych konfiguracjach.

Człowiek w takim rozrachunku nie może sobie na takie zagrywki pozwolić, z mnogością swoich różnego rodzaju członków, które nie tylko biorą udział w samym poruszaniu się, ale oddziałują również na innych, sposób naszego poruszania się jest równie skomplikowany wewnątrz, jak i z zewnątrz. Przełożenie z równą skutecznością skali możliwości ruchów człowieka graniczy z cudem, a już na pewno niemożliwe jest jeśli w grę wchodzi tych kilka przycisków na kontrolerze, za pomocą których danym człowiekiem mielibyśmy kierować. I jeszcze strzelać gole, przypominam.

Prosty schemat sterowania przekłada się jednocześnie na bardzo ważną cechę gier, zwłaszcza tych kompetetywnych, do których gra o rakietowych samochodach się zalicza.

All the best games are easy to learn and difficult to master.

Inaczej prawo Bushnella, tutaj znajduje swoje idealne zastosowanie. Sprawa sterowania i jego prostoty jest już opisana z nadmierną szczegółowością powyżej, ale i pozostałe elementy gry, w tym zasady samych rozgrywek, nie ustępują w swoim nieskomplikowaniu. Każda gra rozpoczyna się z sześcioma (ośmioma, czterema lub dwoma - w zależności od wybranych ustawień) samochodami podzielonymi na dwie drużyny z ogromną piłką w środku, wszystko to w prostopadłościennej arenie. Po sygnale startu jedynym celem jest wprowadzenie piłki do bramki przeciwnika i nie pozwolenie, by on zrobił to nam. Rakietowy dopalacz jest limitowany, uzupełnia się go w mniejszych dawkach przejeżdżając przez podświetlone punkty lub tankuje pod korek kierując się ku złotym kulom unoszącym się tuż nad powierzchnią murawy w rogach i połowach długości boiska. Wszystkie miejsca dystrybuujące rakietowe paliwo mają swój cooldown, trzeba więc używać ich z rozwagą. Nie uświadczymy tutaj fauli, odpowiednikiem jest eksplozja auta, w które przeciwnik wjeżdża ze zbyt dużym impetem. Po chwili jednak wraca ono do gry, odradzając się w rogu boiska.

Rozgrywka nie jest związana prawami wcale nie pasującymi grze komputerowej. Znów wrócę do głównego antagonisty w tym tekście - Fify (do której tak naprawdę absolutnie nic nie mam). Nie jesteśmy w stanie opanować jedenastu zawodników, mogąc sterować na raz jedynie jednym, i to dość niedoskonale. Jesteśmy jednak karani za błędy, które przez tę niedoskonałość popełniamy - spalone, dotknięcia ręką, wyjścia z piłką poza pole gry, nietrafione wślizgi. Część gry jest automatyzowana, udając jedynie, że mamy nad nią kontrolę.

Jeśli już jesteśmy na wycieczce personalnej u piłkarskiej gry ze stajni EA - tutaj nie kupi się lepszych samochodów. To po prostu skórki do kilku rodzajów samochodów o różnych hitboxach. Tak, na ciebie patrzę, Fifa Ultimate Team.

I tak się powoli gra w tę grę. Rozpoczynając pierwszą rozgrywkę z trudem dotykamy piłki, a ewentualne bramki są częściej efektem niezamierzonych prób obrony przeciwnika. Z każdym kolejnym meczem coraz lepiej kontrolujemy auto, uczymy się trafiać piłkę, bezpośrednie uderzenia na bramkę ewoluują w strzały po ścianie, a w końcu strzelamy gole uderzeniem piłki w powietrzu, po przeleceniu połowy boiska. Tak się powoli masteruje zabawę w rakietowe samochodziki. Aż w końcu ta gra zaczyna masterować nas.

Przewrót kartezjański wywracający drugą część prawa Bushnella tak, że zaczyna dotyczyć nas to jednocześnie największa zaleta tej gry, ale i jej przekleństwo. Nie grałem nigdy w żaden inny tytuł, który tak wyraźnie, a jednocześnie tak nieoczywiście nagradzał za bycie coraz lepszym. Gdy po setnej nieudanej próbie aeriala, czyli uderzenia piłki w powietrzu, postanowiłem delikatnie skorygować swoje obliczenia co do ustawienia auta względem piłki, zastanowiłem się ponownie nad kierunkiem i prędkością z jaką ona leci, spróbowałem ponownie i udało się, poczułem gdzieś w głowie niemal słyszalny 'klik', który rozlał się przyjemnym ciepłem po całym organizmie. W sumie mogłem stwierdzić, że po prostu zrozumiałem to, ale za to napiszę ponownie - żadna inna gra w tak organiczny sposób nie nagradza za postęp.

Ten prosty, ale i dający bardzo dużo wolności system sterowania w surowym, fizycznym środowisku bez żadnych uproszczeń prowadzi nieubłaganie do coraz częstszego spotykania istnych czarodziejów, którym nie wystarcza już zwyczajne strzelanie goli, dryblowanie piłką i obliczanie w locie wielokrotnych rykoszetów piłki.

W grę zaczyna wchodzić freestyle.

To, co czasem się tam wyprawia, naprawdę nie mieści mi się w głowie. Wykonywanie absolutnie zbędnych, ale obłędnie wyglądających obrotów praktycznie zawsze zakończonych golem, zabawa fizyką piłki oraz samochodów przeciwników nie wiedzących w ogóle o co chodzi, dosłowne noszenie piłki na nosie auta. Mógłbym jeszcze tak dłuższą chwilę opisywać przykłady czegoś, co nigdy nie będzie w zasięgu moich umiejętności. Oto przekleństwo tego tytułu. W pewnym momencie gra o rakietowych samochodach uderzy nas w twarz uświadamiając, że za jakiś czas rozwój umiejętności zatrzyma się, bo zwyczajnie nasze palce nie są dość zwinne i gibkie, a nasze umysły dość światłe, by lepiej latać wirtualnym samochodzikiem i uderzać w wirtualną piłkę. Oczywiście zrobi to z równie dużą prostotą i dosadnością, co wszystko inne, opisane wyżej.

Ale tak jak wcale nie uważam, że bolący odwłok po wspaniałej przejażdżce rowerem oznacza, że kolarstwo ssie, również tutaj to poczucie pewnego rodzaju dyskomfortu nie zatruwa całej gry. Powiem więcej, o ile specyficzny ból w żaden sposób nie motywuje do dalszego pedałowania, w rakietowych samochodach własna niedoskonałość przybiera formę jabłka zawieszonego zawsze nieco dalej, niż sięga nasz język. Nigdy jednak, z oślim uporem, nie przestaje się po to jabłko sięgać.

I to chyba najważniejsza sprawa. W tym miejscu ta śmieszna gra przybiera szaty sportu nie takiego znanego z Fify, lecz z podwórka. Nie chcę podpaść tutaj fanom kopanki z Ronaldo na okładce, bo bardzo ich szanuję, ale to rakietowe samochody lepiej rozumieją o co chodzi w piłce nożnej, w sporcie w ogóle. Rozumie, że główną osią wokół której ludzie chcą coś robić, nieważne czy kopać naprawdę czy wirtualnie, jest chęć rozwoju siebie. Że to gracz jest głównym faktorem, nie gra. Popiera to również stanowisko Psyonix, które nie zamierza wydawać sequela Rocket League. I to jest tu najważniejsze, rakietowe samochody nie nudzą się, bo nie nudzi nam się doskonalenie swoich umiejętności. Poza tym strzelanie powykręcanych goli jara jak jasny ch... [BANG, tutaj czarny ekran i dobry utwór, podczas którego lecą kreditsy]

No i znowu wyszło trochę za długo, choć gdy myślałem o tym tekście miał on jeszcze parę elementów, które jednak nagle zniknęły z pamięci, gdy tylko usiadłem do klawiatury. Ponownie, jeśli ktoś dotarł dotąd, dzięki i gratuluję wytrwałości. I przepraszam za kloaczny żart z kolarstwa. I życzę wszystkim, również tym jedynie już mentalnym, chłopcom dużo dobrego z okazji naszego święta. A współstudentom powodzenia w nowym roku. I do następnego.

Piękne akwarelki, którymi upstrzyłem tekst są autorstwa u/Shitty_Watercolour, a które zamieścił na r/RocketLeague.

Oceń bloga:
13

Komentarze (31)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper