Dlaczego PEGI #nikogo?

BLOG
1208V
Dlaczego PEGI #nikogo?
CharyChelak | 27.10.2018, 02:49
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Kiedy byłem szczylem grałem nie tylko w Mario, jak na przyzwoite dziecko przystało. Ekscytacja grami rosła wprost proporcjonalnie do ich kategorii wiekowej, no bo w końcu zakazany owoc smakuje najlepiej. Pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy miałem okazję zagrać w GTA: Vice City i aż paliłem się do rozgrywki na myśl o rozwalaniu pojazdów, czy cięciu gangsterów piłą mechaniczną. Ktoś mógłby stać z boku i pomyśleć; "na moich oczach wyrasta kryminalista".

Spieszę z uprzedzeniem - udało mi się odnaleźć w rzeczywistości i nie jestem wykolejonym marginesem społecznym, mimo iż już za dzieciaka rozwalałem setki głów na wirtualnych polach walki. Tymczasem podliczałem jakiś czas temu swoją kolekcję albumów muzycznych, przyglądając się poszczególnym okładkom i gęsto przewijał się na nich znaczek "Parental Advisory", czyli komunikat o wulgarnej, niecenzuralnej treści. Zawsze mi się podobał i fajnie przyozdabia płyty, szczególnie jeśli parafrazuje oryginalną informacje, występując w zmienionej postaci. Równocześnie na myśl przyszły mi także pudełka z grami wideo oraz system klasyfikacji wiekowej, którego poszczególne elementy zacząłem sobie z pamięci wymieniać. Na końcu zaś powiedziałem sam do siebie, że przecież i tak wszyscy to olewają.

A zaraz po tej krótkiej refleksji pojawiło się pytanie "dlaczego?", a  po nim cała lawina kolejnych. Pokrótce: PEGI figuruje w krajach europejskich, w USA oraz Kanadzie jest to ESRB, Niemcy mają USK, Japonia CERO i tak dalej. Jakkolwiek nie różniłyby się swoimi akronimami, przyświeca im ten sam cel - powołane przez rząd i dystrybutorów służą do określenia grupy wiekowej dla jakiej dana gra powinna być przystępna. Problem w tym, że sam system nie jest zbyt restrykcyjny, tak jak w przypadku innych mediów i tutaj wybaczcie mi pejoratywność, lecz lwia część konsumentów leje na niego ciepłym moczem, a jego działanie podlega wątpliwościom. Czy cała ta pajęczyna przeznaczeń powinna mieć równie wielką rację bytu, jak chociażby przy filmach? Dlaczego rodzice są tak niekompetentni, pozwalając grać swoim pociechom w tytuły dla dorosłych? I czy wina na pewno leży w całości po ich stronie? To tylko niektóre z pytań, które można podczepić pod tak rozlazły temat.

Gry wideo od zawsze były pod ostrzałem sfrustrowanych polityków za ich negatywny wpływ na środowisko młodych ludzi. Na myśl od razu przychodzą pamiętne afery ze strasznymi strzelaninami w amerykańskich szkołach, a wszystko przez skrzywioną psychikę odbiorców, co jest konsekwencją sięgania po nieodpowiednie treści. Aparaty klasyfikacji zaczęto wdrążać w życie już w latach 90tych i powolutku ewoluowały, określając nieodpowiednie treści kategoriami typu przemoc, hazard, strach itd. Generalnie więc wszystko miało ręce i nogi, lecz z perspektywy ostatnich lat widać  wyraźnie, iż efekty są raczej kiepskie, co świetnie unaoczniło badanie przeprowadzone przed laty przez Davida Walsha - wykazało ono, że 90% rodziców faktycznie nie zwraca uwagi na PEGI, a wszystko potwierdzały oczywiście ich pociechy. Powód jest raczej banalny - nieprzestrzeganie powyższych ratingów niesie za sobą znikome konsekwencje, gdyż nie podlegają mocy prawa, a są jedynie wytycznymi. Picie alkoholu, lub jazda autem bez uprawnień jest surowo karana, chociaż starsi i tak potrafią marginalizować przepisy, wierząc w intelekt młodych i pozwalając im na pewne rzeczy zanim osiągną pełnoletność. Z kolei niejednokrotnie zapewne znacie z autopsji sytuacje, kiedy to rodzice zabraniali Wam oglądania wybranych kanałów po 22.00 - pytanie tylko dlaczego, skoro tak samo w tv, jak i w grze wideo możemy natknąć się na pikantne treści, wypalające gałki oczne, ba - w przypadku tego drugiego mamy przecież do czynienia z pełną interakcją, niejednokrotnie z możliwością określonych wyborów u podłoża moralnego, więc tym bardziej powinno poświęcać się więcej uwagi grającym. Problem polega na tym, że znajdujemy się właśnie w między-generacyjnym rozkroku i istnieje pewna luka pokoleniowa, stanowiąca ujście dla ignorowania gier wideo przez rodziców. Dla nich gry stanowiły bowiem zabawkę, coś czego nie warto eksplorować, a dziecko targując się przy zakupie nowego tytułu rzuca prostym argumentem, że wszyscy w szkole już to mają i starszy ulega, nie orientując się w ogóle, na co wyraża zgodę.

Gdy już pociecha dostanie swoją wymarzoną produkcję, mogąc odrywać przeciwnikom kończyny, niczym bumerang powraca kwestia wpływu na psychikę młodego odbiorcy. Media kształtują nas, pokazując jak myśleć i postrzegać różne rzeczy na wiele sposobów, podczas gdy tak naprawdę można być ponad tym i myśleć samodzielnie - i to jest doktryna, którą rodzice powinni przekazywać swoim potomkom. Wszystko jest przecież dla ludzi, lecz z umiarem i granie w brutalne gry w nieodpowiednim wieku nie znaczy, że ktoś będzie miał zaraz żółte papiery i okrągły dowód - problemy natury psychicznej wynosi się najczęściej z domu, co dotyczy samego wychowania od najmłodszych lat, kiedy to zasiewa się w dorastającej personie określone zachowania i nawyki, ot cały behawioryzm. Przede wszystkim, klasyfikacja wiekowa opiera się na wieku gracza, a nie jego dojrzałości. Mogę powtarzać, jak mantrę iż ograłem za szczyla masę tytułów z kategorii 18+ i wyszedłem na racjonalnego obywatela, lecz sprecyzowanie tej prawdziwej dorosłości konsumentów nie jest możliwe. Sami rodzice mają obecnie jeszcze bardziej pod górkę, ponieważ nie potrafią okiełznać dzisiejszych mediów, a cyfrowe modele dystrybucji nie tyle sprytnie, co naturalnie nie eksponują klasyfikacjami wiekowymi przy swoich produktach - dziecko może nabyć na Xbox Live, co chce, wystarczy pokazać jedynie odpowiednią ikonkę na ekranie monitora, a banalne systemy typu konto dorosłego na konsoli nie znaczą kompletnie nic.

Gier wideo nie można winić ze brutalne zachowania dzieci, które są notabene narażone na nieodpowiednie treści praktycznie z każdej strony i potrzebują po prostu odpowiednich wskazówek, by zakorzenić w nich odrobinę kultury i morale. Sam system klasyfikacji wiekowej wydaje się być nieco ułomny i niespecjalnie pomaga rodzicom, którzy zamiast zainteresować się sprawą, chowają się za medialną papką bzdur o negatywnym wpływie elektronicznej rozrywki, filmów i muzyki na zachowanie dzieci. Same nadawanie tytułom ratingów jest dość dziwne i rozparcelowane, ponieważ czasami wystarczy puścić w grze parę linijek dialogu z przekleństwami oraz dorzucić do tego laserową broń i mamy gotowy przepis na pozycję demolującą młody umysł. Rodzic sam z resztą powinien doskonale wiedzieć, jak bardzo chce być aktywnym w wychowaniu swojego potomka. Dajcie znać, co o tym sądzicie, a szczególnie jestem ciekaw opinii osób, które mają już założone rodziny i chcą zaszczepiać w swoich pociechach zajawkę na gry wideo.

Oceń bloga:
21

Komentarze (57)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper