Jak spędziłem 60 godzin w Portii

BLOG RECENZJA GRY
1630V
Jak spędziłem 60 godzin w Portii
KamilossPL | 11.03.2020, 10:23
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Przeglądając katalog gier udostępnionych w Game Passie, natrafiłem na My Time At Portia. Kiedyś ktoś na PPE polecił mi ten tytuł opisując go jako podobnym do ostatniej Zeldy.

Jakie było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że na niemal trzy tygodnie porzucę wszystkie inne szpile i będę uporczywie grał tylko w ten tytuł. Okazało się, że z Zeldą to Portia ma chyba niewiele wspólnego (znam ten ostatni tytuł tylko z recenzji, bo nie mam żadnej platformy Nintendo, żeby zaznajomić się z serią). Bardziej mi to przypomina połączenie Stardew Waley z jakimś MMORPG.

Fabuła gry kręci się wokół tytułowego miasta Portia. Przypływamy do niego statkiem, aby przejąć warsztat po swoim ojcu, który kiedyś mieszkał w mieście i był majstrem pomagającym mieszkańcom. Od razu zaznajamiamy się z Portianami, z którymi możemy wchodzić w interakcje. Dostajemy zlecenia, które oferują nam postacie niezależne. Gra opiera się na mozolnym craftingu. Powiedziałbym nawet, że to jej główna treść. Na początku tworzymy pierwsze narzędzia, ale już 3 zlecenie polega na utworzeniu swego rodzaju taksówki i kilku przystanków - przyszłych punktów szybkiej podróży.

My Time At Portia

My Time At Portia​​Tutaj zaczynają się schody. Musimy przejść długi i mozolny łańcuch wydobycia minerałów z kopalni, przetopienia ich na prefabrykanty i złożenia ich do kupy, według podsuniętego schematu. Wszystko jest bardzo czasochłonne, ale niesamowicie wciąga. Każdego dnia (w grze są pory dnia i nocy, dynamiczna pogoda, a nawet pory roku) miałem ten sam rytuał. Rano zbierałem drewno aby podłożyć je w kuźni albo zrobić z niego deski, potem szedłem odbierać zlecenie i zjazd do kopalni, aby wydobyć żelazo miedź i inne. Potem do domu pocraftowac i do spania. Po kilku takich cyklach kolejne zlecenia kończyłem i brałem następne.

My Time At Portia

My Time At Portia

Wokół tych ostatnich kręci się fabuła gry. Od przystanków się zaczyna, ale mamy do zbudowania most, koło młyńskie, windę, balony i  panele sterowania. Realia gry to taki niby fantasy, niby steampunk. Możemy wykonywać questy typu przynieś mi jakąś potrawę (tak jest gotowanie), wytwórz narzędzie, czy jakiś mebel. Bierzemy też udział w kilku dochodzeniach, czy swatach. Gra o każdej porze roku zachęca nas też do brania udziału w różnych eventach typu łowienie ryb, święto łapania duchów, czy bitwy na śnieżki, w których nagrodami są elementy ubioru lub dekoracji do naszego domku.

My Time At Portia

My Time At Portia

No właśnie elementy ubioru. Oprócz narzędzi możemy sobie wytworzyć broń. Miecze, pistolety. Zbroje kupujemy u sklepikarza w zamian za futro elitarnych mobów. W grze jest kilka kolorowych zestawów związanych z wymaganiami konkretnego poziomu postaci. Nasz protagonista otrzymuje co poziom jeden punkt umiejętności, który rozdzielamy na jedno z trzech drzewek : walki, zbieractwa i relacji z postaciami.

U każdego NPCa możemy zapunktować nie tylko wykonując dla niego zadania, ale też przez rozmowę i podarunki. Rozwniete relacje zamieniają się w przyjaźnie i nawet miłości. Możemy tutaj randkować, żenić się, razem zamieszkać, a nawet mieć potomstwo, którym trzeba się opiekować. Takie trochę simsy nawet, bo posiadłość możemy udekorować meblami obrazami, artefaktami, które składamy z części znalezionych w kopalni. Oprócz różnych warsztatów, pił, pieców hutniczych i stołów warsztatowych, takich jak tokarka, możemy też mieć kurnik i stajnie, czyli możemy hodować zwierzęta i uprawiać rośliny w specjalnych doniczkach. Za zarobione pieniądze poszerzamy granicę działki i więlkosc naszej posiadłości.

My Time At Portia

Oprócz tego gra oferuje walkę z mobami, bossami, wyprawy do podziemi, minigry takie jak wspomniane łowienie ryb, chwytanie zwierząt na lasso, zbieranie kurczaków, rzutki, strzelanie do balonów. Złożone artefakty można umieścić w domu lub w muzeum.

Jedyna wadą tej gry jest mozolne zbieranie i tworzenie tych samych rzeczy. Niestety trzeba czekać na wytop odpowiednich sztabek, czy pocięcie desek. Na szczęście w tym czasie można robić inne rzeczy. Można tez przejść na produkcję masową i postawić kilka stanowisk wytwórczych tego samego rodzaju. Gra oferuje w końcowej fazie również możliwość stworzenia fabryki, która wytwarza wszystko dużo szybciej. Szkoda tylko, że jest to tak późno.

My Time At Portia

My Time At Portia

Jeśli jednak nie są nam straszne wytwarzanie i zbieractwo można się w tym tytule zanużyć naprawdę na długie godziny. Mnie główny wątek gry zajął 62 godziny, a warto nadmienić, że gra oferowała jeszcze kolejne endgamingowe zlecenia czy zadania fabularne, więc spokojnie można dociągnąć do 70 czy 80 godzin (ja np sporo czasu spędzałem na podrywaniu sąsiadki, ale doszedłem tylko do 1/4 paska potrzebnego do oświadczenia jej się). My time at Portia to bardzo rozbudowany świat, z wieloma możliwościami i opcjami. Nie wiem czy coś pominąłem może grafikę, ale ta jest bajkowa i przyjazna nawet dla dzieciaków. Zresztą widać to na screenach.

Polecam i pozdrawiam :).

Oceń bloga:
11

Atuty

  • bardzo rozbudowana
  • dużo opcji craftingu i rozwoju posiadłości
  • dobra fabuła z kilkoma zwrotami akcji
  • sporo minigier i aktywności pobocznych
  • eventy i relacje z npcami
  • grafika i poziom trudności przystosowany dla najmłodszych

Wady

  • ciągle wytwarzanie i robienie tego samego
  • walki z mobami i bossami nie są żadnym wyzwaniem
  • śmierć postaci pozostaje bez konsekwencji
  • udostępnienie fabryki zbyt późno
KamilossPL

KamilossPL

Sielankowa przygoda z ciekawymi perypetiami miejscowych i tworzenie coraz to nowych przedmiotów, których jest kilkaset. Szczerze polecam.

8,0

Komentarze (19)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper