Doktor Strange w spoilerowym omówieniu

BLOG
509V
Doktor Strange w spoilerowym omówieniu
Dzwienkoswit | 12.05.2022, 17:39
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Jako fan filmowego uniwersum Marvela nie mogłem odpuścić sobie oczywiście wizyty w kinie na Doktor Strange w multiwersum obłędu. Obok nadchodzącego Thora był to najbardziej wyczekiwany przeze mnie kolejny etap obecnej fazy. No i po seansie jak nigdy wcześniej wezbrały we mnie pewne przemyślenia, którymi chciałbym się podzielić. 

 

UWAGA NA SPOLERY. Będzie ich w poniższym tekście naprawdę sporo.

 

Byłem na filmie już dwa razy i muszę przyznać, że bawiłem się naprawdę cudownie. Udało się konkretnie trafić w moje gusta i zgrać się z oczekiwaniami. Ląduje w mojej topce MCU, a na pewno jest nr 1 z marveli czasu okołocovidowego. Widzę sporo mieszanych opinii i tak się zastanawiam skąd tu wzięła się dość duża rozbieżność poza faktem, że zwiastuny i ogólna promocja mogła sugerować coś trochę innego niż to co otrzymaliśmy na ekranie.

 

Jeśli chodzi o głównego bohatera - nigdy nie byłem wielkim fanem Strange'a jako postaci. Nie żebym był przeciwnikiem. Ot był dla mnie neutralny. Dodatkowo jego pierwszy solowy film znajduje się u dołu mojej listy filmów MCU. Poza ciekawie rozwiązanym finałem w zasadzie cała reszta spłynęła po mnie jak po kaczce. Nic, co bym sobie wspominał czy odświeżał jak to mam w zwyczaju z większością kinowego dorobku Marvela. Zaznaczę jednak, że jego gościnne występy w Avengers, czy ostatnim Spider-Manie uważam za dobre. Pojedynek z Thanosem na Tytanie cały czasu uważam za fantastycznie zrealizowany.

 

W tej odsłonie podobało mi się pokazanie kontrastu między "naszą" wersją tej postaci a innymi. Z reguły wszyscy mają dość podobne podejście. Do przesady biorą sprawy w swoje ręce arogancko nie wierząc, że ktoś inny może ogarnąć temat równie dobrze, a tym bardziej lepiej. No i w efekcie alternatywne uniwersa borykały się ze skutkami takiego nastawienia. Jak między innymi w przypadku pokazanych w wersji. Ten nasz jednak zauważa, że warto też zaufać innym i pomaga tym Americe budując w niej wiarę w możliwość zapanowania nad mocami. Tak samo pod koniec ostatecznie akceptuje Wonga jako wyższego rangą oraz godzi się z tym, że nie może być z Christine nie powielając błędów swoich alternatywnych wcieleń. Trochę podobna droga jaką przeszedł Stark. Od zapatrzonego w siebie buca do kogoś, kto potrafi działać z innymi.

Dużo więcej teraz rozpiszę się o drugiej głównej postaci, bo widzę w wielu komentarzach, że niejedna osoba czuła się w jej wątku zagubiona. Tu trzeba koniecznie zaznaczyć, że serial WandaVision jest w zasadzie jedynym z tak naprawdę niezwykle istotnych dla samego filmu pozostałych treści. Bez jego znajomości wiele tracimy z podbudowy pod jej przemianę w Scarlet Witch oraz tak ważnego wątku z dziećmi.

 

Najbardziej zdziwiony jestem jednak jak często przewija się wśród osób, które obejrzały ten serial jego brak zrozumienia. Pojawiają się bowiem stwierdzenia, że film cofa bohaterkę w rozwoju wyrzucając wszystko co było w serialu do kosza. Ja się z tym zdecydowanie nie zgodzę. Nie zauważyłem, aby po zlikwidowaniu Hexa w Westviev Wanda przepracowała problem. Mogła przegnać się z Visionem, ale ewidentnie nie chciała się poddać z odtworzeniem rodziny. W końcu Agata wspominała jej, że gdyby dobrze rzuciła zaklęcie to wszystko by się mogło udać. No i niezwykle kluczowa jest tu scena po napisach, gdzie Wanda zaczęła studiować Darkhold. A ten przeklęty przedmiot zgodnie z wszelkimi popkulturowymi motywami zaczął na nią wpływać.

 

Jeśli chodzi o sam Darkhod to film dość dobitnie wskazuje jak negatywnie potrafi się odbić na osobach z niego korzystających. Nasza wersja Strange’a korzystała z niego tylko chwilę, a dostała trzecie oko i cholera wie jakie będą tego konsekwencję. Strange ze świata Illuminati pokonał z jej użyciem Thanosa, ale doprowadził przy tym do zagłady całego innego wszechświata. A Sinister Strange poprzez korzystanie z niej rozwalił swój własny świat. Nic więc dziwnego, że księga opętała też i Wandę podsuwając jej łatwe rozwiązanie problemu. Tym bardziej, że taką zdesperowaną osobę łatwiej jest wykorzystać.

No i teraz akapit poświęcony mocy jaką dysponowała bohaterka. Nie brakuje głosów zdziwienia dotyczącego tego skąd ona nagle stała się tak potężna. Przecież z taką mocą swego czasu powinna rozwalić Ultrona, czy Thanosa. No i składa się na to kilka czynników. Po pierwsze nie była to już zwykła Wanda, a Scarlet Witch. Podczas finału serialu uwolniła swój pełny potencjał, a raczej zaczęła kontrolować, bo wybuch mocy nastąpił przy jej wizycie w Westviev. Już sama z siebie wtedy zdecydowanie osiągnęła znacznie „wyższy level”, a należy dodać do tego Darkhlod, który jeszcze bardziej zwiększał jej możliwości.

 

Część osób narzekała też na finał. I tam jest kilka rzeczy. Moim zdaniem nie można było tego rozwiązać inaczej niż pokazać Wandzie, że tak naprawdę sposób pokazywany przez Darkhold jest do kitu i się nie sprawdzi, co pozwoliło jej wyrwać się z tego opętania i zafiksowania na realizacji planu. W przypadku, gdyby przyleciał jakiś super dopakowany Strange i zaczął się tłuc czy Amerika pokonała ją tymi swoimi gwiazdkami wypadło by to znacznie gorzej. Jestem zdania, że całego tego bajzlu dałoby się uniknąć, gdyby ktoś z Wandą pogadał jak z człowiekiem. Tak z wyczuciem. Niestety Strange nie jest najlepszym mówcą i nawet jak coś tam zaczynał to zaraz ze swoim ego psuł. Wong w świątyni dobrze zaczął z tekstem, o tym czy nie wystarczy jej, że synowie są kochani w swoim uniwersum. Gdyby się przy tym tak nie wydarł może coś by ruszyło. Generalnie uważam, że jeśli np. zjawił się tam nowy Vision albo Kapitan Ameryka Steve Rogers to oni ogarnęli by tą sytuacje na spokojnie.

 

No i samo zakończenie wątku Wandy, która postanowiła zniszczyć wszystkie Darkholdy, by już nikogo nie kusiły. Nie uważam by przy tym zginęła. Po pierwsze zasada jest taka, że jak zwłok nie widać to śmierci nie było. A po drugie z tego co zrozumiałem z filmu w uniwersach jest wiele Wand, ale tylko w tym naszym pojawiła się Scarlet Witch. I szczerze wątpię, aby ot tak zlikwidowali taką postać, która może odegrać jeszcze dużą rolę w zbliżających się eventach na miarę Endgame. Słychać było też plotki, że miałaby dostać własny solowy film. Ja jestem jak najbardziej na tak. Wanda zasługuje na jakiś promień nadziei i szansę by wreszcie znaleźć jakieś ukojenie. I znajdzie się ktoś, kto powie, że po takich czynach już nie można się oczyścić. A ja powiem, że bzdura. Bucky też miał mnóstwo krwi na rękach i jakoś pracuje nad sobą. Że np. o Strange’u z odcinka „What if” nie wspomnę.

No i oczywiście nie można szerzej nie wspomnieć o Illuminati. Rozumiem, że ktoś ich występem mógł poczuć się rozczarowany. Mocno zawinił tu sposób promowania filmu. Ja muszę przyznać, że wykorzystanie tej ekipy w filmie bardzo mi się podobało. Taka epizodyczna rólka, by nie przyćmić głównych bohaterów. To w końcu nie był film o nich. Co zaś się tyczy ich potyczki z Wandą... Absolutnie uwielbiam to jak zostali sprowadzeni na ziemię. A by być bardziej dosłownym to w zasadzie już pod ziemię.  Ogólnie od początku zauważyłem, że było między nimi jeszcze mniejsze zgranie niż z Avengers przed śmiercią Coulsona. W sumie praktycznie każdy był bucem z kijem w tyłku osadzonym tak głęboko, że na mózg uciskał. A do siebie raczej nie mieli żadnego mocniejszego stosunku niż „znajomy z roboty”. Widać to po twarzach pań kapitanek. Black Bolt i Red zmasakrowani, a one miny coś stylu "spoko pokazówka, ale ja ci zaraz nakopię". No i się przeliczyli. Klasyczna arogancja oraz lekceważenie przeciwnika. Zresztą już przy wcześniejszym starciu w ich świecie przy takim składzie powinni skasować Thanosa względnie spokojnie, a tu ichniejszy Strange aż musiał szukać ratunku w Darkhold, by dali radę.

 

Wiele mówi się o marnym scenariuszu, ale osobiście mi nic tam mocno nie zgrzytnęło. Jedyna rzecz, której tak teraz na zimno nie rozumiem to fakt, że Wong tak łatwo dał się Wandzie przekonać, by zabrać ją do tej przeklętej góry. Nie rozumiem co stało za tą decyzją, bo nie wydawał mi się właśnie nigdy taki miękki, żeby tak szybko ustąpić pod groźbą wykończenia jego uczniów. Kupowanie czasu też nie ma sensu, bo lepszą opcją byłaby jakaś ściema. Nic więcej podobnego mi się nie rzucało w oczy.

 

Jeśli chodzi o rzeczy, które zawsze mocno mnie trzymają w filmach Marvela to emocjonalne sceny do których lubię wracać. Nie chodzi tylko o super epickie walki, ale ogólnie też o dialogi, czy bardziej kameralne sceny. Ostatni lot Yondu w drugich Strażnikach Galaktyki, zniszczenie Mjolnira przez Helę w Thor Ragnarok, „Podaj mi rękę Peter!” z pierwszych Strażników, zniszczenie kamienia Visona przez Wandę w Infinity War, Kapitan ponoszący młot w Endgame i tak dalej. Do tego dołączy sporo scen z Doktor Strange w multiwersum obłędu, bo ten aspekt horrorowi i creepy triki Wandy są super. Przykładowo pierwsze rzucanie czaru translokacji przez Wandę, gdy Mordo wyjaśnia o co w nim chodzi. Te przenikające się wstawki i ta muzyka. Normalnie ciarki. Uwielbiam.

A jak tam u was? Trafił do was nowy Strange, czy niestety się odbiliście? Jak pisałem na początku – dla mnie jest to bezwzględnie najlepszy film tej fazy Marvela. Zagrało mi tu wszystko naprawdę fantastycznie. No i coś zdecydowanie musi jednak być w tym, że ludzie szukają czegoś bliskiego w przeróżnej twórczości, bo do mnie jak nic innego w MCU trafia postać Wandy. Lubię tam wiele postaci, ale jakoś ją naprawdę rozumiem. A ten motyw z początku filmu, gdy się budzi z tego snu i ogarnia, że to był tylko sen, po czym wraca do szarej rzeczywistości to nieraz po prostu "story of my life". 

Oceń bloga:
5

Jaki jest wasz ulubiony film z nowej linii MCU?

Czarna Wdowa
39%
Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni
39%
Eternals
39%
Spider-Man: Bez drogi do domu
39%
Doktor Strange w multiwersum obłędu
39%
Pokaż wyniki Głosów: 39

Komentarze (2)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper