Finalna Fantazja po raz dziewiąty

Final Fantasy IX od momentu zapowiedzi roztaczał wokół siebie aurę nietuzinkowości. Po pierwsze, gra miała być zwrotem o 180 stopni w stosunku do klimatu części wydanych dotychczas na poczciwego PSX-a... no i przede wszystkim nie miała na niego wyjść. Tak moi drodzy, pierwotne zapowiedzi w czasopismach twierdziły murem że cześć IX pojawi się już na nowej konsoli Sony. Jak się jednak okazało, Square postanowiło po raz ostatni zatańczyć walca z odchodzącym szarakiem. I odtańczyło go w swoim iście spektakularnym stylu.
Fabularnie dziewiąta odsłona Ostatecznej Fantazji rzuca nas do świata Terry która jest z grubsza klasycznym do bólu światem fantasy - mamy tutaj potężne królestwa, intrygi, wojny, rycerzy, magów, księżniczki do ratowania, smoki i tak dalej. Kwadratowi nie byliby jednak sobą gdyby nie rozbudowali takiego świata zgodnie z własną unikatową wizją. I tak oto narodził się koncept uniwersum w którym obok magii egzystuje technologia, wyjęta rodem z szalonych projektów Leonarda DaVinci - ogromne latające okręty czy powietrzne środki komunikacji miejskiej są tutaj na porządku dziennym.
Nasza historia rozpoczyna się w momencie podróży jednym z takich statków, zmierzającym ku zamkowi w królestwie Alexandrii w celu wystawienia znanej powszechnie sztuki pod tytułem Chce być twoim kanarkiem. Przynajmniej w teorii, bowiem w praktyce całe przedstawienie jest tylko pretekstem do porwania przez złodziejską grupę Tantalus pretendentki do tronu alexandryjskiego, królewny Garnet. Wszystko (jak zwykle zresztą) zaczyna się komplikować już podczas realizacji planu. No bo powiedzcie sami, czy można było przewidzieć fakt, że królewna... chce zostać porwana? Daje to początek długiej podróży która odsłoni przed graczem zmyślną intrygę którą bohaterowie będą stopniowo odkrywali. i tak wiadomo że nie wymigają się od uratowania świata, ale zanim do tego dojdzie zdążą przeżyć mrożące krew w żyłach przygody, wojnę, zdradę i wiele, wiele więcej...
No właśnie, skoro o bohaterach mowa to tym razem trudno nam wskazać jednego głównego bohatera, bo jest ich de facto czterech.
Pierwszym z nich jest jeden ze wspomnianych ze złodziejów, a na imię mu Zidane. . Jest to to rezolutny i wyluzowany chłopak, co stanowi miła odskocznię od milczącego i wiecznie marudzącego Clouda czy Squalla. No i ma małpi ogon! Oczywiście jego relacje z królewną będą dość skomplikowane, ale nie wyprzedzajmy faktów...
No właśnie, królewna. Garnet po ucieczce z domu stawia sobie za punkt honoru wyjaśnić co kombinuje jej matka i dlaczego tak uparcie dąży do wojny z innymi państwami. Jak na damę z wyższych sfer przystało wie niewiele o życiu prostych ludzi co często doprowadza do komicznych sytuacji z jej udziałem. Nie jest jednak sama, bowiem niczym wierny pies podąża za nią kapitan Aldebrecht Steiner, nasz trzeci heros. Steiner to typowy służbista który najpierw bije w imieniu królowej, dopiero potem zastanawia się czemu to robi - co zresztą wystawi go z czasem na ciężką próbę.
Ostatnim (i chyba najbardziej kultowym) bohaterem dziewiątki jest przeuroczy czarny mag o imieniu Vivi. Już jego pierwsze wprowadzenie upewnia nas w jednym - Vivi jest tak nieporadny, że aż kochany. Ale niech nie zwiodą was jego słodkie gabaryty, bowiem jest potężnym magiem, który z czasem ujawni swój wielki potencjał. Wspaniałość Viviego tkwi jednak nie w jego designie (chociaż to też robi swoje), ale także w tym kim jest, na co będzie starał się odpowiedzieć sobie przez większość przygody...
Dookoła naszej ekipy z czasem pojawi się wiele mniej lub bardziej ciekawych postaci pobocznych (tak, Cid też) które tylko poprawiają ogólny koloryt i tak już malowniczej kompanii.
Tyle tytułem wstępu. Jeśli chodzi o sam gameplay to ponownie mamy do czynienia z eksploracją lokacji połączoną z walkami w systemie turowym. Twórcy po raz kolejny zdecydowali się na użycie paska ATB, wzbogacanego tzw. transem który pozwoli nam raz na jakiś czas zwiększyć siłę ataku. Tym razem jednak zamiast prowadzić do boju trzech członków drużyny (jak w poprzednich częściach w 3D) poprowadzimy ich aż czterech co z jednej strony zwiększa możliwości kombinacji w trakcie walki, z drugiej jednak wymaga o wiele rozsądniejszego planowania kolejnych kroków. Bohaterowie zyskują specjalne umiejętności dzięki zdobywaniu coraz lepszych broni, do których zostały przypisane konkretne ataki z możliwością upgrade'owania. Oczywiście powracają także summony, nazwane tutaj Eidolonami, w przypadku których postanowiono znacznie skrócić animacje co pozwala nam zaoszczędzić na czasie.
Dodatkową innowacją
Od strony technicznej Final Fantasy IX wygląda przecudownie i wykorzystuje bebechy wysłuzonego szaraka do granic możliwości. Prenderowane tła 2D wręcz ociekają detalami i zachwycają bogatą animacją, zaś modele (wrócono do wersji super deformed znanej z siódemki) zostały wykonane z należytą starannością. Całości dopełnia oczywiście muzyka stworzona przez legendarnego Nobuo Uematsu, który po raz kolejny stanął na wysokości zadania dostarczając nam tak doskonałe utwory jak Melodies of Life, Endless Sorrow czy Burmecian Kingdom. Square ponownie dostarczyło także jak zwykle kapitalnych przerywników filmowych które bogactwem (chociaż to niemal niemożliwe) detali, dynamiką i animacją zostawiają te z VII i VIII daleko w tyle.
Czy gra ma jakieś wady? Nie pozostawiając was w napięciu odpowiem twierdząco. Nie ma ich wiele, ale za to mam wobec gry jeden poważny zarzut - wydana na czterech płytach CD gra jest zdecydowanie za długa. Absurdalne? Być może, ale fakt jest taki że gdzieś od trzeciej płyty historia zaczyna się niepotrzebnie rozłazić i niestety nie utrzymuje bardzo wysokiego poziomu pierwszych trzech krążków - gdyby skrócić fabułę o wydarzenia z ostatniego CD mielibyśmy prawdopodobnie najlepszego FF-a w historii. A tak zdania będą dalej podzielone (w końcu obok siódemki wielu fanów wymienia też części VI, X czy IX właśnie ;)
Reasumując moje wypociny pomimo małego potknięcia się z fabułą Squaresoft dostarczyło nam najpiękniejsze pozegnanie się z PSX-em jakie jestem w stanie sobie wyobrazić. I przy okazji jednego z ostatnich naprawdę wielkich Finali. Ale to już materiał na oddzielny elaborat...