Dawca pamięci
.

Szarość i ciemność. Jedyne kolory jakie widzisz to biały i czarny. Wszystko co przeżywasz to ulotne uczucia, które nic nie znaczą. Wszystko co wartościowe zostało ci odebrane na rzecz całego społeczeństwa. Po to by wszystkim żyło się rzekomo lepiej. Eliminacja wszelkich wyborów, aby człowiek nie popełnił jakiegoś błędu. Jeśli wykryto bunt podmiot tej niegodziwej czynności zostanie uwolniony innymi słowy zabity. W tym świecie bez życia śmierć nie jest znana, gdyż ludzie nie wiedzą co to. Nie znają również miłości i wielu innych emocji, gdyż biorą codzienne zastrzyki, a wmawiane im jest, że są dla ich zdrowia. Ideał? Miejsce bez wojen i szczęścia. Jest jednak starzec, który pamięta wszystko co się stało wcześniej, a jego celem jest dawanie rad starszyźnie. Pewnego dnia jeden młodzieniec otrzymuje zadanie uczyć się od niego. Zaczyna się powoli nastawiać emocjonalnie na środowisko, które zaczynało nabierać kolorów. Po ujrzeniu wspomnień starego świata postanawia to zmienić mimo, iż widział też wiele złego.
Tak prezentuje się fabuła filmu Dawca Pamięci. Oczywiście tytułowym panem jest starszy osobnik, który naucza bohatera o rzeczywistym świecie. Wraz z rozwojem wydarzeń uczeń poczuje coraz więcej emocji. To właśnie główny trzon tego tytułu. Poznawanie na nowo tych wszystkich mocnych uczuć wraz z buntownikiem. Niby wszystko jest nam znane, ale dostrzegając je na co dzień możemy ich nie brać na poważnie lub nie przejmować się nimi. W filmie zaprezentowano to w taki sposób, iż przeżycia wywrą na nas wrażenie jakbyśmy się tam znajdowali. W pewnych scenach zdaży się uronić łzy, a w innych uczucie miłości napełni ciepłym uczuciem tak jakby się samemu zauroczyło. Klimat wzbogaca spaniała gra aktorska.
Na początku wszyscy wydają się być stereotypowi i trochę sztuczni, ale gdy zaczną czuć inaczej, ich charakter ruchów i tym podobnych zmienia się na bardziej realistyczny.
Nie zapomnijmy o warstwie wideo, która wyszła świetnie, a nie użyto przy niej wielu efektów specjalnych (a jednak się da, Micheal!) jedynie filtry wpływające na kolory. Czasem są to wybrane miejsca, a kiedy indziej częściowe stłumienie barw w zależności od tego jak niektórzy potrafią coś odczuwać. Niekiedy przerywają to sceny ze wspomnieniami całkowicie przepełnione emocjami i odcieniami tęczy.
Na wspaniały pomysł wpadli kompozytor i reżyser dźwięku, którzy dostosowali melodykę to natężenia uczuć i tego jak bardzo mógł rozpoznawać je główny bohater. Od pierwszych minut prawie niczego nie było słychać, a następnie tylko proste tematy muzyczne. Przez moment się obawiałem, że soundtrack jest najzwyczajniej słaby. Niesamowicie się pomyliłem. Nabrał on z czasem rumieńców, aż w końcu całkowicie rozpostarł skrzydła i pokazał swą moc. Nie dość, ze zagrany na fortepianie przez Dawcę to jeszcze poprzeplatany pięknymi i barwnymi wspomnieniami. Coś pięknego co trudno znaleźć gdzieś indziej. Wydaje się jakby właśnie muzyka dyrygowała tutaj wszystkim. Warto nawet obejrzeć film dla tego.
No i słabsza strona, o której nie można nic nie powiedzieć. Jest to właśnie film sci-fi, ale tylko dlatego, że jest w przyszłości. To tyle i nie należy tego traktować jak pełnoprawny film z gatunku, który jest jedynie pretekstem by nadać te wszystkie okoliczności. Zabrakło również wielkiej akcji i wybuchów, które nie miały by tu miejsca. Zamiast tego wgłębimy się całkowicie w świat. Fabuła jest dość prosta, ale to również wymówka. Chodzi jedynie o przesłanie i odczuwanie emocji, dzięki wykreowanemu otoczeniu.
I to koniec. A raczej przejście. Właśnie odkopuję drugie dno. Jest nim wpływ tego dzieła na nas samych. Nie trzeba dłuższej kontemplacji by to dostrzec. Tak jakby autor napisał "poradnik do życia" i opowiedział to w formie filmu sci-fi. Tytuł traktuje o poznawaniu świata od tej lepszej strony udowadniając, że bez emocji nie da się żyć, a co najwyżej oddychać. Panujące wojny? To głupota, a nie emocje. Co prawda mają częściowy wpływ na to, ale jego brak spowodował by gorsze rzeczy. Beznamiętne patrzenie na świat nasuwa gorsze morderstwa nie budzące nawet odrazy. Ile chorych i słabych ludzi by umarło, bo "i tak by nie przeżyło"? To oznaczało by jednostronne wojny, ale dość o osobach. Trzeba pomyśleć o każdej jednostce. Nasze życie jest metaforycznie szare i bezsensowne. Wiele osób tak myśli i w związku z tym popełnia samobójstwa. Co jednaj gdyby każdą drobnostkę szanować i cieszyć się z niej? Co by było gdyby tych małych przyjemności zabrakło? Wtedy nadeszła by depresja, która nie doprowadza do niczego prócz rozpaczy i zmienia pełną życia istotę w czarno-białego człowieka. Starajmy się więc myśleć o tym wszystkim i rozkoszować chwilą.
Brzmi dość słabo jak dramat dla biednych nastolatków, którzy potrzebują "wiary w marzenia"? Tak myślisz? To skończ to czytać i wybierz się do kina, bo to specyficzne przeżycie nastawi cię pozytywnie do codzienności, a sam nie dam rady tego samego osiągnąć w moim krótkim wywodzie. Nie nastawiaj się na pełny napięcia film, lecz na "doznanie". Może jak wrócisz się ze mną zgodzisz? Może nie, to zależy od twojej wrażliwości. Miłego seansu!