Wiedźmińskie zwoje #7

BLOG
436V
cosmos22 | 28.02.2015, 14:56
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Tekst może zawierać obraźliwe zwroty, przekleństwa, czy fragmenty erotyczne

Wiedźmińskie zwoje #1
http://www.pssite.com/blog-10020-792-wiedzminskie_zwoje.html
Wiedźmińskie zwoje #2
http://www.pssite.com/blog-10020-794-wiedzminskie_zwoje__2.html
Wiedźmińskie zwoje #3
http://www.pssite.com/blog-10020-795-wiedzminskie_zwoje__3.html
Wiedźmińskie zwoje #4
http://www.pssite.com/blog-10020-825-wiedzminskie_zwoje__4.html
Wiedźmińskie zwoje #5
http://www.pssite.com/blog-10020-830-wiedzminskie_zwoje__5.html
Wiedźmińskie zwoje #6
http://www.pssite.com/blog-10020-905-wiedzminskie_zwoje__6.html

 

- Nosz można cholery dostać. Słyszeliście panowie? Ha! Wiedźmin się kręci w okolicy. No na prawdę wysypki dostanę, proszę. - Barman oddał w ręce trojga ludzi własnej roboty trunki, po orenie.
- Zacne człowieku, za prawdę. Polecę cię mym ziomkom. Rozkręci ci się interesik, oj rozkręci. - Dwóch pozostałych panów nie wyglądało spod kaptura. Jeden zbliżył się na sążeń do właściciela posiadłości. Sięgnął ręką w jego kierunku i włożył do kieszeni. Pożyczył od niego pięćdziesiąt orenów. Dla pozostawienie dobrego smaku dał barmanowi napiwek. 
Wyszli, a na niebie malowały się pomarańczowe smugi ciągnięte odkąd wzrok sięga. Chmur nie było wiele, a słońce nie ślepiło nad wyraz. Idealnie na podróż. Wypoczęci i syci kompani wsiedli na konie, zanim uczynił to Viktus. Mroczny elf, o nieznanym nikomu pochodzeniu. Podawał się za niejakiego Dovakhina, smocze dziecię, lecz wszyscy wytykali go palcem. Stał wryty w ziemię. Trudno było jednak mu się dziwić, widok był niewiarygodny. Cudowna panorama , szum rzeki i powiew poruszający setkami koron drzew ozdabiających podnóża gigantów. Giganci, wielcy i potężni. Góry o szczytach niezdobytych, gdzie nikt nie wie co za nimi czyha. Włosy przecinały mu pojedyncze nitki wiatru. Falowały lekko i zgrabnie, jak gdyby tańczyły.  Trzeba ruszać, pomyślał. Z obrazkiem w głowie dosiadł wierzchowca. Nie na długo. Towarzysze podróży jechali już od pewnego momentu nie zważając na kompana. Viktus i tak ich nie lubił. Jednak gdy smok zwęglił ich ciała, nawet było mu przykro. To były za prawdę piękne wierzchowce, powiedział. 

  •  

Zeskoczywszy na ziemie, wyjął szklany miecz, a drugą rękę wyprostował kierując w stronę bestii. Powietrze wokół dłoni zaczęło drżeć i parować. Zaraz potem wystrzeliła wiązka chłodu nie znanego nawet na północy. Viktus nie tylko obeznany w magii, zainteresowany był też w smokach. Nietrudno było spostrzec, że ten gad był żywiołu ognia. Jego towarzysze szybko się o tym przekonali. Kilka łusek spadło. Ryk bestii przeszył powietrze i uderzył wojownika. Oszołomiony lekko, upadł na kolano. Wystrzelił drugą wiązką. Pobiegł wprost na przeciwnika wrzeszcząc coś w innym języku. Fo Krah Diin! Smocze dziecię ugodziło oponenta, który zesztywniał. wyjąwszy miecz z jego ciała, odskoczył szybko. Potwór zaatakował ogonem. Udało mu się podciąć Viktusa. Smok odzyskał władzę nad ciałem i sprężyście podniósł się z ziemi. Lada moment szarżował już do przodu. Fus Ro Dah! Nie dało większego skutku, ale Viktus zdobył czas by zrobić unik. Muszę to zrobić inaczej, pomyślał. Przywołał mroźną postać obok smoka, co pozwoliło się trochę oddalić. Bez większych namysłów zaczął uciekać do najbliższej wierzy. Gdy tylko postawił nogę na schodach, natychmiast schował miecz i wyjął elfi łuk. Zaświstało. Smok dostał w podbrzusze. Wściekły zaryczał i zionął ogniem. Dovakhin nie miał już wiele siły, więc wyciągnął z kieszeni fiolkę poprawiającą kondycję. Wystrzelił ponownie i uchylił się od ognia, ale tego wcale nie było. Po chwili wyjrzał na zewnątrz, ale bestia niespodziewanie zaczęła uciekać. Na ziemi widać było wielką plamę krwi. Zaczęło padać. Mimo to bestia zostawiała widoczne ślady krwi i spalenizny. Ruszył do lasu. Skradał się, regenerując siły przy okazji. Nie odmówił sobie małej dawki napoju uzdrawiającego. Nie chciał spłoszyć osłabionej zwierzyny. Zaklął. W drogę weszli mu jacyś ludzie, jeden chyba go zauważył. Drugi siedział na koniu. Viktus wyskoczył i sparował atak. Nie miał czasu się bawić. Fus Ro Dah. Biegł już dalej za smokiem. Spotkawszy go na polanie był już bez litości. Posłał w jego kierunku kilka lodowych pocisków, osłabił krzykiem i wraził ostrze między oczy. Dzień jak co dzień. Usiadł pod drzewem i zasnął, bogatszy o czterdzieści dziewięć orenów i jedną smoczą duszę.

Oceń bloga:
0

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper