PTSD za sterami mecha

BLOG RECENZJA GRY
948V
PTSD za sterami mecha
akolita | 04.10.2016, 20:58
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Gdy ludzkość zeszła z drzew, pierwszego dnia świętowała. Na drugi dzień zaczęło się jednak robić nudno, więc ledwo wyprostowane już-nie-małpy postanowiły podzielić się na zespoły i pozabijać. Dzieje milczą, o co poszło, jednak w ten sposób narodziła się nowa rozrywka - wojna. Od tamtego czasu jest ona najwierniejszą towarzyszką ludzkości, często dość okrutną, ale nierozłączną.

Jej wpływ przecież nie zaczyna i nie kończy się na polu bitwy, kształtując choćby kulturę. W literaturze tematyka wojenna, czy to w postaci fikcji, czy też relacji faktycznych wydarzeń, obecna jest od momentu, gdy człowiek zaczął skrobać po glinianych tabliczkach. W przypadku niektórych konfliktów to właśnie książki były właśnie największym zyskiem z całego zabijania. W filmie rzecz ma się podobnie. Od starożytności do dalekiej przyszłości i od pojedynczego żołnierza po całe armie - filmów przedstawiających konflikty zbrojne stworzono mnóstwo i każdy ma jakiś tytuł który ceni najbardziej, nieważne, czy za realizm, czy za ilość zgonów na ekranie.  Dziś jednak nie o kulturze będzie, w końcu jesteśmy na PPE i jesteśmy tu dla gier. A jak ma się wojna w tychże, wiadomo. Od wojny na ekranie w wykonaniu takiego BFa czy innego CoDa, przez wojnę konsol na ilość flopów, po wojny w komentarzach w imię czegokolwiek - gracze jak żadna inna grupa społeczna wiedzą, co to jest wojna, bo żyją w niej na co dzień. Znajduje to odzwierciedlenie we wspomnianych tytułach, bo akurat jeśli czegoś na tym świecie nie brakuje, to są to właśnie "brown military shooters", jak to się mówi w internecie. Ja jednak nie o przedstawicielu jednego z nich chciałem, a o Muv-Luv: Alternative.

Jest to tytuł wyjątkowo niszowy, bo będący japońską visual novelą. Tytuł wyjątkowo nietypowy, bo wywodzący się ze szkolnej haremówki. Tytuł wyjątkowo niepatyczkujący się ani ze swoimi postaciami, ani z czytelnikiem. Tytuł wyjątkowy.

Luv(sic) Part 3

" target="_blank">

Ale mnie wnerwia ten pasek z lewej...

Cały przydługi wstęp o wojnie nie ma na celu wciągnąć przypadkowego czytelnika w bagno intelektualne, zwykle utożsamiane z tworami Nipponi i jest nierozerwalnie związany z recenzowaną grą, przysięgam! Lecz zanim pokażę związek z samą grą, słowo o recenzji. Zdaję sobie sprawę, że jak ktoś recenzuje, czy też "recenzuje" coś co jest niszowe, a co on sam bardzo lubi, to czasami buduje swoją argumentację na fundamencie "bo przeciętny odbiorca tego nie zrozumie". Teoretycznie zachęca to do zgodzenia się z autorem, bo kto nie chciałby być znawcą, jednocześnie niwelując wszelką krytykę (normies get out!!!). Praktycznie, to autor może skończyć wyglądając jak dupek, który sam sobie potakuje. W tej recenzji mam zamiar pozachwycać się nad opisywanym niszowym tytułem - ocenę zresztą już widzieliście na górze (khym). By jednak wciąż była to recenzja, a nie "recenzja", zacznę nietypowo, bo od wad.

Tak, od wad w tytule, któremu dałem 10. Być może widać to na którymś ze screenów, a jeszcze gorzej, gdy wpisaliście tytuł do Google Grafika - design postaci początkowo sprawiał, że przewracałem oczami. Nie jest to jednak nic zaskakującego, bo mamy tu do czynienia z serią, która wywodzi się z eroge, czyli gatunku przeznaczonego dla onanistów. Pełno tu bardzo cycatych panien w bardzo obcisłych strojach - widać wojna była wyjątkowo niełaskawa dla mniej obdarzonych przedstawicielek płci pięknej. Do tej pory widząc niektóre arty, przepełnia mnie poczucie zażenowania i wstydu, że tak bardzo mi się ten tytuł podoba. Na szczęście w samej produkcji szybko przestaje się na to zwracać uwagę. Postaciom zresztą bardzo daleko do bycia gadającymi parami cycków, o tym jednak w dalszej części. Z pomniejszych wad wspomnę jeszcze, że za każdym razem, gdy M-L: A próbuje robić animację własnych sprite'ów, to bardzo chciałem, by przestało. Do tego tekst wyświetlany jest bez żadnego tła bezpośrednio na ekranie, czasami sprawiając kłopoty z czytaniem. Tyle, czas się pozachwycać i napisać coś o tej wojnie.

Ludzkość podzielona, ludzkość zjednoczona (nieaktualne)

" target="_blank">

Ejjj, nie jesteśmy sami w kosmosie!

Alternative przedstawia ponurą wizję świata, nomen omen, alternatywnego. II WŚ skończyła się trochę szybciej po zrzuceniu atomówek, tam gdzie trzeba (na Berlin), wszyscy więc mieli więcej czasu, by się wzajemnie nienawidzić. Zamiast jednak warczeć na siebie poprzez Żelazną Kurtynę, obydwa zimnowojenne bloki postanowiły z przytupem wystartować w wyścigu ku gwiazd. I tak w połowie lat .50 na księżycu istnieje już stała baza, a pod koniec tej dekady zostaje wysłana bezzałogowa misja na Marsa. Jak nauczyła nas popkultura, Czerwona Planeta pełna jest ruin starożytnych cywilizacji, portali do piekła i spotkań trzeciego stopnia, więc niezaskakująco i w tym uniwersum to właśnie tutaj ludzkość widzi przelotnie pierwszego przedstawiciela obcej rasy. Podobnie jednak jak spoglądanie w otchłań grozi, że ta zacznie spoglądać na nas, tak i odkrycie obcych grozi tym, że oni odkryją ludzkość. Odkrywanie przebiega bardzo intensywnie, bo pod koniec lat .60-tych wymordowani zostają wszyscy na księżycu, ucząc ludzkość, że: a) kosmici (nazwani BETA) występują w kliku rodzajach, z czego każdy chce nas pozabijać, b) nie można z nimi nawiązać kontaktu i c) są wyjątkowo odporni na wszelkie dotychczasowe osiągnięcia ludzkości w odbieraniu życia. Ogólnie jest to taka typowa, bezrozumna horda, której jedynym celem jest anihilacja życia. Bez żadnej technologii, wystarczy brutalna siła i przewaga liczebna.

Gdy więc w 1973 z nieba nad Kaszgarem w Kotlinie Tarymskiej spada Rój, z którego zaczyna wysypywać się BETA, jest źle. Gdy następnie w przysłowiowe 5 minut połączone siły Ludowej Armii Chińskiej i Armii Czerwonej są zmuszone do taktycznego odwrotu ludzkość zdaje sobie sprawę, że, mówiąc kolokwialnie, ma przesrane. W 2001 roku, gdy rozgrywa się akcja Alternative, stracone terytorium wygląda tak, a i to głównie dlatego, że przybysze nie mają większego planu podboju, po prostu napierając w kierunkach, w których jeszcze nie byli. Wspomniałem o prawie 6 miliardach strat w ludziach w międzyczasie? Do tego trzeba było całkowicie zmienić doktrynę walki i używany ekwipunek na coś bardziej skutecznego - tu na scenę wkraczają Tactical Surface Fighters, TSFy, czyli lokalne mechy.

Średnia długość życia pilota w czasie pierwszego lotu: 8 minut. Powodzenia

" target="_blank">

Gdy tak wyglądają jedyni dostępni żołnierze, to jasnym jest, że Ziemia ma kłopoty

Zanim jednak o mechach, to wypadałoby skończyć ten wstęp historyczny. Bo choć bardzo mi się uniwersum podoba, to jednak to całe tło historyczne będzie właśnie tłem - czasami wpływającym na aktualne wydarzenia i relacje między postaciami (wszyscy nienawidzą USA, ha!), jednak nieistotnym na co dzień dla przeciętnego żołnierza. A to właśnie o nich jest ta historia... choć wróć, aż tacy przeciętni to oni nie są. Po dwóch poprzednich częściach, które trochę kulawo opisałem tutaj, Shirogane Takeru, czyli główny bohater, jest gotowy do walki. Do momentu rozpoczęcia Alternative przeszedł on niesamowitą przemianę i z przytępawego dupka zamienił się w dobrze wytrenowanego lekkiego dupka. Dochodzi do tego jeszcze silne poczucie misji, przekonanie (słuszne lub nie) o własnej wyjątkowości i niespotykany talent do pilotażu. Jednym słowem, mamy do czynienia z postacią, która ma na swojej drodze nieuniknione czołowe zderzenie z rzeczywistością - w końcu nic tak jak wojna nie weryfikuje poczucia własnej wartości. Zanim jednak do tego dojdzie, czytelnikowi przyjdzie przypomnieć sobie pierwszą partię towarzyszek Takeru. Wspomniałem już, co sądzę momentami o ich designie, więc to mamy z głowy. Zapewniłem też, że nie są one tylko i wyłącznie parami gadających cycków i tak też właśnie jest. Dziewczyny mają własne osobowości, równie silne poczucie obowiązku i nie znalazły się tu przypadkowo (dosłownie). Do tego dochodzi fakt, że to teraz właśnie na kobiety spadł główny ciężar walki, bo mężczyzn zaczyna już brakować - więc być może okaże się, że największym obezjajcem w zespole jest tak naprawdę jedyny posiadacz chromosomu Y.

Zresztą ogólnie postacie poboczne zasługują na pochwałę. To właśnie one, gdy będzie potrzeba dadzą głównemu bohaterowi w pysk, gdy ten będzie zbyt dramatyzował. Kiedy indziej wykażą się odwagą i opanowaniem na polu bitwy, w niektórych wypadkach z niego nie wracając. Zabrzmi to wyjątkowo karkołomnie, ale tu - w porno czytance o walce z kosmitami - czuć to całe "braterstwo broni". I nie jest to budowane wyłącznie przez dramatyczne, pełne patosu sceny na polu walki. Bardzo duża część narracji rozgrywa się z dala od pola bitwy, ukazując codzienne życie obrońców planety. Daleko mu jednak do radosnej, stereotypowej sielanki, w której bohater jest otoczony wianuszkiem kobiet, jednocześnie będąc zbyt tępym, by to zauważyć. Zakładając, że aktualny skład przetrwał kolejne starcia z BETĄ i nikt nie został zmiażdżony/rozszarpany/itp. to atmosfera i tak zwykle leży - jak się okazuje, przeżycia z pola bitwy to nie buty, które zostawia się przy drzwiach po wejściu do domu, a coś, co już zawsze będzie towarzyszyć tym, którzy tego doświadczyli. Szczególnie jeśli są nastolatkami, których wyszkolono do walki w wielkich robotach z hordami morderczych obcych.

Wojny nie można wygrać, tak samo, jak nie można wygrać z trzęsieniem ziemi

" target="_blank">

inb4 CHOMP

I tak właśnie można powrócić do wprowadzenia, gdzie pisałem o wojnie. Wojna w Muv-Luv: Alternative nie jest szlachetnym starciem dwóch respektujących się stron, jak czasami przedstawiają bardziej romantyczne wizje. Nie jest nawet dramatyczną, ale jednocześnie pełną patosu walką, o losach której przeważają bohaterowie, jak ma to miejsce w bardziej popularnym podejściu. Tutaj wojna to bezmózga rzeźnia, pełna brutalnych obrazów i krzyków przerażenia wydobywających się z interkomu. Napady paniki w trakcie walk są na tyle powszechne, że kombinezony pilotów wyposażone są w dozowniki psychotropów, w razie wypadków wyłączających "niepożądane" bodźce, a każdy bardziej doświadczony żołnierz ma za sobą co najmniej jedną sesję prania mózgu, by móc spać w nocy. Zresztą jednym z ważniejszych punktów szkolenia jest nauka, w którym momencie wysadzić się wraz z mechem, tak by nie zostać pożartym żywcem, jednocześnie nie uszkadzając reszty zespołu. Do teraz pamiętam szok, jaki wywołała u mnie reakcja reszty drużyny na jedną ze śmierci - prócz oczywistego smutku było obecne zadowolenie i lekka zazdrość. Wszystko dlatego, że zmarła postać przed wysadzeniem się miała wystarczająco dużo czasu, by z każdym zamienić kilka ostatnich słów i choć trochę przygotować się na koniec. Takich właśnie momentów, gdy człowiek się zatrzymuje i zaczyna zastanawiać, czy tylko on jest normalny w tej popierdolonej wizji świata, czy też może to granice normalności przesunęły się za daleko, jest tu pełno.

Jeśli miałbym to do czegoś porównać, to (w miarę) podobne uczucie towarzyszyło mi w Spec Ops: The Line - tam też człowiekowi wydawało się, że będzie bohaterem, po czym raz za razem przedstawiona historia brutalnie to weryfikowała. nie szczędząc nam obrazów własnych czynów/błędów, ukazujących prawdziwe oblicza konfliktu zbrojnego (vide napalm). Być może śmiesznie brzmi pisanie przy jakiejkolwiek visual noveli, że to "ciężka lektura", ale, zachowując odpowiednie proporcje, tak właśnie jest w tym przypadku.

Mechy, muzyka i podsumowanie

" target="_blank">

Postać Meiyi jest tak dobrze napisana, że nie mogę dać tutaj jakiegoś czerstwego podpisu

Wypadałoby powoli kończyć, bo znów się rozpisałem przy tytule, którym pewnie nikt tak naprawdę się nie zainteresuje. Pozostaje tylko dopisać kilka słów o dwóch tematach.

 Wspomniałem wcześniej coś o mechach i jakoś zabrakło mi pomysłu na płynne przejście, więc piszę tutaj. Te, choć są główną bronią przeciwko obcym, nie są aż tak ważne jak czynnik ludzki. I choć nie zabraknie ustępów gdzie czytelnik dowie się, czemu F-22A Raptor ma olbrzymią przewagę technologiczną nad Type-94 Shiranui, a Type-00 Takemikazuchi jest cudem techniki japońskiej zbrojeniówki, to jednak przez większość czasu będą one na drugim planie. Wciąż bardzo ważne i szczegółowo opisywane, jednak nie do poziomu najmniejszych śrubek. ...prawdę mówiąc, do tego elementu przywiązywałem najmniejszą uwagę i teraz mało co pamiętam. Może jednak było coś więcej o całym parku maszynowym? E, nieważne.

Z ważniejszych rzeczy jakimś cudem nie wspomniałem nic o soundtracku. Ten jest bardzo, bardzo dobrze przemyślany i świetnie dopełnia się z resztą multimediów. W większości wykonywany przez orkiestrę, od delikatniejszych brzdąknięć w klawisze przy spokojniejszych momentach, po podnioślejsze melodie towarzyszące bardziej dramatycznym momentom. Do tego sceny walki okraszone są dynamicznymi utworami zahaczającymi o elektronikę, bardzo dobrze przekazującymi dynamikę starć. I naprawdę, sto razy bardziej wolałbym poumieszczać tu małe okienka z przykładami, zamiast o tym pisać, jednak niezależnie od ustawień kończę z wielkim, domyślnym playerem Jutuba, bo coś nie bangla. Dlatego jak ktoś jest zainteresowany, to w obrazkach poumieszczałem linki do kolejnych utworów, jakkolwiek kiepskim rozwiązaniem by to nie było - oczywiście komentarze są pełne spoilerów. W każdym razie jeszcze raz podkreślę, że dla mnie soundtrack miał bardzo duży wpływ na tak pozytywny odbiór całości i do dziś zdarza mi się go słuchać.


I tyle z mojej strony. W lepszym lub gorszym stylu udało się dojechać do końca, być może nie samemu. Jeśli ktoś zastanawia się, czy nie przesadzam nad wpływem, jaki wywarł na mnie Muv-Luv: Alternative, to zdradzę, że przeczytana właśnie przez Ciebie, Czytelniku, recenzja miała być początkowo dyskusją w Encyklopedii. Jednak mimo roku, jaki minął od ukończenia (przeklikania, jak chcą niektórzy) tego tytułu, okazało się, że wciąż to wszystko we mnie siedzi i na krótkim tekście się nie skończy. No, ale nie bez powodu jest to najwyżej oceniany przedstawiciel swojego gatunku i inspiracja dla Attack on Titan.

Pod koniec tego roku mamy doczekać się oficjalnej premiery na Steamie, a gdzieś między 2020 a śmiercią cieplną Wszechświata pojawi się również wersja na Vitę. Więc jak ktoś toleruje japońszczyznę w takiej postaci, to naprawdę powinien się zainteresować. Jak nie, to i tak fajnie, że to czyta. Dobra, koniec - wystarczająco dużo peanów jest w samym tekście, by i tutaj je powtarzać.

 

Oceń bloga:
2

Atuty

  • Inteligentna fabuła (szczególnie jak na KKW)
  • Przedstawiona wizja świata
  • Beznadzieja wojny
  • Bohaterowie i ich ewolucja
  • Soundtrack
  • 60-70 godzin potrzebne na całość pękło w tydzień, muszę coś jeszcze dodawać?

Wady

  • Design postaci w okolicach biustu
  • Czasem słabo widać tekst
akolita

akolita

Inteligentne i dość ryzykowne przedstawienie wojny w gatunku i serii, której nikt o to nie prosił. Całość jednak jest tak wciągająca, że to wszystko nie ma znaczenia.

10,0

Komentarze (1)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper