WG #156 - Szkoda, że nie 163

BLOG
717V
WG #156 - Szkoda, że nie 163
robert163 | 26.01.2017, 14:44
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Witajcie. Co, zaskoczeni, że mnie widzicie? Ano jam na zastępstwo, nie przyzwyczajajcie się. Krótko opowiem w co tam gram i znikam.

Zaczniemy od najkrótszej części czyli…. gier. Hah, niby to Weekendowe Granie, a grania było dość mało. Cóż wam mogę powiedzieć, tak to już bywa. Ok., bez przedłużania zabieramy się za opisywanie mojego tygodnia growego (lekko naciągany bo to były dwa, ale ciiiii)

The Division

Hah, pewnie już co poniektórym osobom zbiera się na pawia – wytrzymajcie, co najwyżej… połknijcie…- musi to się tu znaleźć. Trochę zachodu nie zaszkodzi przy tej masowej japońszczyźnie. Jedziemy – The Division. Już nie dość świeża produkcja jednego z ”najwybitniejszych” i ”innowacyjnych” firm, Ubisoft, jednakże dopiero od niedawna mam przyjemność w ten tytuł zagrać. Niepewnie podchodziłem do tej gry, gdyż jak wiadomo prawie każda nowa produkcja od tego studia ma przy premierze problemy. Ba, nawet przed już o niej było głośno i oczywiście nie w pozytywnym znaczeniu. Standardowo gra zaliczyła downgrade, miała zbyt mało zawartości na start i różne tego typu przypadki. Ogólnie kolejna gra po Watch_Dogs, przy której Ubisoft musiał pracować po premierze by znowu nie było marudzenia ze strony graczy. Tym razem jednak coś im się udało poprawić. Gra do brzydkich nie należy – po kilku łatkach wyładniała – pierwsze moje wrażenie było bardzo pozytywne. Ładna grafika, cienie, oświetlenie, jakość elementów, bogate otoczenie, warunki pogodowe – wszystko wyglądało naprawdę ładnie. Mój pierwszy moment z „wow” wypadł po początkowej sekwencji, gdy w końcu wychodzimy na Manhattan. Była noc, mgła i lekki śnieg – wyglądało to świetnie (Zrobiłem screen’a, ale nie umiem go tu wrzucić, więc zainteresowanych odsyłam do grupy „Jeźdźcy WG” na PSN, tam często dzielę się widokami z tej gry).

To nie jest mój, ale podobne efekty mam u siebie.
To nie jest mój screen, ale podobne efekty mam u siebie. Jest ładnie.

Także początek gry można zaliczyć do udanych – historia jakoś tam się rozkręciła i nawet spowodowała zainteresowanie, ale gdy tylko przyszło co do czego zachwyt troszkę opadł. Jak wiadomo gra jest nastawiona na kooperację. Niby można przejść całą fabułę samemu, jednak jest odczuwalny nacisk na zatrudnienie innych graczy do pomocy. Prawdę mówiąc, taki mi przyświecał cel gdy się starałem o tą gierkę – grać z innymi. Niestety, coop rozegrałem tylko raz, a mam już około 55% gry za sobą (Aktualizacja - wczoraj udało sie rozegrać drugi co-op). Chodzę samemu, wykonuję zadania, ulepszam postać. Co do zadań, niestety są powtarzalne, oj bardzo powtarzalne. Jedyne co się zmienia, to wytrzymałość wrogów i ich częste spamowanie. Czasami bywa to upierdliwe i mamy 10 na 1. Dobrze, że za śmierć nie odejmuje się exp’a czy pieniędzy – kasa, mimo że czasami wybada obficie tak naprawdę nie starcza, gdyż ceny podstawowego ekwipunku są koszmarnie zawyżone. Jeśli już przy ekwipunku jesteśmy, jest z nim trochę zabawy. Mamy kilka rodzajów uzbrojenia, od kamizelek, przez nakolanniki po maski. Je można dodatkowo modyfikować, jeśli oczywiście są z wyższej półki. Podobnie jest z bronią. Kilka rodzajów i każda do modyfikacji. Dodatkowo mamy statystyki postaci, które wzrastają wraz z lvl jak i są podbijane przez ekwipunek. I tak, mamy zadawane obrażenia, wytrzymałość i siłę umiejętności. Dodatkowe umiejętności to naprawdę przydatna rzecz – są to np. małe wieżyczki strzelnicze, tarcze czy szybkie leczenie. Bardzo przydatne, nieraz ratowały mi skórę z poważnych tarapatów. I tak mi właśnie zlatuje czas przy tej gierce. Wchodzę na kolejną dzielnicę, czyszczę ją z misji-klonów z poprzedniej, zbieram potrzebne surowce by ulepszać bazę i to wszystko. Po trzech pierwszych misjach głównych, fabuła jako taka przestała istnieć. Nie ma już przerywników filmowych, ot mała adnotacja co trzeba zrobić, albo co się zrobiło i tyle.

Nie ma co liczyć na coś epickiego, jest to prosta historia nastawiona na rozgrywkę online. Moim zdaniem gra nie warta pieniędzy jakie sobie życzyła firma w dniu premiery, ba nawet uważam że nie jest warta tej aktualnej ceny. Nic szczególnego sobą nie reprezentuję, jednak nie można powiedzieć że jest zła - czasami są akcje które sprawiają dużą przyjemność i eksploracja też jest przyjemna. Ot do pogrania w coop w ramach wspólnej weekendowej rozgrywki i tyle. Jako żeby nie było, że zaczynam znowu marudzić na grę, chce dać małego plusika za muzykę. Bardzo fajne elektroniczne nuty tu lecą – niestety skromnie się pojawiają, ale jak już coś jest to wpada w ucho. I to tyle z The Division, przejdźmy płynnie do kolejnej gry.

Grim Fandango

Ano, Grim Fandango. Przez kilka miesięcy zaniedbywałem pewną konsolkę. Włączałem ją tylko by sprawdzić stan baterii. Przykra sprawa, oj przykra. Jakoś niedawno przypomniałem sobie, ze na tej małej konsolce mam zainstalowanych kilka fajnych przygodówek. I tak od dwóch tygodni zagrywam się – jak się uda wygospodarować trochę czasu przed spaniem – na PS Vicie w Grim Fandango. Dawno, dawno temu miałem przyjemność poznać ten tytuł, jeszcze w czasach jak Internet w naszym kraju raczkował, a gierki się zdobywało od kumpli kumpla. Gry oczywiście nigdy nie skończyłem – tak mi się wydaje, bo naprawdę nie pamiętam – i po tych 15 latach z przyjemnością zabrałem się za ten remaster, który łaskawie wrzucili nam do PS Plusa. Gra jest świetna – pełna humoru, dobrych tekstów, ładnej stylistyki i ciekawej fabuły. Niestety zestarzała się masakrycznie i nawet ten remaster nic nie pomógł. Tu jedynie by się przydał poważny remake jak to było w przypadku Oddworlda. Nie da się grać na pełnym ekranie, gdyż wszystko jest rozciągnięte (4:3 przeniesione na 16:9). Cieszę się, że nie wrzuciłem tej gry pierw na PS4, bo od razu poleciałaby do kosza. Na Vicie już tak to nie boli.

Co do samej gry – sesje przy niej nigdy nie są krótkie. A tu z kimś porozmawiamy, a tu jednak uda nam się rozwiązać zagadkę – niby są proste, jednak to klasyk więc nie jesteśmy ciągani za rączkę, a jedynie dostajemy subtelne podpowiedzi. Nie wiem czy tu opisywać czym jest ta gra, zarys postaci i fabuły – zakładam, że odwiedzający ten blog znają ten tytuł – nawet przez to, że był opisywany wcześniej przez innych userów. Także postępy są takie, że przetrwałem pierwszy rok. Zabiłem płonące zombie-bobry i uciekłem z miasta. W drugim roku tez już trochę pochodziłem. Na razie trafiłem na możliwość zwiedzania tego miasta, co ku memu zaskoczeniu jest bardzo ”rozległe”, także chodzę i zaczepiam każdego na pogaduszki. Już niedługo wskoczę na łódź by ratować tę nieszczęsną z rąk tych złych. A co – kozaka tu mamy –tak tak, standardowa historia, ty jesteś nikim i się wplątujesz w niebezpieczną akcję by ratować białogłowę przed tym głównym złym z cygarem. I tak mimo brzydkiej grafiki i koszmarnego sterowania miło spędzam czas biegając Manny’m po zaświatach. Polecam grę, warto się przemóc jeśli chodzi o te archaizmy, gdyż nadrabia klimatem i muzyką kina Noire. A jeśli kogoś to nie przekonało to ludziska trofea wpadają jak szalone.

To tyle jeśli chodzi o gierki. Nie jest tego za dużo, gdyż obrałem plan nie rozgrzebywania dziesiątek produkcji, tylko ogrywaniu jednej max dwóch gierek i ich ukończeniu. „To czemu nie skończyłeś Nier, tylko zabrałeś się za ubiśmieci?” – Kto to krzyczy? Hę? W pysk chcesz? Co fikasz? Ekhm, Nier to jest…hmm… inna sprawa… to jest gra na PS3, a ostatnio nie mam ochoty włączać tej konsoli. Nie jest nawet podpięta. Przykra sprawa ogólnie. Mam nadzieję, że po The Division zabiorę się za tę grę. Mam ogromną nadzieję, ze PS3 znów będzie chodzić… ekhm… przegrzewać się i hałasować… Meh… Nier żyje, nie martwcie się o to.


Filmy

W ostatnim czasie obejrzałem bardzo dużo filmów. Nie będę opisywał ich wszystkich, po pierwsze mi się nie chce, po drugie sporo z nich nie jest warte by poświęcić czas na ich opisywanie. Wybrałem te, które jakoś się zapisały w pamięci, przez pozytywne zaskoczenie, albo rozczarowanie.

Captain Fantastic

Zacznę od filmu, który pozytywnie mnie zaskoczył. Słabo rozreklamowany dramat, z niezbyt mocną obsadą i nieznanym mi reżyserem. Trafiłem na niego przez przypadek i cieszę się, bo poznałem taką małą perełkę, wśród tej masówy. Film opowiada o rodzince, która mieszka z dala od cywilizacji. Szóstka dzieciaków jest szkolona i intelektualnie i fizycznie tylko przez swoich rodziców. Ojciec – grany przez Viggo Mortensen’a – bardzo poważnie podchodzi do wykreowanego przez siebie stylu życia. Do miasta wybiera się tylko w nagłych przypadkach. Wszystko inne czy to jedzenie, czy to narzędzia zdobywają sami. Ta sielanka, ze tak powiem, trwa do momentu aż rodzinka dowiaduje się o śmieci matki – która żyła oczywiście z nimi, ale przez poważną chorobę musiała zostać umieszczona w szpitalu. I od tego momentu zaczynają się schody, a raczej zjeżdżalnia, gdyż niechętny ojciec musi wraz z dziećmi wrócić do cywilizacji na pogrzeb matki. Cały świat stwarzany przez Bena (ojciec) przez tyle lat zaczyna się powoli rozpadać, bo okazuje się, że te bardziej dorosłe dzieci mają jednak inne spojrzenie na świat i swoją przyszłość. Można stwierdzić, ze to dobrze, że każdy ma wolną wolę, a życie do jakiego ”zmusił” dzieci Ben jest nienormalny i zakrawa o sektę. Mylne spojrzenie i wiele scen może nie udowodni racji, ale przechyli szalki na korzyść idei Bena. Więcej już nic nie opiszę. Można powiedzieć, że standardowy i przewidywalny scenariusz. Jednak świetnie został stworzony i nie odczuwa się tego podczas seansu. Nie jest to typowy dramat rodzinny z przygnębiającymi i dłużącymi się scenami. Tu mamy trochę humoru i dobrze rozegrane sceny, które mają pokazać to co muszą i nic więcej. Dodatkowo bardzo dobra rola Viggo (który swoją drogą za nią dostał nominację do tegorocznego Oscara). Mi się bardzo spodobał ten film i szczerze mam ochotę obejrzeć go jeszcze raz.

Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć

Tu kolejne - choć może nie aż takie –pozytywne zaskoczenie. Naprawdę spodziewałem się słabego filmu, gdyż często taki powrót po latach do uniwersum nie był zbyt dobry. A jednak, udało się, choć błędów nie uniknęło to jednak przyjemnie mi się ten film oglądało. Akcja dzieje się jakieś 70 lat przed wydarzeniami z filmów o Harrym Potterze. Newt Skamander- podróżnik i ”łowca” magicznych stworzeń, a późnij autor książki, która jest jaki podstawa do nauki w magicznych szkołach – przybywa do Nowego Jorku w poszukiwaniu kolejnych dziwnych stworów. Wszystko było by pięknie i ładnie gdyby nie był taką sierotą i nie zaczął gubić zebranych już – w magicznej teczce bez dna – magicznych stworzeń. Przez te sytuacje wzbudza zainteresowanie tutejszych magicznych ”stróżów” prawa, a z czasem całego ministerstwa. Dodatkowo wplątuje się w historię rozgrywaną bocznym torem, ale to już do obejrzenia. Jak już wspomniałem film się przyjemnie ogląda, ale… Niestety scenariusz, bądź reżyseria czasami niedomaga i mamy wrażenie jakby niektóre sekwencje są zrobione bez pomyślunku. Niektóre wątki są jakby pisane na szybko na kolanie. Scenariusz jest nierówny, pozostawia wiele elementów nie opisanych i mamy wrażenie jakbyśmy przeskoczyli kilka rozdziałów w książce. Na plus można wymienić obsadę. Jak samego Redmanye’a nie lubię, tak tu fajnie wpasował się w postać. No i duży pozytywny aspekt to postać poboczna Jacob Kowalski grany przez Dan’a Fogler’a. Na nim spoczywają wszystkie elementy komediowe. Można się przyczepić, ze z Polaka zrobili sierotę, z której każdy się śmieje, jednak jest to mylne założenie. Fajna postać i moim zdaniem wnosi sporo. Teraz kolejny minus. Akcje, stworki, magia, wszystko to jest jednym wielki, paskudnym, odrażającym CGI. Mógłbym napisać trzy blogi o tym jak CGI niszczy kino, jakie jest wstrętne idt. W tym filmie wypadło okropnie. Wygląda jak po taniości i niestety wszystko się na nim opierało. To mi się najbardziej nie podobało w tym filmie. Nawet ten dziurawy scenariusz, aż tak nie bolał, jak te wstrętne CGI. Jest jeszcze jedna rzecz, której w porównaniu z HP mi brakowało. Klimat – mroczny i tajemniczy. Fantastyczne zwierzęta poszły w stronę komedii akcji i szkoda, że nie zostały utrzymane w konwencji HP. Magia byłaby jeszcze bardziej magiczna, że się tak wyrażę.

Arrival

I tu mamy film, który mnie zawiódł. Zapowiadało się naprawdę fantastycznie – mamy Denis’a Villeneuve’a za kamerą, Amy Adams w roli głównej, thriller sci-fi, ale co z tego jak scenariusz jest beznadziejny. Ok., nie jest cały beznadziejny, lecz sam koniec. Film rozpoczyna się ciekawie i od samego początku buduje napięcie i klimat. Mamy tych obcych, którzy przylecieli na ziemię. Każdy się zastanawia dlaczego i w tym celu zbiera się specjalistów z całego świata z każdej dziedziny. Jest też lingwistka grana właśnie przez Adams, która ma rozszyfrować język obcych, by się z nimi jako tako porozumieć. Głównie film się na tym opiera i przez większość czasu mamy sceny jak ci specjaliści dochodzą do porozumienia z kosmitami. Wszystko byłoby super, gdyby nie finał. Aj, nie wiem jak opisać moje żale nie spoilując. Powiedzmy, ze motywy obcych są kretyńskie i sam film dąży donikąd. Wszyscy się tu dopatrują jakiś niesamowitych przekazów, wartości filozoficznych i takie tam. Ale tak nie jest. Nie ma tam czegoś takiego. Są jakieś motywy już wcześniej przerabiane i stereotypy odnośnie ludzkiej natury. Nic sensacyjnego, co by sprawiło, że dałbym wysoką notę. Prawdę mówiąc przez ten rozbieżny scenariusz nie jestem wstanie ocenić tego filmu. Początek dobry, końcówka do bani. Ale co ja tam wiem, film zbiera świetne oceny i jest nominowany w co drugiej kategorii. Cóż… obejrzyjcie, przekonajcie się sami i mi to opiszcie – w tym przypadku naprawdę jestem ciekaw cudzych opinii.


MUZYKA

Przedstawię tu dwa zespoły, które ukradły mi kilka minut w tym tygodniu. Na pierwszy ogień idzie dj’ka, którą mi ktoś polecił do przesłuchania – Zamilska. Jej muzyka to ciężka elektronika, z naciskiem na mocny stłumiony bas. Nie jestem fanem takich klimatów i dla mnie każdy utwór brzmi podobnie, ale że tym ”faszerowałem” przez ostatnie kilka dni to i tu wam zapuszczę - Oczywiście trochę żartuję, kilka utworów wpada w ucho i potrafią nakręcić.


Drugi zespół to ma już swoje lata i kilka znanych utworów na swoim koncie. Przyjemnie się tego słucha i chętnie wrzucam te kawałki to swojej play listy - Goldfrapp


To wszystko ode mnie. Zapraszam do dzielenia się tym w co graliście, bądź zamierzacie w najbliższy weekend ogrywać. Bajo.

Oceń bloga:
1

Komentarze (22)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper