Weekendowe Granie #74 - Bamboleo!

BLOG
797V
robert163 | 19.06.2015, 17:23
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Greetings! Kolejne WG zaszczyca ten portal. Na wasze życzenie zaszły pewne zmiany. Ale jak to mówią: "uważaj o co prosisz"....Zapraszam...

A co to? A kto to? Pewnie z wielkim zdziwieniem i niepokojem zadajecie sobie te pytania. Zdejmijcie już ręce z głowy, usiądźcie i weźcie głęboki wdech. Dziś ja będę gospodarzem weekendowego grania. Kto nie chce czytać DRZWI SĄ TAM! ! ! Tych odważnych zapraszam do scrol... do rozwinięcia mojego bełkotu na temat ostatniego tygodnia. Enjoy.

 

 

Wrocław, piątek 13-go maja, godzina 16:47, 26 stopni Celcjusza, 1013 hPa, lekkie zachmurzenie z przesłanką na późniejsze opady. Lau stał w swoim zakurzonym gabinecie spoglądając przez okno, jednak nie zwracał uwagi na to co się dzieje na zewnątrz, gdyż był głęboko pogrążony w swoich myślach. Stukanie paznokciem w zęby zaczęło zagłuszać tykanie zegara ściennego w kształcie małej dziewczynki z głową konia. - Był to prezent od Kraba na przełamanie lodów. Krab wybrał taki wzór widząc jak Lau ostatnim razem upiększył swojego manekina. -  Lau był tak zamyślony, że nie zauważył stojącego za nim już od dobrych kilku minut Kojimy.

H.K.- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął Kojima tak ostro, że Lau ze strachu aż podskoczył. Trzymając rękę na klatce piersiowej jak zawałowiec Lau obrócił się do Kojimy z zadyszką

Lau - N-Nigdy w-więcej tak n-nie rób!

H.K.- Nie rozkazuj mi chłopcze! Czemu nie siedzisz nad WG? Myślisz, ze terminy zaczekają łaskawie na pana Laughtera? Do roboty, do roboty - ponaglał Kojima poklepując w ręce.

Lau - To nie mój tydzień. - szybko odpowiedział Lau. Kojima zrobił okrutnie zdziwioną minę, jakby pierwszy raz w życiu usłyszał tak bezczelną odpowiedź. 

H.K. - Ty mi smarku nie będziesz mówił kto pisze w danym tygodniu. TO JA TO USTALAM! A nawet......nie mamy w tej chwili nikogo poza Tobą. Jak ostatnio zauważyłeś Kalwusia nie ma. 

Lau - Ale jest Krab.

H.K.- Krab się nadaje tak do pisania jak Ty do gotowania, choć i twoje teksty nie robią na mnie żadnego wrażenia, to i tak......Ale czekaj co ja będę tu z tobą dyskutował. Siadaj i pisz TO ROZKAZ! - Kojima szybkim ruchem ręki wskazał na biurko. Lau spokojnie zaczął podchodzić do stanowiska pracy, lecz zamiast przy nim zasiąść ,otworzył tylko szufladę, wyjął kartkę i wręczył ją Kojimie.

H.K- Co to jest do cholery?

Lau - Przeczytaj.

H.K. - Nie mam czasu na takie pierdoły - zamaszyście odrzucił kartkę. Lau znowu spokojnymi ruchami podszedł, podniósł ją i ponownie wręczył Kojimie. Ten już podirytowany wyrwał ją Lau i zaczął czytać.

Lau - Zwróć proszę uwagę na punkt 16. Kojima omijając całą treść zerknął na punkt 16. 

H.K.- Idioci! Tępe dzidy! Kretyni! Nie potrafią przepisać prostego tekstu.....I po kiego to przysyłali...I skąd to w ogóle masz?

Lau - zaadresowane na naszą redakcję,więc...

H.K. - Idioci! Wrzasnął, wcinając się w zdanie Lau.

Lau - Także, nie przedłużając, z umowy wynika, że nie wolno mi pisać więcej niż jednego WG co 2 tygodnie. A, że nie uwzględniono tu żadnych sytuacji ekstremalnych zmuszających mnie do cotygodniowego pisania, więc....Sayonara. - Lau zostawił osłupiałego Kojimę, podszedł do szafy i wyciągnął małą walizeczkę. Kojima cały czas będąc w szoku, przewijał oczami po każdym zdaniu szukając jakiś argumentów mogących zatrzymać Lau. Po chwili wycedził.

H.K.- Myślisz, że taki z ciebie cwaniak. Myślisz, że taka drobnostka odbierze mi władzę? Że kawałek świstku cię wybroni? Prawem się zasłaniasz? To ci coś powiem: JA JESTEM PRAWEM! Lau nawet nie spojrzał na Kojimę tylko się pakował

Lau - Bądź sobie prawem, bądź sobie lewem, ale póki nic się nie zmieni w tym zapisie ja mam wolne i wracam za tydzień. - Kojima z wściekłości podarł umowę. 

Lau - spokojna głowa, mamy wiele kopii. - Kojima parsknął śmiechem

H.K. - Jeszcze tego pożałujesz. Będziesz błagał o przebaczenie. Doigrałeś się chłopcze. 

Lau- Zobaczymy....

H.K. - A tak w ogóle to gdzie się wybierasz?

Lau- Wyruszam szukać Kalwę.

Kojima się tylko zaśmiał i opuścił pokój. Lau z przerażeniem spojrzał za wychodzącym mężczyzną i coraz szybciej dopakowywał walizkę. Po kilku minutach był gotowy do drogi. Już chwytał za klamkę, gdy drzwi z niesamowitą siłą otworzyły się,a do pokoju wszedł Kojima. Na plecach miał beżowy wór, w którym ku przerażeniu Lau coś się poruszało i stękało.

Lau - Co tam jest?! - spytał, lecz Kojima go zignorował. Przeszedł kilka kroków i tuż przed biurkiem zrzucił wór z pleców. Zadudniło, a z wora wydobył się jęk bólu.  Lau chciał wyjść i zostawić szaleńca samego z jego pomysłami, jednak ciekawość wzięła górę i w bezruchu przyglądał się tej scence. Kojima nachylił się i zaczął rozwiązywać worek. Materiał opadł ukazując zawartość. Był to jakiś mężczyzna, miał zakneblowane usta, związane ręce i nogi. Wił się rozpaczliwie po podłodze jak ryba po wyłowieniu z wody. "Kalwa"- pomyślał Lau i szybko podszedł do zdobyczy Kojimy. Ofiarą nie okazał się jednak współpracownik Laughtera, na co ten zareagował z pewną ulgą

Lau- Kto to jest?

H.K. - Nie poznajesz? Powiedział to z pewnym zadowoleniem z siebie, po czym nachylił się i wyciągnął knebel z ust ofiary.Ta od razu zaczęła krzyczeć wniebogłosy.

???- Na pomoc! Ratunku! Policja, porwanie! Pomocy!!! 

H.K.-  Ciiii - i plasną otwartą dłonią w twarz ofiary. - Sunia, fiu, fiu- zawoła Kojima i koło niego od razu pojawił się pupilek. - Masz, mówiłem że oddam-  Podrzucił Suni wyjęty wcześniej z ust ofiary knebel, na który piesek od razu radośnie się rzucił. "Błłeh" z odrazą wykrzywił twarz Lau.

H.K.- Aa, Sunia jak nasz gość będzie chciał jeszcze coś powiedzieć głośniej niż są w stanie wytrzymać to moje uszy, ugryź go proszę w miejsce, które na pewno go zaboli.- Kojima i Sunia zachichotali. - I co dalej nie poznajesz naszego gościa? 

Lau - Po co go tu ściągnąłeś?- Spytał Lau spokojnie, nie przejmując się już zbytnio tą sytuacją. - A wiesz co? - Dodał, zanim Kojima zdążył odpowiedzieć- Nie obchodzi mnie to, rób co chcesz ja wyruszam na poszukiwania Kalwy.

H.K.- A idź, przynajmniej poznałeś swoje zastępstwo - Kojima odmachnął jakby odganiał służkę.

Lau- On?! - Lau wybuchł śmiechem - Naprawdę jesteś zdesperowany.

H.K. - Czytając wasze prywatne wiadomości zauważyłem wielki zapał tego młodzieńca do pisania naszego niesamowitego cyklu. Widzę w nim wielki potencjał, na pewno jest idealnym kandydatem na to stanowisko.

Lau wybuchł jeszcze większym śmiechem i zaczął się krztusić. Kojima poirytowany posłał mu tylko zabójcze spojrzenie. Lau się wyprostował próbując powstrzymać atak śmiechu.

Lau- Życzę powodzenia! -rzucił ironicznie, odwrócił się i wyszedł. Jeszcze przez chwilę było słychać jego śmiech. 

H.K. - Jeszcze popamiętasz - syknął. Stał tak przez chwilę. Następnie rozciął więzy leżącemu mężczyźnie i postawił go na nogi. - Dobrze, możemy już normalnie pracować. Tu masz biurko, maszynę do pisania, więc do roboty.

???- Niczego nie będę pisał, wychodzę - odburknął mężczyzna.

H.K. - Sunia!- I pupil się rzucił na przybysza, gryząc go w miejsce, które najbardziej boli. Chłopak wrzeszczał niesamowicie głośno. - Dobra puść go. ten jazgot doprowadza mnie do bólu głowy!- Sunia odskoczyła od ofiary, a ta padła na ziemię wijąc się i trzymając za miejsce, które najbardziej boli.

H.K.- Nie mam czasu na takie pierdoły. Termin się zbliża, a my nie mamy nic. Siadaj i pisz!

???- Ale ja nawet nie wiem o czym! - wykrzyczał - Nie mam żadnych pomysłów! Nie umiem!

Kojima ze wściekłości już nawet nie podchodził, naskoczył na mężczyznę, przygniatając mu miejsce, które najbardziej boli i wycedził przez zęby:

H.K. Napiszesz to WG i to będzie najlepsze WG jakie świat widział, albo przysięgam, że zbiorę tu wszystkie moje mechy i przemielę cię tak, że będziesz robił jako karma dla psów. ZROZUMIANO?! Siadaj i pisz!

Kojima się wyprostował, poprawił marynarkę i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Mężczyzna chwilę leżał nie mogąc dojść do siebie po tych zdarzeniach. Nagle drzwi się szybko otworzyły ukazując ponownie Kojimę, który tylko krzyknął "Siadaj i pisz" i ponownie zatrzasnął drzwi....

 

Ok, fajnie, wstęp mamy za sobą, przejdźmy więc do konkretów. A nimi są przecież gry. Gry, których w tym tygodniu będzie zatrważająco dużo. Oj będzie się działo...będzie się działo....

Jakiś czas temu postawiłem sobie za cel posprzątanie bajzlu jaki rozpętałem w mojej bibliotece gier. Plan jest prosty -nie zaczynać żadnej gry dopóki nie ukończę przynajmniej dwóch rozpoczętych. Niby tak powinno się grac normalnie, niestety zachowałem się jak typowy niedzielny gracz - czyli porzuciłem coś starego na rzecz czegoś nowego i ładnego, nie zwracając uwagi na stan w jakim znajduje się ta stara gierka. Spokojnie, spokojnie wróciłem na właściwe tory i naprawiam swoje błędy. Jak już pewnie kilkakrotnie opisywałem w komentarzach pod poprzednimi wpisami, na pierwszy ogień poszła gierka niemal już skończona - czyli Okami.

O gierce pewnie już tyle się naczytaliście, ze wyłazi wam uszami, ale nie wypada mi tu rzucić hasłem i go nie rozwinąć. Także, jeśli kogoś nie interesuje ta część, dwa obroty kółeczkiem na myszce i płynnie przechodzicie do następnego akapitu...

Okami, okami, okami- miód dla moich oczu i uszu. Gdy powróciłem do niej po dość długim okresie, obawiałem się, że będę musiał zacząć od początku z powodu zapomnienia wielu wątków z fabuły. Na szczęście po wczytaniu zapisu od razu wiedziałem gdzie jestem, co się wydarzyło i co teraz muszę zrobić. Dzięki temu od razu mogłem się zabrać za zabawę. Rozpocząłem w mieście Sai-an City, przed pałacem cesarskim. Czekała mnie rozmowa z królową, lecz by do niej się dostać musiałem posiadać artefakt umożliwiający mi przejście pewnej przeszkody. Po niego musiałem się fatygować kilka wiosek dalej (spora droga, wierzcie mi), tak wiem, mogłem użyć teleportacji, ale po tak długiej przerwie z wielką chęcią sobie pozwiedzałem. Przy okazji rozegrałem kilka potyczek z przeciwnikami włóczącymi się po świecie by sobie przypomnieć elementy walki. U celu czekał na mnie przerywnik filmowy i niestety mini gierka, której nie lubię. Polega ona na kopaniu dołku na czas - niby nic specjalnego, ale zawsze przy tym towarzyszy nam jakaś osoba, która w tejże chwili zachowuje się jakby była ślepa i głucha. Przy pomocy pędzla musimy ją nakierowywać w odpowiednią stronę uważając żeby przypadkiem nie zraniła się o kolce lub nie wpadła w nieodpowiednią dziurkę - bo się można zakrztusić ;D. Żeby było jeszcze trudniej, za każde ukłucie traciliśmy kilka sekund. Przyznam się, chwilkę mi ta minigierka zajęła, ale na szczęście się udało i mogłem kontynuować przygodę. Ckliwa scenka i powrót do pałacu, rozmowa z królową, która płacze mi w mankiet, ze zły wodny smok niszczy jej statki dowożące żywność do miasta. Żeby nie było więcej spojlerów to po prostu powiem, że zwiedziłem kolejną krainę, zdobyłem kolejną umiejętność (ta by się spodobała Oslonowi) i do krainy Wodnego smoka by się dowiedzie czemu z niego taki łajdak. Tego się dowiedziałem i zmierzam rozwiązać problem. W sumie na ten czas jaki poświęciłem grze to jest mały postęp fabularny, ale przez tą nową umiejętność wybrałem się na wycieczkę po całej krainie w poszukiwaniu sekretnych przejść i "znajdźek". 

Grając już dość długo w Okami cały czas jestem pod wrażeniem oprawy audio-wizualnej. Grafika i muzyka stylizowane na starojapońskie arty i kompozycje powodują, że po prostu nie można przejść obojętnie, nie przystając na chwilkę by się rozejrzeć czy wsłuchać w przygrywający soundtrack. Jestem zachwycony ta grą i szkoda, że nie powstała kontynuacja na duże platformy. Chociaż po ostatnich targach, którym towarzyszyło hasło "niemożliwe staje się możliwe" zaczyna tlić się we mnie nadzieja, że jednak doczekamy się kiedyś nowej odsłony przygód fantastycznego białego wilka.

 

I to by było na tyle jeśli chodzi o gry. Co? Miało być zatrzęsienie od gier? No cóż ja wam mogę powiedzieć... żartowałem....hahahahaha

Ok czas na filmy i tu już bez ściemy, kilka filmów się przewinęło. Od jakieś czasu na platformach telewizyjnych jest dostępny kanał "Paramount Channel", który oczywiście puszcza produkcje tego studia. Któregoś razu przeglądając natrafiłem na pełnometrażowy film Star Trek, ale ten stary nie nowy. Pierwszy film wypuszczony 10 lat po zakończeniu emisji serialu, czyli 1979 rok. Nigdy nie byłem fanem tej serii, zawsze wolałem Star Wars'y, a jak już miałem mieć styczność z załogą USS Enterprise, to tylko z tą z tych nowych filmów. Ale, ze nic ciekawego w telepatrzydle nie było, obejrzałem ten film, potem drugi, a potem trzeci. I że każdy kolejny był coraz słabszy obejrzałem nawet czwarty. I co gorsza wypatruję kolejnych części, które z tego co już zdążyłem przeczytać są jeszcze gorsze. Piąta odsłona była reżyserowana przez Williama Shatner'a czyli Kapitana Kirk'a i byłą tak "wspaniała", że zdobyła aż trzy statuetki "prestiżowej" nagrody Złotych Malin - za najgorszy film, najgorszy aktor i najgorszy reżyser......Ale co tam, jestem masochistą i uwielbiam się męczyć przed tragicznymi filmami.....Dobra ale o samych filmach: Pierwsza część jest to powrót załogi na stare stanowisko. Po wyremontowaniu Enterprise Kapitan Kirk i jego podopieczni mają za zadanie zbadać niezidentyfikowany obiekt zmierzający ku ziemi. Koniec spojlerów...Jeśli o same filmy chodzi każdy kolejny rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z poprzedniej części. Jak pierwsza część pod względem fabularnym była całkiem niezła tak następne fabularnie kuleją. Nawet nie, jeżdżą na wózku, bo mają miażdżone kolana. Dwójka opowiada o zemście arcywroga Kirka Khana. Trójka o poszukiwanie "wskrzeszonego" Spoka, zaś w czwórce zaserwowali nam powrót do XX wieku poprzez cofnięcie się Enterprise w czasie, by złapać kilka wielorybów, by te nawiązały kontakt z dziwnym obiektem, który zaatakował ziemie.....Ekhm już boję się co zobaczę w piątce.... I tak, dalej chce to obejrzeć ( słyszę nadchodzące zewsząd odgłosy "facepalmów). Jak na filmy traktujące o tematyce kosmosu nie mogło zabraknąć efektów specjalnych. I tu też można się dopatrzeć tendencji odwrotnej pod względem jakości ich wykonania. Tu też się nie popisali. Jak dla mnie najlepiej efekty pozostają w pierwszym filmie. W każdej kolejnej odsłonie miałem wrażenie jakby były robione na zlecenie jakiegoś podrzędnego serialu dla nieistniejącego już Hallmarku - czyli jednym słowem i to delikatnym, słabo. Star Wars'y z mniejszym budżetem, miażdżą nie tyle kolana, ale i łokcie i miednice Star Trekowi, fabularnie i jak względem efektów. Mówię tu tylko o wykonaniu filmu jako filmu, bo zaraz mi ktoś powie, że nie nie wolno porównywać ze sobą tych serii....

 

Następną pozycją, która tu umieszczę jest Sin City: A Dame to Kill For. Kontynuacja dobrze przyjętej adaptacji komiksu Franka Millera z 2005 roku. Kolejny raz zanurzmy się w odmętach zapomnianego przez Boga miasta gdzieś tam w USA. Morderstwa, przekupstwa, prostytucja i tak dalej. W tej części kontynuujemy wątki starych postaci jak i poznajemy nowych. Mamy tu dwa wątki - tytułową Damulkę, która manipulacją dąży do swoich celów oraz moty burmistrza, który po prostu zalazł wszystkim głównym bohaterom za skórę i ci próbują go wykończyć. to tak w skrócie by nie spojlerować. Od razu powiem, ze nie jest to poziom jedynki. Jest brudne miasto, są zdezelowani bohaterowie, ale ich historie już tak nie wciągają jak poprzednio. Brutalność stała się nudna, a stylistyka już tak nie zachwyca jak kiedyś. Do tego rozbicie wątków powoduje, że powinny być dwa podtytuły. Wątek burmistrza jest na tyle rozbudowany, że idzie na równi z Damulką. Film ogólnie nie zachwycił i się temu nie dziwię, a potwierdzeniem tego mogą być słabe wyniki finansowe - niecałe 40 mln zysku na 65 mln budżetu - czyli finansowa klapa. Trójki raczej nie ma co się spodziewać. Choć Rodriguez się stara, nie dorówna Tarantino, a jego ostatnie filmy pokazują tylko, że złapał zadyszkę i jeszcze bardziej się oddala od swego "mentora".

Tak czytam sobie co tu wypisuję i wygląda na to, ze same gnioty oglądam...że tak chce mi się czas na to marnować? A gry to kto przejdzie......

Dobra, koniec smęcenia i czas przejść do lepszej części poza growej jaką tu zaprezentuję, czyli do części muzycznej. 

Jak się dobrze przyjrzycie mojemu panelowi bocznemu na profilu zobaczycie pewny zespół, który przez ostanie dni przygrywał mi. Peach -brytyjski zespół grający progresywny rock/metal. Ich aktywność była dość krótka bo tylko 3 lata ( '91-'94). Panowie grali jako support przed Tool'em. Potem nagrali własną płytę "Giving Birth to a Stone". Czuć w niej sporo inspiracji Tool'em, czego w sumie zespół nigdy nie ukrywał. Szkoda, że chłopakom się nie udało, bo moim zdaniem krążek wypadł świetnie. Nie ma co więcej gadać, posłuchajcie i sami oceńcie.

Ufff, dobrnęliśmy do końca. Chwileczkę, przecież to wg, a wg nie może się obejść bez opowiadania. Tak więc, kto się czuje na siłach do zapraszam do katorgi literackiej, kto już ma dość tej tandety zapraszam na drobny poczęstunek za tymi drzwiami......

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

W poprzednim, poprzednim odcinku:

""Shitbert - Do zobaczenia w przeszłości, frajerzy!

Dawny Robuerto rzucił się w wyrwę i zniknął...Niestabilna brama zaczęła się zamykać.

Krzysztof - Kurwa mać! Nowy, łap swego szefa i skaczemy. Tanderiusz, bierz kota! Grzywo, skacz pierwszy!

I skoczyli, nie mając pojęcia gdzie wylądują....""

 

 

Shitbert spadał coraz głębiej w wir czasoprzestrzenny, choć mogłoby się wydawać, ze w cale się nie porusza. Czuł się jakby był unieruchomiony i zwisał na niewidzialnej lince pod sufitem. Nie wiedział jak długo jest już w takiej stagnacji. Przed jego oczami wirowały światy, jakby kosmos parł prosto w na jego twarz. 

Shitbert - Gdzie jestem? Kosmos przepływa przeze mnie. Dziwne. Niczego nie czuję. - Przed oczami zaczynają mu majaczyć różne obrazy. - Ukazują się wspomnienia - Obrazy nabierają sile, są ostrzejsze. Ukazują ery dziejów tejże planety, ale przelatują tak szybko, że Shitbert nie jest w stanie dokładnie im się przyjrzeć. - Dlaczego, dlaczego ja? - Wszystkie obrazy nabierają tempa. Wszystko nagle zaczyna wirować, zmieniać się w białą plamę. Rożnie i jest tak jaskrawa, że Shitbert się czuje jakby mu wypalała oczy.- Tak. Dlatego Ja. - Nagle Shitbert poczuł ogromny nacisk, jakby ta przestrzeń napierała na niego. Światło go oślepiało, czuł, ze odpływa...W ułamku sekundy wszystko się zmieniło. Shitbert cały czas unosił się w powietrzy lecz w okół niego pojawiła się ziemia, niebo, wszystko. Widział jak wietrzyk potrząsa gałęziami drzew lecz sam niczego nie czuł. Zastanawiał się czy się udało, czy cofnął się w czasie. Ale dlaczego nic nie może zrobić? Pomyślał. Rozejrzał się i dostrzegł znajome tereny, treny z odległej przeszłości - dobrej przeszłości i takiej, która starannie jego mózg wymazywał.

Shitbert - Czy to możliwe? Czy..to...jest dom? - Cały czas nie mógł się ruszyć. - Tak to Buenos Guanos. Tak to...moja farma....to mój dom - Zobaczył w oddali mała chatkę. Wtem nagle cały świat się szybko przemieścił przybliżając Shitberta do posiadłości.- Co się dzieje? Jak tak szybko tu dotarłem jak nawet nie mogę się ruszać?

??? - Tato! Tato - z oddali słychać dziecięce wołanie. Shitbert spojrzał w stronę dochodzącego dźwięku u nie mógł uwierzyć swoim oczom. "Pene" - wyszeptał Shitbert i poczuł jak łzy mu napływają do oczu. Mała dziewczynka biegła wprost na niego. Chciał się schylić i wyciągnąć do niej ręce, ale wciąż nie mógł się ruszyć. Dziecko się nie zatrzymywało i ciągle wołało "Tato". Wbiegło w Shitberta i przez niego przebiegło. Wszystko się obróciło i Shitbert zobaczył do kogo Pene podbiegła. Zobaczył siebie - jeszcze niezniszczonego, prawego i dobrego mężczyznę. Wiedział już co się dzieje. Wir czasoprzestrzenny otworzył mu wspomnienia, które tak usilnie próbował wymazać. Robuerto wziął córeczkę i posadził ją na krześle. Do pomieszczenia weszła jeszcze jego żona Esmeralda i syn Lope. 

Robuert - Kochani, za chwilę przyjedzie do nas Pan Lauterebro i będzie chciał omówić kwestię zapłaty zaległych długów. Bądźcie grzeczni, a najlepiej wszyscy idźcie na górę byśmy mogli spokojnie porozmawiać. Będzie dobrze - powiedział widząc ich zmartwione twarze.

Lope- już jedzie, widać jego samochód.

Robuerto - dobrze, idźcie na górę. -  Posłuchali go, a Robuerto wyszedł na dwór by przywitać gości.

Samochody podjechały pod dom. Z pierwszego wyszło dwóch grabów z karabinami. Z drugiego wyszedł tylko kierowca i otworzył tylne drzwi. Z samochodu wysiadł opasły mężczyzna z długim wąsem. Miał na sobie biały garnitur, kapelusz i płaszcz. Na palcach u rąk błyszczało się kilka złotych sygnetów. El Risa - jak go zwą - poprawił kapelusz i wyciągnął cygaro. Rozejrzał się w około, splunął odgryzioną końcówką i zapalił. 

Lauterebro - Robuerto, Robuert.....

Robuert - Witaj El Risa, zapraszam do środka. 

El Risa wraz z kierowcą weszli do domu, dwóch grabów pozostało na zewnątrz pilnując wejścia.

Leuterebro - Ech.. Robuerto i co ja mam z Tobą zrobić? Hmmm? Twój dług urósł do takiego stopnia, że i twoje wnuki nie będą w stanie go spłacić.

Robuerto- Wiem El Risa, błagam daj mi trochę czasu, niech przyjdą zbiory. Sprzedam wszystko i spłacę choć trochę długu.El Risa....

Grubas podniósł rękę wskazując, ze nie chce słuchać wykrętów.

Lauterebro - Słuchaj, za zbiory dostaniesz marne grosze, a z tego co widzę, marnie w tym roku. Nie jesteś wstanie mnie spłacić. Nawet jakbyś mi oddał całą ziemię, nie pokryje to długów. Swoją drogą i tak ją zaraz przejmę. 

Robuerto chciał już coś powiedzieć, gdy nagle ze schodów zbiegł Lope.

Lope- Tato nie wolno Ci oddać tej ziemi, nasza rodzina mieszka tu od pokoleń.

Lauterebro - Weź uspokój tego smarkacza i niech nam nie przerywa.

Lope - Nie!

Robuerto- Nie wtrącaj się, idź na górę.

Lope- Nie pozwól by ten spaślak tak Tobą dyrygował. Kim on w ogóle jest. To, że ma pieniądze nie uprawnia go do....

Kierowca podszedł i zdzielił chłopca w głowę. Ten padł jak kłoda. Robuerto rzucił się by pomóc synowi.

Robuerto- El Risa, błagam, zrobię wszystko co zechcesz tylko nie rób krzywdy mojej rodzinie. Syn ma ostry charakter i przepraszam za niego, już więcej nie takiego nie powie.

Lauterebro- Przemilczę zachowanie Twojego bachora bo lubię cię. I tak wiem, ze zrobisz wszystko by spłacić dług. Nawet już mam pomysł jak to zrobisz. - Kiwnął palcem i kierowca poszedł do samochodu. Po chwili przyniósł dwie duże torby i położył na stole.

Leuterebro - Drogi chłopcze, wiem, że wiesz co to jest i co każę ci zrobić. 

Robuerto - Tak. Ale..

Lauterebro - Nie ma żadnego "ale", siedzisz w gównie po uszy, więc zrobisz wszystko co ci powiem, albo, skończy się to dla was bardzo źle. I jak mówię, źle to ma na myśli na prawdę źle!

Robuerto - Dobrze, zrobię to, ale tego jest za dużo bym wszystko połknął.

Lauterebro - Tak, heh, bo nie idziesz sam. Raczej taki był plan, ale że twój bachor mnie obraził pójdzie z tobą.

Robuerto - Nie błagam, sam to zrobię, na dwa przejścia, albo wszystko połknę, zmieści się, błagam.

Lauterebro - Hahaha, nie jesteś pewny, czy przeżyjesz to jedno przejście. NIE! On idzie z tobą. 

"Nie!!" - doszedł krzyk z góry. Ze schodów zbiegała żona Robuerta.

Esmeralda - Nie ty potworze, nie pozwolę ci zabić mojego syna.

Lauterebro - Dlaczego oni zawsze tyle krzyczą i płaczą? Ech...Ucisz ją Gonzo. I kierowca przyłożyć kaburą kobiecie w głowę. - Robuert, za duży tu cyrk się tworzy. Prosta sprawa, nie płacisz, to masz przesrane. Ktoś mi podskakuje, to samo. teraz połykaj. Gonzo, obudź chłopaka niech też łyka towar. Za godzinę Gonzo was podwiezie 10 km od granicy i da wam instrukcje co dalej. Ja muszę jechać, kolejne "interesy" czekają. Poza tym strasznie tu śmierdzi. Nie zawiedź mnie Robuerto. Dla pewności zabiera twoją żonkę i dzieciaka - tak żebyś nie próbował kombinować. Buena Ventura.

El Risa wyszedł z izby, a dwaj ochroniarze zabrali nieprzytomną kobietę i dziewczynkę, która próbowała się wyszarpać z uścisku. Samochód odjechał. Robuerto łykał kolejne porcje. Gonzo obudził Lope i choć ten się bronił, grab zmusił chłopaka do jedzenia. Gdy już wszystko znikło z toreb, cała trójka bez słowa wsiadła do samochodu. Podróż trwała około 40 minut, bo Buenos Guanos był położony blisko granicy. Zatrzymali się poza główną drogą.

Gonzo - sprawa jest prosta. 20 km jest stąd do muru. Macie tam dotrzeć i nie zostać zauważeni. W tym miejscu jest nasze zakamuflowane przejście. Po drugiej stronie za 3 godziny będzie czekał na was transport. - Skończył i dał Robuerto GPS. 

Robuerto - 20 km w 3 godziny z towarem w jelitach? To nie jest do zrobienia!

Gonzo - Zamknij mordę i wysiadaj. Na pewno nie zdążysz jak będziesz tu siedział!

Obaj wysiedli i Gonzo odjechał zostawiając za sobą tuman kurzu.

Robuerto - Będzie dobrze. Dotrzemy na miejsce, spłacimy El Risa i wrócimy na farmę.

Lope- Tato boję się.

Robuerto -Wszystko będzie dobrze, choć. Musimy iść szybko. Nic nie mów, mniej się zmęczysz.

Robuerto i Lope ruszyli. szli przez pustynne tereny uważając na każdym kroku. Zrobiło się ciemno gdy doszli do wyznaczonego miejsca. GPS pokazywał, ze tajne przejście jest tuż przed nimi.

Robuerto - Szybko, szukaj przejścia! - Zawołał i zaczęli przeczesywać małą wydmę pod płotem. Po chwili Lope odgarniając piasek znalazł małe blaszane drzwi. Nie otwierały się pomimo szarpania.

Robuerto- spójrz, to są drzwi na kod, obok jest panel. Gdy tylko się zbliżył na GPSie pokazał się nagle zbiór 6 cyfr. Robuert wklepał kombinację i bramka się otworzyła. Weszli i od razu zapaliły się małe lampki na suficie. Biegli przed siebie tak szybko jak tylko potrafili. Sam tunel był długi na około pół kilometra. Dotarli do bramki, otworzyli ją, a gdy wyszli nagle oślepiły ich światła z samochodu.

??? - Stać! Zabierz ręce sprzed twarzy muszę was zidentyfikować....Dobra, szybko wsiadajcie.

Robuerto i Lope podbiegli i wsiedli do samochodu. Mężczyzna szybko ruszył. Przez chwilę jechali w milczeniu.

??? -  I jak wszystko w porządku z towarem? Jak się czujecie?

Robuerto - Dobrze, wszystko jest dobrze. Kim jesteś.

??? Stul pysk. Upewniam się czy towar jest niezniszczony i to tyle jeśli chodzi o pogaduszki. Cała trasę ma być cicho bo zajebie.

Zjechali z pobocza na asfaltową trasę. Po około godzinie zajechali do małego miasteczka. Wszędzie stali ludzie z karabinami. Zatrzymali się przed domkiem postawionym w centrum wioski. To była chyba najładniejsza budowla jak tu stała. 

??? Wysiadka i za mną. - Rozkazał groźnym tonem. Robuerto z synem wysiedli i poszli za mężczyzną na tył domu. Ten otworzył dość spore metalowe drzwi. Weszli do środka, pomieszczenie wyglądało na sporych rozmiarów łazienkę. 

Robuerto - To jak to zrobimy? Potrzebujemy jakiegoś środka by nas przeczyściło i musicie nam chwilę dać...

??? - Już ci pokazuję jak to będzie przebiegać. Wyciągnął broń i strzelił chłopcu w głowę, a następnie ojcu. Robuerto padł na ziemię. Mężczyzna źle wycelował i odstrzelił mu ucho. Nie zauważył tego. Robuerto ockną się po pewnej chwili. Piszczało mu w głowie i był zdezorientowany. W pokoju nikogo nie było. Wstał, rozejrzał się. Cała podłoga była we krwi. Zaczął szukać Lope, szedł za strużką rozmazanej krwi od ciągniętego ciała. W jednej z wanien leżało ciało, to był Lope z rozciętym brzuchem i z wnętrznościami na wierchu. Robuerto padł na kolana z przerażeniem, cały zesztywniał. Zrozumiał, że nie mieli tego przeżyć, a ci bandyci zaraz zabiorą się za niego. Wyobraził sobie co może się stać z jego córką i żoną. Pierw je zgwałcą, a jak już nic co człowieka może przypominać z nich nie zostanie łaskawie je zabiją. W Robuerto wezbrała wściekłość, gigantyczna wściekłość. Słuch zaczynał mu powoli wracać. Chciał wstać, ale dalej był sparaliżowany widokiem swojego martwego syna. Nagle usłyszał kroki. Dwóch mężczyzn zbliżało się do pomieszczenia. Zmusił się by wstać, chwycił pozostawione po rozpruwaczu ostrze i schował się w za drzwiami. Mężczyźni byli coraz bliżej i Robuerto mógł usłyszeć ich rozmowę.

??? - Dobra pojadłeś to skończmy to i jedźmy do "Palacio", El Risa jest zadowolony. Kurwy i koks dla każdego.

????- Jest w na prawdę dobrym humorze. Musiał ubić niezły interes.

??? - I dobrze, El Risa zadowolony, to i nam się dobrze wiedzie. 

???? -Kurwy i koks dla każdego...?

??? - Ano.....Co do kurwy, gdzie ten chu..AAAA

Robuerto wbił szybko ogromny nóż w gardło pierwszego zbira i rzucił się na drugiego. Rozpłatał go zanim ten zdążył wyciągnąć broń. Ze złości zadał mu jeszcze kilkanaście ciosów i stanął nasłuchując czy nikt nie usłyszał tej walki. Na szczęście nikt nie nadchodził i Robuerto próbował wyjść z budynku.

Robuert - Czyli imprezujesz sobie w "Palacio", skurwielu? - Pomyślał - To będzie twoja ostatnia impreza.

Wyszedł na dwór. Było około północy. Podbiegł cicho do samochodu, którym przyjechali. Nie musiał długo szukać, gdyż kluczyki były w stacyjce. Uruchomił samochód i szybko skierował się do wyjazdu. Gdy nie zatrzymał się na skinienie jednego ze strażników patrolujących, w jednej  chwili spadł na niego grad kul. Był ostrzeliwany z każdej strony. Zgiął się w bok, tak by jednym okiem widzieć gdzie jedzie i parł na bramę. Ta nie stawiała zbytniego oporu i Robuerto opuścił "zamknięte" miasteczko. Kilka samochodów ruszyło w pościg za nim. Dzielnie im uciekał i po chwili dotarł do jednej z głównych dróg pomiędzy miasteczkami. Na trasie było sporo pojazdów i Robuerto manewrował tak między nimi, żeby spowodować za sobą jakąś kraksę. Po paru slalomach ścigający zderzyli się z innymi panikującymi kierowcami. Robuerto gnał przed siebie.Wiedział gdzie jest "Palacio", każdy to wiedział. Najpiękniejsza posiadłość El Risa wybudowana na nieszczęściu wielu osób. Po jakichś 30 minutach dotarł w okolice posiadłości. Cały czas trzymał w dłoni ostrze. Zbiegł po lekkim zboczu na tył domu. Rozejrzał się za strażnikami. Impreza trwała w najlepsze i dobrze było ją słychać. Robuerto przeskoczył przez murowany płot i zeskoczył wprost w krzaki. Musiał jakoś się dostać do domu. Chciał spróbować wdrapać się na pierwsze piętro na balkonik. Podbiegając do ściany domu zabił kilku ochroniarzy tak starannie, że nie wydali z siebie żadnego dźwięku. Wskoczył na solidną rynnę i zaczął się wspinać. Wskoczył na balkon i po cichu wszedł przez otwarte drzwi do pomieszczenia. Nikogo w środku nie było, i natychmiast podszedł do drzwi, by zobaczyć czy nikogo nie ma na klatce. Akurat po schodach schodziło trzech mężczyzn.

??? - El Risa będzie miła dziś używanie.

? - Jest zadowolony, towar dotarł, pozbył się frajera i jeszcze zgarnął dwie niewolnice.

?? - Pieprzyć brudasa, na wschodzie wyłapał lepszą płotkę. Z tego wysmarkanego lalusia będzie większy pożytek. 

? Mówisz.

?? - Wyższa pozycja, więcej znajomości, więcej kontaktów, więcej pożytku. 

??? - Pfff jaki ty masz pożytek z wypędzlowanego frajera? Jaki ty możesz mieć pożytek z kogoś kto kupuje różowe zabawki dla kotów?????

?? - Skoro szef go zwerbował....Wie co robi.....

Ochroniarze zeszli na dół i już ciężko było cokolwiek usłyszeć. Robuerto wyślizgnął się z pokoju i wchodził na górę. Na ostatnim piętrze było niewiele pokoi, ale nie musiał wszystkich przeszukiwać gdyż w ostatnim na końcu paliło się światło i dochodziły rozmowy. Robuerto nie wytrzymał i wbiegł do pokoju. Nawet się nie obejrzał i dźgnął pierwszą stojącą osobę. Jednocześnie zasłonił się nim jak tarczą. W pokoju było jeszcze kilku mężczyzn  od razu było słychać dźwięk odbezpieczanych broni.

Lautero - Hahaha no kogo ja widzę. Pan Robuerto przyszedł na ratunek swoim kobietom. Hahaha. Jak tam synalek?

Robuerto - Zamknij ryj skurwielu. Zapłacisz mi za to. Gdzie je trzymasz?

Lauterebro - A tutaj. - I skinął na jednego z mężczyzn. Ten po chwili przyprowadził z bliźniaczego pokoju dziewczyny. - No i są. I co teraz zrobisz? Brać go! - Rozkazał i 5 mężczyzn zaczęło strzelać w ciało-tarczę. Robuerto odskoczył za najbliższy mebel uprzednio zabrawszy broń zabitego ochroniarza. Jeden z mężczyzn podbiegł bliżej i Robuerto rzucił nożem prosto w krtań następnie przestrzelił kolano innemu napastnikowi. Reszta cały czas strzelała, a w momencie gdy przeładowali Robuerto przeturlał się do leżącego mężczyzny, wyciągnął z gardła nóż i rzucił w kierunku innego napastnika. Trafił go tylko w udo ale dało mu to czas na dobicie postrzelonego w kolano i rzuceniem się na ostatniego z nich. Obaj padli na ziemię i Robuerto szybko przykrył się powalonym, gdyż trafiony  wcześniej nożem napastnik, przeładował broń i strzelił prosto w nich. Postrzelił "tarczę", a Robuerto przez opadnięte ramię opróżnił magazynek. Wszyscy ludzie El Risa zostali wyeliminowani. 

Lauterebro - Dobrze, bardzo dobrze, hahaha. - Nim Robuerto zdążył wstać poderznął gardło jego żonie i szybko chwycił za córkę. - Hahah Bardzo dobrze. No choć, możesz jeszcze uratować ostatnią osobę którą kochasz. Byłem ciekaw czy dotrzesz tutaj. Czy będziesz miał na tyle siły. 

Robuerto - Wystarczy mi sił by cię załatwić, potem mogę zdychać.

Lauterebro - O nie mój drogi, ty się nigdzie nie wybierasz, ale ona tak. - Leuterebro szybkim cięciem rozpłatał dziewczynce gardło. - Jesteś gotowy, haha.

Robuerto - Nie!!!! - i z impetem rzucił się na El Risa. Ten nawet nie stawiał oporu, a Robuerto okładał go jak szalony nożem. Dźgał z takim impetem i wściekłością, ze krew tryskała po wszystkich ścianach.

Lauterebro - Bardzo dobrze hahahhaha - Śmiał się dopóki Robuerto nie chwycił jego głowy i kilkoma cisami jej nie odciął. Rzucił ją padł na kolana i z płaczem podczołgał się do martwej rodziny. Wziął je za głowę i głośno zawył. Zaczęło mu się kręcić w głowie. Jak przez mgłę widział podbiegających ludzi. Przyjechała policja. zakuli Robuerta i wpakowali do radiowozu. Na posterunku Robuerto nie odezwał się ani słowem wyglądał jak by był nieobecny. 

Policjant - Masz przejebane synu.

Po kilkunastu godzinach Robuerto trafił do aresztu. Po kilku dniach, został skazany na dożywocie i odwieziony do więzienia. Siedział w celi i rozmyślał. Nie zauważył nawet, że robi się coraz zimniej. W pewnym momencie wszystko w okół niego zaczęło tracić kolory. Zaraz potem, nie słyszał już żadnego dźwięku. Zaczął się rozglądać, nic poza białą pustką nie widział, ale cały czas wyczuwał pod sobą prycze.

??? -Ty mój biedaku - nagle usłyszał szept. - Biedaku...

Robuerto - Kto to?!

??? - Zabrali Ci wszystko, zamordowali rodzinę. Zniszczyli Cię.

Robuerto - Kim jesteś pokaż się!

??? - Chcesz coś z tym zrobić. Odpłacić im za swe krzywdy?

Robuerto - Co? Jak? Co?

??? - Czy chcesz się zemścić? - Niezidentyfikowana postać mówiła coraz głośniej.

Robuerto - Pokaż się to porozmawiamy! 

??? -  Ukażę ci się jak odpowiesz na moje pytanie. CZY CHCESZ SIĘ ZEMŚCIĆ?

Robuerto -TAK, CHCĘ SIĘ ZEMŚCIĆ!

??? - Hahaha to bardzo bobrze - zaśmiała się postać...

Ten śmiech rozbrzmiał w głowie Shitberta doprowadzając go do szału.

Shitbert - NIEEEEEEE!!!!! Krzyknął i w tym samym momencie tunel czasoprzestrzenny w końcu go  uwolnił......

 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wrocław, piątek13 maja, godzina 17:31.

Sunia51 - Kojima WG jest, jest WG.

Kojima z kubkiem sake podchodzi do laptopa. czyta i czyta i ręce mu się trzęsą, aż wypuszcza kubek z rąk, który rozbija się o podłogę.

Kojima- To, t-to, t-to. poszło w świat? NIE!- I opadł na rozlany po podłodze napój - N-nie! - wypowiadał trzęsąc się. - What have i done?!

Oceń bloga:
0

Komentarze (25)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper