Weekendowe granie #100

No dobra! Mamy w końcu WG#100!! I to w same Święta Bożego Narodzenia! Odcinek pełen merytorycznych treści, niespodziewanych sytuacji i gości! Tak jest moi drodzy, cykl po dotarciu do setki tylko przyspiesza, rozszerzając swój zasięg! Będzie jednak trochę spokojniej niż zwykle: Uderzamy w mainstream! Dlatego czytanie tego nie grozi mandatem!
Dobra, nie ma co się szamotać, dlatego pokrótce opowiemy, co się wydarzy w tym odcinku. Wbrew pozorom i ostatnim 80ciu numerom pamiętamy o założeniach cyklu, dlatego pojawią się opisy aktualnie ogrywanych gier. Na tym jednak nie koniec - niczym najlepsi game jurno, przygotowaliśmy nasze podsumowania roku, oczekiwania na następny, a chętni przygotowali swoje growe postanowienia (jak np. ukończenie największej ilości tytułów na świecie). Pojawi się również coś w rodzaju konkursu, z bardzo prostym pytaniem i atrakcyjną nagrodą jaką jest… Niespodzianka! Aha, „My”, bo oprócz Kalwy jest jeszcze akolita i Laughter-XIII. Wiemy, wiemy, ten skład jak do tej pory zawodził, przygotowując hermetyczne teksty, w których jedynie klepał się nawzajem po plecach. Jednak w duchu mody na rebooty i my, zachowując starą markę, chcemy w końcu dostarczyć coś na miarę zapowiedzi. Więc wycofajcie kursor z krzyżyka w prawym górnym rogu okna przeglądarki lub karty (o ile nie daliście „wstecz” zaraz po wejściu w zakładkę blogi), bo zapewniamy, że zmieniamy styl! (Dzięki temu z pewnością zyskamy czytelników!)
kARWa888: Zaczynamy klasycznie, czyli od obecnie ogrywanych gier. Jak dobrze wiecie ostatnim razem dostałem mandat za granie w Kingdom Hearts Final Mix HD (PS3). Większość z Was musiała odetchnąć wtedy z ulgą, że już nie będę pisał o tej cudownej grze. Muszę was jednak zmartwić, bo ja, Krzybsztef, jestem Trophy Warriorem i nie poddam się tak łatwo. Szczególnie jeśli do końca pozostało tak niewiele. Ponownie, za namową Puchatka, wyciągnąłem rękę w kierunku mojego ukochanego pudełeczka. Ślina ciekła mi z oczu na samą myśl, że ponownie będę robił to, co robiłem nieustannie przez ostatnie trzy miesiące i gdy już wkładałem płytę do napędu usłyszałem huk. Ktoś walił do drzwi. Myślałem, że to znowu policja. Że tym razem nie skończy się na mandacie i wyląduję w kryminale. Niestety, ale prawda była jeszcze bardziej okrutna i nieprzewidywalna. Zielony koń wyważył silnymi kopytami drzwi mieszkania i ruszył w moim kierunku wściekle zarzucając gęstą grzywą. Wyrwał kopytami płytę z moich rąk i zaczął po niej skakać. Błagałem go by przestał, prosiłem, ale pozostawał głuchy na moje nawoływania. Po wszystkim zaśmiał się albo zapłakał i wybiegł przez okno głośno wrzeszcząc coś o studni. Próbowałem poskładać płytę jak puzzle i nawet się udało, ale Sora już jakiś taki nie w sosie się wydawał i nie reagował na komendy. Myślę, że zabrakło mi jakiegoś fragmentu. Może ten koń przewidział, że się nie poddam i zabrał jeden kawałek ze sobą? No nic. Nie ma co płakać nad rozlanym koniem. Podszedłem ponownie do półki, ale okazało się, że wszystkie moje gry należą do serii Kingdom Hearts! Przeraziłem się, bo nie chciałem stracić kolejnej płyty. Dlatego odpaliłem coś z cyfrowego dysku konsoli. Coś niesamowitego! [gra]Mugen Souls Z (PS3)[/gra] - niektórzy mogą kojarzyć ten tytuł, bo nawet go recenzowałem. Nie jestem jednak dumny z tamtego tekstu. Pisząc go byłem innym człowiekiem niż teraz i stwierdzam, że nie doceniłem go należycie. Jest to jRPG z krwi i kości. Mamy tutaj naprawdę zawiłą i skomplikowaną fabułę, która z początku faktycznie może wydawać się infantylna, ale im dalej w las tym więcej koni, lolit i właśnie FABUŁY. Nie jest to może poziom MESJASZA [gra]NieR (PS3)[/gra], ale miejscami jest naprawdę blisko. Ponownie będziemy towarzyszyć Lady Chou Chou, bóstwu o mocy zdolnej tworzyć wszechświaty, która straciła swe zdolności przez zachłanny charakter. Jest tu dużo śmiechu i trochę kiczu, ale takiego w granicach dobrego smaku. Producent Compile Heart dostarczył opowieść, która w przeciwieństwie do gęsto występujących lolit jest głęboka. Opowiada o obowiązkach wynikających z przyjaźni i naszej roli we wszechświecie. Gładko opisuje skomplikowane relacje międzyludzkie za pomocą licznych metafor. I to jest fajne, bo chociaż z początku całość odepchnęła mnie z powodu tych dziewczynek i jakiś dziwnych walk w mechach, tak teraz zauważam całe drugie dno. Czuję się, jakby mnie koń kopytem kopnął i płaczę, bo boli i że byłem takim ignorantem. Gra ma też przyjemne trofea. Jedno złote polega na poprowadzeniu dialogu w taki sposób, aby nasze bohaterki skończyły razem w wannie. Gdyby nie to trofeum, to prawdopodonie ten żart sytuacyjny ominąłby mnie. Planuję też nagrać materiał z tej gry i tam trochę szerzej o nim opowiem. Dlatego trzymajcie się i czekajcie na wieści z frontu!
Laughter-XIII: Witajcie moi mili! Zbliża się ten najpiękniejszy czas w roku, kiedy wszyscy się kochamy, przytulamy, spotykamy z rodziną i obdarowujemy prezentami, świętując tym samym narodziny Nubzusa Niebieskiego! Czas, który pomimo mrozów na dworze, wypełnia nasze serca ciepłą atmosferą i sprawia, że wszyscy stajemy się nadmiernie mili! Nie inaczej jest w naszej cudownej redakcji WG. Konie przed budynkiem śpiewają kolędy. Żaba skacze przez ulice z prezentami. Kojima z Sunią51 i Krabaguchim kończą ubierać choinkę - kazali też zostawić wolne miejsce przy stole dla jakiegoś zbłąkanego Cytatego Mesjasza. Z kolei my, redaktorzy "niższego szczebla", możemy odetchnąć z ulgą przy naszej zasłużonej popękanej szklanej ławie. A jest po czym opdoczywać! Obfity w produkcje rok nie miał litości dla żadnego gracza - a nawet jeśli ktoś nie gania za nowościami, to pewnie zmarnował cenny czasy swego krótkiego żywota przy starszych tytułach bądź czytaniu chińskich gier. Dlatego właśnie pora odpocząć - szczególnie jeśli ktoś jest tak stary jak mua. Dzisiaj razem z Krzybsztef i Alolitą usiedliśmy przy naszej popękanej szklanej ławie i wspólnymi siłami postanowiliśmy zjeść pierniczki oraz dostarczyć Wam ostatnie w tym roku WG... robimy to już po raz setny! Niestety, mimo iż ława jest wspólna, to mamy pewne problemy z komunikacją. Nie wiem nawet, czy to, co właśnie piszę, trafi na początek numeru, czy może na konia... albo w ogóle zostanie wyrzucone i nie przejdzie surowych testów jakości z góry? Nieważne! Ostatnie dni roku to idealny moment, by powspominać mijający czas. Przeprowadzić sentymentalną podróż przez ostatnie miesiące, którą zakończymy postanowieniami noworocznymi i dzieleniem się nie tylko opłatkiem, ale i oczekiwania odnośnie następnego roku!
Ououo! O-o-o-o, U-u-u-u, ouououuu! …jak to CO robię? Śpiewam! Śpiewam, bo śpiew pozwala usunąć z duszy szkodliwe pokłady nubstwa. Śpiewam, bo ten cykl mimo wysiłków niebieskiego gluta, a dzięki mojej wspaniałej osobie dotrwał do 100 odcinka. Śpiewam, bo Yakuza 5 jest taka dobra! Ou-ou-oo!
To całe umuzykalnienia wynika też pewnie z tego, że przez ostatni tydzień w Yakuzie poświęciłem na rozbijaniu się po karaoke. Kazuma Kiryu to człowiek wszechstronnie uzdolniony, bo i w mordę dać może dać, i zaśpiewać rzewną balladę, i posiłki serwować… Nawet taki starzec jak ja, patrząc na ilość aktywności zmieszonych w dziele Japończyków, ma ochotę jeszcze trochę pożyć i śpiewać. Śpiewać i tańczyć! Tańczyć i walczyć! Ouou, to ja powinienem być następną pop-idolką, a nie jakaś sierota! Narzekałem też tydzień temu na zbytnie niedorzeczności w walce, wziętej rodem z animu i tym podobnych mykach. Jednak opadły mi łuski z oczu i przejrzałem. Przecież ta seria, opowiadając dość poważną historię o japońskim podziemiu, od samego początku nie stroniła od podobnych zabiegów. Co za różnica, czy będzie to walka z setką gości na pięści, czy walka z jednym niedźwiedziem czy innym tygrysem (też na pięści). Zresztą łapanie dzieci do sierocińca we wcześniejszych odsłonach czy ściganie się taksówką rodem z [gra]Crazy Taxi (PS3)[/gra] jakoś mi nie przeszkadzało, więc to pewnie starość daje się we znaki. Bo jak w końcu można narzekać na [gra]Yakuza 5 (PS3)[/gra], gdy już sama jej lokalizacja jest dla fanów cudem? Cudem tragicznym, bo niezależnie ile razy się on powtarza, zawsze zostaje zmarnowany, kurde bela! Także nie nubić i kupować, bo jak ktoś narzeka, że współczesne gry są tworzone spod jednej sztancy, a w Yakuzy nie grał, to powinien zrzec się prawa do narzekania! I nie ma, że się nie zna poprzednich części, bo Wam wdriftuję skuterem na chatę, złapię za fraki i się spytam, gdzie zmarnowaliście te wszystkie lata! Macie wygrzebać/kupić PS2, i nadrabiać, nadrabiać! Zanim się obejrzycie, będziecie już grać na PS3. A jak przejdziecie "piątkę", to spojrzycie na przebytą drogę, spojrzycie na czekającą na Was oficjalnie Steins;Gate 0 [gra]Yakuza 0 (PS4)[/gra] na PS4 i wyszeptacie wtedy „dziękuję, Lau”.
Tyle. W tym tygodniu krócej i bardziej ogólnikowo, bo reszta redakcji WG też chciała mieć miejsce na swoje teksty i nawet mój śpiew ich nie przekonał, ououo-o-o! Więc pamiętajcie, zignorujcie cokolwiek tam piszą i lećcie nadrabiać tę świetną serię. Tylko napiszcie wcześniej komentarz, elo melo! Yakuza!
alolita: Ostatnio zagrywałem się w gry należące do uniwersum Star Wars. Sam nie wiem dlaczego, może fala hype'u mnie porwała, a ja nie byłem w stanie z niej zejść - a może po prostu chciałem skosztować tego co większość. Na szczęście trwało to krótko i mogę wrócić do tego w czym czuję się najlepiej. Wiem, że dopiero co mówiliśmy o mainstreamie, ale przecież dotyczyło to nie gier w które mam grać, a WG. Dlatego powróciłem do najbardziej znanego mi gatunku - chińskich czytanek chińskich czytanek, jak nazywają te GRY złośliwi. No bo przecież klikanie w celu odsłonięcia kolejnych linijek dialogu też jest jakiegoś rodzaju aktywnością. Jednak Monster Girl Quest! Lose and be Raped, o którym teraz mowa to nie tylko czytanie dialogów. Fabuła opowiada o walecznym Luka, do którego we śnie przemawia bogini Ilias. Prosi go, aby pozbył się abominacji, które nie przynoszą nic poza cierpieniem (przynajmniej według niej). Niebawem przychodzi nam ocalić wioskę i stanąć do walki z pierwszym przeciwnikiem, jakim jest kobieta której ciało składa się z... niebieskich glutów (w tym miejscu mógłbym pozdrowić jednego z redaktorów WG, ale mogłoby to zostać odebrane jako rzecz niestosowna). Podczas walki obiecuje naszemu bohaterowi nieskończone rozkosze, o ile polegnie w walce i da się skusić. Jako ciekawski z natury człowiek postanowiłem przegrać i muszę przyznać, że przegrana jest zdecydowanie ciekawszą opcją, o ile erotyczny stosunek z przezroczystym stworem lub kobietą z głową ryby nie wydaje się komuś nazbyt gorszący - nie ma mowy, że podobne gry mogą destrukcyjnie wpływać na umysł odbiorcy, o nie... nep nep. Pozostaje mi chyba na tym skończyć i dalej babrać się w gównie (albo glutach) jakie zgotowali mi twórcy.
kALWa888: Ok, skoro ten dziwny i krępujący moment mamy za sobą, możemy przejść do podsumowania roku i oczekiwań na następny. Zaczniemy od podsumowania. Cóż ja mogę powiedzieć? Dla mnie rok 2015 był przede wszystkim okresem, w którym zapoznawałem się z grami na PlayStation 3. Był też rokiem, w którym przestałem być redaktorem na PS Site. Wpłynęło na to kilka rzeczy, jak choćby trudność w połączeniu tego z "normalną" pracą. W pewnym momencie zabrakło też sprzętu, ale to już mało ważne. Nie grałem za bardzo w nowe tytuły, a jeśli już to były to gry których już teraz nie pamiętam. Bardziej skupiłem się na poznawaniu wszelakich perełek, czy po prostu gier które w jakiś sposób mnie interesowały - miał być [gra]Uncharted: Drake's Fortune (PS3)[/gra], ale jednak padło na [gra]The Last of Us™ (PS3)[/gra], które ostatecznie mi się spodobało, ale w gruncie rzeczy uważam że jest to produkcja mocno przereklamowana. A po co takie gry sprawdzam? Bo się wszyscy tym jarają i jestem ciekaw o co tyle szumu. Przede mną jeszcze seria o Nathanie Drake'u i to by było na tyle, bo dwie pierwsze części Assassin's Creed mam już za sobą. Kiedyś swoje pierwsze wrażenia o PS3 przelałem na wirtualną kartkę papieru. Od tamtego czasu trochę się zmieniło, ale podtrzymuję swoje zdanie. Gry dla mnie jak najbardziej są, ale niestety w jakiejś niszy, która nie dociera do zbyt wielu ludzi, w tym mnie. Gdyby nie Laughter, wiele by mnie ominęło. Brakuje mi wielkich tytułów należących do gatunku jRPG, ambitnych gier z rodzaju [gra]Ōkami (PS2)[/gra], czy [gra]Shadow of the Colossus (PS2)[/gra]. Z drugiej strony jednak jest to zrozumiałe, bo gry to coraz większy budżet i trzeba dostosować się do tego bardziej licznego odbiorcy.
Cieszę się również, że wziąłem udział w zorganizowanym przez Musiola wyzwaniu "52 gry w ciągu roku", bo dzięki temu spiąłem się by kilka zaległych gier pokończyć. Jeszcze niedawno, przed końcem roku obawiałem się, że nie dobiję do wymaganej ilości, bo skupiłem się na platynie w Kingdom Hearts Final Mix HD (PS3) i zaczęło się to tak mocno przedłużać, że zacząłem się martwić. Po drodze był jeszcze [gra]Deus Ex: Bunt Ludzkości (PS3)[/gra] z zamiarem wbicia platyny (zabrakło jednego trofeum), ale ostatecznie zająłem się przygodami Sory. Hm... w sumie to nie wiem co Wam tutaj napisać. Wszystkie swoje wrażenie odnośnie gier przelewałem w kolejnych odcinkach WG. W ten sposób jakby wywalałem to z głowy, może oczyszczałem się (teraz głowa już całkiem pusta). Tak czy siak, wciąż wolę PlayStation 2 i pierwszą konsolę Sony. Bardzo ciągnie mnie do Nintendo, ale niestety jeśli chodzi o to, posiadam tylko DS, Wii i GameCube, a gier na te konsole tyle co przysłowiowy koń napłakał. Sony ma w sobie coś co sprawia, że skupiam się na grach od nich. Cóż, tak byłem wychowany. Wróciłem jednak do grania na PS2 zaczynając od [gra]Yakuza (PS2)[/gra]. Zrobiłbym to wcześniej, ale zabrakło odpowiedniego okablowania.
Jeśli chodzi o oczekiwania na następny rok, to bardzo cieszę się z zapowiedzi takich tytułów jak [gra]Kingdom Hearts III (PS4)[/gra], [gra]Final Fantasy VII: Remake (PS4)[/gra] czy [gra]NieR Automata (PS4)[/gra]. Te zapowiedzi to istne bomby, które zwiastują coś na co czekałem od bardzo dawna. Na konsolach Sony, w mainstreamie w końcu będą gry dla mnie! I to jeszcze takie, że będę się ślinił podczas grania w nie. Mam nadzieję, że nie będzie to jednorazowy wyskok, a stanie się to normą, ale może poczekajmy na sukcesy tych tytułów, wtedy będzie można ocenić czy coś podobnego ma szansę się jeszcze pojawić. Tego właśnie oczekuję od 2016 roku. Że kupię w końcu PS4 (miałem kupić wraz z premierą [gra]Metal Gear Solid V: The Phantom Pain (PS4)[/gra], ale kilka opinii i recenzji skutecznie mnie zniechęciło - mimo bardzo wysokich ocen) i będę codziennie niszczony kolejnymi niszczatorami. Oddaję głos.
Noworoczne postanowienie:
W sumie nie wyznaję czegoś jak postanowienia noworoczne, ale wymienię to co chciałbym w 2016 roku uskutecznić. Na pewno chciałbym kolekcjonować więcej gier. Mam ogromne zaległości jeśli chodzi o PS3, na PS4 też pojawia się coraz więcej gier. Jeśli chodzi o PS2 to do kupienia mam ponad 150 gier. Fajnie byłoby też pozbierać coś na PS One, czy jakieś sprzęty Nintendo. Zamierzam też ukończyć więcej gier niż w tym roku, ale to wyjdzie w praniu. Mam też nadzieję, że uda mi się aktywniej nagrywać materiały na kanał YouTube oraz być może wrócić do redaktorzenia.
Laughter-XIII: Rok 2015 był potwornie udany. W zaokrągleniu udało mi się ukończyć o blisko połowę więcej gier niż w 2014! Olbrzymi wynik, na który przekładają się powroty do ulubionych gier, nadrabianie kilku starszych tytułów, dokańczanie tych już rozpoczętych oraz poznawanie nowości! Otworzyłem się też bardzo na rynek indie i nie żałuję - dzięki temu poznałem fenomenalne Transistor, przecudowne Undertale, przygnębiające Actual Sunlight, hardkorowe Hotline Miami 2 i wiele, wiele innych wartych uwagi gier. Najbardziej cieszy mnie coraz większa ilość lokalizacji gier z KKW. Japonia coraz bardziej się otwiera i zaczynają do nas trafiać nawet naprawdę niszowe kąski, o których do niedawna moglibyśmy jedynie pomarzyć. Otrzymaliśmy Yakuzę 5, Danganronpa Anoter Episode: Ultra Despair Girls, Steins;Gate. Na przyszły rok z kolei zapowiedziano wydanie Digimon Story: Cyber Sleuth oraz Next Order, Nights of Azure, Yakuzę 0, trzecią część mocarnej serii Zero Escape oraz Danganronpa. Jako posiadacz Nintendo 3DS cieszę się bardzo z premiery Shin Megami Tensei Devil Survivor 2 oraz zapowiedzi zachodnich wydań Dragon Quest VII i VIII, Project x Zone2, a także Bravely Second - liczę, że i podobny los spotka Shin Megami Tensei IV Final i Yo-Kai Watch. To i tak tylko ledwie kilka popularniejszych gier, a jest tego znacznie więcej! Fani japońszczyzny jeszcze nigdy nie byli tak rozpieszczani.
Istną bombą 2015 roku była dla mnie zapowiedź kontynuacji NieR o podtytule Automata. Moja ukochana gra z poprzedniej generacji i jeden z najpiękniejszych tytułów, w jakie grałem w życiu dostanie kontynuację! I to nie byle jaką, bo prosto od duetu oryginalnych twórców, których teraz wspomoże nie kto inny, jak mój ulubiony developer PlatinumGames! God my oh! Do tej pory nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Budzę się każdego dnia i sprawdzam internet, czy mi się to nie przyśniło i czy to faktycznie dzieje się na moich oczach! I na całe szczęście - dzieje się! Uradowałem się też na wieść o Final Fantasy VII Remake - często o tej grze wypowiadałem się w sposób bardzo krytyczny, bo uważam ją za najbardziej przereklamowaną odsłonę serii i totalnie przehype'owaną grę ogólnie. Dalej jednak bardzo ją lubię i w osobistym rankingu serii mieści się w moim absolutnym Top 5. Urzekajacy swoim melancholijnym klimatem świat umierającej planety. Świetny design miejsc i postaci oraz przyjemna (acz nie pozbawiona solidnych wad) fabuła no i ta ścieżka dźwiękowa... na pewno sprawdzę to wszystko zrobione od podstaw na współczesnej technologii. Niemalże płakałem gdy Gravity Rush 2 w końcu wyszło z cienia i przeskoczyło na PS4! Tak mnie cieszy, że marka ma się przerodzić w serię i życzę jej jak największego sukcesu. Uwielbiam Kat i ten surrealistyczny świat, w którym przygrywa niesamowita muzyka. Nie mogę się już doczekać aż ponownie będę się bawił grawitacją - pre-order bankowo zostanie złożony. Ach, nie przedłużam! Rok 2015 był po prostu SUPER! Co oczekuję od 2016? Liczę na jeszcze większą ilość lokalizacji (w fizycznym wydaniu, kurde bela!) - niech mi dadzą Higurashi na kartridżu Vity, błagam!
Trzymam kciuki za udany start Wirtualnej Rzeczywistości chociaż mój wewnętrzny realista dobrze wie, ze żadna przystawka nie ma absolutnie ŻADNYCH szans osiągnąć sukcesu i wpłynąć w jakikolwiek sposób na klasyczny sposób obcowania z grami - tego typu urządzenie musi być integralną częścią konsoli, sama przystawka to jedynie dzielenie rynku i ograniczanie potencjalnych zysków dla producentów, którzy zdecydują się stworzyć produkcję tylko pod VR. Jestem jednak optymistą jeśli chodzi o VR w przypadku PC-tów, głównie z powodu grona użytkowników tworzących własne mody do istniejących już gier. Tak czy siak, nie umrę dopóki nie ogram na VR jakiegoś solidnego horroru! Muszę tego doświadczyć, muszę! Interakcja z grami na takim poziomie zawsze była moim marzeniem - oczywiście w wyobraźni zawsze wygląda to lepiej niż w praktyce, ale cieszę się, że twórcy w końcu idą w tym kierunku (poprzednie próby pokroju Virtual Boya to jednak zupełnie co innego).
Chciałbym bardzo powrotu Crasha i większej ilości platformówek oraz horrorów. Liczę też na nową konsolę Nintendo i jestem potwornie ciekaw czym też zaskoczą włodarze po sprzedażowej tragedii Wii U. W 2016 roku na pewno spędzę najwięcej czasu przy bijatykach: Tekken 7: Fated Retribution, Street Fighter V oraz Guilty Gear Xrd Revelator - każda z tych bijatyk zapowiada się FENOMENALNIE. Spędzę w nich setki godzin, a zamierzam jeszcze nadrobić Mortal Kombat X (Predator, mój ulubieniec Jason, Xenomorph, Leatherface - cholera! Genialny dobór postaci!), Dear or Alive 5: Last Round, Blazblue Chrono Phantasma Extend. Wyczękuję też kontyuacji Blazblue o podtytule Celestial Fiction (dawać w końcu grywalnego Jubeia) oraz sprawię sobie (niekoniecznie w przyszłym roku) Nitroplus Blaster - czy jakoś tak, tam gdzie jest ta... no, wiecie... Saya. Oczekuję po prostu masy dobrych gier! A wiem, że przy Dark Souls 3, Ratchet & Clank, Deus Ex: Human Divided, wymienionych wyżej bijatykach i przy wielu innych produkcjach będę się bawił po prostu SUPER! Życzę tego sobie, życzę tego wam! Abyście otrzymali jak najwięcej i jak najlepszych gier, które będziecie wspominać po latach! Branża kwitnie, a obecna generacja nabiera ogromnego rozpędu! Mam nadzieję, że japońskie gry "AAA" zadomowią się na stałę na PS4, bo nie oszukujmy się, ale te segment na PS3 nie dogorywał i zszedł do niszy i kategorii mniejszych budżetowo gier "AA" poza paroma wyjątkami pokroju Ni no Kuni.
Dobra, dobra - nie będę rozpisywał się o wszystkim, bo zamierzam przygotować [lokowanie produktu] drugą część wpisu mojego zesłorocznego rachunku sumienia [koniec lokowania produktu]. W WG skupię się na tym, co najbardziej utkwiło w mojej głowie. Mówią, że Vita śmierdzi, może i śmierdzi, ale to właśnie na niej przyszło mi ogrywać najfajniejszy tytuł mijającego roku - Tytuł, który co prawda dostępny jest również na PS3, ale kto czyta chińskie gry na telewizorze?! No właśnie - NIKT.
Steins;Gate - Visual Novela, która pierwotnie ujrzała światło dzienne w 2009 roku i dopiero teraz doczekała się oficjalnego przetłumaczenia na ludzki język. Nie wiem, czy jest sens powtarzać to, co pisałem już niejednokrotnie i pewnie napiszę znowu w rachunku sumienia. SG oczarowało mnie w takim stopniu, że zaraz po zakończeniu historii i wbiciu platyny, sięgnąłem po gówniany 8-bitowy spin-off będąc w pełni świadomym tego, co mnie czeka (a i tak poziom zażenowania potrafił mnie miejscami zaskoczyć). Obejrzałem też za jednym zamachem lichą (pociętą) adaptację anime oraz film pełnometrażowy. Niezwykle spójna historia trzymajaca się twardo zasad, które sama sobie ustawiła. Sięga gęsto i często po róznojakie zagadnienia z dziedziny fizyki i autentycznych teorii ze świata nauki. Płynnie operuje gagami i licznymi nawiązaniami do rzeczywistej pop-kultury tworząc między innymi z Johna Titora (rzekomego autentycznego podróżnika w czasie) istotny wątek fabularny. Właśnie przez to fabuła o samozwańczym Szalonym Naukowcu, który zakłada z przyjaciółmi amatorskie laboratorium, jest tak rzeczywista i niemalże namacalna! Wyraziste postacie nakreślono w taki sposób, że trudno odeprzeć od siebie wrażenie, iż ta zmyślona historia i bohaterowie naprawdę istnieją w naszym świecie! Nie spotkałem się w życiu z lepszym dziełem poruszającym tematykę podróży w czasie i jedyne, co mi pozostaje to serdecznie polecić ten tytuł każdemu i tryzmać kicuki za to, by Steins;Gate 0 wyszło u nas jak najszybciej.
[gra]Yakuza 5 (PS3)[/gra] - Po trzech latach straciłem już nadzieję. Twórcy wydawali kolejne odsłony w Japonii i przestałem kompletnie liczyć na to, że ktoś sobie przypomni o piątej części. Myliłem się! Fanowskie inicjatywy dały wymierny efekt i tak o to pozwolono poznać mi kolejne przygody jednego z moich ulubionych bohaterów z gier!
Undertale - Gra tak prosta i tak skomplikowana jednocześnie. Urocza i niewinna. Potrafi oczarować niemalże wszystkim. Bez wątpienia jest to jedno z największych pozytywnych zaskoczeń jakie zafundowały mi gry. Nie mam zamiaru kolejny raz pisać tego samego, więc kończę. Na pewno postaram się szybciej podejść do serii Mother, właśnie dzięki tej perełce.
[gra]Bloodborne (PS4)[/gra] - Niesłusznie wspominam o tym tytule. Może klimat ma nieziemski a Yharnam to jedna z lepszych miejscówek, jakie zaprojektowano dla gier. Niestey całość jest ułatwiona i mocno spłycona względem poprzedników - pomimo utraty tej głębi nie oferuje niczego w zamian, a sam trzon rozgrywki to po prostu kopiuj wklej z zmianami zwiększającymi dynamizm i wymuszającymi bardziej ofensynwe podejśćie. Jam jest jednak fanboy Soulsów! Czekam na przecenę dodatku, by ponownie mieć 100% trofeów i spędzić kolejne kilkanadziesiąt godzin na brutalnym mordowaniu i żmudnym zbieraniu krwi! Nie mogę się też oprzeć Dark Souls 3, które kupię sobie w Steelbooku - zostałem zahipnotyzowany i nie myślę racjonalnie. Dawać dusze!
[gra]SOMA (PS4)[/gra] - Cicha perełka. Świetny horror, który zaskoczył mnie najmniej spodziewanym elementem - fabułą. Tak, wciągająća historia to zdecydowanie najmocniejszy element tej gry. Często trafimy na naprawdę trudne tematy moralne, a podamy w wątpliwość istotę naszego człowieczeństwa oraz tego kim właściwie jesteśmy. Cudo. Szkoda, że zagadki były tak proste i było ich tak niewiele, ale cała reszta to majstersztyk.
Nie wspomniałem jeszcze o fantastycznej The Legend of Zelda: Majora's Mask - moja ulubiona odsłona wygląda prześlicznie na ekranie 3DSa. Solidnie poprawiona grafika i nieco przemodelowana rozgrywka, która upłynniła doznania. Uwielbiam symbolikę w tej grze. W to, że w niemal niemy sposób opowiada tragedie wielu mieszkańców. Uważam jednak, że wprowadzono w tym porcie zbyt mało zmian aby traktować go jako typowego przedstawiciela 2015 roku. Podobnie jest z SMT IV, które do Europy trafiło rok temu, ale ja zapoznałem się z tym tytułem dopiero w biężącym roku (przez brak wydania w pudełku). Shin Megami Tensei IV przypomniał mi za co uwielbiałem dawne jRPG. Wspaniały powrót po latach, nieziemski klimat zrujnowanego Tokio i rozdarci moralnie bohaterowie. Turowy system walki utrzymano ponownie w konwencji płaskich "bitmap" o oszczędnej animacji, ale szybko przestało mi to przeszkadzać, bo szukanie słabych punktów nadal jest rajcujące. Gra stała przede wszsystkim historią, która na rozgałęzieniu doprowadziła mnie niemal do szaleństwa - nie mogłem podjąć decyzji, nie było możliwości popełnienia wyboru, który by mnie satysfakcjonował, oddano mi jedynie zło i zło! Kocham gry potrafiące aż tak wpłynąć na gracza.
Ach, marzy mi się powrót tej marki na duże konsole... Godziny spędzone w Superbeat: Xonic liczę już w dziesiątkach. Ten niszowy tytul z Korei na nowo rozpalił we mnie miłość do rytmicznych gier. Nie sądziłem, że twórcom uda się powtórzyć sukces DJMaxa, a jednak dokonali niemożliwego. Uzależniajaca rozgrywka doprawiona solidną ścieżką dźwiękową i systemem, który choć prosty, to posiada pokłady głębi wystarczające na kilkaset godzin szlifowania umiejętności.
W mijającym roku poznałem też Corpse Party: Blood Drive - chociaż całość wzbudza we mnie ambiwalentne odczucia, to jednak uważam, że jest to kawał bardzo przyjemnej historii, która w opisach morderstw nie ma po prostu konkurencji na poletku komercyjnych gier. Her Story - to kolejna perełka indyczego rynku. Pomysł tak prosty i genialny w swojej realizacji, że jestem w szoku iż ktoś wpadł na to dopiero teraz! Siedziałem bite pięć godzin z kartką i długopisem w ręku zapisując kolejne imiona, relacje i poszlaki, na które wpadłem. Dyskutowałem z kumplami, z którymi próbowałem rozwikłać krok po kroku skomplikowane morderstwo, mając do dyspozycji jedynie kilkaset archiwalnych nagrań z przesłuchań podejrzanej kobiety.
Transistor - Gra, która po Xonicu najbardziej zyskała gdy włożyłem słuchawki. Soundtrack tak potężny, że aż mózg mi się rozpływał od samego słuchania melodii i przemierzania sterylnego cyberpunku utrzymanego w izometrycznym rzucie. Jeszcze to przepiękne zakończenie... szkoda, że ta gra była taka krótka i nie mam już co w niej robić. Jednym z największych zaskoczeń okazało się Hatoful Boyfriend - Gra żart i niczego więcej od niej nie oczekiwałem. Przechodziłem kolejne drogi poznając przeszłość i osobowości kolejnych ptasich bohaterów aż tu nagle odblokowałem ostatnią ścieżkę tej historii, która kompletnie zerwała z parodią gier randkowych i dostarczyła mi iście skomplikowaną oraz wciągającą fabułę pełną barwnych bohaterów i zwrotów akcji, których nie potrafiłem przewidzieć. Absurdalne i potwornie dobre, na pewno sięgnę po sequel. Szkoda tylko, że większość nie dostrzeże tego drugiego dna, ale taki już był zamysł samych twórców.
Wróciłem też do No More Heroes 2: Desperate Struggle. Kontynuacja historii Travisa Touchdowna - Otaku, który na aukcji kupuje laserową katanę i postanawia zostać najlepszym zabójcą w mieście. Wszystko po to, by przespać się z niejaką Sylvią Christel. Zwariowany humor, szalone akcje, charyzmatyczni bossowie i powrót ulubionych bohaterów. Jest to jedna z moich ulubionych serii gier i w dalszym ciągu liczę, że doczekam się kiedyś trzeciej części. Skoro jesteśmy przy powrotach, to nie sposób nie wspomnieć o Crashu - niemal za jednym zamachem i posiedzeniu ukończyłem Cortex Strikes Back, Warped, Twinsanity oraz pograłem parę godzin w Wrath of the Cortex i Crash Team Racing. Crash w moim sercu ma specjalne miejsce, o czym pisałem już niejednokrotnie, jest nie tylko częścią mojego dzieciństwa, ale i miał ogromny wpływ na to, w jakie gry obecnie gram! Modlę się, by kiedyś wrócił w glorii i chwale! Ponownie przeszedłem też dwie części serii Legacy of Kain - Soul Reaver oraz Blood Omen. Nosgoth to jedno z najbardziej unikalnych miejsc, jakie gry pozwalają nam zwiedzić. Świat o historii rozciągającej się na przestrzeni tysiącleci. Seria pozwala nam obejrzeć tę krainę w różnych odstępach czasu i poznać wele wydarzeń z różnych punktów odniesienia. Niesamowite dialogi i bohaterowie tak kultowi, że wzbudzają w grającym istny szacunek do swej osoby! Tragiczne postacie walczące z własnym przeznaczeniem i oczywiście masa zwrotów akcji oraz manipulacji biegiem wydarzeń. Właśnie te cechy oczarowały mnie i sprawiły, że dziedzictwa Kaina nie zdołam już nigdy wyrzucić z głowy. Jedną z najmilej wspominanych przeze mnie gier, które przeszedłem w 2015 jest również Bioshock: Infinite - Przepiękna Columbia i ta Elizabeth, która swoim charakterem i mimiką twarzy sprawia, że nie sposób nie darzyć jej sympatią! Ponownie rozpływałem się nad warstwą fabularną, ale nie sposób o niej cokolwiek napisać, by nie psuć frajdy osobom nieobeznanym. Ken Levine dostarczył po prostu arcydzieła i żałuję że tak strasznie późno je poznałem. Jeszcze sposób w jaki Burial at Sea łączy całe uniwersum w całość... to już zasługuje na nagrodę, ach i jeszcze ta muzyka! Istna Poezja! Uzależniłem się również od serii Silent Hill - Origins, Shattered Memories, oryginalna jedynka, dwójka i trójka HD oraz Homecoming. Maraton, który zniszczył mnie psychicznie, ale nie żałuję ani jednej spędzonej minuty i chętnie powtórzyłbym go od nowa, co też kiedyś uczynię. Istny narkotyczny odlot pełen postaci, które często przypominały mi wyobcowanych lunatyków. Muzyka wdzierająca mi się do głowy w połączeniu z pieczołowicie wykonanymi sceneriami wytworzyły koszmarne wspomnienia, które ciężko zapomnieć. Z szaleństwem zmierzyłem się ponownie powracając również do American McGee Alice - po latach wychwyciłem więcej smaczków z dialogów i bardziej doceniłem muzukę, która hipnotyzowała podnosząc i tak wysoki poziom niepokoju i makabry.
Wspomnę jeszcze krótko o dwóch rozczarowaniach z tego roku. Pierwszym bez wątpienia jest [gra]Metal Gear Solid V: The Phantom Pain (PS4)[/gra] - produkcja, na którą narzekałem od chwili ujawnienia i niestety im bliżej premiery, tym bardziej dałem się ogłupić zwiastunom oraz wizji powrotu lubianego Big Bossa. Ostatecznie zamówiłem kolekcjonerkę z protezą głównego bohatera - czego żałuję. MGS V to przeciwieństwo MGS4, którego Kojima stworzył głównie z myślą o fanach, na każdym kroku odnosząc się do poprzedników. MGS V tego nie ma, ta gra jest skonstruowana w sposób, by osoby spoza uniwersum nie czuły się zagubione. Pojawia się przez to sporo nieścisłości i nie mam tutaj na myśli zgrzytów odnośnie pierwszych Metal Gearów, do których okresu zbliża się Ból Fantomowy. Ludzie z reguły narzekają na fabułę, ale chwalą rozgrywkę - nie zgadzam się. Fakt faktem, bawiłem sie dobrze przez 30 godzin, ale potem nastał kryzys i nie potrafię się zmusić, by dokończyć ten tytuł. Właśnie przez rozgrywkę, która najzwyczajniej w świecie ssie jaja. Jest płynniej, szybciej i przyjemniej - brakuje tutaj sztywności z poprzedników, ale wprowadzony otwarty świat kompletnie nie spisuje się w tej produkcji. Drogi do posterunków się dłużą, pełną tu monotonnych misji o tym samym i bez treści, masa zapchajdziur w postaci durnych znajdziek i rozwijania wszystkiego, co się tylko da. To wszystko z biegiem czasu robi się coraz bardziej nużące i męczące. Żałuję, że tak zacna marka się stoczyła do takiego poziomu. W tym roku ukończyłem również [gra]Metal Gear Solid (PS One)[/gra] i utwierdziłem się w przekonaniu, że jest to najlepsza odsłona całej serii (razem z MGS3). Głównie dlatego, że Kojima wiedział czym ma być, była spójna a i fabularnie nie przekombinowana. Miała ciekawych antagonistów, potyczki i niesamowite (jak na tamte czasy) podejście do opowiadania historii.
Drugim zawodem jest Project Zero: Maiden of Black Water. Tutaj jednak nie ma mowy o tym bym żałował zakupu - kupiłbym tę grę ponownie. Problem pojawia się jednak w tym, że zabrakło mi pierdolnięcia, które zafundowały mi poszczególne części Silent Hill. Fabuła jest słaba i mogłoby jej nie być. Kilka miejscówek jest fajnych, ale błądzi się po nich zdecydowanie zbyt często. Duchów też jest niewiele, więc szybko walka ogranicza się do tego samego. Nie było tragedii, ale oczekiwałem znacznie więcej od przedstawiciela tak mocnej marki.
Starczy już tego, ograłem tego zbyt wiele, by wspomnieć o wszystkim, co chcę! Nawet jeśli ograniczę się do takich parozdaniowych i ogólnych opisów jak te powyżej.
Noworoczne postanowienie:
Mam dwa niewielkie postanowienia. Po pierwsze - skupić się w większym stopniu na konsolkach z poza rodziny PlayStation. Szczególnie na Nintendo DS i 3DS - muszę przejść w końcu serię Phoenix Wright i kilka innych perełek czekających zdecydowanie za długo na swoje pięc minut. Chcę ukończyć coś na Xboxie360, bo konsola w końcu mi się zniszczy od kurzu, który regularnie zbiera. Zamierzam też ponownie przejść serię Mass Effect oraz poznać w pełni pierwszego Bioshocka. Pzeczytać całe Higurashi i Umineko... będzie płacz. Po drugie - liczę, że tym razem uda mi się ukończyć więcej jRPGów, które już rok temu miałem wstawić na celownik, ale się nie udało... Postaram się też wrócić, czy też poznać po raz pierwszy wiele kultowych gier z ery PS1/PS2/PSP - mam tutaj głównie na myśli Xenogears, Xenosagę, Devil Summonery, Lucifer's Call, The Lost Odyssey, Parasite Eve, Chrono Cross oraz Vagrant Story, może też jakieś starsze Finale.
I tyle, moim postanowieniem jest po prostu grać! Niekoniecznie więcej. Chcę po prostu utrzymać balans w poznawaniu zaległych tytułów, jak i w zaliczaniu interesujących mnie nowości.
alolita:
Pierwotna wersja tego tekstu była user friendly, tj. wykastrowana ze wszystkich niszowych dziwactw, jakimi otaczałem się w 2015. Jednak po przeczytaniu okazało się to tak nudne jak typowe tematy rozmów wigilijnych i szkoda na to miejsca. I tak jak nadal nie będzie opisów poszczególnych tytułów, tak będzie wiało zgniłą rybą Japonią. Nie twierdzę, że to, co pojawiło się w zastępstwie nie wywoła podobnego odczucia, ale przynajmniej chciało mi się o tym pisać. Zresztą jak to czytacie, to pewnie barszcz wylewa Wam się uszami, a w głowie dudni od kłótni nad opłatkiem i wszystko Wam jedno, bo przewiniecie się przez ten tekst.
Dość długo się nad tym zastanawiałem, ale z której strony bym nie patrzył, to rok 2015 był dla mnie jednym z najlepszych jeśli chodzi o granie. Odpierałem ataki Walkirii, zbierałem Sukomony, zażywałem środki przeciwbólowe, prowadziłem sprawy sądowe, uczyłem się pilotażu TSFami i Deus Machiną, łączyłem telefon z mikrofalówką, słuchałem brzęczenia cykad, wahałem się pomiędzy Ciemną i Jasną stroną Mocy… Analizując tą całą wyliczankę, wygląda jakby była napisana przez kogoś z podstawówki i normalnie dostałbym wrzodów żołądka, zanim dopisałbym do tego swój nick – ale jak teraz wracam myślami do każdego z tych tytułów (i jeszcze paru innych), to twarz mi się cieszy i niczym się nie przejmuję. Jeśli jeszcze się nie domyśliliście, to ogrywałem pozycje tak niszowe, że równie dobrze mógłbym wymyślać tytuły do wyzwania 52 gier i nikt by się nie zorientował. Jasne, że połowa z nich polegała albo całkowicie, albo w przeważającej mierze na czytaniu i puryści nigdy nie zaakceptują ich jako gier. Jasne, że trafiały się indyki i jakieś starocia (ba, znowu kupiłem PSP), z którymi zostałbym zmiażdżony przez Werbalnie Aktywną Mniejszość. Tylko, że mówiąc szczerze, mam to w dupie. Takiej chęci, by odpalić jakiś tytul, nie miałem już dawno.
Tak naprawdę przez cały rok miałem tylko dwa zgrzyty. Pierwszym było moje wypalenie się, jeśli chodzi o jRPGi. Nudząc się niemiłosiernie, dotoczyłem się do drugiej płyty w [gra]Final Fantasy IX (PS One)[/gra], by w końcu się poddać. Ani fabuła, ani postacie mnie nie przekonały i wygląda na to, że po pięciu latach od początku przygody z serią i gatunkiem osiągnąłem swój limit. Może to wychodzi moja cRPGowa przeszłość, może napchawszy sobie głowę czytankami stałem się wybredniejszy – nie wiem. Faktem jest, że jedynymi japońskimi roleplejami, w jakie ostatnio grałem z zainteresowaniem są Neptunie, a to dobrze o mnie nie świadczy. Drugim jest trzydees, którego miałem kupić z pół roku temu i w ogóle o ja Cię, ale będzie fajnie! Jednak skoro jRPGi odpadły, a ja coraz więcej czasu spędzam przed komputerem, to gdzieś to wszystko się przeciągnęło, zapomniało i cóż – bywa. Za to na DSie nadal czasem gram.
Poprzez to zakopanie się w swoim małym światku straciłem już na dobre kontakt z mainstreamem i ilekroć nieznane prądy cyberprzestrzeni wyrywały mnie z kółka czytelniczego, dziwiłem się niepomiernie. Ilość graczy, którzy w gry grać nie lubią, za to klatki i piksele mogliby liczyć o każdej porze, strasznie mnie dziwiła. Może to znak czasów, a ja zbyt daleko odjechałem swoim bocznym torem? Podobnie ma się sprawa z patchami, DLC i tym podobnymi sprawami i nawet nie chodzi mi o sam ich fakt i to czy są „moralnie dobre” (nie, nie wiem co to znaczy), czy to „największekurwazłodziejstwo”. Po prostu stwierdzenia, że „przejadą się na takich zagrywkach”, gdy rzeczone zagrywki trwają od kilku dobrych lat, chyba trochę rozmijają się z rzeczywistością. Nie twierdzę, że nie jest to problemem – ba, być może doczekamy momentu, gdy branża dojdzie do ściany i to wszystko pierdyknie. Jednak czasami chyba warto zluzować, bo jak cały czas się krzyczy, że wszystko jest złe, to gdzieś w tym szumie przestaje się rozróżniać co jest mniej ważne, a co bardziej.
Nie piszę tego jednak by krytykować majnstrim i uszlachetniać swoje chińskie pornogierki czy inne indory. Bo również czytanki miały swoje problemy, jak choćby plaga Kickstarterów, ale to nie miejsce na to. Przede wszystkim jednak wszędzie czytałem/słyszałem, że 2015 był jednym z najlepszych lat również dla gier AAA – nie idealnym, ale do pozycji z którego będzie się jeszcze długo wracać. Jeśli tak czujecie, to super dla Was, naprawdę. Nie mogę tego oczywiście zweryfikować, więc może daję się nabierać „sprzedajnym mediom” i bandzie kretynów, którzy wszystko łykną” – może. Jednak zawsze wydawało mi się, że w graniu chodzi o radość z niego, niezależnie czy ma być to jedna i ta sama FIFA przez cały rok, 8bitowy indyk (Undertale jest na wyprzedaży!), moeblobowa Neptunia czy historia Wiedźmaka. Także jak ktoś jednak lubi to granie, to piona. Tylko nie wychylajcie się z tym w Internecie, bo to jednak wstyd trochę.
Ło matko, jeszcze jakieś oczekiwania na 2016 mam pisać?! Urgh… czego ja mam oczekiwać? To może zacznę od gier, które gdzieś orbitują w polu moich zainteresowań, a które wyjdą na obecną generację …kiedyś. Za to na końcu będzie bardziej osobiste uzewnętrznianie się, co by łatwiej było ominąć.
Gdzieś na początku roku ma wyjść Nitroplus Blasterz i choć w bijatyki ssę mocniej niż występujące w grze bohaterki, to gra pozostaje w sferze moich zainteresowań. Jednak przynajmniej przyjrzę się, czy fabule bliżej do VNów, czy też będzie to zwykłe „przyszłam tutaj, teraz Cię zabiję”. Pewnie do premiery nie ogarnę, jakim cudem produkt skierowany do fanów czytanek od Nitro+ doczekał się zachodniego wydania, gdy tego samego nie można powiedzieć o większości tytułów, z których czerpie. Pewnie nie przyspieszy to tłumaczenia następnych tytułów, bo JAST, ale zawsze można mieć nadzieję.
Później ma chyba wyjść [gra]Persona 5 (PS4)[/gra]… a nie, właśnie zobaczyłem, że przesunięte do 2016. Tak jak pisałem o zmęczeniu jRPGami, tak ten tytuł wciąż mnie interesuje – choć większa w tym zasługa " target="_blank">Busta Rhymesa, niż samej gry. Może nie zapomnę.
Jak już jesteśmy przy przesuwaniu, to również nowy [gra]Deus Ex: Rozłam Ludzkości (PS4)[/gra] wylądował w sierpniu. I choć zapał trochę opadł, to wciąż mam nadzieję, że będzie to tytuł, który zmieni status PS4 z „kiedyś, nie wiem, raczej tak” na „terazterazteraz!!!!11”. W końcu Bunt Ludzkości pozostaje w mojej ścisłej czołówce poprzedniej generacji, więc jeśli coś ma szansę to powtórzyć, to właśnie o tym piszę. Martwią mnie tylko fikołki pokroju skasowanej (na szczęście) akcji z preorderami. Desu Desu Ex potrzebuje jakiejś pseudointeligenckiej akcji viralowej jak przy poprzedniej odsłonie, a nie taniego kupczenia cyfrowymi dodatkami czy obietnicą szybszej premiery.
No i jest oczywiście [gra]NieR Automata (PS4)[/gra]. Chyba czytelnicy tego cyklu wiedzą o co chodzi, a jeśli nie, to przytoczę anegdotkę – na początku tego roku, gdy skończyłem NieRa, chciałem napisać jego recenzję. Próbowałem i próbowałem, a nie mogłem. Dlaczego? Otóż zamiast własnej opinii, kończyłem odtwarzając któryś z tekstów, jakimi indoktrynował nas taki jeden. Bleh.
A skoro już jest tak niesmacznie, to nadal nie ograłem Danganronpy, która od ponad roku czeka na swoją kolej. Nie wypowiem się więc o Danganronpie V3, za to ponarzekać na Zero Time Dilemma, czyli trzecią odsłonę Zero Escape, już mogę. Nie dlatego, że sama gra dała powody do niepokoju, jednak w tym roku skończyłem poprzednią serię gier Uchikoshiego (twórcy ZE), Infinity i miałem do nich sporo zarzutów. Nie wdając się w szczegóły – recykling, jaki zachodzi między starszymi a nowszymi grami! Jedna sprawa to posiadanie ulubionych motywów czy „myków fabularnych”, a inna to stosowanie identycznych rozwiązań w bardzo podobnych sytuacjach. Teraz boję się, że całą fabułę Dylematu Braku Czasu odgadnę gdzieś w połowie. Dobrą informacją powinno być to, że seria Zero Escape ma przynajmniej lepsze tempo prowadzenia fabuły. Powinno być, bo zła informacja jest taka, że w starszych grach fabuła na koniec wywalała się dość boleśnie na pysk. Pozostaje więc trzymać kciuki, by kilkuletnia przygoda nie skończyła się płynnie poprowadzonym krachem.
No i to tyle od nas! Trochę się tego nazbierało. Miało być normalnie, nie było - cóż możemy poradzić? Tak czy siak, życzymy Wam wesołych świąt, wesołego karpia i wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku. Teraz spamujta o ile macie chęć i czas. My znikamy. Zostawiamy po sobie to coś.