Weekendowe granie #29

BLOG
953V
kalwa | 09.08.2014, 01:18
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Jak miło napisać kolejny odcinek. Szkoda tylko, że demony pracy tak bardzo mnie zmęczyły. Przez to będę pewnie trochę rzucał się podczas grania – jak kiedyś gdy skręcałem w Gran Turismo albo innym Raymanie 2. Nieważne. Witam ponownie, ja też za Wami tęskniłem! Weekend trwa już w najlepsze, dlatego zaczynamy kolejne WG.

Hm, Basen Śmierci (śmierdzi?), tudzież Spajdermen już sobie poszedł. Ponoć ostatni raz widziano go gdzieś na tle białej ściany gdy zmierzał uratować Mery Dżejn. Śmigał sobie na tych swoich pajęczynach niczym Tarzan, ale ponoć wszystko z nim dobrze. Lepsze to niż błyskawice. Strzeżcie się jego spojrzenia.


 


No i tradycyjnie. Będę marudził Wam w co grałem i będę grać w najbliższym czasie. Ostatnio byłem sobie w górach, ale jak pisałem w komentarzu pod wpisem Trzynastu Śmiesznych nawet tam wziąłem ze sobą sprzęt do grania. Był to Nintendo DS (stęskniłem się za grami na tą kieszonsolkę, chyba niebawem do niej wrócę) oraz PlayStation 2. Wyszło na to, że w drodze do Zakopanego nie ruszyłem przenośnej konsoli, a dopiero w drodze powrotnej kiedy to grałem w Dragon Quest IX: Sentinels of the Starry Skies. Naprawdę świetna gra, ale raczej zostawię ją sobie na później. Bez dostępu do internetu ciężko mi się grało, bo znalezienie potrzebnych składników do kociołka alchemicznego czy samodzielne wykonanie jakiegoś zadania pobocznego to dla mnie spore wyzwanie wymagające czasu, więc na razie wymiękam. W przerwach od łażenia po Białym Dunajcu czy Krupówkach albo jeszcze innych górach, grałem sobie w Drakengard. Gra staje się coraz lepsza oferując naprawdę ciekawą fabułę. Może nie tak szokującą i wpływającą na emocje jak w moim ukochanym Nier, ale bardzo satysfakcjonującą. Zastanawia mnie tylko jak prezentowałaby się nieocenzurowana treść. Co do rozgrywki to z tym już jest kiepsko. Najgorsze walki naziemne – niby inspirowane Dynasty Warriors, ale ja tam nie wiem bo w żadną odsłonę nie grałem. Tym gorzej jest gdy mam słabą broń i uderzam przeciwników nie zadając im zbyt dużo obrażeń. A ciosów zadaję tyle, że dłonie zaczynają mnie świerzbić, nogi nerwowo latać na boki, a ja sam staję się wściekły i niemal rzucam padem o ścianę. Lepiej jest z misjami w których możemy lub przymusowo latamy na smoku – to jest już inspirowane serią Ace Combat. Nie za bardzo podoba mi się muzyka, która opiera się na powtarzaniu krótkich dźwięków. Często brzmi jakby się zacinała i nieraz zastanawiałem się czy to nie wadliwa płyta albo niedomagający laser w PS2. Niestety nie, muzyka taka po prostu jest. Tak czy siak, nie mogę doczekać się zakończenia a te najwidoczniej już blisko. Plany na weekend to ukończenie misji, z którą kilka razy bardzo się męczyłem. Najgorzej było jak zginąłem po 30 minutowej walce z ciągle napierającymi przeciwnikami strzelającymi na odległość – nie byłoby to takie denerwujące, gdyby ich czary dało się jakoś fajnie omijać i bez problemu do nich dotrzeć, by wbić im miecz w te szatańskie oczęta. Niestety, trafią mnie kilka razy zanim do nich dobiegnę. Ech...


 


Poza tym ciągle bawię się w Tales of Xillia, które z czasem jest coraz lepsze. Ciekawi mnie jak prezentuje się fabuła od strony Jude’a. Bardzo podoba mi się system gry i walki nastawione na akcję, które w jakiś sposób lepiej się sprawdzają niż te z Valkyrie Profile 2: Silmeria. Może dlatego, że w ToX nie ma żadnych tur – wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym. Szkoda tylko, że walka z większością przeciwników (nawet z bossami) nie wymaga raczej żadnej taktyki – ot, dobranie odpowiednich umiejętności, uzupełnienie zapasów i możemy walczyć. Przez grę idzie się bez większych problemów, postacie ulepszają się na bieżąco, nie trzeba więc biegać za potworami i z nimi walczyć. Z jednej strony na plus, bo gdy fabuła wciąga to nie chce się tłuc przypadkowych maszkar, ale z drugiej na minus bo przez to gra nie jest wymagająca – fakt, zdarzyło mi się zginąć dwa razy podczas walki z bossem, ale była to kwestia tego, że nie używałem żadnych umiejętności zdobytych poprzez zapalanie kolejnych kul na tej pajęczynie. Dodatkowo, gdy zginąłem to nawet nie musiałem zaczynać od ostatniego zapisu – gra pozwala na zresetowanie samej walki z bossem. Podoba mi się muzyka, ale mimo iż jest to Motoi Sakuraba to nie wypada tak świetnie jak w Star Ocean czy wspomnianej wcześniej opowieści o walkiriach. Wciąż jednak jest to wysoki poziom i moje ucho bardzo się cieszy. Szczególnie, że motyw przewodni walki nie nudzi się mimo częstego słuchania – w przeciwieństwie do takiego z Dragon Quest VIII.





Ostatnio ukończyłem bardzo przyjemne Vanquish. W sumie odpaliłem sobie z ciekawości, ale szybko mnie porwało i dało sporo frajdy. Najbardziej podoba mi się to, że gra nie udaje czegoś czym nie jest. To bardzo szybka i dynamiczna strzelanka TPP i nie ma w niej niczego co mogłoby ten obraz zaburzyć. W grze jest zaledwie kilka (dwa, trzy) spokojnych momentów, a tak przez większość czasu jesteśmy zasypywani gradem pocisków. Z jednej strony ostrzeliwuje nas horda androidów, z drugiej wali się ogromny budynek a jeszcze gdzieś dalej wielki robot strzela do nas rakietami. Turboślizg to rzecz naprawdę boska, nigdy nie widziałem czegoś podobnego – wrażenie tym lepsze, że niesamowicie przyspiesza to rozgrywkę. Dzięki temu gra jest jeszcze bardziej efektowna. Do tego dochodzi jeszcze naprawdę cudny voice acting – szczególnie głos Sama oraz Burnsa (w sumie dwóch głównych postaci). Uwielbiałem słuchać ich docinek oraz wrzasków. Dodajmy jeszcze epicką scenę walki z tym całym antagonistą oraz mocne zakończenie (z furtką do drugiej części) i mamy naprawdę przyjemną grę. Lekko zawiodła mnie muzyka, miałem wrażenie że jest zbyt spokojna jak na takie akcje. Zabrakło szybszych utworów.





W sumie tyle na temat gier. Zacząłem jeszcze Crysis, ale gra nie charakteryzuje się niczym szczególnym poza naprawdę przepiękną grafiką. Fabuła zapowiada się słabo, ale w to nie gra się dla fabuły, wiem. Tyle że rozgrywka też jakoś nie wciąga. Idziemy przez tą dżunglę, kosimy kolejnych przeciwników… Nic odkrywczego. Pogram maksymalnie godzinkę i zmieniam na coś innego. Może z czasem się rozkręci, to zaledwie początek, ale nie zachwyca. Sama grafika zdecydowanie mi nie wystarczy. Ten świat kojarzący mi się z pierwszym Far Cry też jakoś do mnie nie przemawia. Ale będę grał dalej, bo jak już coś zaczynam to kończę.





LITERATURA
Skończyłem czytać Czerwoną Maskę Grahama Mastertona. Albo jest to jedna z najsłabszych jego książek, albo ja mam już dość tego gatunku. Naprawdę, opowieść o narysowanym człowieku który ożywa i bezkarnie kroi całe miasto samymi nożami to żałosny pomysł rodem z bajki jakie opowiada się dzieciom by je postraszyć. To znaczy, sam bym tego nie opowiedział żadnemu dziecku, ale chodzi mi ogólnie o to, że poziom całości jest bardzo niski, postacie zaś naiwne i głupie, a tytułowa postać (gość o czerwonej twarzy przypominającej maskę) raczej śmieszna. Powinna przecież wzbudzać respekt, a szlachtowane ofiary litość. Jeden śmieszy, drudzy irytują. Nawet jakbym chciał to nie potrafię przypomnieć sobie fajnego fragmentu. Pamiętam jednak inne teksty tego autora, które o wiele lepiej się prezentowały. Świetne Tengu, opowiadanie o zakochanej parze i ich kotku (naprawdę obrzydliwe) czy inne opowiadanie o chłopaku który zaczął na zjadaniu robali by skończyć na ludziach. Wallhalla, podczas czytania której czułem autentyczny niepokój. Zastanawia mnie jakbym dzisiaj zareagował na te książki. Odpoczywam więc od gatunku i powracam do czegoś mi znanego. Przymierzam się do filmu Hobbit toteż zacząłem przypominać sobie literackie dzieło Tolkiena o tym samym tytule. Kurcze, ależ to przyjemne! Czyta się naprawdę super, ale w sumie nie do końca pasuje mi bezpośrednie zwracanie się do czytelnika. Jakoś tutaj mi to nie pasuje, ale Hobbit ma taki charakter bajki dla dzieci, w przeciwieństwie do Władcy Pierścieni który brzmi jak powieść historyczna. Ogólnie zastanawia mnie jak taką krótką powieść można rozłożyć na trzy części filmu. Co ten Jackson z wytwórnią nawymyślał? Btw, uwielbiam ilustracje Alana Lee, którymi przyozdobione jest wydanie książki, którą posiadam. Czeka jeszcze na mnie komiks, ciekawe jak się prezentuje.





FILMY
Tutaj bez szału, praktycznie nic nie oglądam. Sporadycznie zwrócę się w stronę serialu Dexter, którego sezon szósty mimo iż porusza ciekawą tematykę wydaje się być bardzo przewidywalny i bez wyrazu. Jakieś to wszystko jest coraz bardziej śmieszne i naciągane. Dexter biega w kółko, wszystkich zabija i szuka bratniej duszy. Z drugiej strony apokalipsa oraz problemy jego bliskich. Taka trochę telenowela. Ale jak już zacząłem to dokończę, szkoda tylko że serial tak stracił na jakości. Albo to ja marudzę jak stary dziad zamiast się cieszyć razem z Dexterem. Wprawdzie są dobre czy nawet świetne momenty, ale jako całość szału nie robi. I coraz wyraźniej widzę konstrukcję serialu. Nie wiem czy taka była od początku, ale teraz widzę że na sezon brane jest dane zagadnienie, wokół którego wszystko (dosłownie) się kręci. Tak jak wcześniej powiedzmy poruszali temat odpowiedniego kamuflażu (choć w sumie to cały pomysł na film – teraz trudno mi przywołać jakiś przykład), tak teraz poruszają temat religii, wiary w Boga i tak dalej. Mam wrażenie, że wcześniej Dexter nikogo wierzącego nie spotykał. A tu na dzień dobry, w pierwszym odcinku mamy szkołę katolicką dla jego syna. Potem były morderca który się nawrócił i głosi ewangelię. Potem jeszcze fanatyk religijny. Jakby nie można było rozłożyć tego na cały serial, żeby nie znudzić się tematem zanim zostanie wyczerpany. Bo ja już mam dość słuchania ciągle tego samego.





MUZYKA
Co do muzyki to oczywiście króluje Die Antwoord, ale ze spamem na ich temat poczekam do czasu jak wrócę z koncertu. Dodatkowo, na YouTube wciąż są tylko przyspieszone wersje, których słuchać nie polecam. Nic to, jeszcze odkryję jak Was tutaj zasypać ich twórczością, poza tym niedługo powstanie nowy teledysk, więc szykujcie się. Lekko zmieniając kierunek powiem, że ostatnio przez przypadek natrafiłem na nową piosenkę SlipKnoT. Wiedziałem że szykują nowy album, ale świeżutki utwór bardzo mnie zaskoczył, tym bardziej że brzmi w sumie pięknie, lepiej niż się spodziewałem. To taki powrót do korzeni, do ich pierwszego albumu, mimo iż zapowiadają album jako połączenie drugiego z trzecim. Ja tam słyszę tylko pierwszy, pewnie się nie znają i ja sam lepiej wiem co chcieli stworzyć. Nie przynudzam już, daję link a Wy słuchacie.



Oprócz tego najwięcej słucham ostatnio Lily Allen i jej najnowszego albumu pod tytułem Sheezus. Niestety, poprzedniemu nawet do pięt nie dorasta, ale ma kilka pięknych piosenek. Zaprezentuję jedną z nich, która kojarzy mi się z Depeche Mode, szczególnie jeden fragment. A DM bardzo lubię, toteż skojarzenie jak najbardziej przyzwoite.



Reszta piosenek pochodzi z poprzedniego albumu It’s not me, it’s you. Naprawdę świetny, a jego piosenki kojarzą mi się z moim ulubionym filmem o miłości. Mowa o 500 Dniach Miłości i moim zdaniem piosenki Lily Allen bardzo fajnie wpasowałyby się w tematykę i nastrój filmu – ale oczywiście nie wszystkie. Ech, chyba sobie jeszcze raz obejrzę ten film, posłucham albumu a potem jeszcze włączę genialną Amelię. Szkoda czasu na ględzenie, posłuchajmy.







Oprócz tego polecam jeszcze w pełni darmowy album zacnego projektu (chyba solowego) z Rosji (z tego co się orientuję). Przed Wami Soaring Man. Tylko siedem utworków, ale bardzo przyjemnych. Muzyka to jakiś rodzaj ambientu, lekko mroczny, raczej melancholijny i inspirowany (jak nieraz słychać) muzyką z Silent Hill 2. Pobrać można tutaj.

http://www.lastfm.pl/music/Soaring+man/Self+Diving+EP

W sumie innych albumów jeszcze nie słuchałem, ale zamierzam to nadrobić.

Tyle starczy na dzisiaj. Znikam, a Was zapraszam do dzielenia się tym w co gracie i zamierzacie lub graliście. Muzyka mile widziana, podobnie jak rekomendacje wszelkich innych gałęzi sztuki/rozrywki (ojoj, taki elegancki i poważny sztuki słucha). Dziękuję za uwagę i pozdrawiam Was serdecznie. Życzę miłego wypoczynku oraz zapraszam do spamowania.

Oceń bloga:
0

Komentarze (30)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper