Halo 5: Guardians - Hunt The Game Director!

BLOG RECENZJA GRY
696V
Halo 5: Guardians - Hunt The Game Director!
Sevchenko_kz3 | 11.11.2015, 00:44
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Dzisiaj przygotowałem dla Was recenzję Halo 5: Guardians. Tytuł zebrał już dość sporo mieszanych opinii, więc postanowiłem przygotować dla Was tekst, który mam nadzieję, odpowie na wszystkie wasze pytania dotyczące tego tytułu i ułatwi podjęcie decyzji dotyczącej kupna. Zapraszam więc do rozwinięcia!

 Fabularna Klapa

Fabuła Halo 5 jest niestety najprostsza ze wszystkich dotychczas wydanych odsłon. Master Chief (John 117) zostaje oskarżony o atak na ambasadę, w którego trakcie miał zabić 19 cywilów oraz samego ambasadora. Został oskarżony na podstawie krótkiego nagrania z monitoringu, które tylko przez chwilę ujawnia jego sylwetkę. Przeciwko niemu stoi również fakt, że wraz ze swoim oddziałem zwanym Blue Team zaczął działać na własną rękę. Ekipę Niebieskich można określić mianem jego rodziny, ponieważ żaden oddział UNSC nie brał udziału w tylu akcjach co oni, łatwo więc wywnioskować, że ufają sobie bezgranicznie i wspólnie są w stanie skoczyć nawet w ogień. W skład tej drużyny wchodzą żołnierze II generacji Spartan będący perfekcyjnymi wojownikami stworzonymi z niewinnych dzieci, które poddano wielu strasznym zabiegom, więc tym bardziej jest to coś ciekawego - to tak w ramach przypomnienia, bo możliwe, że recenzję tą czyta ktoś mało obeznany z serią.

Czy Blue Team zdezerterował?

Tego nie wiadomo. Dlatego też powołano do jego ścigania zespół zwany Fire Team Osiris, w którego skład wchodzi m.in Captain Jameson Locke oraz Buck, którego wielu może znać z np. Halo 3: ODST. Członkowie Osiris'u również są spartanami, tyle że IV generacji, czyli są wojskowymi, którzy zasłużyli na odpowiednie modyfikacje pozwalające stać się im żołnierzami takimi jak Master Chief. Bez wycinania części mózgu, pozbawiania wielu emocji bądź wyrzutów sumienia tak jak w przypadku II generacji. Procesy ulepszające w nowszych generacjach odbywają się już w sposób 'humanitarny', żołnierze objęci ulepszeniami pozostają tymi samymi osobami co przed ich dokonaniem. Fire Team doskonale wie, że jeśli wiadomość o ich zadaniu wyjdzie na światło dzienne, zostaną znienawidzeni przez ludzkość, bo w końcu Master Chief jest jej bohaterem. Mimo to podejmują się zadania, bo wiedzą, że tylko oni są w stanie go złapać i zaprowadzić na przesłuchanie lub w ostateczności  - zabić. 

W trakcie gry John spotka się również z Cortaną która miała przestać istnieć w pewnym tajemniczym miejscu. Dowie się od niej, że 'coś' nadchodzi oraz otrzyma wskazówkę, gdzie może ją odnaleźć. Wątek ten, wątek Cortany jest motywem przewodnim najnowszego Halo i niestety mocno zawodzi. W grze brakuje jakichś mocnych zawirowań fabularnych lub po prostu większej ilości ciekawych wątków, by pobić wcześniejsze odsłony serii lub stać się tą najlepszą ze wszystkich. Tutaj mamy jedynie wspomnianą pogoń czerwonych za Master Chiefem, która jest po prostu nudna oraz pogoń niebieskich za Cortaną, która wraz z postępem w grze zacznie nas dobijać swoim tak wielkim fabularnym oklepaniem, że aż fanom Halo, jak i ogólnie fanom strzelanek zaczną zgrzytać zęby. Nie dziwię się największym fanom, że zaczęli wylewać swoje żale na wszelakich forach, bo jest to jak najbardziej uzasadnione - chyba nikt nie spodziewał się aż tak słabej fabuły po nowej misji Master Chief'a.

Hunt The Truth 'aka Kiss My Ass

Warto również zaznaczyć, że hasło Hunt The Truth, które pojawiało się w każdym zwiastunie gry nie ma właściwie żadnego odzwierciedlenia w grze, jest to wątek najmniej istotny, właściwie nieistniejący - w jednym momencie dowiemy się wprost, że Chief nie zdezerterował i tyle, koniec tematu, nic więcej np. o ataku na ambasadę się nie dowiemy. Nie wiem jak inni gracze, ale ja po ograniu kampanii poczułem się nieźle oszukany i zawiedziony tym, co zaserwowało mi 343 Industries. Spodziewałem się czegoś niesamowitego, przebijającego cały dorobek Bungie, a dostałem w twarz jakimiś ochłapami, nie na takie coś czekałem. Halo 5 kończy się również w takim momencie, że osoby mało odporne na 'koniec przy rozkręceniu' będą chciały rozwalić płytę z grą. Nowa odsłona Halo powinna nie mieć cyfry w tytule, a jedynie jakiś podtytuł związany z Cortaną, bo jako nowa pełnoprawna część pod względem fabularnym zawodzi po całości. Widać, że 343 industries tak rozpisało sobie historię, że jak dobrze pójdzie to cała epickość, z której słynie seria i ciekawsze wątki zostaną nam zaserwowane w Halo 6, a może i nawet później skoro z tego co mówili, mają rozpisaną fabułę na kilka następnych części. Mam nadzieję, że w kolejnej cyfrowanej odsłonie zostaniemy wgnieceni w fotel, dostaniemy po prostu kopa w twarz, bo jeśli tak się nie stanie, to będzie można oficjalnie stwierdzić, że 343 Industries spłyciło kampanię, historię oraz całą serię Halo.

Nowości wszędzie

Pod względem rozgrywki na szczęście mamy tutaj do czynienia ze starym dobrym Halo, w najlepszej życiowej formie. 343 Industries zaryzykowało i postanowiło odświeżyć nieco serię, co wyszło jej tylko i wyłącznie na dobre. Jeśli chodzi o nowości, to w Halo 5 teraz z każda z postaci posiada kilka umiejętności, które dość mocno wpływają na rozgrywkę. Mamy m.in szybkie uniki na boki przypominające te z Call Of Duty Advanced Warfare, zatrzymanie w locie przy namierzaniu dające nam sporo nowych możliwości w trakcie walki, mocne uderzenie z powietrza, które nie raz okaże się naprawdę przydatne (np w dominacji, gdy wróg przejmuję nasz punkt) oraz wślizg, po którym nasza postać kuca, przez co możemy zdezorientować przeciwnika. Sporą zmianą jest również dodanie celowników do każdej broni, czego wcześniej nie było. Klasyczne strzelanie z biodra nadal się tutaj bardzo dobrze sprawdza, jednak przez to, że pojawiły się przyrządy celownicze, nie zawsze możemy grać w Halo 5 tak, jak w poprzednie odsłony, bo gdy ktoś zacznie nam celować w głowę, próba zabicia go z biodra nie będzie zbytnio skuteczna. Dodano również możliwość wskazywania naszym komputerowym kompanom celu, którym mają się w danym momencie zająć. Marny z tego pożytek, bo po jego wskazaniu wszyscy towarzysze zaczynają biec na złamanie karku w wybranego przez nas przeciwnika, zamiast po prostu ostrzeliwać go z odległości bądź zza osłony, co często doprowadza do ich szybkiego polegnięcia. Najbardziej ze wszystkich 3 postaci pomaga nam spartan ze snajperką, który często zabija jednym strzałem, gdy w tym czasie pozostali sobie pyrkają od niechcenia. AI komputerowych członków drużyny niestety kuleje niesamowicie i nie raz dadzą nam do zrozumienia, że ten aspekt po prostu został olany przez 343. Denerwuje on tym bardziej, gdy próbujemy przejść grę na najwyższym poziomie trudności w pojedynkę. Kompani często nie chcą nas podnosić, gdy my jesteśmy już bliscy śmierci, a leżymy obok nich, a na dodatek właśnie lecą w wybrany cel bez zastanowienia. Da się to jakoś przeżyć, ale w połączeniu z marną fabułą możemy odczuć frustrację w trakcie singlowego ogrywania tytułu.

Zmiany, które wprowadzono w Halo 5 powoli zaczęły się pojawiać już w Halo 4, to fakt, ale dopiero teraz otrzymujemy całą pulę zmian, którą jak widać planowało nas zaskoczyć 343 Industries, gdy zobaczą, że kilka nowości z czwartej części dobrze się przyjęło. Jakby na to nie patrzeć, wszystkie te zmiany można dla serii Halo uznać za naprawdę spore i nie jeden fan poprzednich odsłon może się zdziwić tym, co zastanie po odpaleniu nowej odsłony. Według mnie nie są one w żadnym przypadku złe lub psujące rozgrywkową miodność Halo. Dzięki nim seria zaczerpnęła świeżego powietrza, złapała wiatr w żagle. Jest jeszcze szybciej niż w poprzednich częściach i jeszcze bardziej zacięcie. Walki, w których weźmiemy udział są czystą epickością i sprawdzianem naszych bojowo arcade'owych umiejętności. Poza walką na lądzie, zawalczymy również w powietrzu jak to w Halo bywa za pomocą Banshee lub całkowicie nowego statku. Na nudę w trakcie gry na pewno nie będziemy mogli narzekać, bo jeśli chodzi o strzelanie i zadymę, to Halo 5 nie zawodzi ani trochę, pod tym względem po prostu mamy do czynienia z Halo które (prawie) wszyscy znają i kochają. 

 

Różnorodność i rozwałka totalna

Nowej odsłonie nie można również zarzucić braku różnorodności pola bitew. Liczba planet, które odwiedzimy, zamyka się w trzech co wydaję się dość małą liczbą, jednak bez obaw, taka ilość w zupełności tutaj wystarcza, bo każda z odwiedzonych lokacji jest inna. Praktycznie co misję zostaniemy wrzuceni na jakiś nowy teren lub będziemy musieli walczyć w trochę inny sposób niż w tej poprzedniej. Przez dość częste przeskoki w rodzajach wrogów i w ich ilości bieganie w stylu 'urra najlepiej sobie odpuścić, bo można nieźle się przez nie nie raz nadziać. Cała kampania wypełniona jest zaciętymi walkami z wieloma napierającymi zastępami wrogów, przez co nawet często nie będziemy mieli czasu się zatrzymać i popodziwiać pięknych widoków (których będzie naprawdę sporo) lub zwrócić uwagi na to, gdzie w ogóle walczymy, bo często aż za dużo się dzieje - wojna totalna. Warto jednak po skończonej bitwie zatrzymać się na chwilę i zwiedzić daną lokację, by znaleźć przeróżne znajdźki opowiadające nam o jakimś wydarzeniu, które wydarzyło się w danym miejscu, bądź uzupełniające naszą wiedzę w zakresie obecnie wykonywanej przez nas misji.

Podczas gry zawalczymy również przy boku starego znajomego - Arbitra, co jest według mnie jednym z przyjemniejszych momentów w kampanii dla fanów poprzednich części Halo. Szczerze mówiąc, odkąd pamiętam seria ta kojarzyła mi się z niesamowicie satysfakcjonującą arcade'ową rozgrywką, która przede wszystkim skupia się na frajdzie płynącej z rozwalania hord obcych, a nie z wielowątkową, spójną i bardzo ciekawą fabułą (a taka się okazała jak zacząłem się nią bardziej interesować). Jeśli pominiemy wspomnianą na początku fabularną  klapę nowej odsłony, a skupimy się na rozwałce, z której słynie Halo, dostaniemy naprawdę świetną i wciągającą kampanię, ale właśnie tylko wtedy gdy zapomnimy o scenariuszu. Dawno nie złapałem się na tym, że kampanie w jakiejś grze przeszedłem w dwa dni, a tutaj tak właśnie się stało. W trakcie gry ani razu nie czułem znużenia, cały czas chciałem przeć do przodu, bo czyszczenie lokacji sprawiało mi naprawdę wielką radochę i dawno mi się tak dobrze nie ubijało komputerowych wrogów. 

Czaszki i uzbrojenie

W kampanii znalazło się również miejsce dla kultowych już znajdźko-czaszek, które drastycznie mogą nam utrudnić zabawę. Znajdzki te są z serią z tego, co pamiętam od samego początku i głównie przeznaczone są dla prawdziwych wymiataczy. Jeśli ograsz Halo 5 na legendarnym poziomie trudności i jeszcze mało sobie napsujesz krwi, będziesz chciał więcej, to czaszki te będą właśnie dla Ciebie. Każda z nich odpowiada za inne utrudnienie - a to większa ilość życia wrogów, a to wzmożona ich agresja lub zwiększone obrażenia i jeszcze kilka innych. Jak ktoś sobie życzy to może sobie nawet odpalić kilka na raz i właściwie nie mieć szans na utrzymanie się na polu bitwy dłużej niż 10 sekund. Dopiero w trakcie gry z czaszkami możemy się przekonać czy jesteśmy już prawdziwymi wymiataczami Halo i możemy mianować się Polskim Master Chief'em. Jeśli ktoś lubi mocno utrudniać sobie w grach życie, to będzie z tego dodatku naprawdę zadowolony, a jeśli uda mu się zebrać 3 kumpli do fire'teamu to już w ogóle nic tylko grać i grać i pokazywać wszystkim obcym kto tu rządzi.

Natomiast jeśli chodzi o ilość narzędzi mordu w kampanii, z którymi przyjdzie nam poszaleć, to mogę śmiało napisać, że każdy będzie usatysfakcjonowany. Poza klasycznym karabinem oraz pistoletem będziemy mieli do naszej dyspozycji : dwa rodzaje małych pistoletów, wyrzutnie rakiet i bomb, jedną trzy-strzałówkę, dwa rodzaje karabinów snajperskich, dwa rodzaje shotgunów, kilka rodzai szybkich maszynówek, kilka jednostrzałówek oraz trzy działka, które będziemy mogli odczepić z ich stanowisk i targać ze sobą. W grze znajdują się również 3 rodzaje granatów: odłamkowe, niebieskie przyczepne oraz czerwone, które 'dezintegrują' wroga. Arsenał jak widać, jest odpowiednio zróżnicowany, każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i dostosuje tempo gry pod własne preferencje. Eksperymentowanie również jest tutaj wskazane, bo każda broń pozwala na inne podejście do wroga, a i często po podniesieniu czegoś czego wcześniej nie używaliśmy może się to okazać niezwykle przydatne w danym momencie gry.

 

Graficzne piękno i muzyczna epickość

Graficznie tytuł według mnie wysysa z Xbox'a całą jego moc, jeśli weźmiemy pod uwagę, że tytuł działa w stałych 60 klatkach na sekundę. Lokacje są rozbudowane, tekstury wyraźne i ostre jak żyleta, efekty cząsteczkowe prezentują się świetnie, a i ilość wrogów biegających po planszy jest naprawdę spora. Jakość szaty graficzniej nieźle podkręca również oświetlenie, które świetnie upiększa wizualną warstwę właściwie każdej lokacji. Grając w kampanię przez 14 godzin ani razu nie natrafiłem na jakąś rozmazaną lub rozpikselowaną teksturę. Jedyną rzeczą, która potrafi rozczarować są tła w pewnych dwóch lokacjach, gdzie dalsze tereny są płaskie i ciut rozmazane. W kwestii wyglądu widocznych co jakiś czas planet, jak i widoków gdzieś z nimi obok to dzieło Bungie, Destiny, prezentuje niestety o wiele lepszy poziom niż dzieło 343 Industries. Tutaj nie robią one po prostu żadnego wrażenia, a we wspomnianym tytule pierwszy lepszy wypad na dowolną mapę w singlu lub w multi i możemy zbierać szczękę z podłogi przez tą przepiękną kosmiczność. Więc wracając do Halo, jedyną wadą pod względem oprawy tytułu są tła w dwóch lokacjach, w których na nasze szczęście spędzimy wyjątkowo mało czasu. Niektórych może zdenerwować fakt, że tła trochę odbiegają od pięknie odpicowanej reszty, no ale coś za coś. Teren, po którym biegamy prezentuje się świetnie i chyba to najbardziej mimo wszystko powinno się liczyć.

Przyznam, że po obejrzeniu kilku przedpremierowych filmików z rozgrywki twierdziłem, że tytuł wygląda jak Halo 4 na sterydach i w ogóle nie ma się czym jarać. Myliłem się. Może i jest to Halo 4 na sterydach, ale to chyba na takich naprawdę mocnych skoro nie raz w trakcie gry z wrażenia otworzy nam się paszcza. Dla mnie Halo 5 prezentuje się prześwietnie i po zagraniu naprawdę głupio się czułem, jak przypomniałem sobie swoje delikatne najazdy na oprawę graficzną nowej odsłony serii. Muzycznie natomiast Halo 5 pod żadnym względem również nie zawodzi. OST utrzymuje epickość którą w każdej wcześniejszej odsłonie mogliśmy spotkać, nadal nadaje całości odpowiedniego klimatu. W trakcie gry może i jej nie słychać tak jak powinno, bo zagłusza ją wszechobecne pif paf i jęki obcych (warto trochę ściszyć odgłosy z gry i podkręcić muzykę), jednak przy samodzielnym przesłuchaniu czuć tą moc i 'patos' wylewający się z każdego kawałka. Większość ścieżki dźwiękowej jest utrzymana w bojowym tonie, ale też zawiera kilka lżejszych elementów. Nie każdy utwór można uznać za świetny, gdy słuchamy go poza grą, ale jest też w soundtracku kilka perełek, które łatwo się zapętlą w naszym odtwarzaczu. Najbardziej z całego OST'a spodobało mi się 'The Trials', które szybko wkręca nam się w umysł swoim niesamowitym brzmieniem.

Multiplayerowe mistrzostwo

Już na wstępie do tego fragmentu chciałbym zaznaczyć, że tryb wieloosobowy w Halo 5 to małe mistrzostwo świata oraz najlepsze multi w jakie grałem od czasów pierwszego Modern Warfare. 

Dlaczego tak sądzę?

Głównie dlatego, że każdy z trybów gry sprawdza się świetnie, tak samo mapy, jak i rdzeń rozgrywki, czyli strzelanie. Ciężko mi się na ten temat jakoś bardziej rozpisać, mogę jedynie powiedzieć, że w ten tytuł trzeba po prostu zagrać i nie ma zmiłuj, dla takiego multiplayera warto zainwestować w Xbox'a. Przejdźmy więc do nowości w tym Halo'wym multi. Największą świetną nowością, czymś naprawdę ciekawym i mega wciągającym jest tryb Warzone dla 24 graczy. Tryb ten zawiera 3 mapy i jest zrobiony na kształt podboju, który możemy spotkać w Battlefieldzie. Mamy więc tutaj 3 sporej wielkości mapy, na których przejmujemy bazy i zdobywamy punkty za ich utrzymywanie, ale to nie wszystko. W trakcie rozgrywki raz na jakiś czas pojawiają się komputerowi wrogowie o różnym poziomie trudności oraz ilości punktów, jakie otrzyma nasza drużyna po ich zlikwidowaniu. Podbój połączony z PvE jest według mnie idealnym miksem, dzięki któremu każda runda jest jeszcze bardziej emocjonująca niż przy samym PvP. Jeśli gramy bez własnej drużyny, to musimy mieć sporą wiarę w umiejętności randomów, z którymi gramy, co często jeszcze bardziej podbija ciśnienie. W końcu nigdy nie wiadomo czy w czasie gdy my zajmujemy się bazą wroga, reszta ekipy ruszy w ogóle swoje tyłki, by dorwać jednego z droższych bossów. 

Ważnym aspektem tego trybu jest również to, w jaki sposób zmieniamy broń, wsiadamy do pojazdu lub odpalamy dodatkowe umiejętności. Wszystko odbywa się w menu przed respawnem gdzie wybieramy specjalne karty odpowiedzialne za daną broń itd. Karty zdobywamy ze specjalnych paczek, które kupujemy za punkty otrzymane po zakończonej rundzie lub za ukończenie jakiegoś wyzwania. Do kupienia są 3 rodzaje: brązowe, srebrne i złote. Im droższą paczkę kupimy, tym większa szansa na otrzymanie mocniejszych przedmiotów. Poza przedmiotami do użycia w trakcie walki możemy również wylosować m.in nowy hełm, zbroje, wizjer, skórkę na broń, emblemat lub nowy model broni (np. z lunetą bądź z tłumikiem), a tego wszystkiego do zdobycia jest po prostu masa. By zdobyć wszystko, co możliwe chyba trzeba przegrać więcej niż 1500 godzin, więc jeśli ktoś lubi mieć co odblokowywać tak jak ja, to będzie wniebowzięty. 

Wracając do kart. Każda z nich posiada poziom, który symbolizuje, na którym poziomie REQ będziemy mogli ją użyć. Poziomy REQ zdobywamy poprzez zdobywanie baz, jak i zabijanie punktowanych wrogów. Poziom naszej rekwizycji zmniejsza się natychmiastowo po wybraniu karty o tyle, ile potrzebowała dana karta, by ją aktywować. Warto więc na początku przygody z multi z rozwagą je używać, ponieważ mamy ich mało, a mogą one nie raz pomóc nam zmienić losy bitwy w krytycznym jej momencie. Nie raz zdarzało mi się zużyć poziomy REQ na jakieś bzdety akurat, gdy wróg zaczął wyjeżdżać z czołgami, warto więc być cierpliwym i obserwować co się dzieje na polu walki. Poza wielkim Halo'wym podbojem mamy również udostępniony tryb warzone assault będący odpowiednikiem Bf'owego szturmu. Polega on na napieraniu na wroga oraz przejmowaniu jego baz jedna za drugą. Nie jest to tryb dla wszystkich, bo charakteryzuje się on ogromną sięką, której nie spotkamy w żadnym innym trybie. Obydwa Warzone'y mimo że całkowicie inne łączy jedno - masa frajdy i brak zmęczenia materiałem nawet po kilku godzinach gry jednego dnia.

Poza trybami wzorowanymi na BF'ie mamy również zakładkę 'arena' w której znajdują się klasyczne tryby 4 vs 4. Znajdziemy w niej tradycyjnego Slayer'a czyli team deathmatch z pojawiającymi się na mapie co jakiś czas specjalnymi broniami oraz jeszcze 4 inne tryby. Pierwszym z nich jest prześwietne team arena, które jest zbiorem kilku stricte drużynowych trybów - capture the flag, strongholds (dominacja), breakout (4 vs 4, jedno życie w rundzie, kilka wygranych z rzędu i wygrana) oraz Slayer. Drugim jest Free For All czyli każdy na każdego, trzeci to samo Breakout, który jest idealny dla fanów taktycznej rozgrywki w stylu hardcore search & destroy, a czwarty to SWAT, czyli Hardcore Team Deathmatch bez tarcz i radaru. Grając w arenę, polegamy tylko i wyłącznie na własnych umiejętnościach, gdyż karty REQ tutaj nie obowiązują. Głównie dzięki temu tak niemożliwie wsiąknąłem w ten tytuł. Nie ma tutaj żadnych killstreak'ów, żadnych ułatwiaczy, nawet auto aim'a, przez co radość z wygranej jest o wiele wiele większa jak i emocje w trakcie gry. Każdy biega z tą samą bronią (chyba że w slayerze dorwie się do tych lepszych) więc liczy się tutaj tylko nasze opanowanie broni i celność, bo strzelanie headshotów jest w Halo kluczem. Mocne jest dla mnie to, że wystarczy jedno słabe ogniwo w drużynie, by udupić cały mecz. W trakcie gry często przez to widać, że każdy stara się dać z siebie wszystko, co tylko nakręca nas do jak najlepszej gry. Niestety czasami jednak nie da się uniknąć totalnych nOOb'ów, którzy zgarniają 12 zgonów bez chociażby jednego zabicia, no to wtedy już musimy pogodzić się z porażką.

W arenie znajduje się również system rang, który najprościej można przyrównać do tego z Counter Strike'a. Jeśli wygrywamy, nasza ranga po kilku rundach wzrasta, jeśli przegrywamy, maleje. Rozwiązanie to sprawdza się jak dla mnie o wiele lepiej niż tradycyjne wbijanie poziomów poprzez EXP, bo daje nam ono o wiele lepszy wgląd na umiejętności danego gracza. Często np. w takim Codzie zdarza się, że gracz na maksymalnym prestige'u jest mega lamą - w Halo czegoś takiego nie ma, rangi są dość dobrym wyznacznikiem skilla i tyle w temacie. Zachęcają one do większego starania w trakcie walki, by pokazać, że jesteśmy w tej grze dobrzy i nie damy sobie w kaszę dmuchać. Skutecznie też nie dają odejść od konsoli. Już kilka razy mi się zdarzyło 'jeszcze jedna ranga i kończę', a wiadomo, jak to w takich momentach bywa. Co już prawie wyżej wskoczyłem, to nagle trafiał się słabszy team i już, zamiast wskoczyć wyżej, to spadałem o jedno oczko i tak przez dwie-trzy godziny, można naprawdę nieźle wsiąknąć. 

Podsumowanie

Halo 5 to kolejne bardzo dobre Halo. Tylko bardzo dobre, bo trzeba brać pod uwagę oba aspekty gry - kampanię i multiplayer. Zawsze obie te rzeczy szły w tej serii w parze, a w tej odsłonie niestety jest inaczej. Kampania pomimo świetnej rozgrywki, mocno zawodzi fabułą, za to multiplayer jest dobry jak nigdy dotąd, najlepsze multi, jakie pojawiło się w grach w ciągu kilku ostatnich lat. Tytuł ten więc na pewno nie jest dla każdego. W końcu nie każdego interesuje multi lub jeśli interesuje, ma chęci na starcia bardziej polegające na własnych umiejętnościach, a nie farcie/ułatwiaczach. Biję tutaj trochę do nowego Coda, którego kupiłem na premierę, bo mimo, że uznawałem (już czas przeszły, bo w końcu w ogóle przestał mnie bawić, hurra) się za fana Coda, tak po Halo nie mogę się przebić przez casualowość tego tytułu i po prostu już całkowicie mnie odpycha. To też o czymś świadczy i dość łatwo wyciągnąć z tego wnioski. Więc mam nadzieję, że dzięki tej recenzji niezdecydowani w końcu będą wiedzieć, czy warto się nową częścią Halo zainteresować!

 

Dzięki za przeczytanie!

 

PS.Na zakończenie umieszczam link do mojego #!1 montażu 'epic momentów' z Multiplayera!

https://account.xbox.com/pl-PL/gameclip/e1eeca7d-1317-4237-af23-84cc3d62f2be?gamertag=Thrashaholic+PL&scid=03a80100-9ff3-46ea-be76-e00e7fe465df

 

Oceń bloga:
0

Atuty

  • - Cały multiplayer
  • - Muzyka
  • - Grafika
  • - Ilość trybów
  • - Ilość odblokowań
  • - Czaszki
  • - 60 FPS

Wady

  • - FABUŁA
  • - AI kompanów
  • - Niektóre tła
Sevchenko_kz3

Bartek Zając

Multiplayer - 11/10 Single - 6/10

8,0

Komentarze (1)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper