O tym jak odkryłem Nintendo na nowo
Czyli jak różnorodność wpływa na gracza
Przymusowe L4 okazało się świetną okazją do napisania tej notki, za którą zabieram się już od dłuższego czasu. W czym rzecz? Ostatnio widuję na blogach i nie tylko narzekania graczy na tzw. „wypalenie”. Chciałbym podzielić się małym (choć oczywistym) odkryciem, którego dokonałem na samym sobie :). Czyli o tym jak odkryłem świat Mariana i jego świty na nowo, jednocześnie wchłaniając kolejne gry spod ich szyldu w ilościach hurtowych, bawiąc się przy tym jak za dawnych lat. Oto w skrócie moje 3 lata z Wii.
Mario wiecznie żywy
Ktoś na ppe kiedyś napisał (sorry nie pamiętam kto), że na Mario nigdy nie jest się za starym i jak masz wypalenie, to sięgnij po wąsatego hydraulika. Ja również po prawie 20 latach wróciłem do królestwa grzybów i zielonych rur (tak ja dalej o grach video;). Super Mario Galaxy okazał się majstersztykiem, który wzbudza klasyczny odruch „jeszcze jeden level i wyłączę”. W SMG2 wciąż gram i nie poddam się dopóki nie zdobędę wszystkich gwiazdek. Ta gra trwa tyle co rasowy RPG, wciągłem się jak dawniej, gdy łamałem kolejne pady na Pegasusie biegnąc w prawo do chorągiewki. Mario niczym towarzysz Lenin nie ulega rozkładowi, wręcz przeciwnie jest coraz lepszy, dostarczając kolejnych porcji miodu wypływającego z ekranu kolejnemu pokoleniu graczy.
Powrót kanapowego multiplayera
Jako gracz, który zaczynał od fenomenalnego Battleships na C-64, bardzo cenię sobie multi przed jednym TV z znajomymi. Wraz z rozwojem online i co tu dużo mówić, odchodzeniem od wszelakich co-op’ów i split’ów, zaczęła w moim gronie powoli zanikać tradycja wspólnego szpilania pod jednym dachem. Bodźcem którym niejako „wskrzesił” ten proceder na nowo były pierwsze sesje w WarioWare:SM i Wii Sports. Te proste ruchowe gry mają coś w sobie, każdy chętnie na chwilę się powygłupia przy asortymencie jaki oferuje Wario, a w Wii Sports gram do dziś w kręgle, golfa i tenisa. Potem nadszedł kolejny cios, co op w Kirbym i New Super Mario Bros. Wii. Totalny powrót do oldschoolu w 4 graczy przy flaszce zarywających nocki i przeszkadzających sobie nawzajem, jednocześnie brnąc z zaciekłością z dawnych lat do przodu. I na koniec eksperymentalne odpalenie Mario Party 9, by zobaczyć „co te ludzie w tym widzą”. Z krzywą miną zerkaliśmy na ekran po odpaleniu tego tytułu, jeszcze bardziej się wykrzywiliśmy, gdy ktoś dostrzegł, że już jest 5 rano i piwo się skończyło, a my nadal cioramy z Marianem i ekipą w kolejne minigierki. Swoisty powrót do korzeni przed TV i to nie za sprawą stworzonego do tego Kinecta, czy PS Move, ale prostych, przemyślanych minigierek od Nintendo.
Tutaj przecież nie ma w co grać!
Cytując klasyka „Wii to archaiczna konsola na której nie ma w co grać prócz Mario”. Posiadam Wii już od kilku lat i choć nie gram co miesiąc na tej konsoli z racji posiadania również innych sprzętów ograłem już niejeden tytuł. Jednak mimo tego nie dotarłem jeszcze do Zeldy, czy Metroida. Na molochy pokroju Xenoblade nie znalazłem jeszcze czasu, szczerze mówiąc boję się tej gry, w sumie nie tyle ja co mój zdrowy rozsądek. Jestem starym jrpg’owym wyjadaczem i z całą pewnością przy Xeno przepadnę na miesiące. A i tak zanim zaopatrzę się w te gry kupię pewnie Donkey Konga. Platformerów z najwyższej półki nigdy za wiele, a w świecie kreowanym prze Big N mam ich pod dostatkiem. Korzystając z okazji – sprawdźcie Mercury Meltdown Revolution koniecznie na Wii i zapomnianego zbyt szybko Zack & Wiki.
Podsumowanie
Puentując ten pokrętny wywód – nie bójcie się zaryzykować i kupcie do cholery konsolę/grę o których wcześniej nie myśleliście. Każdy ma swoje ulubione gatunki, pewnie wielu z was od 3 generacji siedzi na sprzęcie Sony, jednak warto czasem zrobić odchył od normy, by zatopić się w kompletnie innych wodach (ile lat można nad Bałtykiem siedzieć). I nie chodzi mi tutaj w ogóle o sprzęt Big N na którym się oparłem z racji moich doświadczeń. Może to być kompletnie inny gatunek gier w obrębie jednej konsoli lub konsola z czasów 8’miu, czy 16’stu bitów.