W co gracie w weekend? #77

BLOG
1277V
W co gracie w weekend? #77
Affek | 19.12.2014, 14:52
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Aby oddać klimat świąt, na tapecie każdego z autorów gra o demonach. Fajnie.

Shin Megami Tensei: Persona 4 (PS2)

W 2009 roku jedno było pewne - na PS2 nie ukaże się żaden ciekawy tytuł. Jednak, niczym grom z jasnego nieba, niczym hiszpańska inkwizycja, ukazał się następca świetnie przyjętej Persony 3. Miał taki sam tytuł, choć był o numerek dalej i... pokonał swojego poprzednika w każdym aspekcie. Tytuł dzieje się w tym samym uniwersum, co "trójka", jednak diametralnie się różni, głównie atmosferą. Wcześniej było mrocznie, teraz jest groteskowo, kontrastowo. Dziwnie. Mamy jakby dwie strony monety - z jednej beztroskie, szczęśliwe życie japońskiego licealisty. Tutaj gra przypomina dating sima, w którym dostaliśmy swobodę poruszania się po mieście. Piszemy egzaminy, jesteśmy odpytywani przez nauczycieli. Tutaj Yu Narukami (bo tak się nazywa główny bohater) ma pięć różnych statystyk do rozwijania - odwaga, elokwencja, wiedza, zrozumienie (innych ludzi oczywiście) i systematyczność. One pomagają naszemu cichemu protagoniście w kontaktach z ludźmi. Bez nich znacznie ciężej będzie nam ruszyć jeden z fundamentów gry, czyli Social Links - to właśnie w nich mierzymy naszą znajomość z kolegą ze szkoły czy dowolną inną postacią. Są one jednak ściśle połączone z drugą, mroczniejszą stroną monety. No, nie monety. Telewizora. To właśnie tam tajemnicze stworzenie imieniem Teddie naświetla nieco sprawę seryjnych morderstw w Inabie. Misiek mieszka tam i mówi, że ktoś mu wrzuca ludzi do domu. Nasz protagonista zgadza się na pomoc w tej sprawie. Wiadomo, że w telewizorze mieszkają różne stworzenia, zrodzone z ludzi. Ich ciemne strony, ukryte uczucia, coś, czego nie chcą pokazać światu. Zwą się Shadows. Właśnie z tymi cieniami protagoniści muszą się zmierzyć, co jest jednym z głównych motywów gry. Kontrast  między dwoma światami świetnie ukazał kompozytor muzyki, Shoji Meguro. Poniżej przedstawię cztery jego kompozycje, po dwie na "tryb gry". Mam nadzieję, że naświetlą wam tę sprawę i sprawią, że poczujecie to, o czym mówię.

Your Affection, jeden z motywów muzycznych podczas błąkania się po mieście.

Heartbeat, Heartbreak to kolejny motyw podczas obyczajowej części gry.

Reach out the Turth idealnie wpasowuje się w jeden z motywów przewodnich gry - oprócz walki z samym sobą, jest nim właśnie poszukiwanie prawdy.

The Almighty jest zaś drugim motywem muzycznym podczas walki z bossem. Naprawdę pokazuje, że mamy do czynienia z czymś większym.

Myślę, że tyle wystarczy, aby pokazać świetnie zrealizowany kontrast, wpływający właśnie na groteskowy klimat gry. Gameplay poza TV, jak wspominałem, jest dating simem z możliwością swobodnego poruszania się po mieście. Dzień jest podzielony na pory - wczesny ranek, ranek i tak dalej. Po szkole mamy czas wolny, podczas którego mamy czas na rozwijanie social linków, zakupy, pogranie na loterii. Możemy również wejść do telewizora i zwiedzać dungeony. Są one zrealizowane naprawdę niesamowicie. Nie ma mowy o monotonii z Persony 3. Każdy ma inny motyw przewodni, od klasycznego zamku, przez łaźnię na sekretnej bazie kończąc. Nie ma mowy o nudzie. Wspominałem, że w tych spacerach pomogą nam social linki. Dzięki nim dostajemy dodatkowe punkty doświadczenia podczas wykonywania czynności charakterystycznej dla Shin Megami Tensei, czyli łączenia ze sobą różnych demonów (w tym wypadku Person). Każda z nich ma przypisany rodzaj i jeśli nasz social link zgadza się z rodzajem, to wtedy zależnie od jego poziomu dostajemy dodatkowe doświadczenie. Poniżej przedstawię moją drużynę, która zwiedza stworzone po drugiej stronie telewizora miejsca. Drużyny nie będę opisywał, ponieważ w momencie gry, w którym jestem, nie ma za bardzo sensu - jest ona narzucona z góry. Może kiedyś ją rozpiszę.

To na tyle ode mnie. Teraz dajmy wejść kolejnemu autorowi, czyli Daaku!

Shin Megami Tensei: Persona Q: Shadow of the Labirynth (3DS)

"Jak człowiek ma pecha, to i w dupie palec złamie" - taki tekst Roberta Górskiego przeszedł mi przez myśl po przypadkowym skasowaniu sejwa z Persony Q. 40 godzin gry, drużyna na 45. poziomach, ostatnie piętro trzeciego labiryntu - wszystko to poszło z dymem. A chciałem tylko zobaczyć początek gry okiem drużyny z Persony 3... 
 
Paradoksalnie jednak, dzięki temu a nie innemu zrządzeniu losu jestem w stanie napisać dzisiaj o Personie Q w taki, a nie inny sposób. Początkowo gra sprawiała wrażenie "Etrian Odyssey w skórze  Persony", ale rozpoczęcie drugiej ścieżki uświadomiło mi, jak bardzo krzywdzące jest to niedomówienie. Owszem, gros rozgrywki sprowadza się po łażeniu po labiryntach, uprawianiu kartografii na mapie i tłuczeniu potworków, jak to w serii spod znaku Wielkiego Drzewa. Nie znajdziemy tu rozbudowanych Social Linków, okolicznościowych eventów ani pobocznych rozrywek pokroju łowienia ryb - to też prawda. Czym natomiast tytuł błyszczy naprawdę? Otóż interakcjami między postaciami z Persony 3 i Persony 4. Czy to w czasie postoju w bazie, czy podczas zwiedzania kolejnych lochów, jesteśmy świadkami scenek dialogowych z pełnymi kadrami obu gier. Nieważne, czy na wokandzie jest postęp fabuły, tematyka lokacji czy najbardziej błahe pierdoły pokroju ulubionego jedzenia czy podejścia do życia - rozmowy są angażujące i pełne właściwego serii slapstickowego humoru rodem z anime. Co mnie natomiast zdziwiło to fakt, że w zależności od rozpoczęcia gry Team Gakkou lub Team Yaso, w dialogach będą uczestniczyć inne postacie, a zagadnienia poruszane będą pod innym kątem. Sprawia to, że Persona Q jest tak naprawdę grą na dwa podejścia - nie ma mowy o przeklikiwaniu scenek "bo już to widziałem". Może i widziałeś, ale na pewno było to podane inaczej. Dodajmy do tego obdarowanie obu głównych protagonistów własnymi osobowościami (napotykany przez nas Minato z P3 to bierny olewus, a Yu z P4 wyróżnia się trzeźwością umysłu i zdolnościami przywódczymi), a otrzymamy bogactwo narracyjne, które może nie równać się będzie Social Linkom, ale na pewno godnie je zastąpi.
 
Kwestia interakcji za nami, przejdźmy więc do części taktycznej. Ponieważ pełen roster postaci odblokowuje się po ukończeniu pierwszego lochu, miałem okazję poeksperymentować nieco z ustawieniami drużyny i wyłonić nowych ulubieńców. Po typowo Etrianowej, zbalansowanej konfiguracji (front - Yu/techniki Link, Yosuke/szybki dps, Kanji/tank, tył - Yukiko/healerka, Aigis - tank) przekonałem się do nieco bardziej zaawansowanego ustawienia, które znajdziecie poniżej.
 
Front:
Akihiko - pięściarz z Persony 3 jest tutaj zbalansowaną postacią o dość wyrównanych statystykach, a połączenie Siły i Zręczności sprawia, że świetnie się sprawdza w wyprowadzaniu całych serii celnych ciosów. Jego zdolność specjalna, Matarunda, obniża siłę ataku wszystkich przeciwnikom.
 
Kanji - od samego początku wyróżnia się z tłumu niebotyczną Siłą i Wytrzymałością, co w połączeniu z nakierowującą na niego ataki wrogów zdolnością Pain-Eater czyni z niego niezrównanego tanka. Jest najwolniejszą postacią w drużynie, ale tą niedogodność czasowo niweluje jego Dragon's Cry, nadający mu priorytet na sam początek tury.
 
Tył:
 
Minato - główny bohater Persony 3, w odróżnieniu od szefującego Grupie Śledczej Yu, jest nastawiony zdecydowanie na magię, przez co zdecydowanie lepiej radzi sobie na tyłach. Kolejną różnicą jest dobór umiejętności - wachlarz Minato skupia się na obniżaniu statystyk przeciwnikom zamiast podnoszenia ich sprzymierzeńcom.
 
Yukiko - jej wysoka Magia współgra z czarami leczącymi i ognistymi, choć już leczenia obszarowego i wskrzeszania musimy nauczyć jej z zdobycznych kart umiejętności. Mimo wszystko warto, bo duża pula dostępnych SP połączona z rezerwą od sub-Person pozwala w każdej walce poszaleć bez ryzyka szybkiego wyczerpania many.
 
Naoto - przeoczyłem ją podczas pierwszego podejścia i był to spory błąd. Pani detektyw nie uczy się żadnych zdolności wspomagających ani statusowych, a jej jedyną formą ataku jest bardzo kosztowne Megido - dlaczego więc warto ją zostawić? Choćby z powodu bardzo celnych czarów z grup światła i mroku - jej Mahamaon i Mamudoon połączone z wysoką Zręcznością i Szczęściem sprawiają, że w ciągu jednego ruchu jest w stanie położyć wszystkich przeciwników! 
 
Moi śmiałkowie osiągnęli już średnio 30. poziom doświadczenia, co jak na 15 godzin gry jest całkiem dobrym wynikiem. Fabularnie rozbijam się za to gdzieś w połowie drugiej lokacji (nie omijając żadnych questów), więc w tej materii także nadrabiam w zadowalającym tempie. Przydaje się tu doświadczenie wyniesione z poprzednich 40 godzin, bo znam już rozkład labiryntów, rozwiązania stawianych przede mną problemów oraz słabości i występowanie przeciwników. Dla tej gry postanowiłem odstawić eksploatowaną od momentu zakupu w marcu b.r. PS Vitę - i na pewno nie był to błąd.
 
P.S. Ponieważ to "W co gracie...", mój wpis nie byłby kompletny bez umieszczenia w nim jakiegoś chwytliwego kawałka. Ode mnie dostaniecie więc główny temat bitewny w dwóch odsłonach - w zależności od tego, którą stroną zaczęliśmy grę, usłyszymy jedną z nich. Zwróćcie uwagę, że w obu przypadkach tekst i kompozycja są takie same - inne są z kolei wokale i tempo, dopasowane odpowiednio do Persony 3 i Persony 4.
 
Light the Fire Up in the Night -DARK HOUR-
 
Light the Fire Up in the Night -MIDNIGHT CHANNEL-
 
To tyle ode mnie. Życzę wszystkich nie tylko zwyczajowego miłego weekendu, ale także Wesołych Świąt Bożego Narodzenia! Obyśmy spotkali się w ten sposób także za rok!
 
Daaku
 
To by było na tyle, teraz oddajmy głos założycielowi cyklu, squaresofterowi:
 
Shin Megami Tensei: Devil Survivor (NDS)
 
 
Skoro inni grają w gry Atlusa, to i ja też tak zrobię.

Rpg taktyczny Devil Survivor czerpie garściami z anime zatytułowanego Death Note.

Główny bohater tej opowieści otrzymał od Boga Śmierci (shinigami) notatnik, który służył do wpisywania imion i nazwisk osób, które potem umierały. Bóg ten zaproponował również pewien dodatkowy układ, czyli możliwość posiadania oczu shinigami, które pokazywały nad głową dowolnej osoby jej imię i nazwisko oraz czas, jaki dana osoba będzie jeszcze żyła. Ceną za to było skrócenie o połowę życia posiadacza notatnika.

W DS zostało to wykorzystane w ten sposób, iż główni bohaterowie gry, którzy mają pewne niezwykłe kompy, mogą zobaczyć nad głową dowolnej osoby jej Zegar Śmierci, pokazujący, ile jeszcze dni życia jej zostało. O ile zapis w notatniku z DN był zapisem ostatecznym i niezmiennym, o tyle tutaj celem gry jest doprowadzenie do tego, aby okoliczność śmierci bohaterów lub konkretny dzień, kiedy ma ona nastąpić, został odsunięty w czasie jak najdalej. Skoro jest to trpg, to będzie się to odbywać wtedy, gdy pokonany zostanie jakiś demon. Demony w grze są bardzo złe, więc Jack, Yuzu i Atsuro uważają je za winowajców śmierci przypadkowych osób, które w telewizji są przedstawiane jako morderstwa. Jedynym sposobem na przeciwstawienie się sile demonów są przenośne kompy (COMPs), które pozwalają na uniknięcie przykrego losu innych osób. 
Linie metra są zablokowane przez wojsko. Po pewnym czasie w mieście zostaje wyłączony prąd, więc sytuacja do najciekawszych nie należy.

Dodatkowym smaczkiem w grze jest to, że owe kompy wyglądają jak DSy. Mają one jeszcze szereg innych pożytecznych funkcji. Służą m.in. do doboru demonów do drużyn podczas bitew. Drużyna nie składa się tutaj jedynie z głównych bohaterów a raczej z postaci i dwóch demonów, które zostały oddelegowane jej do pomocy. Bardzo podoba mi się, że w przeciwieństwie do innych produkcji Atlusa z pod szyldu Shin Megami Tensei, śmierć głównego bohatera podczas starcia nie oznacza jeszcze końca gry. Kończy się ona dopiero wtedy, gdy zginą wszystkie postaci. Co więcej, jeśli demon pomocniczy zostanie pozbawiony przytomności, to można wezwać posiłki. Trwa to tak długo, dopóki posiadamy jeszcze jakieś stwory do wezwania. 
Innymi funkcjami kompów jest zapisywanie stanu gry, sprawdzenie profilów głównych bohaterów, czytanie emailów, z których gracz dowie się, kiedy dojdzie do jakiegoś ważnego wydarzenia w grze, czy pozna meandry systemu SMG:DS. Ciekawą funkcją jest także branie udziału w aukcjach, podczas których możliwe jest kupowanie usług demonów. Wszystko zależy od naszej inwencji. Startując z wysoką kwotą początkową w licytacji musimy liczyć się z tym, że słono przepłacimy za korzystanie z usług nowych członków naszej ekipy. Innym razem zaoszczędzimy sporo gotówki, kupując demona poniżej jego wartości rynkowej, a jeśli nie mamy do tego smykałki, to wybieramy Kup Teraz i po sprawie.

Co byście zrobili, wiedząc ile Wam zostało życia? Ja bym pewnie poszedł w krzaki z Yuzu. 

System zdobywania doświadczenia jest banalny, ale wymaga także techniki. Aby otrzymywać bonusy związane z maccą (waluta w grze), należy przede wszystkim atakować demony atakami na które są wrażliwe lub pokonywać wrogie oddziały tak, aby nie doznać żadnych obrażeń, co jest łatwiej uzyskać poprzez atakowanie liderów grup. Po pokonaniu takiego lidera, jego towarzysze już nic nam nie zrobią. Czasem jednak lepiej jest pokonać jakiegoś demona pomocniczego, który leczy towarzyszy lub ma potężne ataki, gdyż sam lider potrafi być przez nich chroniony. 
Bonusy otrzymujemy również za blokowanie ataków, na które mamy odporność. 
Do nauki nowych umiejętności służą cracki. Wystarczy wybrać demona, którego umiejętność nas interesuje. Następnie pokonujemy go postacią, która ma się nauczyć wybranej techniki i po kłopocie.

[spoilery]

Na powyższym zdjęciu macie obsadę gry. Od lewej są to:
1. Naoya Frost. Wiek: 24 lata.
Kuzyn głównego bohatera. Po utracie rodziców żył w rodzinie Frostów, traktując Jacka jak brata. Programista-geniusz, który mieszka sam w mieszkaniu w Aoyamie.
2. Amane Kuzuryu. Wiek: 16 lat.
Miłości moja, gdzie jesteś?
3. Atsuro Kihara. Wiek: 17 lat.
Chodzi do jednej klasy z Jackiem i jest jego najlepszym przyjacielem. Poznał Naoyę na jednym z forów dla programistów jeszcze przed tym, zanim poznał Jacka. Jajogłowy członek drużyny. Nazywa Yuzu "Yoohoo" i musi jej tłumaczyć wszelkie zagadnienia z dziedziny komputerów w najprostszy, łopatologiczny sposób.
4. Jack Frost. Główny bohater DS. Wołają na niego "Square". Może kiedyś dowiem się czemu?
5. Yuzu Tanikawa. Wiek: 17 lat.
Przyjaźni się z Jackiem od szkoły podstawowej. Zna też jego kuzyna, Naoyę. Jej rodzice rozwiedli się. Obecnie mieszka z matką.
6. Yoshino Harusawa. Wiek: 20 lat.
Wokalistka w niezależnej kapeli rockowej D-Va. Zespół nie istnieje w chwili obecnej, gdyż odszedł z niego jeden z członków. Nawet pomimo tego, "Haru" bawi ludzi występami wokalnymi na ulicy.
7. Eiji Kamiya. Wiek: 25 lat.
Prowadzi bar "Eiji" w Omototesando. Zachowuje się jak ochroniarz "Haru".

Na koniec mojej części "W co gracie w weekend? #77" proponuję odpocząć przy rockowym motywie bitewnym z Devil Survivor.

Jako, że Sycho141 gra w najnowszą odsłonę Shin Megami Tensei, postanowiłem jego tekst zostawić na koniec. Znajdziecie go poniżej.

Shin Megami Tensei IV (3DS)

[UWAGA TEKST ZAWIERA SPOILERY DOTYCZĄCE LOKACJI W GRZE I FUZJI DEMONÓW! JEŻELI CHCESZ WSZYSTKO ODKRYĆ SAM (czego nie polecam) TO NIE CZYTAJ]
Weekend jak to weekend, czas spędzany na kończeniu gier. W moim przypadku będzie to Shin Megami Tensei IV najnowsza część, tasiemcowatej i wyświechtanej serii Atlusa. Grę ledwo co zakupiłem w poprzednią niedzielę, ale tytuł jest tak wciągający, że już go kończę, damn oderwanie się od niego, żeby napisać tą notkę do "w co gracie" już było dla mnie problemem!
Dobra, ale o samej grze. Pomimo, że nie ograłem wielu tytułów Atlusa, to już widzę, że to stary dobry MegaTen. Rekrutowanie nowych demonów, potem bawienie się w fuzje i swoim ulubionym składem zwiedzanie kolejnych map i poznawanie meandrów fabuły. Mi to sprawia przyjemność, bo historia jest naprawdę dobra. Dobra, ba to majstersztyk pod względem narracji. Subtelne wprowadzanie każdej z 3 stron konfliktu, by powoli bawić się graczem "szarością" konfliktu, a aktualne dla mnie powolne wywieranie na graczu własnego zdania odnośnie konfliktu. Wszystko dzięki grupce towarzyszy, która ma tak odmienne stanowiska, że już czuję, że czeka mnie dramatyczne pożegnanie, przy dążeniu do zakończenia historii. 
Oczywiście nie samą fabułą ta seria stoi i cały czas bawię się w mięsko produkcji, czyli rekrutowanie i tworzenie nowych demonów. System był dopracowywany przez kilkanaście lat istnienia serii i śmiało mogę stwierdzić, że tu mamy do czynienia z ostateczną wersją. Demony rekrutujemy poprzez rozmowę, przekupstwo, potem możemy je łączyć, a mogą one nawet ewoluować! Takie pokemony w mroczniejszej otoczce. Sam wczoraj spędziłem 5 godzin na tworzeniu wymarzonej bestii. Poniżej mała grafika, jak to wyglądało, a ja już śpieszę wytłumaczyć:

Jacki to jedne z najfajniejszych demonów w grze, więc nic dziwnego, że z mojego pierdółka (Jacka Frosta) chciałem zrobić bestię. Zajęło to naprawdę sporo czasu, ale efekt jest zadowalający. Pierwszym krokiem, naturalnym w ewolucji było pozbieranie tria Jacków z gry, czy Jacka Frosta, Pyro Jacka i Jacka Reapera. Potem z powstałym w ten sposób Black Jackiem przemierzałem świat, do czasu, gdy odpowiedni level odblokował mi następny krok ewolucji. Wtedy się zaczęło, by złożyć King Frosta, musiałem przygotować Ace Jacka, który wymagał zdobycia tak wielu demonów, że głowa mała. Biegałem jak szalony po mapie gry, zbierając rożne wróżki, które razem stworzyły dla mnie uber wróżkę (malutki facet w zbroi). Niestety to był ten łatwiejszy składnik, problemem był wymagany do stworzenia Ace'a anioł. Power (nazwa jego) jest nie osiągalny w rekrutacji, więc możliwości są dwie, poprzez ewolucję Principality, albo fuzję wymienionego wcześniej z innym demonem. Poszedłem na łatwiznę i stworzyłem Principality, a potem z rekrutowałem jego towarzysza do stworzenia Powera. Z gotowym Uber-aniołem pozostało mi podbić level i przygotować Ace Jacka, który po kolejnej sesji levelowania był gotowy na stworzenie mojej małej dumy, czyli King Frosta. Wszystko zajęło cały dzień grania. 

Oprócz tego mój skład zawiera też inne demony, oprócz mojego Jacka w uber formie (dlaczego, nie można nazywać demonów? Wtedy to na serio bym patrzał na niego z sentymentem), mam jeszcze Rakhasa, którego wspominam z sentymentem, jako wiernego towarzysza przygód w Devil Survivoru i Minotaura, którego jak tylko zobaczyłem wiedziałem, że będzie mój. Oczywiście, jeszcze pojawią się zmiany w moim teamie, bo odblokowałem sobie Wukonga, który tylko czeka na osiągnięcie przeze mnie odpowiedniego poziomu. 
Nie tylko genialnym systemem SMT IV stoi. Ważny jest klimat, którego mam już w grze dobre 3 worki! Z początku zapowiadająca się na post-apokaliptyczną przyszłość, ze światem ukształtowanym na nowo szybko zaskoczyła mnie zmianą w industrialną. Przemierzanie Tokyo zniszczonego przez atak demonów i zamkniętego pod ziemią to mega przygoda. Kontakt z NPCami, którzy nie wierzą, że nad nimi jest lepszy świat, rozmawianie z demonami, które już się tam zadomowiły i co najważniejsze - postrzeganie z coraz większą dozą ironii ułożony świat powierzchni, tyranizowany przez ich "obrońców". Brawa dla Atlusa za to! 
Niestety, tak jak w czekoladzie istnieje dopuszczalny limit owadzich skrzydełek, tak w grze też pojawiają się elementy psujące odbiór. Głównym jest poziom trudności, który szybko mnie przytemperował, by potem pocieszyć możliwością gry na łatwym. Oprócz tego brak znaczników fabularnych - gra każe mi iść do Shibuyi, ale skąd ja mam k***a wiedzieć, gdzie ona jest? Ekipa myślała, że gracze będą znali rozkład miasta na pamięć? Głupota, szczególnie te jakże pomocne wytłumaczenia, korzystające z nazw regionów. Orientacja w grze jest bardzo trudna, nie ma żadnych punktów charakterystycznych, bym wiedział, że "ta wieża była właśnie w tym regionie". To bardzo przeszkadza i popsuło mi odbiór gry.
Na szczęście po przebiciu się przez te absurdy gry z 2013 roku działającej na systemie z 1999 już jest tylko lepiej. Przepiękna przygoda, której zakończenia już nie mogę się doczekać, bo nadal fabuła się ze mną bawi pokazując tych dobrych, jako tych złych. Damn, nawet mój towarzysz, który jest praworządny powoli staje się obsesyjnie praworządny. Dążenie do ładu bez względu na wszystko i tępe słuchanie rozkazów to niestety nie jest dobre wyjście z każdej sytuacji i powoli staję się częścią zniszczonego przez pieniądze, demony i władzę Tokyo kosztem frakcji Samurajów, której powinienem być ślepo posłuszny... 
No, a co potem? Pewnie nie zostawię gry, po skończeniu. Pobawię się w misje poboczne, które wymagają jeszcze więcej biegania, które o dziwo mi się nie nudzi. Sprawdzę też alternatywne zakończenie do mojego i może trochę jeszcze poleveluję, by poznać nowych towarzyszy, znaczy demony. W końcu grę musiałem kupić w cyfrze i jestem skazany na nią do sprzedaży 3DSa...

To tyle w tej odsłonie. Zamknęliśmy rok w całkiem niezłym stylu, prawda?

 

Oceń bloga:
30

Komentarze (94)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper