Bywają takie dni...
że na odpalenie konsoli po prostu nie mamy siły.
Mało tego. Nie mamy nawet siły aby wstać. Tak jak ja dzisiaj ale zacznijmy od początku
Wczoraj o 22 wyruszyłem ze Szczecina do Wrocławia. Jako środek transportu wybrałem wagon sypialny, z przedziałem dla dwóch osób popularnej i przez wszystkich lubianej firmy PKP Intercity ;) Cena przedziału jednoosobowego wzięta była chyba z kosmosu. 370zł ! Uwierzycie w to? Tak więc wybrałem 2'kę licząc na mało uciążliwego kompana podróży (czyt. nie chrapiącego, nie wiercącego się, umiejącego korzystać ze szczoteczki do zębów i mydła, znającego obsługę pralki oraz znającego w stopniu co najmniej komunikatywnym język polski - mam tutaj na myśli nie używania przecinków na K). Szczytem moich marzeń był fart aby nikt się nie pojawił i o dziwo tak się stało. Noc była ciężka, łóżko cholernie nie wygodne, a grzejnik hajcował jak radziecki piecyk (to już chyba tradycja w naszych sypialnych), oczywiście bez możliwości jego wyłączenia lub chociaż regulacji. Wszystko stukało, pukało i dudniło tak więc po 1 godzinie (z 5 które miałem na sen) nieudanych prób zaśnięcia wstałem i:
- ściągnąłem brzęczącą drabinę kładąc ją poziomo na podłodze
- ściągnąłem wszystkie dyndające i stukające wieszaki
- za pomocą origami usztywniłem drzwiczki szafki nocnej oraz drzwiczki śmietnika
- pierdol...em 3 razy w bzyczącą lampę na suficie
- wkur...ny poszedłem do kibla (mimo zakazu) zapalić
Po powrocie mimo hałasu, który pozostał udało mi się zasnąć, jednak nie na długo, gdyż po jakiś 30 min mój sen przerwał donośny wrzask z korytarza dwóch nowych pasażerek, dyskutujących jak trafić do właściwego przedziału. Wnioskuję, że były to blondynki, gdyż tylko jeden przedział został z otwartymi drzwiami. W reszcie wszyscy już spali, z czego najwyraźniej te dwie idiotki nie zdawały sobie sprawy. Ja natomiast zdawałem sobie z tego sprawę znakomicie słysząc zza ściany donośne chrapanie przypominające dźwięki masturbującego się kota. Z nerwów zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco i w końcu wybuchłem krzycząc "czy można trochę ciszej?!" i głosy ucichły. Zamknąłem oczy, jednak nie dane było mi zasnąć szybko gdyż wszystkie wcześniej mało słyszane hałasy i stuki puki teraz wydawały mi się grać koncert orkiestry dętej, tak więc wstałem i ... i poszedłem zapalić do kibla. Później udało mi się jeszcze zdrzemnąć godzinkę a o 4:45 rano byłem we Wrocławiu. Zamówiłem taxi i o 5:30 byłem na miejscu. Całe szczęście u wujka udało mi się złapać kolejne 3 godziny snu. Nie wiem jak przetrwałbym podróż powrotną za kółkiem auta ojca (po którego przyjechałem). On nie mógł prowadzić, gdyż kilka dni wcześniej wyszedł ze szpitala. Autem jechało się dobrze, do czasu gdy nie zrobiło się ciemno a drogi spowiła mgła z przelotnym deszczem. Cudem chyba dojechaliśmy cali i zdrowi. Po zmianie auta (na moje) pojechałem jeszcze odebrać psa i w końcu wylądowałem na własnej kanapie we własnej chałupie. Ledwo patrząc na oczy zastanawiam się czy włączyć konsolę czy nie. Nie, dzisiaj sobie chyba jednak odpuszczę...
Na szczęście "dzisiaj" zaraz się kończy a "jutro", znaczy się po północy pewnie będę już na tyle wypoczęty aby pograć godzinkę (czyt. do rana). Standard ;)