Czy to już uzależnienie?
Zdałem sobie ostatnio sprawę z czegoś co być może powinno zacząć mnie niepokoić.
Rzecz dotyczy tego jak gram i jak bardzo mnie to wciąga. Gdy trafię na tytuł, który zaintryguje mnie na tyle swoją fabułą jak ostatnio Assassin's Creed 4 granie wciąga mnie doszczętnie. Zazwyczaj swoją główną sesję rozpoczynam tuż po powrocie do domu koło godziny 19-20. Ostatni spacer z psem i wiem, że już nic nie będzie mi przeszkadzać. Często zapominam nawet aby zrobić sobie kolację. Płyta ląduje w konsoli, zasiadam wygodnie na kanapie, chwytam pada i kontynuuję swoją przygodę w grze. W tle zazwyczaj chodzi laptop. Tak na wszelki wypadek. Google czy youtube nie raz pomogły mi gdy utkwiłem w martwym punkcie. Nagle zdaję sobie sprawę, że od godziny lub dwóch chce mi się do toalety, że na dworze już świta, że chce mi się pić ale nie miałem czasu wstać aby wziąć coś z lodówki i że strasznie burczy mi w brzuchu ;) Patrzę na zegarek i okazuje się, że w magiczny sposób, trzymając jedynie pada w dłoniach zakrzywiłem czasoprzestrzeń. Jest godzina 5 rano a przecież przed chwilą była 19'sta. Fakt, faktem nie dzieje się tak codziennie i bywa, że przez kilka dni konsoli nawet nie włączę. Jednak gdy tytuł jest nowy i wciągający taki ciąg potrafi trwać u mnie kilka dni ;) Kładę się wtedy spać. Zamykam oczy a przed nimi wciąż latające kule i wybuchające okręty. Mieliście tak kiedyś? Ja tak mam np. po wyprawach na grzyby, na które de facto wybieram się co roku i je uwielbiam. Po takiej wędrówce po lesie, mimo, że wiele godzin później, tuż przed snem zawsze mienią mi się przed oczami grzyby lub wielokolorowe liście ;) Wracając jednak do kwestii nałogu. Czy już powinienem się zacząć martwić czy jeszcze nie? Co o tym sądzicie? Macie podobnie?
