Kasa misiu, kasa!

Gdybyś dwa lata temu przed 4 września zapytał mnie, jaka jest szansa na MARVEL VS CAPCOM 3 odpowiedziałbym - stary nie ma żadnej, seria leży od 9 lat, a sam gatunek ciężko przędzie w ogóle. Jednak w tym samym roku Capcom wydało STREET FIGHTER 4 i sprzedało 2,96 miliona kopii plus 2.25 mln wydając kolejne "super" wersję. Nie jest to może SNESowe 6 baniek osiągnięte przez SFII:TWW (i to bez sztuczek), ale seria SF w swojej historia tylko dwa razy przekroczyła 5 mln sprzedanych egzemplarzy - można zatem powiedzieć, że SF 4 odniósł spektakularny sukces.
Dojenie in progres
Fani marudzili, że chcąc być na bieżąco w jakiś dziwny sposób złotówki im spierdzielały z kieszeni - o samej grze nie marudzili. Capcom nie marudzili w ogóle i czym prędzej zabrali się za absolutnego pewniaka, którym niewątpliwe był, a teraz już nawet jest MARVEL VS CAPCOM 3. Ha! Po niespełna roku, był już nawet dostępny w wersji Ultimate. Fani znowu marudzą. No, bo widzisz, fani to taki specyficzny gatunek, który lubi narzekać, a co gorsza bardzo łatwo na nim zarobić. Ale czy ktoś tu faktycznie zarabia, a co ważniejsze, czy jest na co narzekać? I, gdybyś trafił tu zupełnie przypadkiem, co to w ogóle jest ten MARVEL VS CAPCOM opowiem poniżej.
MARVEL VS CAPCOM to absolutnie gorące i czekoladowo-podniecające połączenie dwóch światów, pasujących do siebie jak nie przymierzając, coś czekoladowego do czegoś gorącego. Jeżeli jarasz się bijatykami 2D to wiesz, że przeciwstawienie ulicznym wojownikom całej zgrai mutantów, mścicieli w rajtuzach czy choćby szopa i to w dodatku pracza jest mieszanką tak samo bombową jak i młodzieżową. Udało się to już dwa razy, a teraz udaję się po raz wtóry. Przynajmniej, jeżeli chodzi o oprawę, która "gniecie suty". Choć ja osobiście wolałbym ręcznie malowane, piękne 2D sprity. Co nie zmienia to faktu, że cal-shading stoi tutaj na najwyższym poziomie.
Plaster miodu na Twoje gały!
Postacie wykonane są z pietyzmem, gość od szczegółów był fobijnym purystą, a animator melancholikiem, który pojęcie płynności czuje wszystkimi zmysłami - gra kaszle jedynie przy „dopalonej” Phoenix. Weźmy takiego Nemesisa - powolne bydle, któremu cieknie z ryja, a z ciała wyskakują jakieś cholerne, pokryte szlamem macki. Jest dokładnie taki jak go zapamiętałem z serii RE - tyle, że lepszy. Rusza się ociężale, z nogi na nogę z charakterystycznym tąpnięciem, ale jak już pie*dolnie "to ino roz", zwłaszcza z tej swojej rakietnicy. Bajecznie wykonana jest wilcza bogini Amaterasu, pod której łapami zaczyna rosnąć trawa, a której skoki sypią się jesiennymi liśćmi. W ogóle kundel ma do wyboru trzy bronie: lodowy miecz, ognisty dysk i dziwną obroże, którymi robi takie supery, że - z resztą zobaczysz. Świetnie wykonana jest Morrigan, wokoło której latają nietoperze, zaś pod którą ziemia skrzy się zapewne diabelską mocą. Dante to już absolutny majstersztyk. Kolo wygląda równie dobrze, co u siebie na cut-scenkach, a to co wyprawia na ekranie to istny małpi gaj. Razi gitarowymi riffami (sic!), tnie mieczami, napierdziela z bazooki, strzela z tych swoich pistolecików do podbitego przeciwnika - istny taniec śmierci. Tańczy również Deadpool - i to moonwalkera! W taki właśnie sposób gość porusza się po arenie do tyłu - przegigant. Ryu krzyczy hadouken, a Deadpool? Heh, Twoja starą - powaga. To tylko kilka przykładów, bo o każdej z postaci można byłoby napisać coś ciekawego.
47 ich było
Wiesz już, że wykonanie i animacja postaci to absolutnie pierwsza liga. A tych jest 47, dużo to czy mało? Ciężko powiedzieć, ale na przykład w "dwójce" było ich 56. Dodatkowo, jak na mój gust casting do tej 47 przeprowadził jakiś paparuch, bo jak wytłumaczyć to, że pojawiają się potworki typu M.A.D.O.K.? Zdecydowanie zabrakło takich gwiazd jak Gambit, Punisher, Venom, Carnage, Cable czy Bishop. Na ich miejsce wskoczyli Iron Fist, Doctor Strange, Nova, Taskmaster czy szop (skąd kur*a ten szop?). Oczywiście dobór postaci to kwestia subiektywna, więc nie wpłynie znacząco na ocenę końcową. Wpłynie natomiast fakt, że pokpiono sprawę bonusów płynących z wyboru znających się postaci. Przecież, aż się prosi żeby Wesker, Chris i Nemesis odpalali razem zajebiste T-Virus Combo czy Dante, Trish i Vergil ronili diabelskie łzy wspólnie. Zabrakło właśnie takich smaczków jak choćby Magneto wyginający Loganowi pazury, czy manipulujący pancerzem Iron Mana. Sprawa kostiumów też zalatuje biedą. Zwyczajowo każdy ma jeden w 6 wariantach kolorystycznych. I o ile Spajdi w czarnych kalesonach, czy Kapitan Ameryka z czachą Punishera na klacie prezentują się fachowo, to brakuje mi Logana z gołą dupą i kaskiem z Weapon-X czy choćby gęby Petera Parkera. Takie rzeczy tylko w DLC - nie podoba mi się to.
Miejscówki
Podobają mi się za to areny, których jest 18. Choć niektóre się dublują jak np. Demon Village, która jest dostępna również w wersji Redux, lub Chaos at Tricell - wariacja Tricell Laboratory. Jak już jestem przy laboratoriach to wiedzieć Ci trzeba, że wykonane są kapitalnie. Wszędzie porozrzucane są residentowe gadżety (roślinki itp.), a w sąsiedztwie Lickerów trzymany jest Tyrant w ogromnym słoju. Podczas pojedynku dochodzi do awarii, włącza się alarm, a Lickery spieprzają z klatek i wałęsają sie po arenie. Czadzik! Szkoda tylko, że np. Chrisem nie możemy ubić paskudy, lub rzucić nią w oponenta. Świetnie prezentuję się The Daily Bugle, gdzie walkę zaczynasz na platformie, która umieszczona jest w samym środku parady, fotografowie cykają zdjęcia, by po tym jak platforma zacznie się unosić dać dyla do helikoptera i cykać zeń kolejne foty, już wśród szczytów drapaczy chmur. Oczywiście areny są bardziej (przecudowny Asgard) lub mniej (Training room) ciekawe – nieciekawych na szczęście nie ma.
Dwie laski dynamitu. Grube i tłuste!
-Dobra, fajnie - powiesz. ale jak się w to gra. Wybuchowo! To, co się dzieje na ekranie to istny kalejdoskop, polskie zoo i kosmiczna dyskoteka w jednym. Zmysł Twojego wzroku, raz po raz atakowany jest feerią barwnych wybuchów, fajerwerki, którymi napierdzielają postacie powodują ataki epilepsji, a Hyper Combo to czasami 9 sekundowe animacje, których reżyser zaserwował sobie koktajl z psylocybiny. Nie bez kozery producent umieścił na opakowaniu i w samej grze ostrzeżenie, że jeśliś epileptyk to gra może zaszkodzić Twojemu zdrowiu. Dodaj do tego, że do walki przystępują, nie dwie, a od razu sześć postaci (po trzy na stronę), którymi będziesz się zmieniał w locie. Czasami na ekranie może być nawet 5 bohaterów na raz, bo czekający na swoją kolej ziomale wskakują z małą asystą. Żeby było jeszcze lepiej, to niektórzy bohaterowie mogą się na chwilkę sklonować. Poważnie, gra dałaby radę jako wizualizacja na Maydayu.
Sam system na początku wydawać się może masherski, bo napierdzielając bezwładnie po przyciskach, można kleić kozackie kombosy. Mało tego, jeśli masz w domu imprezę to niezaznajomione z tematyką dziewczęta mogą wybrać uproszczony system sterowania, w którym klepiąc jeden przycisk będą sklejać kolejne super kombosy. W uproszczonym trybie nie ma za to najmocniejszych zagrań - coś za coś. Po naszemu system oferuje Ci sześć przycisków (Arcade Stick z SFIV pasuję jak ulał) - słabe, średnie, silne uderzenie, wybicie przeciwnika w powietrze oraz dwie wspomniane wcześniej asysty. Czemu dwie? Bo dwóch ziomków czeka w narożniku. A co to są w ogóle te asysty? Otóż np. czekający na swoją kolej Frank West może wpaść na ring ze sklepowym wózkiem pełnym zombie i cisnąć go w oponenta. Każda z postaci posiada trzy asysty, które wybieramy przed walką. Zazwyczaj też każda z postaci posiada trzy rodzaje Hyper Combo - najmocniejsze zagranie w grze uszczuplające pasek energii czasami o 60%. Ba! Możesz Hypera rozpocząć jedną postacią, po czym kontynuować drugą. Te odpalamy dopiero po nabiciu odpowiedniego paska - czyli capcom'owski standard. Troszkę mniej standardowo się je wykonuje. Nie musisz uczyć się skomplikowanych kombinacji. Wystarczy machnąć ćwierćkółko plus dwa przyciski ataku i voila.
Samo mięsko.
Ogólnie system jest bardziej przyjazny laikom, oferując im więcej niż zwykle. Nie oznacza to jednak, że psychofani nie mają tu czego szukać. Spokojnie, będziecie mieli co ogarniać. Choćby trzy rodzaje nokautów - hard, soft i forced-teck. Po hardzie, leżącą postać możesz trafić jedynie ciosem typu Off The Ground (typowa dobitka), który podnosi postać z ziemi otwierając ją na wszelakie dalsze propozycję. Po soft nokaucie z miejsca możesz podnieść się lub odturlkać, zaś po forced-teck Twoja postać zawsze robi back-rolla. Tych ostatnich jest mało, ale stary wyjadacz bankowo je wychwyci tylko po ty by zastawiać "pułapki nie do wydostania."
Łatwe do wykonania są Team Aerial Combo czyli powietrzne kombo podczas którego zmieniasz postacie - dusisz "X" i wskakuje kolega z boku kontynuując serię. Łatwe są również do skontrowania - kiedy przeciwnik zmienia postać podczas kombosa klepniesz "X" i masz Team Aerial Counter. Widziałem sytuację, w których gość zaraz po TA Counter wyprowadzał swoja powietrzną wiązankę!
Proste do opanowania jest również Advancin Guard - podczas bloku klepniesz dwa ataki, co odrzuci przeciwnika dając Ci cenną sekundę. Przyda się również Snap Back, zżerający cały pasek atak, który wymusza na przeciwniku zmianę postaci. Całkiem przydatne taktyczne zagranie wyrzucające lidera do narożnika.
Jest również Cross-over Combination, do którego potrzeba 3 pasków energii - Hyper Combo wszystkich postaci jednocześnie. Tutaj trzeba rozsądnie dobrać drużynę, by np. jedną postacią nie wyrzucić oponenta poza obszarówkę drugiej. Cross-over Counter przyda się, gdy blokujemy napierającego przeciwnika, wtedy wskoczy kumpel, by zdzielić oponenta laćkiem. Jest to zaledwie czubek góry lodowej, bo by zgłębić i nauczyć się systemu, należy spędzić "kilka" godzinek. Wartym odnotowania jest jeszcze X-Factor, który możemy użyć tylko raz na walkę. W tym trybie nasza postać dostaje powera, przez co jest szybsza, mocniejsza i w dodatku jej życie się regeneruję. Jak bardzo ta dopałka Cię wzmocni, zależy od tego w jak bardzo złym stanie znajduje się Twoja drużyna. Przydatny bajer, bo widziałem jak zmieniał losy niejednego pojedynku. Dodatkowo używając go podczas Hyper Combo przeciwnika, przełamujesz kombosa - naprawdę przydatny bajer. Jak widzisz system nie jest taki gupi na jaki wygląda, a zaprawiony w bojach gracz szybciuteńko skarci laika - naprawdę szyb-ciu-teń-ko.
Na tyłku nie wysiedzisz
Widzisz - walki są niesamowicie szybkie. Śmiem twierdzić, że w tej grze nie liczy się taktyka, czy planowanie. Tu chodzi o napierdzielanie! Jak "siedzisz na dupie" to już przegrałeś. Nie ma taktycznego bloku, przechwytu, wyczekiwania przeciwnika czy liczenia klatek animacji - nic z tych rzeczy. Faktycznie w jednym Hyper Combosie She-Hulk będziesz musiał się wbić w odpowiednim miejscu z kolejną serią, ale to zaledwie mały odprysk. Masz nauczyć się jak najdłuższego kombosa i wsadzać go gdzie się tylko da, przekładając uderzenia Hyper Combosami. Niestety jak już wejdzie pierwszy cios to dupa zbita - dobrze rozgarnięty gracz potrafi pociągnąć kilkunasto sekundowego kombosa, po którym zostanie Ci jeno ochłap życia - jeśli w ogóle. Uważam to za cholerną wadę, bo czasami rozgrywka toczy się o to, kto pierwszy dobierze się do dupska przeciwnika. Przynajmniej ja trafiłem na takowego w sieci, jak złapał to już nie puścił. Jest to dla mnie jednak wada - chyba, że ktoś mi do ciężkiej cholery w końcu powie, jak tu się robi combo breaka! Rozgrywka jest cholernie dynamiczna, przez co - niestety - na dłuższą metę męcząca. Nie wyobrażam sobie całej nocnej posiadówy z UMVS 3, za to też nie wyobrażam sobie niej bez choćby rundki.
Nie ma rodzyn w tym biszkopcie
A rundki można trzaskać w zaskakująco małej ilości trybów. Dla pojedynczego gracza jest zaledwie Arcade, Training i Mission. Ten pierwszy to standard - przebijając się przez kolejne rundy musisz skopać dupsko galaktycznemu patałachowi. Cholernie pokpiono sprawę fabuły, a przecież te uniwersa, aż proszą się o choćby jej namiastkę. Tutaj sprawę załatwiono kilkoma planszami komiksowymi - tyle. Niestety po świetnym trybie fabularnym w Mortal Kombat, brak takowego będę wszędzie traktował za błąd. Training to zwykły trening, zaś Mission to seria kombosów do wytłuczenia. Fajna sprawa - konsola podaje Ci, co masz zrobić a Ty to robisz. Tylko podaje w idiotyczny sposób. Zamiast kombinacji przycisków widzisz nazwy ciosów, które masz wykonać, przez co, co chwilę musisz pauzować i sprawdzać "o co chodzi". Można było to lepiej zrobić.
Versus zaś to też zwykły versus. Żadnego dodatkowego trybu rozgrywki - żadnego. A można byłoby zamieścić jakiś turniej dla większej ilości graczy - to nie, po najmniejszej linii oporu. Kurde, przecież tu aż się prosi, żeby na przykład podłączać 6 padów i zagrać całą gromadą kumpli w jedną walkę. Czujesz? Wrzucić jeszcze opcję, że walka się kończy po śmierci pierwszego zawodnika i masz kanapowy Sajgon. Już słyszę te inwektywy lecące w stronę kumpla, który nie chciał się zmienić, a do tego dostał po dupie. Takie rozwiązanie niesie ze sobą ogromny kanapowy potencjał. Wiadomo, ktoś jest lepszy ktoś gorszy - właśnie wszedł największy cwaniak, to schodzisz, dając szansę lepszemu koledze - albo nie, że kumple będą źli, będą krzyczeć? No to co.
Gra udostępnia rozgrywkę online. Podobno system wyszukiwania usprawniono względem pierwotnej wersji - podobno. Ja miałem czasami problemy, by system wyszukał kogoś na moim poziomie - kogokolwiek system wyszukiwał bez problemu. Poza standardowym Ranked Match , Player Match jest jeszcze Lobby. Zakładasz lub wchodzisz do "pokoiku" gdzie możesz przeglądnąć statystyki graczy i zaprosić kogoś na rundkę. Dodatkowo w wersji Ultimate masz możliwość oglądania walk innych graczy - konkretnie. Niestety system tak samo jak w kanapowym „VS” nie oferuję tworzenia turnieju - duży błąd.
Grając w te wszystkie tryby zdobywasz punkty, dzięki którym odblokowujesz dodatkowe muzyczki, artworki, conceptarty, zakończenia do dla postaci i inne badziewia. Szkoda, że nie przewidziano dodatkowych strojów czy choćby plansz. Jak już mówiłem - takie rzeczy w DLC. Za mały bonusik należy uznać możliwość przestawienia głosów postaci z mowy Szekspira na mowę samurajów. Zrobiono to o tyle dobrze, że wyboru dokonujesz dla poszczególnych postaci, nie zaś dla wszystkich - fajny bajer.
- Kolko stoi? - Po starymu. - E, to się nie kylo.
Ale chwila moment - miałem Ci zrecenzować wersję Ultimate, a ja pieprze o tym, co już wiadomo. Jeżeli interesuję Cię zawartość samego Ultimate, to już donoszę, że jest to 12 nowych postaci. Capcom: Strider Hiryu, Firebrand, Vergil, Frank West, Nemesis oraz Phoenix Wright; Marvel: Ghost Rider, Dr Strange, Nova, Rocket Raccoon (nie mogę z nim), Iron Fist plus Hawkeye. Do tego dodaj kilka aren, możliwość podglądania walk, lepszy - podobno - balans postać, zmienione menu, intro i outra oraz Galactus do odblokowania - który wcześniej był dostępny z marszu. Dużo to czy mało? Bez jaj, mało w cha. Choć faktycznie granie Ghost Raiderem "robi", a to co wyprawia Frank czy Phoenix Wright - zwłaszcza on - przeszło najśmielsze moje pojęcie. Widziałeś kiedyś jak się składa sprzeciw prosto w ryja? Nie zmienia to faktu, że nie wydając tej zawartości jako DLC Capcom zagrało na nosie swoim najwierniejszym fanom - po raz wtóry!
Zatem zanim zaczniesz wypytywać mnie, czemu gra nie dostała lepszej oceny, odpowiem czemu nie dostała gorszej. Takie zagrywki powinno się tępić w zarodku, albo przynajmniej w stadium embrionalnym - co też właśnie czynię. Będąc fanem tej serii i chcąc być na bieżąco (czytaj: brać udział w turniejach bez upośledzenia) jesteś zmuszony kupić UMVC3 pomimo, że masz wcześniejszą wersję. Granda bo turnieje zazwyczaj odbywają się na najnowszych dostępnych wersjach. Ta recenzja dotyczy wersji z przydomkiem Ultimate i ważyłem końcową ocenę biorąc pod uwagę tylko dodatkową zawartość. Tak jak mówiłem takie praktyki powinno się tępić i aż ręka świerzbi by dać 1, ale chcą oddać cześć sprawiedliwości, przyznaję taką a nie inną ocenę. Taka zawartość za 4 - 5 Mieszków I to była dobra inwestycja, w cenie pełnej gry nie kupuję. Jeżeli na półce nie masz MVC 3 spokojnie dodaj dwa punkty, zaś jeżeli w dzieciństwie latałeś z widelcami powkładanymi między palce zaciśniętych pięści, spokojnie możesz dodać kolejne oczko, jak nie półtora.