Piątkowa GROmada #95

BLOG
1158V
Piątkowa GROmada #95
REALista | 27.07.2018, 00:06
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Sezon ogórkowy trwa w najlepsze i nic nie zapowiada jego końca, a skoro nie wychodzą żadne ciekawe pozycje to pora pochylić się nad crapami...

Razem z LadyDiesel (wypowiedzi zaznaczone na niebiesko) stwierdziliśmy, że w tej gromadzie opiszemy największe crapy w jakie mieliśmy okazje grać (ewentualnie gry, które nie byliśmy w stanie przejść do końca z jakiegoś powodu). W czasach pierwszego Playstation trafienie na jakiegoś absolutnego crapa nie było problem, wręcz przeciwnie było ich całe zatrzęsienie, ale dzięki szerokiemu rynkowi kopii zapasowych w tamtych czasach, gdy trafiłem na jakiegoś crapa to zwyczajnie po pierwszym razie już nigdy więcej nie trafiał do czytnika konsoli, bo akurat na ogranie czekało jeszcze ze dwadzieścia dobrych gier. Nikt się wtedy nie przejmował takimi śmieciami. Obecnie trafienie na crapa (przynajmniej na konsoli) wcale nie jest takie łatwe, bo każdy jest skutecznie ostrzegany przed produkcjami typu Life of The Black Tiger, a i ja nie miałbym odwagi wydać na coś takiego pieniądze, dlatego ciężko mi będzie wybrać coś o czym mógłbym napisać, że płakałem jak Gołąb przy Podróży i to nie ze wzruszenia, ale spróbuje. Jako, że o takich grach staram się szybko zapomnieć tak będę musiał opisać coś z tej generacji co nie dawno miałem okazję grać, bo nie przypominam sobie czegoś starszego.

Ja z kolei nie gram w indyki. Nie to, żebym coś do nich miała, po prostu nie mam na nie czasu. Więc gry, których nie udało mi się skończyć to raczej większe produkcje – jeśli przygotowaliście sobie pomidory na dzisiejszą GROmadę, to Real będzie bezpieczny, bo tytuły, które mnie od siebie odrzuciły przeważnie większości podpasowały :)

Przy jakich grach was zalewała krew i zaczynaliście wątpić w dobroć ludzką na Świecie?


Batman: The Telltale Series [PS4]

Lubię gry od Telltale a szczególnie Tales from the Borderlands, The Walking Dead i Wolf Among Us. Zachęcona wcześniejszymi doświadczeniami z tego typu grami kupiłam Batmana. Tak, kupiłam. W pudełku. Na szczęście w pudełku, bo mogłam podarować tą grę największemu fanowi Batmana jakiego znam. I teraz u niego się kurzy na półce, a ja nie muszę na nią patrzeć. Matko moja, tak nudnej fabuły nie spotkałam w żadnej grze. Nawet przy lepszych momentach nie odczuwałam żadnych emocji. To jedyna gra, której gameplay boli. Najgorsze i najnudniejsze momenty były związane z przeszukiwaniem miejsca zbrodni i łączenie ze sobą dowodów. 

Do tego te drętwe dialogi… Przy ostatnim epizodzie dopadł mnie kryzys i wiedziałam, że już nic z tego nie będzie, ale zmusiłam się do poświęcenia grze jeszcze jakiejś godzinki (to było jeszcze za czasów, kiedy byłam trophy whore, na szczęście po roku takiego pościgu za trofkami mi przeszło.) Po słodkim dźwięku wpadającej platyny gra poleciała z dysku w trybie natychmiastowym. Ufff… Gra ostatnio pojawiła się w Plusie. Ciekawa jestem ile osób nie było w stanie jej skończyć :)

Bound [PS4]

Pierwsza przełomowa produkcja w moim zestawieniu crapów. Ach jakaż emocjonująca to była godzina. Co chwila przecierałem oczy i zastanawiałem się czy mój telewizor się nie popsuł. Po jakimś czasie zrozumiałem, że to ma tak wyglądać, dlatego trochę mu współczułem, że musi to wyświetlać. Przybliżmy trochę tło fabularne o którym zdążyłem się dowiedzieć w ciągu tej godziny, a że nie wiele się jej dowiedziałem to może być całkiem zabawnie. No więc zaczynamy jakąś kobietą w ciąży, która idzie plażą, potem nagle bez żadnego wyjaśnienia trafiamy do świata, który można zaprojektować chyba tylko podczas narkotycznego transu i tam widzimy coś co chyba ma przypominać kobietę, a rozkloszowana suknia oraz ogólny majestatyczny wygląd ma nam uzmysławiać, że jest ona królową tego powalonego świata, w którym się znaleźliśmy. Po chwili pojawia się córka władczyni (to nią będziemy kierować) dowiadujmy się o jakimś potworze niszczącym królestwo i że mamy go powstrzymać i tyle.

Królowa znika i zaczyna się największa paranoja: biegniemy nasza postacią, ale to nie jest zwykły bieg to jest sposób chodzenia baletnicy podczas występu. Myślałem, że gorzej już być nie może, ale jednak jest - cały świat faluje, zmienia się przed nami, a nasza postać podczas chwili bezczynności zaczyna się rozciągać czy odwalać jakieś ewolucje taneczne, a gdy jesteśmy wytrzymali i zajdziemy dość daleko wtedy jeszcze będziemy mieli okazje zobaczyć przeciwników, których trzeba zabijać poprzez tańczenie jeziora łabędziego. Wirują wtedy wokół nas szarfy (takie z gimnastyki artystycznej), a przeciwnicy giną. Godzina - tyle wytrzymałem. Starałem się znaleźć w tej grze coś fajnego, coś co mnie zainteresuje – nie udało się. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Straciłem godzinę i już mi nikt jej nie odda. Osoby czytające GROmade raczej wiedzą, że z ambitnymi grami nigdy mi nie jest po drodze (bo to chyba ambitna gra?) i w tym przypadku też nie było. Nie polecam. Próba zagrania w to była możliwa dzięki abonamentowi PS Plus – Dzięki Kenichiro!

REAL tak cudownie opisał tą grę, że nawet nie śmiem niczego dopisywać. Ja przy tej produkcji wytrzymałam całe 30min mając nadzieję, że wartka akcja porwie mnie na długie godziny. Okazało się, że jednak tak się nie stało - a wizja, którą twórca próbował mi przekazać kompletnie do mnie nie trafiła. Dobra… nie dałam grze szansy, nie wiem jaka była wizja. Proszę dopisać kolejną osobę do listy graczy, którzy nie „umią” w ambitne produkcje. REAL piona!

Assassin’s Creed Chronicles [PS4]

Jestem fanką Assassina. Wszystkich części. Moja miłość do tej serii zaczęła się (proszę, nie bijcie) po ograniu Origins. Po tej części poleciały wszystkie kolejne części na PS4. Znajomi robili zakłady, w którym momencie mnie przystawi, ale muszę stwierdzić, że było dobrze i dałam radę. W ferworze zakupów, poszerzając swoją kolekcję płyt (TYLKO PUDEŁKA!!), wpadłam na świetny pomysł zakupu Chronicles. No i stało się.

Dwa razy w życiu kupiłam coś bez sprawdzenia jak wygląda rozgrywka. Kurczę, po pięknym Egipcie w Origins już nie ma powrotu do widoku platformówki. Przynajmniej dla mnie. Gra po godzinnym obcowaniu z napędem mojej konsoli trafiła z powrotem w pudło i na półkę. Może jeszcze kiedyś się za nią zabiorę. UBI – jak można w tym samym roku wypuścić coś tak świetnego jak Syndicate i coś takiego jak Chronicles…?!

Undertale [PS Vita]

Kolejna z boskich gier, w którą miałem okazje grać. Wysokie oceny, a czasem nawet maksymalne kazały mi myśleć, że właśnie zakupiłem za równowartość 0,7 alkoholu grę, którą będą kochał i z utęsknieniem czekał na kolejną część, ale chyba nie objąłem umysłem z jaką doskonałością się spotkałem. Przepiękna grafika, z która w szranki mógłby z powodzeniem stawać pegazus od razu mi uświadomiła, że raczej nie wyglądem ta gra będzie imponować (ogólnie gdzieś czytałem, że grafika ma być nawiązaniem do czegoś tam. Może właśnie do pegazusa?). Przeszedłem te grę i zastanawiam się czemu skazałem się na to…

Jesteśmy jakimś chłopcem, który wdrapuje się na górę, w której wnętrzu żyją potwory, a zostały tam uwiezione, ponieważ w czasie wielkiej wojny między nimi, a ludźmi przegrali. Przez dziurę wpadamy do ich świata i próbujemy przeżyć. Na początku spotykamy humanoidalną kozę, która uczy nas jak przeżyć w tym nieprzyjaznym świecie. Ogólnie gra polega na turowych walkach toczonych w dość oryginalnym stylu. Podczas, gdy my atakujemy potwory otrzymują obrażenia, gdy potwór atakuje to widzimy małe serce znajdujące się w dużej kwadratowej obramówce i to właśnie po niej będziemy musieli manewrować sercem w czasie, gdy będą w nas leciały kropki, gwiazdki, miecze, sztylety, kulki i wszystko inne co ma symbolizować ataki przeciwnika. Jeśli w czasie manewrów nic nas nie dotknie to nie otrzymamy obrażeń. Czysta magia.

Co mnie zirytowało tej grze? Dialogi jest ich masa. Większość z nich nawet nie ma żadnego znaczenia dla fabuły. Są chyba tylko po to, żeby wydłużyć to rozwleczoną do granic możliwości nudną historie. Najgorsze było to, że w pewnym momencie spotkałem dinozaura, który daje nam swój numer telefonu (mamy smartfona), a później co dwa kroki dowiadujemy się, że ten dinozaur właśnie zmienił swój status na jakimś serwisie społecznościowym, albo napisał komentarz. To chyba miało być śmieszne, ale gdy po raz dziesiąty po kolejnym zrobieniu dwóch kroków znowu zostałem zatrzymany, żeby się dowiedzieć, że dinozaur właśnie nakarmił swojego kota to miałem ochotę wywalić PS Vite przez okna. Później jeszcze przyjedzie nam wysłuchiwać opowieści dinozaura o jakiejś brazylijskiej telenoweli, którą oglądał. Niestety cała gra tak wygląda. Cały czas trafiają do nas jakieś chore dialogi, które nie mam pojęcia kogo byłby w stanie rozbawić. A w recenzjach właśnie to najczęściej było wymieniane jako plus – nietuzinkowy humor. Uśmiechnąłem się tylko raz, gdy gra się skończyła…

Przeszedłem przez kilkanaście takim samych walk, pokonałem ostatniego bossa po to, żeby się dowiedzieć, że żeby odkryć prawdziwe zakończenie musiałbym przejść to jeszcze raz w całkowicie inny sposób, czego absolutnie mi się nie chciało. Platyna wpadła sama. Wywaliłem z dysku i próbuje zapomnieć. Do dziś mam koszmary.

The Last Guardian [PS4]

Grę zakupiłam po namowach kolegi ”Kupuj, przecież to exclusive, musisz go mieć w kolekcji”. Nie trzeba było mi dwa razy powtarzać… to był drugi raz kiedy kupiłam grę bez sprawdzenia, co to właściwie jest. I to był błąd. Gry nikomu nie trzeba przedstawiać – fabuła jest dosyć prosta. Biegamy małym chłopcem z jego zwierzęcym przyjacielem. Trico, bo tak się ten pupil zwie, to krzyżówka psa i orła. W tle słyszymy narratora, który opowiada całą historię. Wszystko pięknie, ładnie, na Internecie można znaleźć mnóstwo pozytywnych opinii na temat gry – jednych wciągnęła fabuła, innych łapała za serce więź, która rodzi się między głównym bohaterem, a jego nowym znajomym. A mnie odrzuciła mechanika i nie chciała puścić dalej… Zrobiłam trzy podejścia do tej produkcji i w pewnym momencie powiedziałam „dość”. Kroplą, która przepełniła kielich był moment, gdy główny bohater przez 15 min próbował dostać się do beczki ze świetlistym płynem, którym to chciał nakarmić Trico. W końcu, gdy do niego dotarł, zamachnął się porządnie i rzucił nią w kierunku pyszczka swego druha.  Było blisko… beczka przeleciała obok, prawie dotykając swój target, poturlała się po kamieniach i zniknęła w otchłani bez powrotu.

W tym momencie poczułam delikatne łaskotanie w klatce piersiowej, nieodpartą pokusę sprawdzenia jak daleko jestem w stanie rzucić padem i to był ostatni moment kiedy ta gra gościła na moim dysku. Pustawy świat, Trico, który często, gęsto nie reaguje na nasze komendy, praca kamery. Gra crapem na pewno nie jest, po prostu trafiła na nieodpowiedniego gamera. Przynajmniej miałam nauczkę na przyszłość i Shadow of The Colossus nie trafiło na moją półkę.

Hotline Miami 2 [PS4]

Najlepszy przykład na to jak zrobić świetną grę i później wszystko popsuć przy okazji kontynuacji. Pierwsze Hotline Miami miało bardzo fajną, spójną fabułę z ukrytym zakończeniem, które wszystko tłumaczyło. Do tego było niesamowicie trudne, ale poziom trudności był na tyle wyważony, że nie frustrował, a zachęcał do dalszych prób i w czasach, w których w niego grałem zacząłem go uważać za zdecydowanie najlepszą grę indie jaka wyszła no i straciłem przy nim masę godzin (a ja naprawdę średnio lubię indyki), dlatego gdy wyszła druga część w ogóle się nie zastanawiałem i do razu ją kupiłem w ciemno, bo skoro twórcy na pierwszej części zarobili krocie to teraz na pewno zainwestowali zarobione pieniądze w zrobienie czegoś lepszego. No i jedno jest pewne: w coś zainwestowali hajs, ale cholera wie w co, bo druga część to crap nie z tej ziemi. Nie ukończyłem jej, bo poziom frustracji jaki wywoływała ta produkcja przekraczał pewne normy. Nie wiem co autorzy tej gry sobie myśleli tworząc tą aberracje. W jedynce na każdej mapie była dobrana idealna ilość przeciwników, było trudno, ale na tyle sensownie, że każde przejście było niezwykle satysfakcjonujące i kolejne porażki nie frustrowały (dość powiedzieć że trofka zgiń 1000 razy wpadła mi gdzieś w połowie gry i mimo, że była to zatrważająca liczba to i tak bawiłem się świetnie). W dwójce dowalili na każdym levelu masę przeciwników, jest ich tyle, że po prostu czasem nawet nie da się zareagować, gdy biegnie na ciebie horda wrogów. Gdzie są maski? W pierwszej części gry zawsze zaczynaliśmy level od wybrania maski jakiegoś zwierzęcia i w zależności od wyboru dostawaliśmy jakiś bonus. W dwójce miałem może ze 3-4 mapy przed, którymi mogłem wybrać maskę. Coś co było najważniejsze dla pierwszej części gry tutaj zostało zepchnięte na boczny tor.

Do tego mamy tu do czynienia  z pewnym bugiem (bo nie da się tego inaczej nazwać): często ginąłem, bo zabił mnie wróg, który strzelił do mnie z takiej odległości, że ekran go nie obejmował. Był gdzieś na tyle daleko, że nie miałem prawa wiedzieć, że on tam jest, ale program stwierdził, że skoro on cię widzi to może strzelać. Nie potrafię zliczyć ile razy przez coś takiego zginąłem. Do tego mamy tu kolejny problem – szyby… są wszędzie, nawet w ścianach działowych (kto wstawia okna w ścianach działowych!?!). Jako, że jest to gra 2D, z widokiem z góry z pseudo-retro grafiką to czasem nie da się ich zauważyć, ale przeciwnicy cię przez nie widzą i strzelają, a są bardzo celni. Kolejnych kilkaset śmierci zaliczyłem przez to, że nie zobaczyłem szyby, a jeśli było to strzał przez dwie pary szyb w ścianach działowych przeciwnika, którego ekran nie obejmował to była właśnie cała kwintesencja tej gry…

Dodam jeszcze słowo o debilnej fabule dwójki. Ukończyłem trochę ponad połowę gry i… nie wiem w ogóle o co tam chodziło. Jako, że było tam 6 czy 7 bohaterów, każdy miał swoją oddzielną historie to posrana chronologia wydarzeń sprawiała, że nawet nie próbowałem zrozumieć fabuły (bywały sytuacje, gdy jednym z głównych bohaterów zabiłem innego, aby dwie misje później grać tym wcześniej zabitym). Przechodzenie tej gry to była katorga i nie wiem w jaki sposób wytrzymałem przy niej tak długo, bo powinienem wywalić ją z dysku już po drugiej misji. Nie polecam nikomu.

Mogłabym wymienić jeszcze kilka tytułów, po których odpaleniu na mojej twarzy zarysowało się wyraźne "WTF?!" tylko nie jestem w stanie o nich nic więcej napisać ponad to, że to było nieprzyjemnie przeżycie (bo nie kontynuowałam rozgrywki). Zaczynając od Fortnite i H1Z1… (tak, z ciekawości zainstalowałam) drugi raz się przekonałam, że battle royal raczej dla mnie nie jest (wolę jednak royal bottle). Ostatnio Plus zaoferował nam bardzo ciekawy tytuł do pobrania – Trials Fusion. (przepraszam Cię moja czarna kochanko, że przez kilka minut musiałaś znosić tą grę na dysku). Koncepcja Drawn to Death wydawała mi się ciekawa, ale też po kilku minutach dałam sobie spokój z dalszą rozgrywką. Pewnie się teraz komuś narażę, ale Killing Floor 2 i Watch Dogs też nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia i poświęciłam tym grom łącznie około godziny. Abstrahując delikatnie od tematyki bloga, bo gra o której teraz napomknę crapem absolutnie nie jest, skończę bardzo osobistym wyznaniem „Dzień dobry, mam na imię Aneta i nie skończyłam The Last of Us”. Jestem chyba jedyną osobą na świecie, która nie może się tym pochwalić. Wiem, że jak się przyznam, że tytuł ten mnie nie porwał, to się niektórym narażę, ale tak faktycznie było. Chyba, że poświęciłam mu  za mało czasu… Może z drugą częścią będzie inaczej.

Jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. Każdemu podejdzie inna gra i każdy w grze szuka innych rzeczy. Ludzie, którzy zaczynali swoje gamingowe życie w wieku 10 lat, darzyć będą sentymentem tytuły, których remake’i i remastery nie zrobią na innych wrażenia – ja na przykład nie grałam w Crasha ani w Spyro kiedy byłam dzieckiem (za moich czasów latało się jeszcze z kółkiem i patykiem po polku), więc nie czekam na wrześniowe przygody fioletowego smoka, za to zakochałam się w Origins i kontynuować ten romans będę z Odyssey, a nie wszystkim, z tego co słyszałam, pasuje mechanizm nowych Assassinów. Ostatnio bardzo ciągnie mnie do Andromedy, na którą wylało się morze nienawiści. Czyli co dla jednego jest crapem, dla drugiego będzie fajną przygodą. Dobrze, że jest taka różnorodność w grach i jest w czym wybierać, bo każdy może znaleźć coś dla siebie. A jak to jest z Wami? Kończycie wszystkie gry, w które zaczynacie grać? Życzymy udanego growego weekendu, od groma wolnego czasu i ładnej pogody!

Oceń bloga:
33

Komentarze (141)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper