Prima Aprilisowa GROmada #130

BLOG
1104V
Prima Aprilisowa GROmada #130
REALista | 29.03.2019, 00:06
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Nie regulujcie odbiorników, to nie GROmada MałegoTimmiego.

Tak! Wreszcie nadszedł ten dzień, że możemy wszystkim zdradzić jakie są najlepsze produkcje w jakie graliśmy. To co opisywaliśmy wcześniej to była ściema i zawsze wybieraliśmy "bezpieczne" gry, bo baliśmy się publicznego ostracyzmu i tak naprawdę nawet nie zagraliśmy w nie. Wszystkie przechodziliśmy na youtubie i to po 20 minut, a dziś możemy ujawnić jakie gry są naszym zdaniem najlepsze, a z racji tego, że jest prima aprilis wszyscy pomyślą, że to żart, a my będziemy czyści, bo wreszcie podamy do publicznej wiadomości w co zagrywamy się dniami i nocami i nikt nas nie wyśmieję. Nadeszła chwila prawdy! W dzisiejszym blogu bierze z nami udział obecny Król Szołtboxa, który odebrał mi ten jakże ekskluzywny tytuł, ale każdy wie, że wybory sfałszowano i był to zamach (na nagraniu z gali PPE Awards słychać strzały). Bez wątpienia moi wrogowie postanowili zrzucić mnie z tronu, ponieważ chcieli mnie ośmieszyć, dlatego posunięto się aż do fałszerstwa. Dobra. Trudno. Wcale się nie przejąłem. Tylko dwa razy płakałem. Kolejnym naszym gościem jest użytkownik, który był bezkonkurencyjny w każdej kategorii, w której był nominowany, pieczętując całość zdobyciem najbardziej prestiżowego tytułu jakim jest Użytkownik Roku PPE, a opisał dla nas najlepszą grę stulecia.


LadyDiesel

Fallout 76

„I have a dream.” Tymi oto słowami swoich słuchaczy uraczył kiedyś lider ruchu praw obywatelskich - Martin Luther King. Pozwolę sobie nieco skopiować ten tekst, tylko z Present zrobię Past Simple. Miałam sen… ale co to był za sen smiley (historia oparta na faktach autentycznych).

Późno chodzę spać, bo konsola wzywa często i gęsto i też szybko nie wypuszcza mnie ze swoich objęć, a co za tym idzie, kiedy budzik próbuje wibracją delikatnie dać mi znać, że jest już szósta rano i trzeba wstać, znajduję się obecnie w trzeciej bądź czwartej fazie snu. Czy to sen głęboki, czy REM, zaraz po przebudzeniu jestem jeszcze skołowana, ale co jest dobrą stroną tej całej sytuacji, potrafię przypomnieć sobie niektóre zdarzenia i obrazy o których śniłam. Często są to zlepki zdarzeń dnia minionego, ale coraz częściej są to dziwne połączenia urywków misji i postaci z różnych gier, które przyszło mi ogrywać w danym czasie.

Ostatnio wybudziłam się z bardzo wysokim pulsem, a po otwarciu oczu i zdaniu sobie sprawy, że leżę szczęśliwie i bezpiecznie we własnym łóżku, postanowiłam zapamiętać z tego snu jak najwięcej. Cała historia działa się w trybie FPP, a ja biegałam po jakiejś miejscówce widząc tylko końcówkę swojego AKacza. Coś niby otwarty świat, ale jednak korytarzówka. Jeden epizod składający się z czterech chapterów, a wszystkie oddzielone od siebie drzwiami, które pozwalały mi przejść do następnego questa. Po „wyczyszczeniu” wszystkich etapów dotarłam wreszcie do ostatnich tym razem czerwonych wrót kończących całą fabułę i ku mojemu zaskoczeniu – nie mogę przez nie przejść. Dziwna sytuacja, wracam do początku rozgrywki, latam jak opętana po wolnej już od wrogów przestrzeni i… nic. Żadnego klucza, poboczniaka, postaci, która pozwoli mi przejść dalej.  Bug! Łącząc wszystkie fakty i screeny, które mój mózg zdołał zapamiętać, doszłam wreszcie do wniosku, że to przecież Fallout 76 – gry nie posiadam, ale zdarzyło mi się kiedyś obejrzeć kawałek gameplayu, żeby stwierdzić, czemu ludzie do tego tytułu są tak krytycznie nastawieni. Ja rozumiem, żeby kupić  grę na premierę i napotkać na pewne błędy podczas rozgrywki. Ale żeby śnić o tym, że się gra i nie móc dokończyć fabuły przez buga?! Oj Bethesda… już więcej nie pójdę do łóżka w koszulce z waszym  logo.

Storm Boy The Game

Cześć! Mam na imię Aneta i kupiłam kiedyś My Name is Mayo za 5 zł, żeby w 20 min wbić w tej grze platynę, a później bez mrugnięcia okiem wyrzucić ją z dysku i nigdy więcej o niej nie wspomnieć. Trochę to krępujące, coś ala godzinne spotkanie w motelu z nowo poznaną koleżanką. Każdy o tym marzył, niektórzy mieli szansę tego doświadczyć, ale żonie raczej nikt o takich faktach nie donosi, ale ja się przynajmniej przyznałam do tego łatwego calaka (oj, pod koniec gry X na moim padziku już zaczynał płakać) i czuję się oczyszczona. Powiem szczerze, że gdybym mogła cofnąć czas… zrobiłabym to jeszcze razsmiley, ale nie o słoju majonezu będę dziś pisać. Dexx mnie ubiegł, wiem, że jemu kielecki z wisienkami na klacie jeszcze bardziej niż mnie przypadł do gustu, to nie mogłam chłopakowi podebrać tematu (pozdro Dexx!).

StormBoy – bo taki tytuł nosi wspaniała, rozczulająca, melancholijna historia przyjaźni chłopca z jego ptakiem – to cudowna gra, która zabiera nas w podróż aż nad samo morze do Australii Południowej, na cudowne, piaszczyste plaże. To właśnie tam mały chłopiec spędzał długie godziny na zabawie ze swoim przyjacielem, a zabaw mieli co nie miara. Chłopiec co rusz wymyślał jakieś nowe aktywności, żeby w ich relacje nie wdarła się nuda. I tak oto hasamy sobie po ciepłym piasku, a wyborny gameplay dostarcza nam wielu małych radości począwszy od podziwiania skąpanych w morskiej wodzie muszelek, kończąc na wcieleniu się w rolę dosyć sporych rozmiarów ptaka, gdzie za kilka akrobacji właśnie tym bohaterem wpada złota trofka – ot taka wisienka na torcie. Czas miło spędzony na beztroskich, wakacyjnych zabawach młodzieńczych lat jednak szybko się kończy(warning! Zaraz będą grube spoilery fabularne. Jeśli masz ten tytuł na kupce wstydu i chcesz doświadczyć wielkiego WOW podczas jego ogrywania, a twist fabularny jest niesamowity, odpuść czytanie” right here, right now”). Zbyt oswojony ptasi przyjaciel pada ofiarą mężczyzny z dwururką. To co dzieje się dalej to immersja w 120%, a klimat wylewa się z ekranu. Ta głębia doznań, która towarzyszy scenom ostatniego pożegnania dwójki nierozłącznych przyjaciół, ta cudowna, sentymentalna muzyka, która sprawia, że niejeden Sebix z osiedla uroniłby łzę współczucia… coś niesamowitego. Porzućcie na chwile homary i gry dla normików jak Spiderman, przestańcie ginąć w Sekiro, dajcie sobie spokój z 4K w Forzie… Ograjcie StormBoya i zakosztujcie cudownej emocjonalnej karuzeli jaką serwuje nam LEVEL 77 PTY LTD.

REALista

Drowning

Co prawda o tym tytule pisze też uzurpator Król Shoutboxa Dexx, ale uważam, że jest on tak świetny, że można o nim napisać dwa razy.

Gdy zobaczyłem pierwszy filmik z tej gry od razu wiedziałem, że muszę ją zakupić, dlatego wszedłem na konto LadyDiesel i zapłaciłem z niego wymaganą kwotę. Jej koszt przekraczał moje możliwości finansowe (12,50 zł), ale wiedziałem, że Lady nie będzie zła za posłużenie się jej środkami na zakup tak wspaniałej produkcji i rzeczywiście nie była, tylko cztery dni się do mnie nie odzywała.

Doskonałość tej gry przekracza pewne granice i wyznacza nowe standardy i rozwiązania w grach video. Tak nowe, że jeszcze żadna produkcja ich nie stosuje. Otóż nasza postać pojawia się... gdzieś. Cholera wie gdzie, ważne, że się pojawiła i zaczyna iść. Podoba mi się, że gra ma jasno wyznaczone cele: jest start i meta i się idzie. Po prostu. Przed siebie. Chcesz zboczyć z trasy? Zapomnij. Ta gra nie pozwala na takie głupoty jak odbicie gdzieś na boki. Możemy iść tylko przed siebie, a idziemy wolno, bardzo wolno, ale to jest kolejna zaleta tej gry i celowe zamierzenie jej twórców, gdyż takie tempo rozgrywki zmusza nas do refleksji. Możemy zastanowić się na ulotnością życia i jego sensem. Możemy zająć się wszystkim innym. Zapewne to właśnie ta produkcja była inspiracją dla twórców Red Dead Redemption 2 w kwestii szybkości rozgrywki. Stwierdzili: „Im to wyszło! Zróbmy tak samo!”. Myśleli, że to wystarczy, ale jednak nie. To nie ten kunszt tworzenia ponadczasowych tytułów. Nawet nie zbliżyli się do poziomu Drowning. Podczas rozgrywki możemy założyć nawet gumkę na analoga, aby go zablokować i odłożyć pada, postać w końcu dojdzie do wyznaczonego miejsca. W grze możemy odnaleźć kilka znajdziek, które są bardzo różnorodne i nie służą do niczego i nie znamy ich zastosowania, ale to też jest zamierzenie twórców, ponieważ tutaj zmuszają nas do myślenia. Czemu ten tort leży na środku lasu? Czy nie mógł zostać położony gdzieś indziej? Tak w ogóle co to za tort? Co on symbolizuje? Urodziny bohatera lub twórców? A może to tort bez okazji? Takie myśli nas nachodzą, gdy gramy w to arcydzieło współczesnego gameingu. Gdy skończyłem w to grać chciałem na tej produkcji zakończyć karierę gracza, bo wiedziałem, że już nigdy nie zagram w nic co będzie w stanie w jakikolwiek sposób zbliżyć się do geniuszu tej produkcji, ale jednak gram dalej mimo, że w momencie, gdy w to zagrałem nic już nigdy nie było takie samo. W moim prywatnym rankingu gra zajmuje trzy pierwsze miejsca wśród najlepszych gier w jakie grałem, potem długo, długo nic i znowu The Drowning. Grało mi się tak wspaniale, że przeszedłem to dwa razy i nie zajęło to więcej niż 30 minut, ale było to zdecydowanie najlepiej spędzone 30 minut w moim gameingowym życiu, a rozgrywkę zwieńczyłem oczywiście platynowym dzbanem.

Jack N’ Jill

Kolejna produkcja jest moim GOTY 2018 - piękna i cudowna opowieść o miłości i o tym co potrafimy dla niej zrobić. Ta gra to Jack N’ Jill. Tak! Właśnie ta produkcja pobiła wszystkie inne w minionym roku. Minimalistyczna oprawa graficzna jaka została zastosowana w tym majstersztyku sztuki koderskiej pokazuje nam jak smutne i czarno białe jest życie Jacka bez jego wybranki - Jill. Nasz bohater wyrusza w podróż pełną niebezpieczeństw, aby dotrzeć do swojej drugiej połówki.

Na naszego protagoniste czekają przepaści, kolce, a w późniejszych mapach nawet wrogowie, którzy zagradzają mu drogę do jego miłości. Nie wiemy kim są wspomniani przeciwnicy, ponieważ Jack N’ Jill stosuje narracje fabularną podobną do takiej jaka została wykorzystana w Bloodborne czy Dark Souls czyli wszystkiego trzeba się domyślić, a niejednokrotnie samemu sobie dopowiedzieć fabułę, dlatego nie wytłumaczono nam czemu ci nieprzyjaciele atakują Jacka, nie dając mu dojść do jego ukochanej. Czy jest to spowodowane tym, że te osoby to odrzuceni kochankowie Jill, którzy nie chcą, aby kiedykolwiek ktoś inny dał jej szczęście? To mogą być też bracia Jill, którzy wiedzą, że Jack jest gołodupcem (w końcu zbiera monety z ulicy) i oni wiedząc to nie chcą go dopuścić do jego ukochanej, bo uważają, że ich siostra zasługuje na lepszą partię, a może Jack jest stalkerem i ma sądowy zakaz zbliżania się do Jill, a ci wrogowie to stróże prawa, którzy próbują powstrzymać psychopatę przed dotarciem do ofiary? Tego się nie dowiemy. Grając w tą produkcje płakałem zupełnie tak jak wtedy, gdy w PPE Awards zająłem drugiej miejsce w głosowaniu na największego fana Sony. Opcja cross-buy pozwoliła mi ściągnąć gra na stacjonarną konsole i na Vite dzięki czemu na moim koncie na PSN pojawiły się dwie nowe platyny, a moja sfera duchowa została wzbogacona o nowe przeżycie. Polecam każdemu.

Dexx

DROWNING - gdy zobaczyłem zapowiedź, że powstaje gra o obłąkanym chłopcu pomyślałem biere, ta gra będzie wymiot, emocjonalna, pełna ważnych decyzji i wyborów. Czekałem gapiąc się na ekran telewizora, monitora i laptopa myśląc, a może gdzieś kupię szybciej... nic z tego wszędzie ta sama data wydania, ale w końcu naszedł ten czas i jest!!! Wyszła, kupuje instaluje i tu już pierwsza zaleta gry (nie grałem, a już zaskakuje)!!! Gra ściąga się w pięć minut, bo ważny mało, więc nie trzeba czekać tylko można się rozkoszować tytułem za chwilkę. Pierwsze co ukazało się moim oczom to przepiękna grafika, kolorowa, kolorowa i jeszcze raz kolorowa, to nie wątpliwie zaleta, bo kolorowa grafika jest ważna. Następnie sterowanie, intuicyjne, jakbym już w to grał, gała do przodu idzie obłąkaniec, gała do tyłu, idzie do tyłu, lewo, prawo działa perfekt czego chcieć więcej, po co nam klawiszy (trójkąt, kwadrat i inne bzdety) kolejna zaleta. Następnie znajdzki, jest ich wiele, nie liczyłem, ale do dziesięciu dobijemy (nie ma ich aż tyle - dop. Real), a to już liczba pokaźna, można szukać i bawić się udając, że się nie widzi znajdzki, gdyż krajobrazy w grze są przepiękne i po co zbierać znajdzkę jak można koło niej przejść i podziwiać skałę i koniec mapy, która się urywa i widać nicość? Tak patrzysz w nicość - refleksja gwarantowana, co ja tu robię, co ja czynię, o co kaman w tym świecie - zaleta kolejna. Bym zapomniał, znajdziek nie trzeba brać samemu, wystarczy nadepnąć na nią i już masz ją w kieszeni - zaleta, bo po co się schylać, potem tylko bólu korzonek się człowiek nabawi. Więc jakby się komuś nudziło, a chciałby poczuć Haj End Gejmingu grę serdecznie polecam.

Drugi zacny szpil to MY NAME IS MAYO - tak tak, bo czy nic nas tak nie kręci jak ketchup, musztarda i majonez (mam nadzieję, że twórcy to czytają, bo liczę na kontynuację z ketchupem)? Pierwszy ogień to grafa - w poprzedniej grze było kolorowo tu jest spokojnie i sterylnie, ale mamy słoik majonezu z różnymi etykietami, zaleta, gra nie męczy PS4, wiatraki siedzą cicho, bo w ogóle nie wiedzą, że gramy. Sterowanie? Tu przygotujcie się na hard level: walenie palcem. Tak! Nic bardziej mylnego, musimy naciskać X na majonez, pokaz finezji i fantazji, po 3000 uderzeniu słoika robi nam się go żal, ale na poprawę humoru zakładamy mu stanik na wieczko, kolejna zaleta, gra wzbudza w nas emocje oraz pokazuje fantazje, bo kto by nie chciał zobaczyć słoik majonezu w bikini, majtkach dla babci czy z wąsem? 

Długość rozgrywki - w poprzednim tytule, gra się kończyła dosyć szybko tak tutaj mamy co robić, bo walić trzeba do 10 000 (!!!), a trofek "Hit 10000 times!" każe rozkoszować się tytułem, jednak tytuł nie nudzi się, bo można przyciskać X nosem, łokciem, piętą czym się chce. W grze nie ma słowa DEAD to zaleta niemiłosierna!!! Bo tytuł wyluzuje człowieka i klikać można każdą częścią ciała, ja próbowałem okiem, ale z racji, że oczy są w dołkach ciężko mi było.

Co mogę powiedzieć, gry są ciężkie, zmuszają do refleksji, przemyśleń nad sensem istnienia, walą po oczach zacną grafiką i zaskakują innowacyjnym sterowanie, są dopasowane i elastyczne i każdy się w nich rozgości po swojemu, a na końcu odwdzięczą się platynowym dzbanem. Dziękuję i pozdrawiam.

Euzebiusz

Gdybym miał do wyboru w jakim świecie gier chciałbym się znaleźć, to na pewno nie byłby to świat Fallouta 76. Tak realistycznie przedstawionej wizji apokalipsy jeszcze nie mieliśmy

Gdy pierwszy raz usłyszałem o tej grze, moim oczom ukazała się w końcu gra, która ma zdefiniować na nowo gatunek. "Dobra niech próbują" - pomyślałem.
Oczywiście podchodziłem do tej gry z pewnym dystansem w końcu twórcy gier już nie raz nie podołali w tym temacie, wiec gracze czuli niedosyt i jeszcze bardziej czekali na produkcje.
Oczekiwanie na grę było przeogromne. Hajp rósł z dnia na dzień. Gracze podkręcali atmosferę i nie mogli doczekać się kiedy zanurza się w tym świecie, a raczej jego pozostałościach.
Im bliżej premiery tym więcej było znaków, że to będzie najlepsza apokalipsa w historii gier wideo.
Nadeszła premiera, a gracze " wyruszyli " by przetrwać w tym świecie, w którym na każdym roku czyha niebezpieczeństwo. Niestety część osób nie za bardzo zrozumiała jaki był zamysł twórców i czym ta gra jest.

Gracze rzucili się na grę jak król dżungli (lew) na swoja zwierzynę. Jednak znaleźli się gracze, którzy myśleli, że będą sobie hasać jak rusałka po polanie bez żadnych problemów i ze w sumie (tu też przywołam tego lwa tylko może w trochę innym znaczeniu) ten król dżungli (w tym przypadku apokalipsa ) nic im nie zrobi.
Tu właśnie dochodzimy do momentu, w którym gracze chyba nie do końca rozumieją czym jest apokalipsa i miejmy nadzieje, że nie dane im będzie ją "przeżyć", bo z takim podejściem nie przetrwają choćby dnia. Zaczęli narzekać na "bugi", na wysokie wymagania. Śmieszne, ale dobra. Wytłumaczę.
Nienaturalności w świecie gry (zwane przez graczy bugi) są spowodowane wybuchem bomby atomowej. Tak, gdyby ktokolwiek zagłębił się w tym temacie, to nie robiłby problemów i dziwnych min. No, ale nie oczekujmy za wiele od malej grupki hejterów. Wywalanie z gry? No przepraszam, ale po takiej akcji atomowej może jeszcze niech będą światłowody super działać, a najlepiej, żeby się seria kart GeForce 1080 nawet nie przegrzewała, bo przecież ma (?) dobre chłodzenie. Takie myślenie mogło przekreślić grę. Na szczęście jest zgoła inaczej. Na szczęście są fani, którzy zrozumieli po części o co chodziło twórcom i dalej świetnie (chociaż te słowa mogą nie być tu na miejscu, bo to w końcu świat pełen niebezpieczeństw) się bawią.
Abstrahując już od tego, ze hejterzy próbowali zniszczyć grę (mała ich ilość), to w gruncie rzeczy pokochali ją za to, że jest jak to nazwali "crapem". Każdy news robił niemałe zamieszanie. Oczywiście zwolenników tej gry było więcej niż przeciwników, bo nie oszukujmy się, ale ta mała garstka graczy, która hejtowała takie posunięcie twórców po prostu poszła za stadem (takim małym). Ja osobiście takie osoby bardzo chciałbym mimo wszystko zachęcić do zapoznania się z tytułem.

Gra obecnie nie kosztuje dużo (tu kolejne oczko puszczone przez twórców w stronę graczy), wiec każdy może spróbować swoich sił. 
Cała ta gra to także jeden wielki sprawdzian. Może trochę przesadzę, ale nawet w wojsku by was tak nie wytrenowali przed wojną, jak Bethesda przed apokalipsą.
Po ograniu kilkuset godzin w tym tytule mogę śmiało nazwać grę "Symulatorem Apokalipsy" w najlepszym możliwym wydaniu.
Dostałem to czego oczekiwałem, a nawet więcej.
Twórcom należy się ogromny szacunek za to jak podeszli do tematu i nie bali się zaryzykować.

Chciałbym podziękować wszystkim osobom, które oddały na mnie głosy w plebiscycie. Czy dla beki (na pewno dla bekilaugh), czy nie.
Rozumiem, że większość jest niezadowolona z takiego przebiegu wydarzeń, ale to jest tylko zabawa i takie też trzeba mieć do tego podejście.                                                                                                                                                                  Chciałbym także życzyć z tej okazji mi i wam, żebyśmy do tej branży mieli troszkę luźniejsze podejście w końcu to tylko gry wideo i zabawa, która powinna łączyć. 
PS. Z okazji 1 kwietnia postanowiłem przestać trollować. 

Oceń bloga:
30

Komentarze (76)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper