SZACHY - Opowiadanie
BLOG
942V
Dzięki kącikowi szachowemu po wielu latach wróciłem do szachów, chociaż pewnie nie na długo; też nawet nie gram z nikim, ale zacząłem rozmyślać o nich - każdy kto grał chyba to rozumie.
Koncepcja tego wpisu narodziła się po tym jak zauważyłem, że wiele osób potrafi rozgrywać partie, ale nie rozumie szachów. Część wie, że to gra taktyczna, a mimo to nie zna taktyk i zasad - gra jak w czysto logiczną grę. Długo myślałem nad formą wpisu na bloga tak żeby nie była to długa seria nauki gry w szachy; tak żebym nie musiał wrzucać przy najdrobniejszych uwagach diagramu z analizami, bo tony by tego były; i tak żeby mimo wszystko bez przykładów pozwalało to co napiszę zrozumieć i widzieć grę w szachy.
Dlatego wyszedł wpis dla każdego i nie dla każdego. Dla każdego, bo jest w atrakcyjnej i przystępnej formie; nie dla każdego, bo trzeba już umieć grać i czytać ze zrozumieniem oraz przekładać to na konkretną partię szachów. Wszystko co tutaj napiszę oparte jest na popularnych lekcjach, ale odpowiednio przeze mnie zmodyfikowane. Jeżeli ktoś ma podstawy i odniesie prawidłowo to co napisałem do gry w szachy to pozna poniżej: teorię debiutów, strukturę pionów, grę otwartą i zamkniętą, słabe pola, sztukę wymiany, widełki, klamry, związania, usunięcia obrońcy, odkrycia, poświęcenia, zugzwang.
Ten wpis nie dotyczy końcowej części partii, a część reguł coraz mniej obowiązuje im bliżej do końca. Końcówek nauczyć jest ciężko tylko pisząc, to trzeba ćwiczyć i ćwiczyć - kącik szachowy i diagramy to dobry sposób na naukę końcówek. Reguły też nie są sztywne, czasem korzystnie je złamać, ale trzeba je znać żeby zrobić to świadomie i trzeba je znać żeby zmuszać przeciwnika do ich łamania.
SZACHY - Opowiadanie
Wstęp
W jednej z sal królewskich w południowym skrzydle było słychać chrapanie i trzask palącego się drewna. Całe pomieszczenie spowite było ciemnościami z wyjątkiem miejsca które rozświetlały szalejące płomienie w dużym, kamiennym kominku. Nikita dobrze wiedział kto tak smacznie rozłożył się w fotelu i wygrzewa w cieple ognia. Podkradał się po cichu by nagle rzucić się na niczego niespodziewającego się ofiarę.
- Mam cię dziadku! Wiedziałem, że tu będziesz.
Starszy mężczyzna był mocno zaskoczony tak gwałtowną pobudką. Po chwili rozbudził się już całkiem.
- Chcesz żebym dostał zawału Nikita? Dlaczego mnie tak nachodzisz.
- Przepraszam dziadku - z opuszczoną głową odpowiedział mały chłopiec - wydawało mi się to zabawne.
- No już dobrze, a dlaczego w ogóle mnie szukałeś?
Chłopiec podniósł głowę i było widać, że jest czymś podekscytowany.
- Bo ja dowiedziałem się, że brałeś udział w Wielkiej Wojnie, chciałbym się dowiedzieć jak tam było.
- Nonsens, czego chcesz się dowiedzieć Wszystkiego was uczą, na obrazkach możesz pooglądać różne oddziały, poczytać o ich udziale i prześledzić posunięcia w całym konflikcie. Co ja mogę więcej tobie powiedzieć?
Nikita był wyraźnie zawiedziony taką odpowiedzią.
- Dziadku, ale ja chciałbym to lepiej zrozumieć, dlaczego takie a nie inne decyzje podejmowano. Proszę cię, bardzo mnie to ciekawi. Słyszałem, że pracowałeś jako posłaniec i przenosiłeś rozkazy od samego króla. Musiałeś usłyszeć wiele ciekawych rzeczy.
- Jeżeli tak nalegasz, to mogę opowiedzieć.
Nikita uradowany wszedł ostrożnie dziadkowi na kolana, oparł się o niego i wpatrzył w tańczące płomienie przed nimi.
Opowiadanie dziadka
W pierwszym okresie, zgrupowano nas wszystkich razem. Wojska czekały na polecenia a ja długo czekałem na swoje pierwsze zadanie. Jak dobrze wspomniałeś, miałem przekazywać rozkazy. Siedziałem w namiocie sztabu i przysłuchiwałem się dyskusji króla z generałami.
Nie mogli się zdecydować na pierwsze posunięcie. Słyszałem, że omawiali różne warianty. Wiesz, że oni mają już gotowe i opisane wszystkie kilka pierwszych posunięć? Ja nie wiedziałem, wszystkie mają opisane, przeanalizowane i nazwane. Nie ma takich kilku pierwszych posunięć co by nie były - a i przeciwnik ma na nie gotowe odpowiedzi. Ale to i tak zależy od królów co zrobią, czasami są w złym nastroju tak jak nasz wtedy był i jest z tym różnie. Czasem po prostu chcą spróbować czegoś mniej standardowego.
Kiedy tak dyskutowali, miałem okazję dowiedzieć się co jest takiego ważnego w tych kilku pierwszych rozkazach. Byli bardzo skoncentrowani na tym jak przejąć dla siebie albo zagrozić skutecznie centrum naszej krainy. Jak wiesz mieszkamy na wyspie a z tych rejonów w centrum najłatwiej prowadzić działania wojenne - oddziały tam walczą najefektywniej. Takie zdobycie centrum dawałoby ogromną przewagę nad przeciwnikiem, który swoje odziały zmuszony byłby przemieszczać wzdłuż wybrzeża. Zwłaszcza konnica nieradzi sobie w takich warunkach, konie potrzebują dużych terenów i bardzo niepewnie czują się blisko wybrzeża. Mądrzy dowódcy bez konieczności ich nigdy tam nie posyłają.
Z tego co mi powiedzieli to w pierwszej kolejności rozkazy miałem przekazać oddziałom szeregowym. Tak najczęściej się robi. Każdemu oddziałowi zapewnia się wsparcie. Wszystkie odziały które ruszają w bój muszą je dostać. Cenniejsze wojska wyprowadza się kiedy już pierwsi szeregowi żołnierze formują front. Gońce i konnica muszą zostać wysłane by wspomagać front, ale nie w pierwszej linii, żeby ich niepotrzebnie nie narażać.
Rozkazy początkowo przekazywałem za każdym razem innym oddziałom. Kiedyś zapytałem się króla dlaczego, i dlaczego nie wspomoże na początku oddziałów walczących na froncie swoim hetmanem? Król spojrzał nam nie pogardliwie i nic nie odpowiedział. Od jednego z generałów dowiedziałem się, że to głupie zajmować się początkowo jednym odziałem więcej niż raz i tracić czas na wydawanie mu rozkazów, kiedy żeby zdobyć najlepszą pozycję trzeba jak najszybciej wyprowadzić resztę wojsk. Hetmana natomiast nie posyła się kiedy front jeszcze nie jest dobrze umocniony, wystarczy jedna luka i trzeba zajmować się ewakuacją hetmana a przeciwnik może bez przeszkód rozstawiać dalsze wojska kiedy my musimy uciekać.
Kiedy tak krążyłem między frontem a sztabem, zwróciłem uwagę, że części wojsk szeregowych na wybrzeżu i oddziałom zajmującym się machinami oblężniczymi nie wydano rozkazów i nie posłano na głęboki front. Króla już nie chciałem irytować swoją ciekawością, bo byłby mnie jeszcze gotów odprawić. W wolnej chwili udałem się do generała który wcześniej już mi objaśnił kilka kwestii. Mówił, że odziały na wybrzeżu to królewska gwardia, a król czuje się bezpiecznie tylko w bliskiej obecności swoich wojsk. Wysłane daleko na front nie zapewniłyby mu ochrony. Zawsze może się schronić na którymś wybrzeżu i wyprowadzić machiny. Tymi ostatnimi początkowo ciężko manewrować między licznymi oddziałami i dużo energii trzeba by poświęcić na to. Machiny to potężna broń i kiedy dostaną swobodę w trakcie działań od razu można je wykorzystać. Są równie skutecznie kiedy działają z wybrzeża co ze środka wyspy.
Wkrótce nastały pierwsze poważne walki. Wojska szeregowe bardzo dobrze się wspierały. Król wydawał rozkazy im ostrożnie i uważał żeby ich nie rozdzieli albo żeby w ferworze walk nie ustawić w jednej kolumnie, za to starał się doprowadzić do tego u przeciwnika inicjując różne potyczki.
Większość konnicy i gońców też już była w drugiej linii i miała swobodę działania i wspomagała natarcie. Te które pozostały w obozie miały udostępnioną drogę do na front.
Wiele początkowych starć zdawało mi się bezmyślną rzezią po obu stronach, ale to te starcia zmieniały front mimo, że układ sił w oddziałach pozostawał wyrównany. Drobne potyczki dzieliły wojska nieprzyjaciela, dawały więcej swobody na manewry i nam i jemu. Król musiał decydować która potyczka da nam jakąś korzyść w ułożeniu linii frontu i uważał żeby nie oddać za dużej swobody przeciwnikowi.
Mój zaprzyjaźniony generał wyjaśnił mi, że są dwa typy frontów i to jest bardzo ważne. Kiedy to widzimy wiemy które jednostki wysłać do boju a które jako cenniejsze szanować.
Kiedy na linii frontu jest klincz, duże masy wojsk na okopanych pozycjach to szybkie odziały gońców przystosowane do walk partyzanckich gorzej sobie radzą. Lepiej w takim klinczu dowodzi się konnicą, która szarżuje przez wrogie wojska i zadaje bolesne ciosy. Gońców lepiej wtedy użyć do wybicia wrogiej konnicy.
Kiedy linia frontu jest luźna, a między oddziałami są luki i nasi gońce mogą operować swobodnie, wtedy są potężną bronią i pokazują pełnię swych możliwości.
Wytłumaczył mi też, że są dwa typy oddziałów gońców. Oba nadają się do zadawania
błyskawicznych ataków, ale jedne przysposobiono do działań w lasach a drugich do działań na terenach stepowych. Powiedział mi, że teraz właśnie front zrobił się luźny a król nakazał szpiegom rozpoznanie.Podobno już wkrótce miałem przekazać rozkazy wojskom szeregowym, tym które mogą polecono przemieszczenie się w rejony leśne, bo przeciwnik stracił oddziały gońców leśnych i w lasach jest bezpieczniej. To miało być dla nas bardzo korzystne, bo linia frontu przesunęłaby się tak, że wojska przeciwnika dałyby nam swobodę albo przesunęły się na tereny stepowe żeby nas przyprzeć, a my wciąż posiadaliśmy odziały gońców operujące na terenach stepowych.
Opowiedział mi też, że szpiedzy wypatrują wyrw na froncie po stronie przeciwnika, miejsc które nie są strzeżone, zawsze dogodnie postawić tam jakiś oddział żeby stwarzał potencjalne zagrożenie. Jednak im śle się cenniejsze wojska na taką akcję tym większe ryzyko, jednak czasem opłaca się je podejmować.
Któregoś dania okazało się, że naprzeciwko siebie stanęły dwa cenne odziały po obu stronach. Wezwano mnie natychmiast, ale król wciąż nie podją decyzji jaki rozkaz przekazać. To rozumiałem dobrze, nie mieliśmy jeszcze przewagi liczebnej na froncie, a król nie był pewien czy lepiej dla niego zachować oddział czy pozbawić go przeciwnika. Dopiero po raporcie wywiadu podjął decyzję, że oddziały które możemy zaatakować dla przeciwnika są cenniejsze niż nasze dla nas i mogłem pobiec przekazać rozkaz do natarcia.
Będąc na froncie, dowiedziałem się od żołnierzy jakich przemyślnych podstępów używają podczas walki. Przenosząc tylko rozkazy nie miałem pojęcia jak wyglądają same bitwy a podobno już kilka ciekawych manewrów zastosowano i szukają sposobności do kolejnych. Spędzając noc przed powrotem przy jednym ognisku z żołnierzami, z zaciekawieniem tak jak ty teraz, przysłuchiwałem się tym opowieściom o różnych akcjach.
Każdy oddział chciał się pochwalić co bardziej skuteczniejszymi metodami walki i jacy to oni są skuteczni. Szeregowi żołnierze bardzo podkreślali, że kiedy mają odpowiednie wsparcie to potrafią podejść cenniejsze oddziały i zrobić taki zamęt, że tamte nie zdążą się wycofać na czas i zawsze mogą któryś zmasakrować. Jeźdzcy konni w tym momencie podnieśli głos, że to żadna ciekwa sztuka oni też potrafią zagrozić nawet większej liczbie oddziałów niż dwa naraz a poruszają się tak szybko i nieprzewidywalnie, że nawet oddziały które planują napaść czasami nie widzą tego a nawet jak widzą to nie mogą bezpośrednio odpowiedzieć. Gońce i oddziały obsługujące machiny oblężnicze, zaraz wtrąciły, że też tak mogą. Za to potrafią zaatakować z ukrycia. Często przesuwa się jedne wojska żeby gdzieś coś atakowały a tak naprawdę odkrywa się drogę do natarcia oddziałom gońców i machin wojennych. Przeciwnik czasem nawet nie zwraca na to uwagi, bo przecież nie były przemieszczone. A nawet jak dostrzega zagrożenie to już jest za późno, bo przed ich odkryciem powinien to zauważyć. Czasem są tak gotowi do ataku przez długi czas, nawet jak nic konkretnego nie ma na ich drodze, ale zawsze król trzyma ich przesłoniętych innymi oddziałami by kiedy nadarzy się tylko okazja odsłonić. Weterani wtrącili, że to skuteczna metoda atakowania wrogiego króla pod koniec wojny.
Tak się wykłócali o to czyje specjalności są skuteczniejsze, a ja zapytałem czy to już wszystkie ich sztuczki. Dopiero zwrócili na mnie uwagę i już wspólnie zaczęli zachwalać się jacy to oni są sprytni w boju.
Jak straszą cenne wojska przeciwnika które uciekając odsłaniają prawdziwy cel ataku. Jak paraliżują ważne punkty na froncie przeciwnika, nie pozwalając mu się ruszyć by nie odsłoniły nieprzygotowanych cennych oddziałów. Koło takich zestrachanych oddziałów można nawet spokojnie przejść - śmiali się. Zaczęli opowiadać jak współpracowali kiedyś, król nakazał zrobienie wyrwy we froncie, kilka oddziałów było gotowych naraz do ataku w jeden punkt na którym stał newralgiczny odział wroga, ale czekali aż specjalny oddział wykończy oddział który bronił tego jednego wrażliwego miejsca. Z nostalgią wspominali towarzyszy którzy zostali posłani wywabiać wroga w puste rejony na pewną śmierć żeby oni mogli zaatakować. Jeden ze starszych szeregowych wspomniał wcześniejszą wojnę, był świadkiem jak ich hetman ruszył w pole dla zwabienia wojsk nieprzyjaciela i poległ, kiedy król zorientował się, że to na pewno już zakończy konflikt. A jak opowiadali z dziką sadystyczną satysfakcją w oczach kiedy uda się doprowadzić przeciwnika do ostateczności, kiedy każdym ruchem sam sobie robi krzywdę... potem zaczęli rozmawiać o mordowaniu a ja już nie miałem ochoty tego słuchać. Poszedłem się wyspać, bo miałem wracać do sztabu na drugi dzień.
Jenak rankiem się zdziwiłem, sam król przybył do obozu. Rozpoznał mnie, podszedł i się uśmiechnął. Powiedział, że się dobrze spisałem i żebym wracał na zamek, wojna się kończyła a on sam już musi dowodzić.
Żołnierze którzy jeszcze wczorajszego wieczora tak radośnie opowiadali o wojaczce, najwidoczniej nie byli zadowoleni. Oni wiedzieli, że teraz zaczyna się najkrwawszy i najbrutalniejszy etap wojny. Król objął dowodzenie a dla niego nikt i nic się nie liczy poza zwycięstwem i poświęci każdego dla zdobycia przewagi.
Ja wróciłem. Resztę jak król dowodził i rozmieszczał wojska możesz przeczytać w księgach. Nie wiem jakie emocje panowały i czym się kierowano w tym etapie konfliktu. To chyba już czysta, chłodna kalkulacja i żądza krwi.
Koniec...
Kiedy dziadek skończył opowieść w jego uszy wpadł tylko dźwięk dogasającego paleniska i sapiącego Nikity na jago ramieniu. Dobry chłopak, pomyślał. Niech śpi, kiedyś sam przeżyje to co ja.